Wojna domowa, synowa i teściowa pod wspólnym dachem
Choć od ślubu Marka i Agaty minął zaledwie rok, ich małżeństwo już przeżywa poważny kryzys. Ona nie chce dłużej mieszkać z teściową, a on musi wybierać między żoną i matką.
- Naj
Agata: Teściowa wciąż mnie krytykuje i wtrąca się we wszystko
Dowcipy o teściowych zawsze wydawały mi się mocno przesadzone. Ale jak na ironię, w moim życiu sprawdziły się w stu procentach. Już dzień po ślubie, kiedy przeprowadziłam się do Marka, teściowa dała mi do zrozumienia, że to jej dom i muszę się dostosować do panujących w nim obyczajów. W kuchni powiesiła regulamin. Poszczególne jego punkty dokładnie określały moje obowiązki. Lecz to był dopiero początek.
Teściowa zaczęła robić tysiące aluzji, np. że niczego w kuchni nie może znaleźć albo że łazienka ciągle jest zachlapana. Było mi przykro, ale starałam się uważać na to, co robię. I to był mój błąd, bo jej rządy zataczały coraz szersze kręgi. Dziś potrafi wejść do nas na górę, kiedy mamy gości, i stwierdzić z przekąsem, że jest już późno. Wyrzuca moje papierosy, twierdząc, że to dla mego dobra. Na każdym kroku daje mi do zrozumienia, że jako żona jestem do niczego. Sama pierze koszule Marka i choć gotuję niemal codziennie, stawia pod naszymi drzwiami garnki z karteczkami: "Gulasz dla Mareczka"; "Golonka dla Mareczka". Kiedyś zapytałam wprost, jakie ma wobec mnie zarzuty. Zrobiła zdziwioną minę, a potem zwróciła się do Marka: "Chyba przeszkadzam twojej żonie, ale nie martwcie się, z moim chorym sercem długo nie pożyję". Zrobiło mi się potwornie głupio, zwłaszcza że Marek się nie odezwał, tylko tak dziwnie na mnie popatrzył.
Czuję się w tym domu jak intruz. Cały czas jestem obserwowana i krytykowana. Teściowa niszczy mnie w białych rękawiczkach, powoli, stopniowo, ale skutecznie. Próbowałam rozmawiać o tym mężem, ale on prosi, żebym była wyrozumiała, albo mówi, że same powinnyśmy załatwić te drobne nieporozumienia. Nie jestem w stanie żyć dłużej w takiej atmosferze i nie mam siły też walczyć z teściową. Boję się, że Marek stanie po jej stronie. Na domiar złego teściowa coraz częściej dopytuje się o wnuki. Nigdy nie zgodzę się wychowywać dzieci pod jej okiem. Postanowiłam poważnie z mężem porozmawiać. Będę twarda, postawię warunek: albo szukamy sobie mieszkania, albo od niego odchodzę.
Maria: Przygarnęłam ją jak córkę, a ona traktuje mnie niczym wroga
Gdy syn chciał się żenić, nie sprzeciwiałam się. Agata wydawała się miła, grzeczna, spokojna. Nie podobało mi się, że jest wegetarianką i pali papierosy, ale nie chciałam jej do siebie zrażać. Pomyślałam, że gdy zamieszka u nas, przekonam ją do jedzenia mięsa i zerwania z nałogiem. Aby szybciej odnalazła się w naszej rodzinie, w kuchni powiesiłam informację o domowych obyczajach. Chciałam jak najlepiej, ale ona chyba poczuła się dotknięta. Z miną obrażonej księżniczki zmywała talerze po obiedzie, a w szafkach wszystko mi poprzestawiała.
Nie jestem przedpotopową staruszką i staram się być wyrozumiała. Nie podoba mi się jednak, że dla Agaty najważniejsze jest towarzystwo. Albo godzinami rozmawia przez telefon, albo sprasza gości, którzy przesiadują do późna w nocy. Nie liczy się z tym, że budzi mnie trzaskanie drzwiami po nocy i potem nie mogę zmrużyć oka. Rozumiem, jestem dla niej obcą kobietą, ale żeby nie troszczyć się o własnego męża, który wstaje rano do pracy? Pomagam im, jak mogę, bo wiem, że synowa jest młoda i wielu rzeczy nie potrafi. Dlatego kiedy wracają z pracy, mam dla nich obiad. Ale ona tego nie docenia. Kiedyś nawet oddała mi wszystko nietknięte, mówiąc, że już jedli. A co to za jedzenie, trochę sałaty i jakiś kotlet z fasoli? Przecież mężczyzna na takim wikcie daleko nie zajedzie.
A kiedy uprałam ich rzeczy, zwróciła mi uwagę, że zniszczyłam jej najlepszą bluzkę. Teraz piorę tylko ubrania syna, ale czuję, że o to też ma do mnie pretensje. Niepokoję się o Marka. Widzę, że chłopak marnieje w oczach. Próbowałam życzliwie z nią rozmawiać, jak kobieta z kobietą, ale tylko burczała, że Marek jest dorosły i sam potrafi o siebie zadbać. Wielokrotnie jej ustępowałam, lecz ona coraz bardziej panoszy się w moim domu. Zerwała z okna najlepsze zasłony, wytłukła pół rodowej porcelany. Niedawno wjechała samochodem w sam środek najpiękniejszego klombu. Przepraszała, że zrobiła to niechcący, ale już ja swoje wiem. A teraz przestała się do mnie odzywać, zwłaszcza kiedy pytam ją o dzieci. Przecież wiadomo, że każda babcia żyje tylko dla wnuczków.
Mówiłam jej, że po porodzie spokojnie może wrócić do pracy, bo ja się wszystkim zajmę. Powiedziała jednak, że to nie moja sprawa. Marek jest zapracowany, więc nie widzi tego wszystkiego, a może żałuje, że się z nią ożenił, tylko nic nie mówi? Nie wiem, co dalej robić. Coraz częściej mam ochotę rzucić to wszystko i zostawić ich na pastwę losu. Czuję się rozgoryczona i pokrzywdzona. Nie tak wyobrażałam sobie małżeństwo syna.
Komentarz psychologa
Konflikt ten można jeszcze załagodzić, ponieważ i Agata, i jej teściowa kierują się dobrymi intencjami. Po prostu powstało między nimi wiele nieporozumień wynikających z różnicy wieku, odmiennych doświadczeń, przyzwyczajeń oraz poglądów. Cała trójka (bo również Marek!) powinna zasiąść do "okrągłego stołu" i ustalić zasady wspólnego życia, tak by nikt nie czuł się w domu obco. Konieczny jest kompromis, ale też takt, wyrozumiałość oraz umiejętność przymykania oczu na drobiazgi.