Stereotypom STOP - sprawni niepełnosprawni
Osiem osób na wózkach, cztery na własnych nogach. Potraficie je odróżnić? – pyta Fundacja Towarzystwo Przyjaciół Szalonego Wózkowicza, pomysłodawca wyjątkowej sesji do kalendarza „Nie wystarczy patrzeć, trzeba zobaczyć”. Nasza odpowiedź brzmi: nie. – Właśnie! Jesteśmy tacy sami. Czemu więc na nasz widok w wielu głowach zapala się lampka: „Uwaga, nieszczęście”?. Stereotyp! – mówią Agata, Zbyszek, Ewa, Monika.
- Agnieszka Rakowska-Barciuk; fot. Andrzej Wiktor, Claudia
1 z 5
okladkaKALENDARZ-2
Osiem osób na wózkach, cztery na własnych nogach. Potraficie je odróżnić? – pyta Fundacja Towarzystwo Przyjaciół Szalonego Wózkowicza, pomysłodawca wyjątkowej sesji do kalendarza „Nie wystarczy patrzeć, trzeba zobaczyć”. Nasza odpowiedź brzmi: nie. – Właśnie! Jesteśmy tacy sami. Czemu więc na nasz widok w wielu głowach zapala się lampka: „Uwaga, nieszczęście”?. Stereotyp! – mówią Agata, Zbyszek, Ewa, Monika.
Prezentowane zdjęcia pochodzą z kalendarza „Nie wystarczy patrzeć, trzeba zobaczyć”. Marek Sołtys, prezes Fundacji Towarzystwo Przyjaciół Szalonego Wózkowicza, zaprosił do udziału w projekcie 8 osób na wózkach i 4 sprawne. – Chciałem pokazać, że niczym się nie różnimy. I tak chcemy być postrzegani – mówi. Fotografie wykonał znany portrecista Andrzej Wiktor. Powstały magiczne „portrety duszy”. Limitowana seria kalendarza trafiła do Ambasadorów Codziennej Akceptacji: ludzi mediów, show-biznesu, polityki. Zdjęcia będą prezentowane na wystawach w kraju.
2 z 5
Agata Roczniak
"Sesja? Zaskoczyło mnie, że nie musiałam pozować. Od lat pracuję w fotomodelingu, zawsze trzeba było się ustawiać, eksponować lepszy profil. Tu wyzwaniem było... niepozowanie. Może dlatego w kadrze udało się uchwycić naturalne szczęście." Pytana, dlaczego porusza się na wózku, odpowiada z uśmiechem, że lubi sobie posiedzieć. Ostatnio rzeczywiście siedzi, ale w pracy: jest specjalistką ds. rekrutacji w firmie Impel Cleaning. A prywatnie – mamą półtorarocznego Kuby. – Jaka jestem? Szczęśliwa, pewna siebie, przedsiębiorcza, dynamiczna, kochająca życie – wylicza jednym tchem Agata Roczniak, śliczna 30-latka, która bywa także modelką. Jej twarz zdobiła okładki wielu pism, Agata prezentowała też kreacje Ewy Minge. – Uwielbiam pokazy mody. Niestety, te z udziałem osób na wózkach odbywają się rzadko, zwykle przy okazji akcji charytatywnych. Szkoda – żałuje Agata. Zaproszenie do udziału w sesji do kalendarza przyjęła bez wahania. – Spodobało mi się, że ktoś chce pokazać, iż mentalnie niczym się nie różnimy. Wystarczy zakryć suknem nasze wózki, by zobaczyć w nas ludzi, a nie fizyczne mankamenty – podkreśla. Trzy lata temu razem z mężem wyruszyła w trasę po Europie. Na specjalnym rowerze o trzech kołach. – Chciałam pokazać, że osoby na wózkach nie są bierne, bezradne i bez pasji. To najczęstszy stereotyp. Nie jesteśmy jakąś specjalną grupą, której trzeba pomagać. Gdy słyszę, że osoba na wózku nie może być szczęśliwa, mam ochotę krzyczeć: „Człowieku, ależ ty mało widzisz!”.
