Reklama

Czy mężczyzna naprawdę potrafi jednym słowem sprawić, że nasze poczucie atrakcyjności rozpada się w drobny mak? Czy serial „Seks w wielkim mieście”, w którym kobiety przy lunchu otwarcie mówią o orgazmie, a który to serial bardzo chętnie oglądamy, jest kompletnie oderwany od naszej rzeczywistości?
„POCHWA” NIE BRZMI PIĘKNIE
CLAUDIA: Z badań wynika, że my, Polki, nadal nie jesteśmy otwarte. Co druga z nas zapytana, o czym wstydzi się mówić, odpowiada: o seksie, o swojej seksualności.
IGA: Takie bariery narastają latami, ciągną się z pokolenia na pokolenie. To kwestia relacji z matką. W moim domu o seksualności zawsze mówiło się otwarcie i ja też nigdy nie miałam z tym problemu. Ale mam koleżankę, dziś trzydziestoletnią, która nawet w tej chwili, kiedy pojawia się temat seksu, a w towarzystwie jest jej matka, robi się natychmiast cała czerwona. Znam wiele dorosłych kobiet, które mają straszne opory, żeby rozmawiać o seksie, i nie mówię tu o publicznych zwierzeniach na babskiej imprezie. One nie potrafią rozmawiać o seksie ze swoimi mężczyznami. Nie potrafią powiedzieć, czego chcą, co im sprawia przyjemność, a czego nie znoszą i robią na siłę. Wszystkie z nich pochodzą z domów, w których relacje z matkami były ograniczone.
CLAUDIA: A nie wydaje się Wam, że problem Polek z mówieniem o seksie i cielesności łączy się też z tym, że nasz język nie ma fajnego kodu, nazewnictwa? I te wszystkie określenia: srom, pochwa, prącie, nie brzmią… melodyjnie? Nie mamy ładnego języka do nazywania czegoś, co przecież jest ważne i fajne.
IGA: Więc nie nazywamy tego w ogóle. Lepiej nie wspominać o narządach rodnych – swoją drogą rzeczywiście brzmi to paskudnie – swojej córce. A przecież tak jak mamy dwie ręce, dwie nogi i nos, mamy też pochwę. Część naszego ciała, jak każda inna… A tu tabu! Dla mnie to szaleństwo.
HANKA: Ty mówisz o nazwach: srom, prącie, mówisz o podręczniku biologii, a ja pamiętam z dzieciństwa… kokoszkę. Co to jest za język?!
IGA: Kokoszka? Pierwszy raz słyszę, muszelkę kojarzę.
HANKA: Ale to nie jest tylko problem języka polskiego. Angielski, język świata, też nie udźwignął seksu. Nie fonetyka jest tu wiodąca. Jak są opory i blokady, ładne słowo też nie pomoże. U mnie w domu w ogóle nie rozmawiało się na temat seksu.
IGA: To kto cię uświadomił?
HANKA: Podwórko. To podwórko wprowadziło w moje myślenie podział na płcie. Bo to jest właśnie ta odwiecznie istniejąca teoria: moje dziecko na pewno wszystko wie albo, nie daj Boże, wie więcej niż ja. Rodzice, którzy nie rozmawiają o seksie z dziećmi, nie robią tego, bo sami się wstydzą! Miałam w szkole podstawowej koleżankę, która rozwinęła się najszybciej z nas wszystkich. I natychmiast stała się naszą „trendsetterką”. Obserwowała, której rosną piersi i czy już powinna kupić stanik. Wydawała opinię! Ale nie uważam, by to była fajna droga uczenia się swojej kobiecości. Żałuję, że moje relacje z mamą tak się układały. Myślę, że ma to duże znaczenie w kształtowaniu się naszej seksualności.
