Reklama

Gdy powiedzieliśmy teściom, że kupujemy działkę, ich reakcja była przewidywalna – narzekali, marudzili i patrzyli na nas jak na wariatów. Teść od razu oznajmił, że to wyrzucanie pieniędzy w błoto, a teściowa uznała, że to zbyt duży obowiązek. Mówili, że szybko nam się znudzi, że będziemy mieć tylko dodatkowy kłopot, że zamiast odpoczywać w weekendy, będziemy harować przy pieleniu chwastów. Zbyliśmy ich uwagi, bo wiedzieliśmy swoje. Marzyliśmy o miejscu, gdzie moglibyśmy uciec od miasta i odpocząć. Nie przypuszczaliśmy jednak, że ci sami teściowie, którzy tak bardzo krytykowali nasz pomysł, za kilka miesięcy rozgoszczą się na naszej działce tak, że nie będziemy w stanie się ich pozbyć.

Reklama

Bardzo nam się podobała

Działkę znaleźliśmy przypadkiem. Była niedroga, położona w cichej okolicy, otoczona drzewami i miała niewielki domek, który wymagał remontu, ale nadawał się do użytku. Od razu wiedzieliśmy, że to miejsce idealne dla nas. Wizja leniwych weekendów na świeżym powietrzu, śniadań na tarasie i wieczornych ognisk wydawała się cudowna.

– Jesteście pewni? – zapytał teść, gdy poinformowaliśmy ich o zakupie. – Tyle roboty na głowie, a wy sobie dokładacie.

Teściowa pokiwała głową z dezaprobatą.

– I po co wam to? Będziecie się tylko męczyć. Współczuję wam tego koszenia trawy i grabienia liści.

Nie przejmowaliśmy się ich sceptycyzmem. Kupiliśmy działkę i od razu zaczęliśmy porządki. Przycięliśmy zarośnięte krzewy, wykarczowaliśmy chwasty i pomalowaliśmy domek. Pierwszy weekend spędzony na działce utwierdził nas w przekonaniu, że podjęliśmy dobrą decyzję. Późnym wieczorem, siedząc przy ognisku, spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo.

– Myślisz, że rodzice kiedyś zmienią zdanie?

– Nie wydaje mi się – zaśmiałam się. – Oni już wiedzą wszystko najlepiej.

Nie wiedzieliśmy jeszcze, jak bardzo się myliliśmy.

Dobrze się u nas poczuli

Pierwszy raz teściowie odwiedzili nas na działce pod pretekstem zobaczenia, jak sobie radzimy. Przyjechali w sobotnie popołudnie, pełni sceptycyzmu. Teściowa od progu zaczęła swoje uwagi.

– No, no… Trochę to ogarnęliście, ale zobaczycie, ile tu jeszcze pracy.

Teść stanął z rękami w kieszeniach, rozejrzał się i mruknął:

– Trochę lepiej, niż myślałem.

Zamiast cieszyć się ich uznaniem, czułam lekką irytację. Mimo to postanowiliśmy być gościnni. Zrobiliśmy grilla, usiedliśmy przy stole na tarasie i staraliśmy się nie przejmować ich komentarzami. Teściowa po jakimś czasie zaczęła się rozluźniać. Gdy częstowałam ją ciastem, westchnęła:

– W sumie to miło tak posiedzieć na świeżym powietrzu

Teść wziął łyk piwa i pokiwał głową.

– I cicho tu.

Pierwsza wizyta nie była jeszcze alarmująca. Spędzili z nami kilka godzin, po czym odjechali. Myśleliśmy, że była to jednorazowa sytuacja. Tydzień później pojawili się znowu. Tym razem przywieźli koszyk z jedzeniem i koc.

– Skoro już tu jesteśmy, to może zostaniemy na dłużej?

Nie mieliśmy nic przeciwko. Jeszcze wtedy.

Przyjeżdżali non stop

Ich wizyty stały się regularne. Co weekend przyjeżdżali na działkę, jakby to było ich miejsce. Na początku nas to bawiło, ale z czasem zaczęło męczyć. Wcześniej działka miała być dla nas miejscem odpoczynku, a nagle staliśmy się organizatorami rodzinnych spotkań. Teściowa przynosiła sadzonki i wymyślała kolejne rzeczy do zrobienia.

– Tu posadzimy zioła! A tam zrobię rabatkę z lawendą! – oznajmiła któregoś dnia, jakby to była jej własność.

Teść wcale nie był lepszy. Pewnej soboty przyjechał z narzędziami i zajął się naprawą płotu.

Trochę chwieje się na wietrze. Trzeba wzmocnić – oświadczył, nie pytając nas o zdanie.

Niby robili to dla nas, ale zaczęliśmy czuć, że działka przestaje być tylko nasza. Pewnego razu, gdy przyjechaliśmy w piątek wieczorem, zobaczyliśmy znajomy samochód.

– Ooo, wreszcie jesteście! – zawołała teściowa, machając z tarasu. – My już tu od rana, żeby wszystko przygotować!

