Reklama

Dzieci przyjmują prezenty jako rzecz oczywistą. I chcą ich coraz więcej. To rozsądny rodzic musi zarządzać tą kwestią. Niekiedy gubimy się w sztuce mądrego obdarowywania, z powodu zmęczenia, niewiedzy lub odpuszczamy dla świętego spokoju. Czasem łatwiej ulec marudzeniu dziecka, niż po raz tysięczny tłumaczyć maluchowi, dlaczego nie może dostać wszystkiego, czego sobie zażyczy. Albo znosić jego niezadowolenie i obrażanie się. Nie zawsze jednak łatwiejsze rozwiązanie jest lepsze. Cenę płacą nasze dzieci. Nawet jeśli na pierwszy rzut oka wydają się szczęśliwe. Długofalowe efekty tego szybkiego szczęścia bywają zgubne. Im więcej prezentów dziecko dostaje, drogich i wspaniałych, tym mniej je docenia. Przyzwyczajone do otrzymywania, nie umie się nimi cieszyć.
DLA NASZEJ POCIECHY TO, CO NAJLEPSZE – historia kochających rodziców
Bartuś był wymarzonym i wyczekanym dzieckiem. Długo nie mogłam zajść w ciążę. Z mężem jesteśmy jedynakami, na nasze dziecko czekali więc dziadkowie, zastępy cioć i wujków z obydwu stron. Kiedy się udało, rodzina była w siódmym niebie. Podarunki i oznaki troski zaczęły się już na etapie ciąży.
W połowie prenatalnego życia Bartuś miał podwójną wyprawkę i najpiękniejszy pokoik dziecięcy, jaki sobie można wymarzyć. Dzień jego narodzin to było szaleństwo – jakby każdy, na wyścigi, chciał pokazać wielkością prezentu swoją miłość do nowego członka rodziny. Potem podarunki pojawiały się nie tylko z okazji urodzin, imienin, świąt. Właściwie każda wizyta gości była dobrym pretekstem do wręczenia Bartkowi upominku. Rodzinę mamy liczną, goście odwiedzali nas często, pokoik synka zapełniał się zabawkami. Z mężem też oszaleliśmy na punkcie synka – w sklepach było tyle cudownych przedmiotów dla dzieci, oglądaliśmy je przez lata, teraz mogliśmy kupić i żadne z nas nie zamierzało z tej możliwości rezygnować.
To była dla nas frajda – iść z Bartkiem do sklepu i spełniać jego marzenia, choć czasami to były zwykłe zachcianki. Długo nie widziałam w tym niczego niewłaściwego. Dużo zabawek to znak, że dziecko jest ukochane i zadbane.
Pierwszy sygnał przyszedł od mojej przyjaciółki. Powiedziała: „Nie mam pojęcia, co mogłabym kupić twojemu dziecku, ono ma wszystko!”. To była prawda, ale co w tym złego? Poważnie się zmartwiłam dopiero wtedy, gdy zobaczyłam synka wśród tych zabawek – siedział osowiały i niczym się nie bawił. Jakby nic go nie cieszyło. Próbowałam zachęcać go do zabawy. Brał zabawkę i zaraz ją odkładał. Sięgał po następną, jakby nie umiał się zdecydować. W tym wielkim składzie najwspanialszych zabawek świata wyglądał na takie maleństwo... Nie chcieliśmy prezentami zastąpić nieobecności rodziców.
Bartkowi ciągle ktoś poświęca czas, ktoś nim się zajmuje. My w ten sposób chcieliśmy dać naszemu dziecku jak najwięcej miłości, żeby czuło się kochane.
KOMENTARZ PSYCHOLOGA
Marta Żysko-Pałubapsycholog i psychoterapeuta, założycielka Pracowni Nintu.
Zabijanie marzeń
Zbyt dużo zabawek, szczególnie wielofunkcyjnych, głośnych, świecących, niszczy wyobraźnię malucha. Dziecko jest „przebodźcowane”, nie umie wybierać. Rozwiązaniem może być ograniczenie liczby zabawek, a potem… wspólna zabawa. Bo zabawki, nawet najładniejsze, nie zastąpią interakcji z drugim człowiekiem. Zamiast mówić: „Idź się pobaw”, włączmy się do zabawy. Zwykły patyk może zamienić się w czarodziejską różdżkę i „wyczarować" wymarzone rzeczy.