KASIA: Moja mama starała się mnie i moją siostrę jakoś obserwować. Kiedy siostra zaczęła spotykać się z chłopakiem, próbowała coś na ten temat wycedzić. Ja również znam instytucję „trendsetterki”, też miałam w klasie takie guru. Samozwańcze. Obserwowała i dzieliła się refleksjami. Na moje poczucie kobiecości i atrakcyjności wpłynęła bardzo silnie. Kiedyś po WF-ie zrobiła nam test na proste/krzywe nogi. Usłyszałam, że moje są krzywe. Ton, jakim to powiedziała, nie pozostawiał żadnych wątpliwości, jak jest. Teraz mogę się z wami pośmiać, ale tamten wyrok utkwił mi w głowie na długie lata. Podważył moją budzącą się właśnie kobiecość.
IGA: Miałam szczęście: do mamy na pogawędki przychodziły nawet moje koleżanki. I zazdrościły, że mam taki układ. Wiem, to jest rzadkość. Ale wiem też, że moja babcia potrafiła rozmawiać otwarcie. Dlatego upieram się: tabu przekazujemy sobie jak pałeczkę w sztafecie. Miałam w podstawówce koleżankę, która, kiedy dostała okres, strasznie się tego wstydziła. Miała wręcz paranoję, że brzydko pachnie. Potrafiła pytać mnie co pół godziny, czy ja również to czuję. Bez przerwy się myła. Nie muszę wam mówić, że nie jest to kobieta, która dzisiaj przepada za swoim ciałem i otwarcie umie mówić w łóżku, czego chce.
PRZEPRASZAM, ALE CZY KAŻDY MĘŻCZYZNA JEST IDEALNY?!
CLAUDIA: Są takie „magiczne” słowa czy określenia wypowiedziane przez mężczyznę, po których już na pewno nic się między wami nie wydarzy, bo zamrażają w kobiecie kobiecość? Bezpowrotnie.
HANKA: Niestety, są. Faceci jakby genetycznie mieli wdrukowaną bezmyślność w tych kwestiach. Palnie coś i dziwi się, że są konsekwencje.
IGA: Ale nie można dać się dołować. Nawet jakby facet powiedział mi, że mam rozstępy, no to co? Po pierwsze – mam je, a po drugie – czy on jest Antonio Banderasem, do cholery? Umiem się odgryźć. I strasznie mnie wkurza, gdy widzę, jak kobieta pozwala facetowi uderzać w swoje poczucie atrakcyjności! Mówiłyście o tych biuściastych koleżankach z podstawówki i przypomniałam sobie podobną sytuację. Z mojego klasowego ucieleśnienia kobiecości, z Anki, chłopcy strasznie się śmiali. Zgodnie z podpowiedzią mamy powiedziałam do nich któregoś dnia: „Teraz się naśmiewacie, a potem całe życie będziecie szukać kobiety z dużymi piersiami”. Zapanowała konsternacja. I się uspokoili. A mnie zostało tak do tej pory. Nigdy nie będę siedzieć cicho, gdy facet podważa kobiecość mojej znajomej. Mam słabe punkty, jak każdy, ale nie będę tolerować faceta, który chce w nie celować. Rozglądam się w knajpach. Siedzą tacy szarzy, łysiejący, z dużymi brzuchami i rozmawiają o długonogich blondynkach. Przepraszam, z czym do ludzi, panowie!
KASIA: Ale wiesz, z ich fantazjami nie wygrasz. Chociaż oni z naszymi też niekoniecznie…
BUDUAROWO, A NIE BURDElOWO
CLAUDIA: Miałybyście opór przed pójściem do sex-shopu? Sprzedawcy mówią, że jeśli przychodzi kobieta, to zawsze... „robi zakupy dla koleżanki”.
HANKA: Czytałam o takim, do którego bym poszła, pod Manchesterem. Bo nie wygląda na wstrętne miejsce, do którego przychodzą nieciekawi mężczyźni. Jest tylko dla kobiet. Organizowane są tam pogadanki z psychologami, seksuologami. Ciekawy, inny pomysł. I jest tam po prostu ładnie – buduarowo, a nie burdelowo. Na ich stronie znalazłam wibrator w kształcie kamyka, kolorowego. I zdjęcie ładnej sypialni. Na szafce nocnej leżało dużo kamyków, a jeden z nich był właśnie wibratorem. Myślę, że o to chodzi. O klasę. I to akurat nie jest kwestia wstydu, ale poziomu wulgarności…
IGA: Poszłabym tylko dla żartów.