Spojrzeliśmy z mężem po sobie. Przygotować? Przecież to miał być nasz spokojny weekend. A wyglądało na to, że to my byliśmy tu gośćmi. Wtedy jeszcze łudziliśmy się, że to chwilowe. Myśleliśmy, że z czasem znudzi im się to miejsce. Niestety, było wręcz przeciwnie. Z każdym tygodniem ich obecność na działce stawała się coraz bardziej uciążliwa. Najgorsze było to, że oni wcale nie widzieli problemu.

Poczuli się jak u siebie

Pewnego dnia teściowa zadzwoniła do mnie już w środę.

– Myślimy, żeby wpaść na działkę w piątek rano. Może byśmy tam zostali na kilka dni?

Zamarłam.

– Ale… my planowaliśmy spędzić tam weekend sami.

– To co? Przecież się zmieścimy! – zaśmiała się beztrosko.

Zaczęłam rozumieć, że oni traktują działkę jak swoją. Przyjeżdżali, kiedy chcieli, zmieniali wszystko według własnego gustu. Pewnego dnia teść zamontował huśtawkę dla wnuków, mimo że jeszcze nie mieliśmy dzieci.

– Fajnie, prawda? – zapytał z dumą.

Czułam, że sytuacja wymyka się spod kontroli. Nawet sąsiedzi zaczęli się śmiać.

– No, no, widzę, że teściowie rozgościli się na dobre – rzucił pan Andrzej, nasz sąsiad. – Ciekawe, kto tu naprawdę jest właścicielem!

Nie śmiałam się. Czułam, że jeśli czegoś nie zrobimy, niedługo nie będziemy mieć ani chwili prywatności. Wieczorem powiedziałam o wszystkim mężowi.

– Wiem, ale jak im to powiedzieć, żeby się nie obrazili?

Nie miałam pojęcia.

Pora to jakoś uciąć

Kiedy w kolejną sobotę przyjechaliśmy na działkę i znów zastaliśmy teściów, przebrała się miarka. Siedzieli na tarasie, popijali kawę i wyglądali, jakby byli u siebie.

– O, kochani! – zawołała teściowa. – Mieliśmy nadzieję, że też przyjedziecie!

To już było za dużo.

– Mamo, tato, musimy pogadać – powiedział mój mąż, zanim zdążyłam go powstrzymać.

Teściowie spojrzeli na nas zdziwieni.

– Chodzi o to, że działka miała być naszym miejscem na odpoczynek – tłumaczył. – A my czujemy, że coraz trudniej nam tu pobyć we własnym towarzystwie.

Zapadła cisza. Teściowa wyglądała na dotkniętą, teść popatrzył na nas z ukosa.

– To znaczy, że nie chcecie, żebyśmy tu przyjeżdżali? – zapytała z wyrzutem.

– Nie o to chodzi – wtrąciłam szybko. – Po prostu… chcielibyśmy, żebyście uprzedzali nas wcześniej i dawali nam trochę przestrzeni.

Teściowie zamilkli, ale po chwili kiwnęli głowami.

– No dobrze, rozumiemy – powiedział teść. – Może rzeczywiście trochę się rozgościliśmy.

Nie byłam pewna, czy rzeczywiście rozumieją.

Czekają na zaproszenie

Od tamtej rozmowy minęło kilka tygodni. Na początku teściowie byli wyraźnie urażeni. Przez dwa weekendy w ogóle się nie pojawili, co było dla nich wręcz nienaturalne. Widziałam, że teściowa specjalnie nie dzwoniła, czekając, aż to my się odezwiemy. Mąż próbował ją udobruchać, ale ja uznałam, że dobrze zrobi im chwila dystansu. Po jakimś czasie teść zadzwonił z pytaniem, czy mogą wpaść w sobotę na kawę. To było duże ustępstwo z ich strony, bo do tej pory uznawali, że nie muszą się anonsować. Zgodziliśmy się, pod warunkiem że tym razem to my zaprosimy ich, a nie oni siebie.

Gdy przyjechali, atmosfera była trochę sztywna. Teściowa niby się uśmiechała, ale czułam, że nie do końca zapomniała naszej rozmowy. Jednak gdy usiedliśmy na tarasie i zaczęliśmy rozmawiać, napięcie opadło.

– No i jak tam wasze malwy? – zapytałam, chcąc przełamać lody.

– Rośną pięknie! – rozpromieniła się teściowa. – Wiesz, chyba sami poszukamy jakiejś działki dla siebie.

Zamarłam. Czyżby cud? Teść kiwnął głową.

– No bo wiesz, my się tutaj trochę za bardzo rozgościliśmy… Ale przyznam, że to jednak świetna sprawa, mieć takie miejsce.

Od tamtej pory sytuacja się unormowała. Teściowie odwiedzają nas, ale nie co weekend i zawsze wcześniej pytają. A my? Wreszcie możemy odpocząć na naszej działce, tak jak to sobie wymarzyliśmy. I nie musimy się martwić, że pewnego dnia zastaniemy ich, jak smażą kiełbaski na naszym grillu, zanim zdążymy przyjechać.

Reklama

Justyna, 30 lat

Reklama
Reklama
Reklama