Reklama

Biura matrymonialne i portale internetowe we współczsnym świecie przejmują rolę tradycyjnej swatki (lub swata) – znanej w kulturze żydowskiej (tzw. szadchan), chrześcijańskiej (patrz na przykład „Ożenek” Gogola) czy muzułmańskiej (w krajach arabskich swatanie odbywa się często jeszcze w tradycyjny sposób – zazwyczaj w charakterze swata występuje starsza, szanowana kobieta, członek rodziny, np. ciotka). Na czym polega podstawowa różnica pomiędzy tym, co było kiedyś, a jest dziś? Swatka (czego nie spotkamy w agencji matrymonialnej lub na portalu randkowym) musiała znać osoby, które kojarzyła. Ala, Paulina i Karolina są dowodem na to, że dziś jej funkcję przejmuje przyjaciółka.

Reklama

Kolacja, która skończyła się śniadaniem
Dokładnie za miesiąc (piszę ten tekst 25 czerwca) Ala i Łukasz pobierają się. Gdyby nie pomoc Marty, przyjaciółki Ali, nie znaleźliby się na ślubnym kobiercu. Dziewczyny mieszkały kiedyś razem na studiach. Prowadziły tak zwany dom otwarty. Każdy, niezależnie od pory dnia i godziny, mógł wpaść na kawę, fajkę lub wino. Przez mieszkanie miesięcznie przewijały się hordy studentów, artystów (dziewczyny skończyły Akademię Sztuk Pięknych w Warszawie), przyjaciół, ale również znajomych znajomych. Pewnego razu w mieszkaniu pojawił się również Łukasz z kolegami. Chłopcy byli znajomymi Marty z jej rodzinnego Gdańska. Właśnie sprowadzili się do stolicy. Rozpoczynali praktyki w stołecznym biurze projektowym. Z gościnności dziewczyn korzystali przez trzy dni, w trakcie których szukali mieszkania do wynajęcia. Ala i Łukasz, choć cały ten czas spędzili pod jednym dachem, praktycznie nie zwrócili na siebie uwagi. Po kilku latach, pytając ich: jakie zrobili na sobie pierwsze wrażenie, zupełnie nie pamiętali tamtego spotkania. Dwa lata później Łukasz z chłopakami organizowali parapetówkę w swoim nowym mieszkaniu. Marta od razu pomyślała, że idealnym pomysłem będzie zaproszenie Ali. „Nie wiem, dlaczego, ale czułam, że ona i Łukasz to »perfect match«. Ona zakręcona artystka, kipiąca energią i pomysłami. On spokojny architekt, z zaplanowanym życiem i ochotą na ustatkowanie się. Na dodatek Ala miała za sobą sporo »związków« (raczej krótkich) i romansów. Wiedziałam, że się wyszalała i jest gotowa na to, żeby się zaangażować” – tłumaczy przyjaciółka. Ala niechętnie zgodziła się pójść na „domówkę”. Kiedy zobaczyła Łukasza, „straszny nudziarz” – powiedziała. Mimo to pod koniec imprezy już się całowali. Ala wspomina ich poznanie: „Kiedy spotkaliśmy się z Łukaszem kilka lat wcześniej, byłam na zupełnie innym etapie życia. Chciałam przede wszystkim czuć się wolna. Nasze drugie zetknięcie nastąpiło w momencie, kiedy coraz poważniej myślałam o stałym związku. Przeszła mi ochota na przygodne znajomości i jednodniowe »akcje«. Dzięki temu, że wsłuchałam się w to, co Łukasz ma do powiedzenia, dałam mu szansę. Zobaczyłam, że ten z pozoru nudziarz lubi tak jak ja szalone podróże autostopem, muzykę »Depechów « i jest w stanie zaszaleć z dziewczyną, której nie zna” – Ala zdradza, że już na drugiej randce uprawiali namiętny seks. Na trzeciej Łukasz zaoferował jej podróż do Gdańska. Na szóstej ona zaproponowała wspólne mieszkanie. Przyjaciółki sceptycznie podchodziły do tempa budowania ich związku. „Nawet po tym, jak Łukasz zaprosił Alę na kolację (ich druga randka), która skończyła się śniadaniem, nasze najbliższe koleżanki nie wierzyły w to, że Ala może się związać ze statecznym architektem. Były w błędzie” – Marta kończy kawę i biegnie szukać sukienki ślubnej na zbliżające się wesele.

Między wódką a zakąską
Przełom maja i czerwca to dla 28-letniej Pauliny od kilku lat trudny okres. Spędza go po pierwsze w sklepach – szukając sukienek ślubnych na nadchodzące wesele, po drugie, wymyślając przebrania na zbliżające się wieczory panieńskie i po trzecie, zastanawiając się, który z najlepszych przyjaciół wystąpi tym razem w charakterze osoby towarzyszącej. W zeszłym roku przed czwartą „wielką” uroczystością, powiedziała: „basta”. „Postanowiłam iść sama, w tej samej, co poprzednio sukience i nie udawać, że dobrze się bawię. Od ponad 3 lat z nikim się nie spotykałam. Dwukrotnie przytrafiły mi się »przelotne znajomości« (niezobowiązujący seks, wino, kolacja). Miałam dość uśmiechniętych, zakochanych par i pytań: »Kiedy zamierzasz się związać. Chyba czas najwyższy, kochana?«.” Na ślubie Marysi i Łukasza pojawiłam się sama. Ewa, moja serdeczna koleżanka (dziś najlepsza przyjaciółka), przyszła w towarzystwie Michała – swojego najświeższego nabytku, operatora z Łodzi.” Paulina przed weselem dużo słyszała o Michale, ale nie miała okazji go poznać. To, czym się zajmował (pracował przy niskobudżetowych, ambitnych produkcjach), jak o tym opowiadał, wreszcie to, jak wyglądał (lekko „zarośnięty”, 30-letni brunet) sprawiło na niej piorunujące wrażenie. Dla pracującej w reklamie Pauliny Michał był (przez wieloletnią znajomość z Ewą) zakazanym owocem”. „Rozmawiało nam się tak, jakbyśmy znali się od zawsze. Okazało się, że oboje marzymy o zekranizowaniu »Właśnie wróciłem« Kazimierza Dziewanowskiego (niewiele osób zna tę książkę). Po rzeczonym ślubie widywaliśmy się jeszcze na paru imprezach. Zawsze w towarzystwie Ewy” – wspomina Paulinaa, której w pamięci na zawsze zapadł pewien grudniowy poranek. „Ewa zadzwoniła rano i zapytała, czy nie mam ochoty pójść z nią i z Michałem do kina. Zgodziłam się niechętnie, bo w głębi duszy bolały mnie te spotkania. Po kinie poszliśmy na drinka. Tam między tak znajozwaną wódką a zakąską dowiedziałam się, że od dwóch tygodni nie są już razem. »To niczego nie zmienia. Nie masz prawa umawiać się z byłym swojej przyjaciółki« – myślałam. Ewa dziwnie często zaczęła zabierać przyjaciółkę i byłego faceta na wspólne wyjścia. W końcu zaprosiła Michała i Paulinę na sylwestra, którego organizowała w swoim mieszkaniu. Kiedy wybiła północ, podeszła do nich, przyciągnęła ich do siebie i złożyła życzenie: „Przyznam, że od kilku tygodni bawię się w swatkę! Od dawna widzę, że macie się ku sobie. Ja i Michał, choć świetnie się dogadywaliśmy, to była pomyłka. Macie nawet moje błogosławieństwo!”. Skończyła i przytuliła ich mocno do siebie. „Myślałam, że spalę się ze wstydu. Nie czekając na reakcję Michała, wybiegłam. Odezwał się po tygodniu. W trakcie rozmowy okazało się, że od początku miał podobne do moich odczucia/uczucia. Gdyby nie noworoczne życzenia Ewy, przez szacunek dla niej nie odważyłby się wyznać mi prawdy. Spotykamy się ze sobą od siedmiu najszczęśliwszych w moim życiu miesięcy. Powoli przymierzamy się do realizacji naszego przedsięwzięcia” – Paulina mówi, że ona pragnie napisać scenariusz, do którego Michał zrobi zdjęcia.