KASIA: Gdybym rzeczywiście miała kupować, zrobiłabym to przez internet. Wstydziłabym się tam wejść.
CLAUDIA: Bo?
KASIA: Bo nie czuję się biegła w tych wszystkich niuansach, nowinkach technicznych. I nie wyobrażam sobie zapytać „pana sprzedawcy” o radę. Sama myśl, że mam obcego człowieka prosić o tego rodzaju wskazówki i podpowiedzi, wydaje mi się przerażająca i nie na miejscu.
HANKA: No właśnie, w tym filmie reklamującym sklep, o którym wspomniałam, w roli „pana sprzedawcy” oświecającego mnie, gdzie co należy włożyć, bo tak wyobrażam sobie tego typu wizytę, występowała seksuolożka, która w fajny sposób mówiła o przyjemności, jaką takie gadżety mogą nam dać. Dodatkowo doradzała w kwestiach problemów intymnych. I to ma według mnie sens, urok. Nie jest odpychające.
IGA: Można wejść i nawet coś kupić. W Paryżu, w wybranym miejscu, się skusiłam. To była bardzo odważna i bardzo fajna bielizna. Ale w takim naszym, powiedzmy klasycznym sex-shopie miałam przyjemność być raz. Pierwszy i ostatni. To był jeden z przystanków w czasie wieczoru panieńskiego koleżanki. Przejście obok kilku kabin, w których, użyję eufemizmu, oddawali się rozkoszy panowie, sprawiło, że więcej nie miałam ochoty na takie wizyty. A nie uważam się za osobę przesadnie wstydliwą. To było po prostu niesmaczne, i tyle.
PORÓD POKAZUJE MAPĘ EROTYCZNEGO ŻYCIA KOBIETY
CLAUDIA: Dziewczyny, pamiętacie moment, kiedy pierwszy raz poczułyście się kobietami?
IGA: Tak! Na wakacjach w Grecji! Co się śmiejecie? Naprawdę. Miałam wcześniej chłopaka i wszystko niby było „na miejscu”. Całowanie, przytulanie, dotykanie. Ale wtedy, latem, poznałam faceta starszego ode mnie. On tak dużo opowiadał o tej mojej kobiecości. Wiecie, chciał mnie regularnie poderwać. Ale zadziałało. Ja miałam 19 lat, on był dobrze po 30. I nagle pomyślałam sobie: „O, rany, tak się jakoś bujam na tym piasku. Płynę, a nie chodzę”. Prawda jest taka, że te tanie, południowe teksty wyzwoliły we mnie poczucie kobiecości . Ale byłam wtedy młodziutka. Teraz, kiedy mam 37 lat, tak naprawdę mężczyzna nie jest mi potrzebny do tego, abym czuła się kobieco.
KASIA: Chciałabym móc powiedzieć to samo. Mimo usilnych prób pielęgnowania kobiecości w sobie, niestety, ona w zasadniczej części zależy od sygnałów z zewnątrz. Od przeglądania się w oczach mężczyzny.
IGA: Wiecie co, ja jedyna w naszym gronie jestem matką. Myślę, że urodzenie dziecka bardzo wiele zmienia w tej kwestii. Kiedy urodziłam, poczułam taki rodzaj niepodważalnej siły i pomyślałam: „Który facet dałby radę przez to przejść?!”. Wtedy kobieta bardzo się otwiera. Tym bardziej, jeśli wcześniej miała jakieś zahamowania związane ze swoim ciałem.
CLAUDIA: No właśnie, rozmawiałam z pewną położną, która powiedziała mi, że sposób, w jaki kobieta zachowuje się podczas porodu, pozwala określić, jak wygląda jej życie erotyczne. Że te wszystkie opory, blokady widać wtedy jak na dłoni.
