Reklama
Dlaczego tak bardzo potrzebujemy miłości?

Chyba nie ma kobiety, która nie marzyłaby o wielkim, prawdziwym uczuciu. Chcemy kochać i być kochane. Miłość nas uskrzydla, świat wydaje się wtedy przyjazny, życie nabiera sensu. Dlaczego tak się dzieje? Może zabrzmi to mało romantycznie, ale taką silną potrzebę, żeby kochać, podarowała nam natura. Ona sprawiła, że poszukujemy bliskiej osoby, z którą chcemy się związać i założyć rodzinę. Gwarantuje to istnienie gatunku ludzkiego. Ale choć "zaczarowała" nas natura, nie można sprowadzać miłości tylko do instynktu i biologii. Pragniemy kochać, ponieważ mamy silną potrzebę bezpieczeństwa. O ile w dzieciństwie zaspokajali ją rodzice, później źródłem poczucia bezpieczeństwa staje się więź z kimś innym. Jako tzw. słaba płeć potrzebujemy chyba opieki? Bywa też, że nie doceniamy siebie, a miłość mężczyzny nas dowartościowuje. Gdy czujemy się kochane, nabieramy pewności siebie i wiary we własne siły.

Reklama
Czekałam na niego prawie 20 lat!

Moja historia przypomina bajkę o królewnie Śnieżce, która całe wieki czekała na swego księcia. Ona się doczekała, ja też! Jarka znałam od dzieciństwa, jest dalekim krewnym mojego ojca. Zakochałam się w nim w podstawówce i postanowiłam, że wyjdę za niego za mąż. Zakomunikowałam mu to, a on pękał ze śmiechu. Czas płynął, ale dziecięca miłość nie chciała przeminąć. Żaden chłopak nie mógł równać się z Jarkiem. Zaliczałam każdą rodzinną imprezę, jeździłam po Polsce na śluby, chrzciny i pogrzeby, byle tylko go spotkać. Uwodziłam go, jak umiałam, ale on tego nie zauważał. Po pewnym czasie dowiedziałam się, że się żeni. To był cios w serce, straciłam wszelkie nadzieje. Zaczęłam umawiać się na randki, szalałam, by zapomnieć o Jarku.
Minęło parę lat, dobiegałam już trzydziestki i wciąż nie mogłam ułożyć sobie życia. I nagle spotkałam go na weselu naszej kuzynki. Był przygnębiony, wyglądał staro, jakby przybyło mu sto lat. Dowiedziałam się, że żona go rzuciła. Pocieszałam go, wspierałam, i od tego się zaczęło. Zobaczył we mnie kobietę, a nie zakochaną smarkulę. Doczekałam się swego księcia. Jesteśmy małżeństwem od roku, spodziewam się dziecka. Wiem, że stworzymy szczęśliwą rodzinę.

Zakochałam się, choć nie wiedziałam, jak on wygląda

Jestem typowym molem książkowym. Wolę poczytać, niż iść na imprezę. Moim oknem na świat jest Internet. Poznałam tą drogą wielu ciekawych ludzi. "Samotnik" już od pierwszej chwili wydał mi się bratnią duszą. Rozmawialiśmy o wszystkim i z dnia na dzień wzrastało moje przekonanie, że wiele nas łączy. Czułam, iż znaleźliśmy się jak w korcu maku. Po trzech miesiącach czatowania zdecydowaliśmy o spotkaniu. Gdy opowiedziałam o tym koleżankom, wyśmiały mnie: próbowały wybić mi z głowy to spotkanie, uważały, że jestem naiwna, bo ten "Samotnik" ma pewnie 60 lat. Trochę się przestraszyłam.
Przed samym spotkaniem chciałam uciekać. Bałam się rozczarowania, tego, że zostanę oszukana. Gdy zobaczyłam Mirka, wszystkie wątpliwości zniknęły. Rozmawialiśmy tak, jakbyśmy znali się od wieków. Spotykamy się często, razem spędziliśmy sylwestra. Kochamy się, nie wyobrażamy sobie życia bez siebie. Planujemy wspólne wakacje, a potem chyba ślub?

To była miłość od pierwszego wejrzenia

Byłam wtedy na jakimś szkoleniu. Popatrzyłam na prelegenta i nagle poczułam zawrót głowy. Nasze spojrzenia się spotkały i świat zawirował. Drżały mi kolana, dygotało serce. Nie kojarzyłam ani słowa z tego, co prelegent mówił. Gdy skończył, siedziałam jak zamurowana. On długo zbierał notatki, a potem podszedł i przedstawił się. Poszliśmy razem na lunch, na spacer do parku. Spędziliśmy pięć szalonych dni. Byłam szczęśliwa i zrozpaczona jednocześnie - zakochałam się, a przecież miałam męża i dwie córki! W moim życiu wszystko było poukładane. Oboje jednak wiedzieliśmy, że musimy być ze sobą.
Adam oświadczył mi się, a ja postawiłam wszystko na jedną kartę. To była najtrudniejsza decyzja w moim życiu, ale serce krzyczało "zrób to!". Jesteśmy ze sobą dobrych parę lat i ani przez moment niczego nie żałowałam. Dziewczynki polubiły Adama, cieszą się, że mają dwóch tatusiów. A my żyjemy pełnią życia, nasza miłość jest coraz silniejsza. Kiedyś nie wierzyłam, że można kochać tak mocno.

Udało się nam za czwartym razem

Darka znam z liceum. Byłam w nim nieprzytomnie zakochana i wierzyłam, że spędzimy ze sobą resztę życia. Ale gdy dowiedziałam się, że spotyka się też z inną dziewczyną, natychmiast z nim zerwałam. Widywałam się z chłopakami, on też kogoś miał, mimo to wciąż ciągnęło nas do siebie. Przed maturą Darek zaproponował, że pomoże mi w angielskim. Któregoś dnia uczyliśmy się w parku, a on nagle mnie pocałował. Znów zaczęliśmy się spotykać, lecz trwało to krótko. Była wielka awantura i rozstanie; już nie pamiętam, o co poszło. Potem on wyjechał na studia do innego miasta i kontakt się urwał. Po dwóch latach spotkaliśmy się na jakimś obozie. Zakochani i szczęśliwi nie rozstawaliśmy się ani na chwilę. Aż do momentu, kiedy Darek wziął urlop dziekański i wyjechał do pracy za granicę.
Byłam wściekła, że mnie zostawił. Napisał kilka listów, ale nie odpisałam, chciałam jak najszybciej o nim zapomnieć. W trakcie studiów wyszłam za mąż. Rozwiodłam się, bo zrozumiałam, że wciąż kocham Darka. Ale Opatrzność nade mną czuwała: któregoś dnia zobaczyłam go w progu mojego mieszkania z kwiatami. Powiedział, że przysłowie do trzech razy sztuka wyszło z mody, my zaczniemy po raz czwarty. Zawsze się kochaliśmy, tylko musieliśmy dorosnąć do prawdziwego związku.

Mąż jest młodszy ode mnie o 15 lat
Reklama

Pracuję jako wykładowca na uczelni. Potrafię dogadywać się z młodymi ludźmi, choć już dobiegam 40. Paweł także wciąż szukał pretekstu, by zamienić ze mną parę słów. Lubiłam go, uważałam za interesującego młodzieńca, ale podejrzewałam, że jest milutki, bo liczy na lepsze oceny. Nawet nie przyszło mi do głowy, że mnie uwodzi! Jego adorację traktowałam jak żart; któregoś dnia nawet mnie zezłościła. Przed aulą zebrał się tłum studentów, a on uklęknął i złapał się za serce: "Jak pani pięknie wygląda!". Studenci zaczęli się śmiać, bili brawo, a ja miałam ochotę dać mu po głowie. Uśmiechnęłam się i powiedziałam, żeby wstał, bo pobrudzi sobie spodenki i mama go skrzyczy. Spojrzał spode łba i unikał przez kilka dni.
Wreszcie spytał, czemu traktuję go jak dziecko. Czy nie widzę tego, co on czuje? Przez dłuższą chwilę nie docierał do mnie sens jego słów. Paweł wyznawał mi miłość! Długo się opierałam, tłumaczyłam, że jestem za stara. Ale on był uparty. Szybko przekonałam się, że jest bardzo dojrzały i odpowiedzialny. Poczułam się kochana i otoczona opieką jak nigdy wcześniej. Postanowiłam zaryzykować. Nikt nie wróżył dobrze naszemu związkowi; rodzina i znajomi mówili, że igram z losem. A jednak jestem szczęśliwa. Od naszego ślubu minęły już trzy lata i wciąż kochamy się tak samo. Nic się nie zmieniło.

Reklama
Reklama
Reklama