Reklama

Kiedy budzi mnie, przynosząc śniadanie...
Siedziałaś kiedyś na kolacji i marzyłaś tylko o jednym – o ucieczce? Jeżeli tak, to wiesz, co od kilku lat przechodzi 31-letnia Karolina. „Zaczęło się od wyjść do kina z moją przyjaciółką Marysią i Piotrkiem, jej facetem, na których to przypadkiem pojawiał się coraz to inny jego kolega. Prosiłam Marysię kilkakrotnie, aby nie fundowała mi takich niespodzianek. Pozostawała głucha na moje prośby. Następnie w kwestię wyswatania mnie zaangażowała się Klaudia. Ona i jej facet zapraszali mnie za kolei na kolacje, na które »ni z gruszki, ni z pietruszki« wpadał kolejny kawaler. Do tego momentu znosiłam dzielnie »troskę« moich koleżanek. Kiedy misja znalezienia mi chłopaka przeniosła się z gruntu towarzyskiego na zawodowy (do akcji wkroczyły Jola i Beata pracujące w mojej gazecie), postanowiłam postawić sprawę jasno: »Odczepcie się ode mnie!« – w końcu wykrzyczałam.” Karolina mówi, że scenariusze, zgodnie z którymi rozgrywały się te spotkania, były trzy. Pierwszy (najczęstszy): oboje nie są zainteresowani. Drugi (rzadszy): on był na tak, a ona na nie. Trzeci (upokarzający): ona chętnie, ale on raczej nie bardzo. Kiedy już wydawało się, że przyjaciółki odpuściły, wydarzyła się kolejna „niespodzianka”. „Pojechałyśmy z Marysią i Klaudią na babski weekend do SPA w Międzyzdrojach. Wieczorem postanowiłyśmy trochę się zabawić. Wchodzimy do klubu, a tam przy barze podchodzi do nas Mariusz, dawno niewidziany kolega ze studiów Marysi, rzuca się na nią i proponuje drinka. Nie wytrzymałam! Wpadłam w szał: »Ten też nie jest w moim typie! Myślałam, że w końcu zmądrzałyście!«. Po czym wybiegłam. Cały wieczór nie odpowiadałam na telefony i SMS-y” – wspomina Karolina. Rano po śniadaniu wymknęła się na spacer. Kogo spotkała? Oczywiście Mariusza. Zaczepił ją i powiedział: „Słuchaj, nie wiem, o co ci wczoraj chodziło. Chciałem ci tylko powiedzieć, że choć też nie jesteś w moim typie, lubię temperamentne kobiety i chętnie pójdę z tobą na kawę”. Stanęła jak wryta. Po chwili zgodziła się. „Okazało się, że dziewczyny wyjaśniły mu moją »raptowną reakcję«. Na kawę poszliśmy już w Warszawie. Potem na jeszcze jedną i kolejną. Dziś kawy pijamy codziennie rano. W łóżku, kiedy budzi mnie, przynosząc śniadanie” – kończy Karolina. Pomoc przyjaciółki w znalezieniu faceta nie zawsze kończy się zgodnie z planem. Anka swatała swoją najlepszą koleżankę z Adamem, kolegą ze studiów. Choć była mężatką i bardzo się wzbraniała, w końcu zaręczyła się z nim sama (rozwodząc się uprzednio z mężem). Potraktujmy to jak wyjątek, który potwierdza regułę. Przyjaciółka, która często wie o tobie więcej (od ulubionego koloru po ulubioną pozycję) niż matka, to najlepsza swatka.

Reklama
Reklama
Reklama