IGA: Dokładnie tak jest. Chodziłam do szkoły rodzenia. Na którychś zajęciach położna powiedziała: „Musicie dokładnie poznać swoje ciało. Macie wiedzieć, jak wygląda”. Zapytałam: „Ale o co ci chodzi, mam przystawić sobie TAM lusterko?!”. Usłyszałam: „Tak!”. Nie chciałam. Ale profesjonalistka przekonała mnie, że to naprawdę bardzo ważne.
CLAUDIA: Jest takie niewypowiadane głośno przekonanie, poczucie, że ta nasza seksualność jest brzydka, brudna. Że TE części ciała i u kobiety, i u mężczyzny to nic ładnego. Skąd to się wzięło?
HANKA: Musisz przyznać, że natura zażartowała sobie z nas, umieszczając źródło największej cielesnej przyjemności, źródło życia, w tym samym miejscu, którym… po prostu wydalamy.
CLAUDIA: I dlatego tych miejsc w swoim ciele mamy nie lubić, nie akceptować?
HANKA: Nie, ale jest w tym coś brudnego, z założenia.
KASIA: Myślę, że tu zahaczamy o wiele mocnych spraw. O psychologię, czyli o tę przyjemność, a konkretnie poczucie, czy na nią zasługuję. O ważną w naszej kulturze kwestię religii. Mam za sobą epizod związany z tym, jak ksiądz koncertowo potrafi w młodym człowieku wzbudzić poczucie winy. Byłam nastolatką, miałam chłopaka. Przeżyłam z nim swój pierwszy raz. Podczas spowiedzi ksiądz bez żadnych oporów był uprzejmy przekroczyć jednak, mam wrażenie, zakres swoich kompetencji. Poinformował mnie nie tylko, że nie mieści się to w ramach naszej religii, ale że właśnie to coś złego, nieczystego, czytaj: brudnego. Jest to przyjemność, a ta jest zła. Jeśli nie robisz tego w celu prokreacji, to znaczy, że traktujesz kogoś instrumentalnie. Można mieć po takim „wykładzie” jakąś blokadę. Myślę, że my, kobiety, mamy też ciągle jeszcze aktualne w sobie, od pramatek przekazane, poczucie misji w kwestii seksu. Jesteśmy odpowiedzialne za przyjemność mężczyzny. Jeżeli nie jest mu dobrze, to nasza wina.
CLAUDIA: Wszystkie kolorowe gazety rozpisujące się o naszym prawie, a wręcz obowiązku przeżywania wielokrotnych orgazmów nie wyemancypowały nas jeszcze? Nie umiemy wymagać, by nam było dobrze? Czy nadal wstydzimy się o tym mówić?
IGA: Nie znoszę facetów, którzy w łóżku skupiają się na sobie. Dla mnie są spaleni . I związałam się z takim, dla którego liczy się najpierw moja przyjemność, który szanuje też to, że czasem, nawet w ostatniej chwili, chcę się wycofać. Nie każdy szanuje.
KASIA: Oj, nie. I możesz usłyszeć wtedy o swojej aseksualności albo że jesteś zimna. To tak à propos rzeczy, które wypowiedziane warunkują jakieś „dalej”.
IGA: Kopnęłabym w tyłek takiego palanta. To są właśnie ci niewłaściwi faceci!
ZGAŚ ŚWIATŁO, DOPIERO WTEDY SIĘ ROZBIORĘ
CLAUDIA: A nadal chowamy nasz cellulit pod kołdrą?
IGA: Ja nie! I apeluję do wszystkich kobiet: wyjdźcie na powierzchnię! Oni, po pierwsze, zazwyczaj nie widzą tych rozstępów, a po drugie – jak widzą, to naprawdę nie wolno pozwolić im siebie krytykować. Czasy się zmieniły. I umówmy się: to nie jest tak, że mężczyzna to ten, który zawsze, wszędzie i ciągle staje na wysokości zadania.
CLAUDIA: To znaczy ogłaszamy zmierzch macho? I zapalamy światło?
HANKA: Od dziś! A poważnie, to czas się o siebie upomnieć! Zamiast się siebie wstydzić! l

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama