Problem alkoholowy - Piję bo lubię
W jednej chwili daje ci ukojenie i sprawia, że czujesz się lepszą osobą. Jest twoją przyjemnością, odprężeniem, relaksem. Z jego powodu nie zawalasz pracy czy studiów, nie pożyczasz pieniędzy. Pijesz, bo lubisz. Tak, to jest problem.
- Karolina Kopocz, glamour
PONIEDZIAŁEK: CZUJĘ SIĘ SAMOTNA
Mocna książka. Cytuję: „Piłam, kiedy czułam się szczęśliwa. Piłam, kiedy czułam niepokój. Kiedy czułam się znudzona, przygnębiona. W roku, w którym umarł mój ojciec, zaczęłam plądrować barek rodziców. Ojciec leżał w szpitalnym łóżku (...), ja zaś zakradałam się do łazienki i wyciągałam butelkę old grand dad, którą schowałam za muszlą klozetową”. Początek „Picie. Opowieść o miłości” Caroline Knapp, książki którą podarowała mi przyjaciółka. Otwieram butelkę. Piję czerwonego, wytrawnego, lekko owocowego merlota. Ostatnio zauważyłam, że niepełna butelka wina wieczorem i litr wody przed zaśnięciem pomagają mi uniknąć kaca. W powietrzu już unosi się aromat trunku. Jedną lampkę wylewam do zlewu. Resztą delektuję się bardzo powoli, jednocześnie upewniając się, że alkohol skończy się tuż przed zaśnięciem. Na wszelki wypadek w lodówce trzymam 0,7 wódki i sok pomidorowy. Szklaneczkę Krwawej Mary stosuję na dobitkę... Dlaczego piję? Bo jest mi źle. Wszyscy dookoła mają kogoś. Jedna przyjaciółka właśnie szykuje się do ślubu, druga wyjechała na stałe do chłopaka w Anglii. Ja nie mam nikogo. Wątpię, czy kiedykolwiek będę kogoś miała. Nie nadaję się. Zostaje więc tylko praca, praca, praca... Nie pozostaje nic innego jak pić, pić, pić...
ŚRODA: ODCIĘTA OD WODOPOJU
Wczoraj niczego nie napisałam, bo z dwiema koleżankami z kancelarii notarialnej, w której pracuję, poszłyśmy na drinka, a potem na nowego „Bonda”. Najgorsze są chwile, kiedy po dwóch lampkach wina nagle zostaję odcięta od wodopoju. Siedziałam w kinie, a obrazy z ekranu: schłodzone martini z wódką i oliwką czy krople spływające po smukłym kieliszku szampana, powodowały, że jak spragniona przełykałam ślinę. Całe ciało zaczęło mnie swędzieć. Wierciłam się, chrząkałam. Poszłam dwa razy do toalety. Kurczę, następnym razem albo drinki, albo kino.
Po filmie poszłyśmy na kolację. W jej trakcie dźwięczał mi w głowie kawałek, który usłyszałam rano w radio: „W nicość popłynę/ Po czerwonym winie/ W twoich dłoniach się rozpłynę/ Zaciągam się tobą/ Choć nie palę w nocy”, czyli „Miły mój” Marii Peszek. Nuciłam to, kiedy kelner przyszedł z butelką zimnego chardonnay. Nuciłam to również, kiedy jako pierwsza podniosłam rękę i poprosiłam o dolewkę. Nuciłam przy drugiej i trzeciej dolewce. Czwartej (i piątej, i szóstej, jak okazało się w czasie porannej relacji przy kawie) nie kojarzę... Nie zarejestrowałam też telefonu do Pawła, mojego eks, którego okazjonalnie pijana prześladuję. Rozmawialiśmy 2 minuty 33 sekundy. Treści nie pamiętam.
CZWARTEK: OBSERWUJĘ ZAKUPY
Cytuję: „Czy śledzisz uważnie poziom płynu, porównując to ukradkiem z poziomem w innych kieliszkach, i czy na sekundę wstrzymujesz oddech, dopóki się nie upewnisz, że nie zostałaś pokrzywdzona? Czy między tobą a tym kieliszkiem, tą butelką tworzy się pewna nerwowa więź: przypatrujesz się butelce, pożądasz jej, chcesz ją mieć tylko dla siebie?”. Wróciłam do książki Knapp. Od razu przypomniałam sobie, jak na ostatniej kolacji bacznie obserwowałam poziom złotego trunku w kieliszkach. Upewniałam się, czy przez przypadek kelner nie nalał mi mniej! Siedzę teraz na krześle w kuchni i obserwuję dzisiejsze zakupy. Chleb razowy, twaróg, pomidory, wytrawny shiraz, papierosy (choć palę nie częściej niż raz, góra dwa razy w tygodniu, tylko do alkoholu), woda mineralna i ananas. Wzrok zatrzymuje się na szklanej butelce. „Czy naprawdę mam problem z piciem? Od jutra przez kolejny tydzień abstynencja!” – postanowiłam.
