Reklama

Całe ciało krzyczało: „Nie!”
32-letnia Magda poznała Paula cztery i pół roku temu w Warszawie. O dwa lata starszy Anglik pracował w Polsce na kontrakcie. Kiedy zobaczyła go na imprezie, pomyślała: „To mój przyszły mąż”. „Był początek stycznia, było szaro i ponuro. Nasze randki uratowały mnie przed zimową depresją. Po pół roku zamieszkaliśmy razem. Niecały rok później Paul oświadczył, że wraca do Londynu. Prosił, abym pojechała z nim.” Magda, która spędziła pół roku na stypendium w Anglii, kocha i zna jej stolicę. Nie chciała jednak rzucać świetnej posady w firmie PR-owej, zostawiać rodziny i przyjaciół. „Nie wiedziałam, czy zależy mi na nim aż tak, by rzucić dla niego wszystko” – wspomina.
Paul wyjechał w maju. Postanowili kontynuować związek na odległość. Magda przyznaje, że pierwsze dwa miesiące to był istny koszmar. Cały czas się kłócili. W lipcu leciała do Londynu z myślą, że to koniec. „Było cudownie. Przestaliśmy się kłócić. Znów się w sobie zakochaliśmy. Pomyślałam: na takiego faceta mogę już w życiu nie trafić. Wróciłam do Polski, złożyłam wymówienie, spakowałam rzeczy, zapisałam się na uczelnię w Londynie na dwuletnie studia podyplomowe i dwa tygodnie później rozpoczęłam nowe życie.
Pierwszy rok był fantastyczny. Wiele się nauczyłam. Poznałam cudownych ludzi. Udało mi się dostać na praktyki do jednej z najlepszych agencji PR.
Wisienką na torcie były oświadczyny. Dokładnie dwa lata po naszym poznaniu. Siedzieliśmy w przytulnej knajpce w Notting Hill, on wyciągnął pierścionek i zapytał, czy zostanę jego żoną. Bez chwili zastanowienia odpowiedziałam: »Oczywiście «. Byłam przekonana, że ten człowiek sprawi, że będę bezpieczna i szczęśliwa”. Poprzedni związek Magdy z szalonym, seksownym artystą skończył się w mało przyjemny sposób – dowiedziała się, że ją zdradza. Poukładany, zakochany i uległy Paul idealnie wypełnił pustą przestrzeń, która została po niewiernym draniu. Przygotowania do ślubu ruszyły pełną parą. „Zawsze marzyłam, aby wyjść za mąż latem. Datę ślubu wyznaczyliśmy na czerwiec. Rodzice Paula mieszkają w Devon. Tam też miał być ślub. Idealny kandydat, piękna suknia, którą szyła moja przyjaciółka w Polsce, angielska prowincja, cudowni teściowie, szczęśliwi rodzice (pokochali Paula od razu) – słowem bajka.
Paul w marcu wyjechał na miesiąc służbowo do Chin. „Zostałam sama w naszym mieszkaniu. Pracowałam, ale z domu. Czułam pustkę. Dokuczała mi samotność, lecz nie tęskniłam za Paulem. Zaczęłam mieć wątpliwości, czy go naprawdę kocham”. Magda wyznaje, że ciągle była rozdrażniona. Łatwo wpadała w depresję. Jej całe ciało krzyczało: „Nie!” Zaczęła tęsknić za Polską. Kiedy podzieliła się swoimi rozterkami z mamą, usłyszała: „Każda kobieta przechodzi chwilę zawahania przed ślubem. Z kim będziesz szczęśliwa, jeśli nie z Paulem?”.
Weekend majowy Magda spędziła w Warszawie pod pretekstem przymiarek. Prawdziwy powód: ucieczka z Londynu. Urodziny jej świadkowej obchodziły w jednym ze stołecznych klubów. Wtedy poznała kolegę z pracy Andżeliki – Michała. „Fajny facet – pomyślałam, ale moją głowę zaprzątał ślub, który zbliżał się niebezpiecznie szybko. Wróciłam do Anglii.
Dwa tygodnie przed wyznaczoną datą przyjechała do mnie przyjaciółka. Zamknęłyśmy się w sypialni, Paul oglądał telewizję w salonie. Włączyłyśmy płytę Osieckiej, a ja 14 dniprzed »najpiękniejszym dniem w życiu« usłyszałam: »Odwołaj ten ślub! Ty go przecież nie kochasz. Masz jeszcze szansę. Nieważne są koszty. Tu chodzi o twoje życie!«. Wpadłam w szał. Monika obrażona (i przerażona moim stanem) wróciła do Warszawy. Ja nazajutrz odbyłam jednak poważną rozmowę z Paulem. Powiedziałam mu, że nie potrafię. Przeprosiłam, spakowałam walizki i wyniosłam się do mojej koleżanki. Rano poczułam, że nareszcie oddycham pełną piersią. Paul dzwonił, błagał, przepraszał (nie wiem za co), ale byłam pewna, że to była właściwa decyzja. Nawet jeśli go zraniłam teraz, wiem, że pewnego dnia będzie szczęśliwszy u boku kobiety, która go naprawdę pokocha. 10 dni później wróciłam na stałe do kraju.”
Magda zaraz po powrocie zmieniła swój status na Facebooku (z „zaręczona” na „wolna”), a w opisie wpisała: „W domu”. Chwilę później dostała maila. „Kolacja? Nawet dzisiaj? Michał”. Zgodziła się.
Od tamtego momentu są nierozłączni. W dniu, w którym miał odbyć się jej ślub, Michał zaproponował wspólne mieszkanie. Magda nareszcie czuje, że żyje w szczęśliwym związku. "nauczyłam się, że nie należy podejmować waznych życiowych decyzji, gdy nie jest się tego stuprocentowo pewnym" - przekonuje. Gdyby nie odwaga, wsłuchanie się w siebie i poczucie własnej wartości, dziś wypłakiwałaby łzy na Hawajach (tam mieli wybrać się z Paulem w podróż poślubną).

Reklama

Koszmar
Karolina (28 lat) nie była tak odważna i z decyzją o rezygnacji ze ślubu zwlekała do ostatniego momentu. Ze strachu (przed staropanieństwem i gniewem rodziców) prawie wyszła za mąż za Adama – faceta, z którym musiała spędzić sześć lat, aby zrozumieć, że go nie kocha. „Kiedy zebrałam się w sobie i podjęłam decyzję o zerwaniu, Adaś wyczuł to i się oświadczył. Wiem, powinnam odmówić, ale nie miałam serca. Poradziłam się przyjaciółek i doszłam do wniosku, że drugiego takiego jak on to już nie znajdę” – Karolina tłumaczy, że na Śląsku, skąd pochodzi, są inne obyczaje niż w Warszawie.
Większość jej koleżanek już dawno wyszła za mąż. Datę ślubu wyznaczono na wrzesień 2009 roku (osiem miesięcy po zaręczynach). Jej rodzice nie posiadali się z radości. Od dawna czekali, kiedy ich jedyne dziecko wyjdzie za mąż, założy rodzinę i urodzi wnuki. Ślub miał się odbyć w Gliwicach. „Wynajęcie sali, kupno sukienki, znalezienie wymarzonej podróży poślubnej – byłam główną bohaterką tych wszystkich wydarzeń, ale czułam, że stoję jakby obok.
Kilka razy nachodziły mnie myśli, że powinnam przerwać ten cały cyrk. »Przecież ty go tak naprawdę nie kochasz. Skończ z tym, jest jeszcze czas«” – myślałam. Potem spotykałam się z moimi przyjaciółkami (wszystkie zamężne, dwie w ciąży) mówiłam o swoich wątpliwościach i słyszałam, że to normalne. Marzenia o wyjeździe do większego miasta, zmianie pracy (pracowałam w biurze rachunkowym) i rozwinięciu skrzydeł malały wprost proporcjonalnie do tego, jak zbliżała się »ta« data” – Karolina mówi, że miesiąc przed „całą szopką” widać było, że coś z nią nie w porządku. „Schudłam, nie spałam, zaczęłam wpadać w depresję.
Dwa tygodnie przed ślubem zebrałam się w sobie i porozmawiałam z mamą. Powiedziałam o swoich rozterkach. Wyznałam, że nie kocham Adama. »Czy wiesz, ile z tatą wydaliśmy na ten ślub? Każdy ma tego typu rozterki. Jesteście dla siebie stworzeni«” – odparła moja mama.” Karolina zrozumiała, że nie może liczyć na żadne wsparcie.
Próbowała pogodzić się ze swoim losem. „W noc przed ślubem przyśnił mi się koszmar. Jedziemy z Adasiem autem po drogach Sycylii (tam mieliśmy jechać w podróż poślubną) i uderza w nas samochód. Mój mąż ginie na miejscu. Nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale poczułam w tym śnie ulgę.” Było to jedyne uczucie, jakiego doznała po kilkunastu miesiącach.
„Postanowiłam uciec – spakowałam walizkę, zabrałam samochód i wyjechałam na tydzień w Bieszczady. Wyłączyłam komórkę. Rodzicom zostawiłam liścik, w którym wyjaśniałam całą sytuację i prosiłam o wybaczenie. Adamowi wysłałam długiego maila. Wiedziałam, że po takim wyczynie nie zagrzeję miejsca w swoim miasteczku. Wróciłam, postanowiłam nie wdawać się z nikim w dłuższe dyskusje. Pojechałam szukać pracy w Krakowie.
Minął rok. Mam nową pracę (też w firmie księgowej), wynajmuję mieszkanie, poznałam fajnych ludzi. Rodzice powoli zaczynają ze mną rozmawiać. Adam powiedział, że nie chce mnie znać. Jednego jestem pewna: nie żałuję” – kończy Karolina.

