Reklama

Mój związek z Bartkiem dożywał kresu. Byliśmy razem tylko dlatego, że żadne z nas nie miało odwagi powiedzieć: to koniec. Nasze kłótnie były tak gwałtowne, że słyszeli je nawet sąsiedzi z parteru, a słowa, których używaliśmy wobec siebie stawały się ostre jak nóż. – Jesteś najbrzydszą laską, z jaką kiedykolwiek się spotykałem! – potrafi ł wykrzyczeć mi w twarz. Naprawdę bolało. Trzeba to było przerwać. Jak najszybciej. Żeby ocalić chociaż resztkę miłych wspomnień i odrobinę szacunku do siebie nawzajem. Bartek wciąż nie mógł się na to zdobyć. Więc zrobiłam to ja. – Mam już dość, odchodzę – powiedziałam. Gdzieś podświadomie liczyłam chyba, że będzie o mnie walczył. Ale on zareagował kolejnym wybuchem złości. Ech, ta urażona męska duma… Czy poczułam ulgę? Może przez chwilę. Potem jednak pojawił się żal. Trudno jednak przekreślić trzy lata wspólnego życia. Najbliższy weekend zamierzałam spędzić, nie ruszając się z domu. To znaczy, z mieszkania moich rodziców, do których z powrotem się wprowadziłam. W planie miałam tylko dres, wymięty podkoszulek i telewizję. Po południu w sobotę zadzwonił jednak telefon. W słuchawce usłyszałam głos Oli, mojej najlepszej przyjaciółki: – Przestań się zadręczać dziewczyno! Wieczorem organizuję imprezę dla najbliższych znajomych. Obecność obowiązkowa. A przy okazji, poznasz mojego nowego chłopaka. Postanowiłam wziąć się w garść. Zrzuciłam koc i powlokłam się do łazienki. Jak zwykle nie miałam się w co ubrać, ale – chyba po raz pierwszy – nic mnie to nie obchodziło. I tak nie zamierzałam zostać tam dłużej niż godzinę, może dwie. Wychodząc, nawet nie wzięłam ze sobą komórki.

Reklama
Przeciez do niczego nie doszło!

Ola była promienna. Jej chłopak jeszcze nie przyszedł. Był kelnerem, a w soboty restauracja, w której pracował, była otwarta do ostatniego gościa. Ja jednak nie planowałam zostać aż tak długo. Nie czułam się do dobrze wśród rozbawionych par. Kiedy więc impreza zaczęła się rozkręcać, uznałam, że to dobry moment na dyskretny odwrót. Ola początkowo mnie zatrzymywała, ale widząc, że nic nie wskóra, poddała się i odprowadziła do przedpokoju. Tam zaskoczył nas dzwonek do drzwi. To był Maciek, chłopak Oli. Zastąpił go w pracy kolega i dzięki temu przyjechał wcześniej. Ola przedstawiła nas sobie. Miał ciepłe, suche dłonie i szczere spojrzenie. – Już wychodzisz? – spytał. – Szkoda, a może dasz się przekonać? Chwilę później dołączyliśmy do wesołego towarzystwa. Maciek opowiadał jakąś anegdotę przyniesioną z pracy. Mówił, a ja nie potrafi łam przestać na niego patrzeć. Przystojny, dowcipny. Miał piękny uśmiech. Zauważyłam, że chętnie mnie nim obdarza. Nasze spojrzenia często się krzyżowały… Nie, nie zamierzałam odbijać go przyjaciółce. To niezgodne z moimi zasadami. Ale byłam tak poraniona psychicznie po rozstaniu z Bartkiem, że zainteresowanie tego pięknego mężczyzny było dla mnie jak balsam. Wieczór szybko mijał. Gości ubywało i wkrótce rozmawialiśmy, siedząc na kanapie już tylko we troje. Powinnam była coś zrobić. Przerwać to. Maciek siedział pomiędzy mną a Olą. Z odchyloną głową, patrząc w sufi t, opowiadał o swoim planowanym za kilka dni wyjeździe do Włoch. Miał tam pracować w jednej z rzymskich restauracji. Żartował, że wróci do Polski jako milioner. A ja wyciągnęłam dłoń i delikatnie dotknę- łam jego włosów. Spojrzałam na Olę, Zastygła. Na twarzy miała wymuszony uśmiech. – Późno już – oprzytomniałam. – Czas na mnie. – Może Maciek cię odprowadzi? O tej porze jest trochę niebezpiecznie – Ola powiedziała to takim głosem, jakby liczyła, że jej chłopak zaprotestuje. – Chętnie – odparł. – W domu czeka na mnie pies. – Wpadnę przed południem – zwrócił się do Oli. – Pomogę ci posprzątać. – Dam sobie radę – powiedziała grobowym głosem. Wyszliśmy. Świtało. Szliśmy rozmawiając i śmiejąc się na całą ulicę. W pewnej chwili przystanęliśmy. – Mieszkam o tam, zaraz za rogiem – powiedział. – Może wejdziesz na chwilę? Robię świetną kawę, a za godzinę złapiesz do siebie dzienny autobus. Nie powinnam była przyjąć jego zaproszenia. Wiedziałam to już wtedy. Ale cóż… oddałabym wszystko, żeby choć jeszcze przez chwilę patrzeć na ten jego uśmiech. Rzeczywiście, Maciek robił wspaniałą kawę. Ściskałam gorący kubek, czując się błogo i bezpiecznie. On wyszedł z psem na spacer, a ja zapadłam się w fotel. Odstawiłam kubek. Zamknęłam oczy. Zasnęłam. Obudziłam się przykryta jego marynarką. Spojrzałam na zegarek – drzemałam dwie godziny! Maciek, oczywiście, już dawno temu wrócił ze spaceru. Siedział teraz na krześle przede mną. Od razu napotkałam jego wzrok. – Pięknie wyglądasz, gdy śpisz – powiedział miękkim głosem. Nagle dotarło do mnie w jak absurdalnej sytuacji się znalazłam. Właśnie spędziłam cały poranek w domu chłopaka mojej przyjaciółki, wysłuchiwałam jego komplementów, patrzyłam na niego tak jakbym chciała, aby mnie… „Stop!” – rozkazałam sobie w myślach. „To już zaszło za daleko”. – Muszę lecieć – powiedziałam, zrywając się na równe nogi. – Zostań. Proszę… – biegnąc do drzwi usłyszałam tuż za sobą jego głos. Wiedziałam, że jeśli się teraz odwrócę, stracę resztkę kontroli nad sobą. Nie mogłam tego zrobić Oli. Otworzyłam drzwi i wybiegłam. Po powrocie do domu wzięłam do ręki telefon. Poczta głosowa była zapchana wiadomościami od Oli. W kolejnych nagraniach miała coraz bardziej zdenerwowany głos. Ale kiedy do niej oddzwoniłam, nie odebrała. Zrobiło mi się wstyd. Pewnie pomyślała, że ja i Maciek… No, ale przecież do niczego nie doszło. On na pewno jej to wyjaśni i wszystko będzie jak dawniej.

Czy to naprawde moja wina?
Reklama

Niestety – nie było. Przez następne dni Ola nie odbierała moich telefonów. Była nieuchwytna. Czy to z powodu mnie i Maćka? Przyznaję, nie mogłam przestać o nim myśleć. Ten wspaniały mężczyzna był mną wyraźnie zainteresowany. Wciąż wspominałam nasze spotkanie. Zastanawiałam się, co by było, gdybym tak nagle nie uciekła z jego mieszkania. Ale nie miałam już wątpliwości – lojalność wobec przyjaciółki jest najważniejsza. Po dwóch tygodniach nagrywania się na pocztę głosową Oli, wysłałam w końcu do niej esemesa z prośbą o spotkanie i minutę rozmowy. Chciałam jej wszystko wyjaśnić. Rozładować to idiotyczne napięcie, które pojawiło się między nami. Umówiłyśmy się w kawiarni, w centrum. Usiadła przy stoliku chłodna i wyniosła. – Olu, przepraszam, źle się zachowałam tamtego wieczora – zaczęłam prosto z mostu, chcąc jak najszybciej zrzucić z pleców ciężar winy. – Ale zapewniam cię, że między mną a Maćkiem do niczego nie doszło. – To już bez znaczenia – przerwała mi. – Tak czy inaczej, zawiódł moje zaufanie. Zerwałam z nim. Nie mogę być z kimś, na kim nie mogę polegać. A co do ciebie… – Ola na moment zawiesiła głos. – Myślę, że nie mamy o czym rozmawiać. Spotkałam się z tobą tylko dlatego, że Maciek już kilka razy prosił mnie o twój telefon. Nie wyjechał do Włoch i strasznie chce się z tobą skontaktować. Nie wiem, czy chcesz, żeby do ciebie dzwonił. Nie mam też ochoty być waszym pośrednikiem. Krótko mówiąc – dodała – sięgając po serwetkę i notując coś na niej – masz tu jego numer. Zrób z tym, co chcesz. Mnie to już nie obchodzi. Mówiąc to, Ola zapłaciła rachunek i wyszła. Zaciskając w dłoni skrawek papieru z telefonem Maćka, siedziałam jak wryta. Właśnie straciłam najlepszą przyjaciółkę. Z jednej strony – było mi z tego powodu żal. Z drugiej – gdzieś w tyle głowy tłukła się myśl: „Teraz nie ma już przeszkód, żebym do niego zadzwoniła. Przecież on mnie szuka. Przeze mnie nie wyjechał do Włoch. Możemy… być razem”. Na co się zdecydować? Być wierną przyjaźni, która i tak została zerwana, czy pobiec za głosem serca?

Reklama
Reklama
Reklama