Odkorkowałam butelkę i zapaliłam papierosa. Kiedy jestem trzeźwa, zupełnie mnie nie ciągnie do palenia. Ale jak tu nie pić, nie palić. Mieszkam sama i pracuję w miejscu, którego nie lubię. Jestem sekretarką notariusza. Ciągle brakuje mi kasy. Gdy wracam do domu, przebieram się w koszulkę i luźne spodnie. Biorę książkę lub włączam telewizor, otwieram butelkę i leżę.
NIEDZIELA: SOBOTY NIE PAMIĘTAM
Nie pisałam siedem dni. Sześć z nich byłam trzeźwa. Euforia towarzyszyła mi przez pierwsze cztery. Piątego ustąpiła miejsca złości. Po niej pojawił się smutek. Następnie przyszła pustka, którą trzeba było czymś wypełnić. „Skoro tyle dni wytrwałam w trzeźwości, to znaczy, że nie jestem uzależniona” – pomyślałam i nalałam sobie drinka. Był piątek i za dwie godziny wychodziłam z przyjaciółkami na imprezę. Przed wyjściem lubię się trochę „sklimatyzować”, żeby nie wydawać zbyt dużo na mieście na alkohol. Tak się tłumaczę, bo zazwyczaj tracę rachubę, a o liczbie wypitych drinków informuje mnie stan portfela. Tak byłoby i tym razem, gdyby nie fakt, że go zgubiłam (nie pierwszy raz i pewnie nie ostatni). Na szczęście przezornie wyciągnęłam ważne dokumenty i kartę kredytową. „Budzisz się pewnego ranka i otwierasz oczy (...). Czujesz rwące pulsowanie w jednej z gałek ocznych albo w skroni. Na przemian ostry i tępy ból. Masz wrażenie, że płyn wypełniający przestrzeń między mózgiem a czaszką jest gęsty i gorący. Dręczą cię lekkie mdłości i sama nie wiesz, czy powinnaś coś zjeść, czy od jedzenia zrobi ci się niedobrze. (...) W łóżku obok ciebie leży mężczyzna. Może go znasz, a może nie” – pisze Caroline.
Dziś rano obudziły mnie kac i niepokój. Z ulgą stwierdziłam, że jestem w domu sama. Ale byłam naga, a obok łóżka stały dwa kieliszki. Wstałam. Łazienka czysta. Kuchnia czysta. „Dziękuję za pyszną noc :) K.” – w przedpokoju znalazłam karteczkę. Kim był? Jak wyglądał? Do czego doszło? Zrobiliśmy to z prezerwatywą? Nie wiem... Przed chwilą wzięłam postinor. Czy taką szmatę jak ja może ktoś pokochać? Piję. Piję i płaczę. PS Zdałam sobie sprawę z tego, że nie pamiętam, kiedy uprawiałam seks bez udziału alkoholu...
PONIEDZIAŁEK: WERSJA A I B
Nadal czuję się strasznie. To już trzeci raz, kiedy zdarzyło mi się wziąć tabletkę wczesnoporonną. O kilka drinków za daleko, urwany, film, przypadkowy seks. Za każdym razem ten sam, identyczny schemat. Pierwszy raz jednak ktoś wyszedł bez pożegnania. Nie zapamiętałam nawet jego twarzy... Masakra... Jest mi tak wstyd, że nie przyznałam się do tego nawet mojej najlepszej przyjaciółce. Dziś znów towarzyszyła mi Knapp: „Alkohol rozmywa w nas te cząstki, które są źródłem bólu lub zmartwień, i wydobywa na powierzchnię inne „ja”, wersję nową, poprawioną i zdecydowanie mniej skłóconą z życiem. Po pewnym czasie staje się główną siłą napędową tej wersji, równie niezbędną, by ruszyć naprzód jak pedał gazu w samochodzie. Bez drinka jesteś wersją A. Z drinkiem – wersją B. Nie przejdziesz od A do B bez odpowiedniego wyposażenia” – opisywała z bolesną precyzją. Problem polega na tym, że od jakiegoś czasu moja wersja A i wersja B są równie nieszczęśliwe...