3 z 5
Zbyszek Wyganowski
"Nie myślę o tym, że z czymś sobie nie poradzę, bo nie ma takich rzeczy. Za to boli mnie, że ludzie sprawni nie potrafią docenić tego, co mają. Zamiast tego narzekają i biadolą, że czegoś im brak. Takie zachowanie nie mieści mi się w głowie." Nigdy nie miał pretensji do świata, że od dzieciństwa poruszał się o kulach, a w końcu potrzebny był wózek. – Paradoksalnie, życie zaczęło się dla mnie, gdy siadłem na wózku. Przedtem żyłem jak wszyscy: chodziłem do szkoły, biegałem z chłopakami po podwórku… Teraz trenuję, jeżdżę na zawody, a na półkach rosną puchary – mówi Zbyszek Wyganowski, warszawiak, mistrz szermierki. Dziesięć lat temu o trzynastoletnim, najmłodszym wtedy szermierzu w Polsce ukazał się artykuł „Apetyt na życie”. Autor chwalił w nim Zbyszka: „Ten chłopak zupełnie nie zdaje sobie sprawy, że śmiało mógłby być idolem znudzonych życiem młodych ludzi, którym nic się nie chce i nie widzą sensu”. Minęły lata, a Zbyszek naprawdę staje się idolem nastolatków. Organizuje dla nich pokazy sportowe, na które zaprasza swych kolegów szermierzy na wózkach. – Niech zobaczą, że my, kulawi, jesteśmy tacy sami jak osoby pełnosprawne i również możemy być fajni. A co, nie możemy? Sprawa jest prosta: osoby niepełnosprawne są postrzegane jako inne tylko przez swój „design”: wózek inwalidzki, kule, protezy. Wystarczy, że sprzątniemy wam te „dodatki” sprzed oczu, a stajemy się całkiem zwyczajni, prawda? Ja jestem zwyczajny, choć na zdjęciu prężę się groźnie i poważnie. Na co dzień jestem uśmiechnięty, łagodny, a ten gość na fotografii to moje przeciwieństwo. Zobaczyłem poważnego faceta, który może poprosić o wszystko. I wszystko dostanie. Taki jestem! Super.
4 z 5
Ewa Kaczmarczyk
"Marzę, żeby przestano nas podziwiać za normalność. Czy ma sens stawiać ją na piedestale, robić z niej bohatera?" Ostatnio leciała cessną, uprawia kolarstwo na handbicku (www.handbikerka.bikestats.pl), ma na ciele 10 tatuaży. – W głowie zaś same szaleństwa – śmieje się Ewa Kaczmarczyk, wrocławianka, właścicielka agencji świadczącej usługi e-marketingu. – Gdy dostałam propozycję sesji do kalendarza, pomyślałam: czemu nie? Chyba każda kobieta marzy o pięknych zdjęciach. Mój mąż Kamil zawsze mnie zachęcał: „Zrób sobie sesję, jesteś piękna”. Ale odpuściłam. I nagle ten telefon. W pierwszej chwili pomyślałam: pomyłka? W drugiej – marzenia się spełniają! Powiem szczerze, bałam się fotografa. Przesympatyczny, lecz nie pobłażał. Prosił o wykonanie jakiegoś gestu i wydawało mi się to proste, po jego twarzy jednak widziałam, że do ideału daleko. Chciał wydobyć to coś. Prawdziwe oblicze chyba. I zrobiliśmy to. Na początku pomyślałam sobie, że pokażę się z drapieżnej strony. Gdzieś po drodze się okazało, że jestem aniołem, grzeczną, spokojną kobietą, która czaruje uśmiechem. Nowa ja! Jedno się nie zmieniło. Przekonanie, że niczym się nie różnię od innych. Przecież ja tylko poruszam się inaczej, ale tak samo czuję, pragnę, miewam złe dni. Nie wymagam specjalnego traktowania. Tylko mówmy sobie miłe rzeczy. Bądźmy dla siebie ludźmi, to wystarczy.
5 z 5
Monika Pieńkowska
"Kalendarz jest krokiem po schodach, na które nie możemy wchodzić. Sygnałem: kiedy zobaczysz osobę na wózku, dostrzeż w niej siebie."
Przyjaciele mówią o niej: Nasza Uśmieszka. Bo Monika zawsze ma uśmiech na twarzy. Nawet wtedy, gdy po wypadku (spadła z wysokiego tarasu) nieruchomo leżała w szpitalnym łóżku w pampersie. – W życiu trzeba walczyć – mówi Monika Pieńkowska, 23-latka z Garwolina, z zawodu kosmetyczka, z pasji – fotografka (jej zdjęcia można obejrzeć na www.garnek.pl/japko/a). – Jestem dynamiczna i zadziorna. Nie umiem sobie pozwolić na słabość. Boję się jej. Choć czasem chciałabym się poużalać nad sobą i żeby mnie ktoś wtedy przytulił. Ale do czego to doprowadzi? Życie jest twarde i trzeba być twardym. Załamanie trwa u mnie góra pięć minut – zapewnia. Uśmiechniętą Monikę wypatrzył szef Fundacji Towarzystwo Przyjaciół Szalonego Wózkowicza. – Byłam wtedy na rehabilitacji w Konstancinie. Zaskoczył mnie propozycją udziału w sesji. Pomyślałam, że to jakieś nie- porozumienie. Potem jechałam na sesję zestresowana, bałam się, że nie sprostam oczekiwaniom. Lecz szybko poczułam się kimś wyjątkowym. A gdy zobaczyłam swoje zdjęcie, byłam oszołomiona. Na co dzień jestem silna, nie potrafię płakać, zawsze dam radę. Fotografia pokazała moje prawdziwe ja. Mnie czułą, delikatną, wrażliwą. Zrozumiałam: jestem piękna, a największe piękno mamy w środku.