Reklama

Zapracowałam na miano fajnej macochy
Dorota, 32 lata, kosmetyczka
Sama nie mogę mieć dzieci, więc łudziłam się, że córki mojego męża zastąpią mi własne. Pierwsza żona Andrzeja pracuje od dłuższego czasu za granicą, stąd dziewczynki miały zamieszkać z nami. Wyobrażałam sobie, że stworzymy razem wielką, kochającą się rodzinę, tymczasem zyskałam dwoje małych wrogów. Zuzia i Marysia albo ignorowały zupełnie moją obecność, albo wręcz robiły mi na złość. Gdy np. prosiłam, by umyły ręce po przyjściu z podwórka, udawały, że mnie nie słyszą. Wyprasowałam ich ulubione ubrania, to wkładały inne, wymięte. Kanapki, które im robiłam do szkoły, wyrzucały zaraz po wyjściu z mieszkania – do kosza na klatce schodowej. Miałam wrażenie, że tylko czekają, by puściły mi nerwy, wtedy mogłyby poskarżyć się tacie i, oczywiście, mamie, gdy do nich zadzwoni. Na dodatek mąż często brał ich stronę. Tłumaczył, że musi być dla nich wyrozumiały, bo rozwód zachwiał ich poczuciem bezpieczeństwa. Rozumiałam to, ale byłam zawiedziona takim obrotem sprawy. Bolało mnie, że Zuzia i Marysia nie chcą mnie zaakceptować. Najpierw przeszłam wszystkie etapy rozczarowania, potem… zmieniłam podejście. Przestałam na siłę być dobrą mamą i spróbowałam po prostu się zakolegować. Początki nie były łatwe, ale krok po kroku zyskiwałam zaufanie dziewczynek. Wreszcie udało się nam zaprzyjaźnić. Ostatnio powiedziały nawet, że mają fajną macochę, a nie taką jak ta z bajki o Kopciuszku. To chyba największy komplement, jaki mogłam od nich usłyszeć. Poczułam się, jakby zrobiły mi zastrzyk z miłości prosto w serce.
CO NA TO PSYCHOLOG
TATIANA OSTASZEWSKA-MOSAK: Twoje początkowe kłopoty wzięły się stąd, że starałaś się zastąpić dzieciom ich prawdziwą mamę. A przecież one już ją mają. Nawet jeśli wyjechała na jakiś czas, jest przecież ciągle w ich życiu obecna emocjonalnie. Nic więc dziwnego, że próby zajęcia jej miejsca wywoływały w nich bunt i potęgowały niechęć do ciebie. Wspaniale, że udało się wam zaprzyjaźnić, bo na wzajemnej sympatii i zaufaniu można wiele zbudować. Przyjaźń nie oznacza jednak, że masz być kumpelką dla dziewczynek. Małe dzieci potrzebują wyznaczania granic, bo daje im to poczucie bezpieczeństwa. Jeśli będą cię traktować jak koleżankę, która na wszystko pozwala, kłopoty mogą powrócić. Tym bardziej że tata przykre doświadczenia związane z rozwodem rodziców chce złagodzić wyrozumiałością wobec swoich pociech. A przecież trzeba pomyśleć także o ich wychowywaniu. Dlatego porozmawiaj z mężem o wprowadzeniu jasnych zasad, jakie mają panować w waszym domu: ustalcie, kto ma jakie obowiązki; co dzieciom wolno, a czego nie; że wszyscy domownicy powinni się nawzajem szanować itp. Poproś też męża, by spokojnie porozmawiał o tym z dziewczynkami, oczywiście w twojej obecności. Najważniejsze, byście później oboje konsekwentnie trzymali się tych zasad. Wtedy dacie dzieciom nie tylko miłość i bezpieczeństwo, ale też doskonałe warunki do mądrego dorastania.

Reklama

Żona mojego eks jest... w wieku naszej córki
Halina, 49 lat, księgowa
W moim życiu spełnił się scenariusz kiepskiego serialu. Mąż stracił głowę dla koleżanki z pracy, młodszej od niego prawie o połowę. Odszedł, nie oglądając się za siebie, i ożenił z nią. Nie ma sensu wspominać, ile łez wylałam. Trudno. Było, minęło. Bardziej martwi mnie co innego: że nowa żona Krzysztofa jest rówieśnicą naszej córki. Na początku był to dla Julki straszny szok. Choć jest już dorosła, nie mogła zaakceptować tej sytuacji. Gdy wróciła z ich pierwszego wspólnego spotkania, przeżywała: „Mamuś, mówię ci, ona jest taka młoda: cera bez jednej zmarszczki, długie blond włosy, figura jak u modelki. A tata – stary, łysiejący. Jak to wygląda!”. Na dodatek córka zaczęła walczyć o względy ojca. Tamta pani wyczuła konkurencję i teraz… obie dziewczyny rywalizują o tego samego mężczyznę. Gdy np. Julka, idąc do nich w odwiedziny, zanosi tacie jego ulubione ciasto, ona z miejsca serwuje sushi, mówiąc z „czarującym” uśmiechem: „Krzyś bardzo się w nim rozsmakował, a słodycze mu szkodzą”. Kiedy z kolei Julka próbuje opowiedzieć ojcu o swoich sukcesach na studiach, ona jej przerywa, prosi Krzyśka o podanie soli lub dolanie wina, byle tylko zwrócić na siebie jego uwagę. A on, oczywiście jak każdy zakochany mężczyzna, patrzy przede wszystkim na swoją wybrankę i jej stara się nadskakiwać. Widzę,jak to źle wpływa na Julię. Boję się o nią.
CO NA TO PSYCHOLOG
TATIANA OSTASZEWSKA-MOSAK: Możliwe, że Julia działa niejako siłą rozpędu, ponieważ przyzwyczaiła się, że tata był przy niej od zawsze, poświęcał jej całą swoją uwagę itd. Stąd teraz, kiedy sytuacja się zmieniła, próbuje „walczyć o swoje”. Zwłaszcza że potencjalna rywalka jest jej rówieśnicą. Córka obawia się zatem, że inna młoda kobieta zajmie jej pozycję w sercu ojca. Zastanów się, czy przypadkiem nie potęgujesz lęku Julii, np. komentując różnicę wieku między małżonkami. Trzeba uświadomić sobie też inną rzecz – córka jest już dorosłą kobietą i powinna skupić się na swoich sprawach, zamiast kurczowo trzymać dzieciństwa. Nie jest już przecież małą dziewczynką. Porozmawiaj z nią o tym. Powiedz, że każdy ma prawo układać sobie życie po swojemu, zarówno tata, jak i ona sama. Na tym polega dojrzałość. Zamiast więc krytykować z Julią niestosowne zachowanie drugiej żony, wytłumacz córce, że biorą się one stąd, iż tamta czuje się jeszcze niepewnie w tym związku. Warto też porozmawiać na ten temat z byłym mężem. Zapytaj go, czy zauważył, co się dzieje. Niech spróbuje przekonać partnerkę, że Julia nie stanowi dla niej żadnej konkurencji; że z nią łączy go zupełnie inny rodzaj relacji niż z dzieckiem, więc nie ma czego się obawiać. Nie czując zagrożenia, nowa żona zrobi miejsce dla Julki pomiędzy sobą a mężem.

Syn nie może zaakceptować mojego drugiego męża
Jagoda, 37 lat, handlowiec
Gdy Janek miał 12 lat, jego ojciec zginął w wypadku samochodowym. Był dla naszego syna największym autorytetem, wzorem w każdej dziedzinie życia. Mądry, oczytany, wysportowany. Kiedy odszedł, przez pięć lat byliśmy z Jankiem sami. Syn bardzo się mną opiekował, starał się być głową rodziny. Mój mały, dzielny mężczyzna... Potem poznałam Adama. Zakochałam się, choć nie sądziłam, że to jeszcze będzie możliwe. Pobraliśmy się i wtedy zaczęły się problemy z Jankiem. Zmienił się nie do poznania. Ze spokojnego, wrażliwego chłopca stał się opryskliwym, najeżonym nastolatkiem. Nie potrafi zaakceptować faktu, że mam męża. Jest w stosunku do niego niegrzeczny, momentami wręcz agresywny. Traktuje go jak intruza w naszym domu. A gdy Adam coś do niego mówi, to albo wzrusza ramionami, albo odburkuje: „Nie wtrącaj się, nie jesteś moim ojcem”. Myślę, że nie chodzi tu o samego Adama, ale o to, że w ogóle pojawił się u mego boku jakiś mężczyzna. Gdyby to był ktoś inny, Janek także by go nie tolerował. Pewnie poczuł się zagrożony. Myśli, że nowy mąż zburzy dotychczasowy porządek, pozbawi go mojej uwagi, miłości. A to przecież nieprawda. Kocham ich obu i bardzo bym chciała, żeby się dogadali, żeby w naszym domu wreszcie zapanowałspokój. Tymczasem znajduję się między młotem a kowadłem. Nie wiem, co mam robić.
CO NA TO PSYCHOLOG
TATIANA OSTASZEWSKA-MOSAK: Zdarza się, że dziecko obarcza partnera matki winą za wszystko, co się wydarzyło; nawet za zły los, który pozbawił go taty. Traktuje ojczyma jak odgromnik i wyładowuje na nim całą swoją złość, żal, gniew. Może też postrzegać nowego mężczyznę w domu jako zagrożenie dla swojej pozycji. Dzieje się tak zwłaszcza wtedy, gdy kobieta pozwoli, by syn po śmierci ojca poczuł się głową rodziny, niejako przejął schedę po nim, próbował opiekować się matką. On potrzebował być wtedy małym chłopcem, a nie dzielnym facetem, masztem. Ta funkcja naturalną koleją rzeczy powinna przejść na ciebie. Co jednak można zrobić teraz? Podpowiedz mężowi, by wystrzegał się postawy: „Teraz to ja tu jestem najważniejszym facetem i przewodnikiem stada” – bo tej pozycji syn bez walki już nie odda. Każde wydane przez ojczyma polecenie, każda próba wychowywania, tylko dodatkowo go rozsierdzi. To, co mąż może mu teraz zaproponować, to partnerstwo. Syn jest już wystarczająco duży, by w grę wchodziło kumplowanie się (niewskazane w przypadku młodszych dzieci). Zachęcaj męża, by – nie zrażając się początkową niechęcią syna – proponował mu wspólne spędzanie czasu, wciągnął go w jakąś swoją pasję czy wspólnie z nim coś zrobił, np. przygotował niespodziankę dla ciebie – kobiety, którą obaj kochają.