Od tego wypadku z „K.” staram się pić nie więcej niż pół butelki wina dziennie. Zazwyczaj mi się udaje. Od dwóch tygodni nie byłam w weekend na imprezie. Wieczorami zaszywam się w domu przed telewizorem i piję hektolitry herbaty. W piątek i sobotę daję sobie dyspensę. Przez cały dzień wypijam kilka piw i butelkę wina. Wczoraj wieczorem wpadła na kolację (ze śniadaniem) moja przyjaciółka Ewa (bez męża). Bardzo cieszyłam się na to spotkanie. Tym bardziej że z Ewą miło się pije. Kupiłam dwa ulubione malbeki. Między przystawką a daniem głównym moja najlepsza na świecie przyjaciółka (mieszkałyśmy razem na studiach) zaserwowała mi „deser”: „Jestem w ciąży” – powiedziała. „Nie będzie piła” – pomyślałam. Raczyłam się winem bardzo powoli. Pilnując, aby Ewa nie poznała mojej „małej” tajemnicy. Gdy zasnęła, wymknęłam się do kuchni i wypiłam duszkiem połowę drugiej butelki...
WTOREK: MARYNUJĘ SIĘ
„Wielu alkoholików porównuje to zjawisko do marynowania ogórka. Prawdziwy alkoholik to ktoś, kto ze świeżego ogórka zmienił się w marynowany. Można próbować powstrzymać proces marynowania, ale w żaden sposób nie da się zmienić marynowanego ogórka z powrotem w świeży” – słusznie zauważyła Caroline. „Marynuję się” od blisko 10 lat. Zaczynałam, podpijając w tajemnicy rodzicom z kieliszków pod koniec szkoły podstawowej. Już w liceum kilka razy w miesiącu upijałam się na imprezach. Nic nienormalnego, wszyscy tak robili. Potem wino, piwo, drinki z koleżankami w domu. Potem wino w domu bez koleżanek. Bez nikogo. Nie wiem, jak to się stało, że inni towarzysze picia nie wkręcili się w to tak jak ja.
Ostatnie 2 lata piję codziennie. Od 3 lat nie mam faceta. W tym okresie zaliczyłam 10 „one-night standów” (3 nie pamiętam). Przytyłam 7 kilogramów. Zgubiłam 4 portfele, 2 torebki i płaszcz – wszystko w trakcie weekendowych popijaw. Tak się dzisiaj podliczam, podsumowuję, bo Ola, z którą imprezowałam w zeszłym tygodniu, trafiła do szpitala z powodu zatrucia alkoholem. Zadzwoniłam, odebrała matka i powiedziała, że Ola wróciła pijana, straciła przytomność, więc wezwała pogotowie. Czeka ją trzymiesięczny szpitalny odwyk. Kurczę, nic nie było widać. Lubiła się upić, powygłupiać, zazwyczaj zasypiała gdzieś, jak przesadziła, i tyle. Myślę, że piję tyle samo co ona. Trzy miesiące na przymusowym odwyku, w poprawczaku dla pijaków?
ŚRODA: NIE CZUJĘ ODRAZY
Ostatni wpis umieściłam dwa miesiące temu. Ola zamknięta na odwyku, a ja dwa razy w tygodniu chodzę na spotkania Wspólnoty AA. Wstydziłam się jak nigdy w życiu. Ale boję się, że sama sobie nie poradzę. Lęk, euforia, złość, kompletny brak energii, napady kompulsywnego jedzenia wypełniają pustkę. Zaczęłam więcej (i boleśniej) czuć. Na razie wiem, że NIE WOLNO mi sięgać po alkohol. Unikam wszystkich miejsc, które mi się z nim kojarzą. Powiedziałam najbliższym. Większość była zaskoczona...
Czekam na ten moment, KIEDY PRZESTANĘ CHCIEĆ! „Czynny alkoholizm przynosi upokorzenie. Cząstka ciebie, ta, która stawia opór samookłamywaniu, zachowuje się jak obserwatorka, milcząca, lecz świadoma. Czasami patrząc wieczorem w lustro, wyczuwałam spojrzenie tej obserwatorki, pełne odrazy na widok przygnębionej, nerwowej, działającej na własną szkodę trzydziestoczteroletniej kobiety” – podkreślała Caroline Knapp. Mam 27 lat i głębokie poczucie winy. Pierwszy raz, odkąd pamiętam, nie czuję odrazy, kiedy patrzę w lustro. Co dalej będzie?!