Reklama

Nie ODPUSZCZĘ
aż do śmierci... Kasia (34 lata), która poznała Łukasza (swojego byłego męża) na imprezie, była zbyt młoda, aby tak jak Karolina w końcu przeciwstawić się rodzinie. „Podszedł do mnie, przedstawił się i powiedział: »Zostaniesz moją żoną«. »Jak tu nie ulec«” – pomyślałam. Wysoki, przystojny student ekonomii, ambitne plany na przyszłość. „Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia, ale przyjaciółki i mama zrobiły swoje. Przekonały mnie. Po pół roku poprosił mnie o rękę – w obecności rodziców, jak Bóg przykazał.
Po roku została wyznaczona data ślubu. Od pierwszego dnia naszej znajomości traktował mnie jak swoją przyszłą żonę. Ja przystałam na ten układ również z myślą, że będzie to świetna okazja, żeby wyprowadzić się z domu. Studiowałam w Warszawie, skąd pochodzę, więc małżeństwo wydawało się być jedyną możliwością zamieszkania bez rodziców”– Kasia mówi, że przygotowania do ślubu odbywały się w czasie jej sesji egzaminacyjnej i obrony pracy magisterskiej Łukasza. Imprezę zaplanowali w domu, w ogrodzie: zamówiony catering, zaproszone ciotki, których w życiu nie widziała na oczy, sukienka pożyczona (zdroworozsądkowe podejście jej rodziny). W wirze wszystkich przygotowań popełniła największy błąd – przestała myśleć o sobie. „Ogólnie trochę to się działo bez mojego świadomego udziału (większość imprezy finansowali moi rodzice). Łukasz akurat dostał mieszkanie po babci i zaczęliśmy je remontować. Mieliśmy się przenieść po ślubie (znowu przenoszenie przez próg i inne symbole – teraz wspominam to jak tanią komedię o miłości, i to nieudanej). Wszystko pięknie zaplanowane, a ja już kilka dni przed ślubem czułam, że popełniam wielki błąd. Wiedziałam jednak, że wycofując się w tak zaawansowanym momencie, narażając na koszty moją rodzinę, skażę się na wieczne potępienie” – dla jej rodziców ważniejsze było to, co ludzie powiedzą, a nie szczęście ich córki.
W dzień ślubu od rana wszystko szło nie tak. „Najpierw ogromna burza, która rozwaliła ozdobioną różami altanę, potem zacięłam się przy goleniu nóg. Następnie okazało się, że wysłali mi dłuższą halkę niż zamówiona. Jak by tego było mało, świadek miał stłuczkę w czasie drogi do nas. Podczas ślubu lało, a ja się pomyliłam i powiedziałam do mikrofonu, że ci nie ODPUSZCZĘ aż do śmierci – po czym zaczęłam się śmiać.
Kiedy szłam w stronę ołtarza, to w głowie miałam jedynie to, że pora uciekać. Zastanawiałam się, co by było, gdybym powiedziała: »NIE!«. Oczami wyobraźni widziałam padającą trupem moją matkę, wachlującego ją ojca, zgorszonych gości, no i doszłam do ołtarza, zaślubiłam, noc przetańczyłam, a rano z płaczem jechałam do jego mieszkania.” Nazajutrz podzieliła się swoimi wątpliwościami ze świeżo poślubionym mężem.
Dali sobie rok. Po miesiącach kłótni i awantur Łukasz wystawił Kasi walizki za drzwi i z ekonomiczną precyzją wymienił powody, które uniemożliwiają dalsze współżycie. „Kilka dni przepłakałam – bardziej z powodu wstydu i sposobu, w jaki zakończyło się moje małżeństwo.
Trzy lata później ponownie wyszłam za mąż. Tym razem z miłości. Mamy 5-miesięczną córeczkę. W jej wychowaniu nie są najważniejsze języki obce i dodatkowe zajęcia, ale wiara w siebie. Chcę, aby się nie bała tego, co ludzie powiedzą, i wiedziała, że zawsze ma w nas wsparcie. Ma być kobietą- -skałą, a nie chorągiewką, jaką ja byłam wtedy.” Kasia wie, że gdyby mogła cofnąć czas, w „tym” dniu nie pojawiłaby się w kościele. Magda i Karolina przekonały się, że choć decyzja o „ucieczce” z własnego ślubu była najtrudniejszą w ich życiu, dopiero teraz czują się wolne, silne i spełnione. Czy żałują? Tak – tego, że tak późno się zdecydowały.

Reklama
Reklama
Reklama