Reklama

Były mąż faworyzuje dzieci nowej żony
Joanna, 31 lat, pielęgniarka
– Mamo, dlaczego tata spędza Wigilię z nie swoim dziećmi? – takie pytanie przy świątecznym stole zadali mi w zeszłym roku 8-letnia Kasia i 6-letni Bartek. Wtedy udało mi się zmienić temat, ale boję się, że w tym roku sytuacja się powtórzy. I jak mam wytłumaczy maluchom, że tata udaje Świętego Mikołaja przed synami nowej żony, a dla własnych dzieci znajdzie czas dopiero w pierwszy dzień świąt? Dzwoniłam do byłego męża kilka razy, prosiłam, by wpadł w Wigilię choć na chwilę, ale on tylko tępo powtarzał: „Wybacz, mam inne plany”. Nie może zrozumieć, że tu chodzi o dzieci. Ja się nie liczę. Dla mnie, odkąd mąż nas opuścił, Wigilia to tylko dzień, w którym trzeba podzielić się opłatkiem i nieżywym karpiem. Jakoś się zmuszę, by usiąść do wieczerzy ubrana nie tylko w odświętną bluzkę, ale też uśmiech na twarzy. Będę robić dobrą minę do złej gry, udawać przed dziećmi, że wszystko jest w porządku. One tak się cieszą na te święta. Tydzień przed czasem ubierają choinkę, wypatrują z otwartymi buziami pierwszej gwiazdki. Do szczęścia brakuje im tylko taty. Jest mi okropnie przykro, że on każe im tak długo na siebie czekać.
CO NA TO PSYCHOLOG
TATIANA OSTASZEWSKA-MOSAK: Nie ma potrzeby brać na siebie odpowiedzialności za zachowania byłego męża. Jeśli on podejmuje jakieś decyzje, to niech się z nich rozlicza. Kiedy padnie podobne pytanie, powiedz: „Kochani, ja nie wiem. Tata tak zdecydował, ale nie powiedział mi, dlaczego. Zapytacie go o to, gdy przyjdzie”. Możesz dodać jeszcze, że tata je kocha i na pewno im to wyjaśni. Nie tłumacz go jednak, nie opowiadaj zmyślonych historii, by go kryć. Oczywiście zdarzają się sytuacje, że dla dobra dzieci lepiej ukrywać prawdę i udawać, że wszystko jest w porządku, ale nie w tym wypadku.
Zaprzyjaźniłam się z drugą żoną ojca dopiero, gdy on zachorował
Ewa, 29 lat, fizykoterapeutka
Szpitalne łóżko, w nim ojciec złożony chorobą, za jedną rękę trzymam go ja, za drugą ona – kobieta, która zajęła miejsce mojej matki. Na początku nie mogłam znieść jej obecności, myślałam z wrogością: „Nawet teraz nie odpuści! Jakim prawem ona tu jest?”. Prawem miłości – dotarło do mnie w którymś momencie. Zobaczyłam, jak ona go kocha i jak strasznie cierpi. Z jakim oddaniem go pielęgnuje: bez śladu obrzydzenia zmienia mu pieluchy, wyciera ściekającą po brodzie ślinę. Biega od lekarza do lekarza, próbuje walczyć o ojca. Jest tak samo przerażona i bezradna jak ja… Obie ukradkiem ocierałyśmy łzy i modliłyśmy się w szpitalnej kaplicy. To wszystko nas zbliżyło. Dopiero w tak dramatycznych okolicznościach zapomniałam o żalach i pretensjach, jakie miałam do pani Krystyny. Nie liczyło się już, że dla niej ojciec zostawił mamę i mnie. Przestałam widzieć wroga w kobiecie, której szczerze nienawidziłam przez tyle lat. Dałam się jej nawet zaprosić na kawę z automatu stojącego w holu. Pierwszy raz tak naprawdę zaczęłam jej słuchać. To dziwne, ale już nie kpiłam, gdy mówiła, że cały czas ma wyrzuty sumienia. Wierzyłam, gdy zapewniała, że nigdy nie chciała odseparować ojca ode mnie, wymazać mnie z jego pamięci, mieć go tylko dla siebie. Dopiero teraz odwiedziłam ich dom, choć żona taty przez te wszystkie lata wielokrotnie mnie zapraszała. Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam, że na komodzie stoją cztery moje zdjęcia i jedno naszej dawnej rodziny, czyli mamy, taty i mnie. Pamiętam, co wtedy pomyślałam: „Ona nie jest taka zła, jak sądziłam”. Niesamowite, że trzeba było szpitalnego łóżka, byśmy mogły się pogodzić.
CO NA TO PSYCHOLOG
TATIANA OSTASZEWSKA-MOSAK: To dość typowy mechanizm – oceniłaś jedną osobę (macochę) z perspektywy tego, jak zabolała cię decyzja innej osoby (ojca). Jego poniekąd „rozgrzeszyłaś”, a ją uznałaś za tę najgorszą, za uosobienie całego zła. Zatraciłaś obiektywizm. Dopiero po latach, w obliczu ciężkiej próby, okazało się, że byłaś niesprawiedliwa. Co możesz teraz zrobić? Wyciągnąć wnioski na przyszłość. Przyjąć, że nie należy z góry zamykać się na nikogo. Zawsze dobrze jest spróbować kogoś poznać, otworzyć oczy, przekonać się osobiście, czy warto z nim utrzymywać kontakt. Nie czekać do chwil ostatecznych, by dać sobie szansę na, być może, wartościową relację.

Reklama
Reklama
Reklama