WEEKENDOWY DOBRY TATUŚ – opowieść matki nastolatka
Rozwiedliśmy się, gdy Michał miał 12 lat. Weekendowe spotkania ojca z synem nie zawsze dochodziły do skutku, bo ojciec Michała dużo podróżował, ale zawsze przywoził z wojaży podarunki, którymi próbował rekompensować dziecku brak ojcowskiej opieki. Czasem zabierał go na obozy żeglarskie i narciarskie albo fundował kursy windsurfingu czy kitesurfingu. Michał nie miał pełnej rodziny, miał za to najmodniejsze ciuchy, sprzęt sportowy, gadżety – wszystko najlepsze w szkole. To prezenty od ojca, który lepiej się czuł w roli kumpla czy „dobrego wujka” i nie rozumiał, że niekoniecznie na tym polega wychowywanie dziecka.
Czasem trzeba powiedzieć „nie”. Zwłaszcza gdy Michał zachowuje się źle albo dostaje kiepskie oceny. W takich momentach nie mogłam nigdy liczyć na wsparcie byłego męża, bo jeśli odmawiałam Michałowi pieniędzy na wycieczkę, dlatego że wcześniej zasłużył na naganę, on i tak pieniądze dostawał od ojca. Dawał je z porozumiewawczym mrugnięciem oka, które ma znaczyć, że „matki marudzą”, a „faceci trzymają się razem”.
KOMENTARZ PSYCHOLOGA
Przekupstwo nie jest miłością
Gdy dorośli zaczynają rywalizować, które z nich jest lepszym rodzicem, traci na tym dziecko. W konsekwencji może wyrosnąć na człowieka niezaradnego, żądającego pomocy innych. Warto więc – dla dobra dziecka – aby rodzice dogadywali się ze sobą. Jeśli porozumienie jest niemożliwe, bo jedno z rodziców prezentuje np. niedojrzałą postawę, pozostaje określić dziecku własny punkt widzenia: „Nie uważam, że zasłużyłeś na ten wyjazd. Mimo pieniędzy od taty”. Współpraca w tej kwestii z nastolatkiem może być trudna, tym bardziej że pewnie będzie manipulował i wybierał dogodniejsze dla siebie rozwiązanie.
PREZENTY SĄ OD ŚWIĘTA – zasady mamy dziewięciolatki
Pamiętam swoje dzieciństwo: z rodzeństwem cieszyliśmy się z każdego prezentu i godzinami potrafiliśmy się bawić kawałkiem gumy, zrobionym z kartonowego pudła teatrzykiem. Fakt, wtedy był kryzys i nie ma za czym tęsknić, ale to, co obserwuję dzisiaj, trochę mnie przeraża. To jest festiwal konsumpcji. Tony zabawek, wśród których poruszają się chyba niezbyt szczęśliwe, coraz bardziej rozpieszczone dzieci. Im więcej dostają, tym mniej się tym cieszą. Nie mówiąc o tym, jak bardzo te wszystkie produkty zaśmiecają świat.
Chciałabym, żeby moje dziecko miało dobre, szczęśliwe dzieciństwo, ale nie kosztem rozsądku, a przede wszystkim nie kosztem wyrzeczeń całej rodziny. Postanowiłam mojej Julce dawać mniej, za to prezenty dopasowywać do jej wieku i potrzeb rozwojowych.
Marzyły mi się drewniane klocki, mądre książeczki, proste, wymagające myślenia zabawki. Zaczęłam jednak się martwić, czy z takimi niemodnymi zabawkami Julka nie będzie zbyt odstawać od rówieśników. Czy nie zrobię jej tym krzywdy?
Moja córka cieszy się z tych prezentów, ale czasami niemal rzuca się na kolorowe, świecące zabawki w supermarkecie. W pierwszym odruchu odciągam ją od tej tandety, ale nie jestem pewna, czy nie lepiej zaspokoić te potrzeby drobiazgiem, bo drogą elektronikę uważam za przesadę – 9-latek nie ma jeszcze co robić na wyspecjalizowanym tablecie czy iPhonie. Czy mam rację?
KOMENTARZ PSYCHOLOGA
Zdrowy umiar
To prawda, że nadmiar nie jest dobry, a mądre zabawki rozwijają. Warto jednak pamiętać, że 9-latek buduje swoje życie społeczne i jednym z elementów takiego życia są wspólne zainteresowania: te same lub podobne zabawki, oglądanie określonych filmów i bajek, bywanie w tych samych miejscach. Jeśli będzie nadmiernie różnić się od rówieśników, może zostać odrzucone.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama