Pomogę Tobie. Zrobię to dla Siebie
Włączamy się w akcje charytatywne. Wspieramy, dzielimy się, współodczuwamy. Tymczasem naukowcy dowodzą: w niesieniu pomocy niewiele jest naszej bezinteresowności. Poczucia „jestem dobrym człowiekiem” nie da się kupić, więc pomagamy. Na szczęście, niezależnie od naszych motywacji w tej dziedzinie, i tak przede wszystkim liczy się efekt... wyciągniętej z pomocą dłoni.
- Karolina Morelowska, Claudia
1 z 7
pomoc1
Włączamy się w akcje charytatywne. Wspieramy, dzielimy się, współodczuwamy. Tymczasem naukowcy dowodzą: w niesieniu pomocy niewiele jest naszej bezinteresowności. Poczucia „jestem dobrym człowiekiem” nie da się kupić, więc pomagamy. Na szczęście, niezależnie od naszych motywacji w tej dziedzinie, i tak przede wszystkim liczy się efekt... wyciągniętej z pomocą dłoni.
2 z 7
Potrzebujesz pomocy? Poszukaj kogoś o... podobnym kolorze oczu. Jest większa szansa, że wyciągnie do ciebie rękę.
Socjobiologia, opierająca się na teorii ewolucji, nie pozostawia wątpliwości: zdecydowanie chętniej pomożemy osobom spokrewnionym z nami. Wyjaśnienie jest bardzo proste: pomagamy, bo robimy wszystko, aby nasze geny miały jak największą szansę ujawnienia się w następnych pokoleniach – jednym słowem, nie ma tu żadnej wzniosłej filozofii, chodzi o przetrwanie. Potwierdzili to badacze w swoim eksperymencie. Szokujące wyniki pokazały, że znacznie większy jest odsetek kobiet, które pomagają swoim dzieciom i z zaangażowaniem zajmują się wnukami, jeśli są one ze strony córki, a nie syna. Naukowcy tłumaczą to pewnością, że w takim wypadku dzieci posiadają po części te same geny. Nie ma przecież stuprocentowej gwarancji, że obca rodzinie kobieta nie zdradziła swojego partnera. Podobieństwa do siebie szukamy także w osobach, które nie są z nami spokrewnione. Wspólne cechy, takie jak zbliżony kolor oczu, włosów, ten sam kolor skóry, podobne rysy sprawiają, że zdecydowanie bardziej skłonni jesteśmy do niesienia pomocy takim osobom. Te zależności nie tłumaczą jednak, dlaczego (skoro socjobiologia wyklucza bezinteresowną chęć niesienia pomocy) niektórzy z nas skłonni są do pomagania ludziom kompletnie obcym i różnym od nas. Stać nas na pomoc w noszeniu paczek wprowadzającym się nowym sąsiadom, potrafimy pożyczyć pieniądze dalszej znajomej. Według socjobiologów w takich wypadkach działa norma wzajemności. Mechanizm najprostszy z możliwych: ludzie pomagają innym, ponieważ w przyszłości spodziewają się w rewanżu z ich strony. To forma społecznego kontraktu. Czysty egoizm: pomogę tobie dzisiaj, pod warunkiem że ty jutro wyświadczysz mi przysługę. Co również istotne, podobnego kalibru.
3 z 7
Oczywiście, że ci pomogę. Ale... najpierw dokładnie policzę, ile na tym zyskam. I sprawdzę, co mogę stracić.
Psychologowie krzywią się na socjobiologiczne teorie. Jeżeli nie geny, biologia, fizyczne podobieństwo – to co w takim razie sprawia, że zdarza się nam zatrzymać obok potrzebującego pomocy człowieka? Jedną z ważniejszych teorii psychologii kontaktów międzyludzkich jest teoria wymiany społecznej. Wyklucza biologiczne atawizmy, ale mówi jasno: człowiek dąży do maksymalizacji ewentualnych zysków i minimalizacji potencjalnych kosztów. Oczywiście, nikt z nas nie chciałby widzieć siebie ani tym bardziej swoich bliskich wyposażonych w notesy, w których skrupulatnie odnotowujemy plusy i minusy, jakimi obdarzają nas ludzie. Jednak na głębszym poziomie dokładnie tak funkcjonujemy. Długie lata przechowujemy ślady po zyskach i stratach wynikających z relacji międzyludzkich. Możesz być pewna: czas – od momentu kiedy się dowiadujesz, że ktoś potrzebuje pomocy, do chwili podjęcia decyzji, czy udzielisz jej , czy nie – to czysta kalkulacja. Twój mózg sporządza teraz tabelę, bierze pod uwagę wszelkie straty oraz zyski, zarówno rzeczowe, jak i psychiczne. Te drugie, wbrew pozorom, często kuszą nas najbardziej. Dlaczego? Po pierwsze, udzielenie komuś pomocy to swoista inwestycja w przyszłość. Nawiązując do socjobiologicznej normy wzajemności, psychologowie społeczni także skłonni są uważać, że życzliwość, przynajmniej raz na jakiś czas, spotka się z wzajemnością. Kolejnym zyskiem płynącym z pomocy jest złagodzenie dyskomfortu związanego z przyglądaniem się cudzemu nieszczęściu. To nie żart! Z badań wynika, że patrzenie na cudze cierpienie wywołuje u obserwującego niepokój i napięcie. Pomagamy, aby pozbyć się tego rodzaju odczuć. Aż w końcu, po trzecie, pomaganie jest nagradzające, bo pozwala nam zdobyć uznanie otoczenia. To wymierny zysk.
4 z 7
Zrobię to, o co prosisz, bo mam dobry humor. Zrobię to, o co mnie prosisz, bo mam paskudny nastrój.
Jeśli nie chcesz zostawić w potrzebie przyjaciół oraz ludzi, których spotykasz na swojej drodze, powinnaś zadbać o to, aby być zawsze w bardzo dobrym albo bardzo złym nastroju. Brzmi zabawnie, jednak badania wskazują, że to twoja obojętność daje najmniejszą szansę, iż będziesz skłonna pomóc. Eksperymentatorzy postanowili poprawić nastrój badanych, zostawiając w budce telefonicznej banknot o wysokim nominale. Czekali, aż ktoś go znajdzie. Następnie obok szczęśliwego znalazcy przechodził badacz i niezdarnie upuszczał wielką ryzę papieru. Z osób, które nie znalazły banknotu, jedynie 4 proc. pomagało badaczowi, podczas gdy aż 84 proc. osób-znalazców z ochotą pochylało się i udzielało pomocy. Człowiek w radosnym nastroju jest skłonny do pomocy z kilku powodów. Przede wszystkim wtedy widzi świat w pogodniejszych barwach. O badaczu, zamiast pomyśleć „fajtłapa”, myśli: „Ale ma pecha, biedak”. Po drugie: wyciągnięcie ręki do potrzebującego przedłuża stan dobrego samopoczucia. Ponadto dobry nastrój sprawia, że ludzie są bardziej skłonni do skupiania się na swoim wnętrzu, a tym samym dążą do tego, aby postępować zgodnie z wartościami, które są dla nich ważne. Zły nastrój, szczególnie jeśli wywołany jest poczuciem winy, także czyni z nas pomocnych innym. Podświadomie chcemy dobrym uczynkiem zapłacić za zły (popełniony wcześniej wobec kogoś innego) i mieć ten ciężar „z głowy”. To nie wszystko. Znany amerykański psycholog Robert Cialdini opisał zjawisko nazywane redukcją negatywnego stanu emocjonalnego. Ludzie, pomagając komuś, zwyczajnie pragną pomóc samym sobie – pozbyć się nieprzyjemnego smutku i przygnębienia.
5 z 7
Ona być może nie wskoczy za tobą w ogień, ale będzie mozolnie pomagać ci każdego dnia.
Obok kogo lepiej się potknąć? Czy to kobieta, czy mężczyzna prędzej pospieszy nam z pomocą? Różnica płci ma tu znaczenie. Wynika to, oczywiście, ze sposobu, w jaki jesteśmy wychowywani. Każda kultura narzuca od małego dziewczynkom i chłopcom stosowanie się do innych norm i zasad. Stąd dorośli potem ludzie uważają za istotne różne zachowania oraz cechy. W kulturze Zachodu to silnie osadzony stereotyp: chłopcy są rycerzami przygotowanymi do zadań specjalnych, nagłych; dziewczynki mają być opiekuńcze, empatyczne w ckliwych kwestiach, którymi chłopcom nie zawraca się nawet głowy. Trudno się więc dziwić, że kiedy słyszymy w telewizyjnych wiadomościach o heroicznych działaniach, o ludziach ratujących innych z nagłych i dramatycznych opresji, zazwyczaj bohaterem opowieści jest mężczyzna. Narażenie życia to „męska sprawa”. Jednak kogo najczęściej widzimy w roli opiekuna osób starszych, dzieci w przedszkolu? Kobiety sprawdzają się w zupełnie innym sposobie pomagania. Są zdolne do przyjmowania na siebie szeregu długotrwałych obowiązków, wyrzeczeń.
6 z 7
Pod latarnią jest najciemniej. W tłumie nie znajdziesz ratunku.
„Kiedy coś złego ci się przytrafi, pamiętaj – głośno krzycz”, powtarzają rodzice swoim dzieciom od najmłodszych lat. Wydaje się nam, że im więcej osób zobaczy, usłyszy, że potrzebujemy pomocy, tym większa jest szansa, że ktoś nam jej udzieli. Brzmi logicznie, ale nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Efekt widza to bardzo popularny mechanizm psychologiczny. Im więcej jest świadków wypadku, napadu, zasłabnięcia, tym mniejsze jest prawdopodobieństwo, że ktoś zdecyduje się pomóc. Dzieje się tak, ponieważ następuje rozproszenie odpowiedzialności. Najprościej mówiąc – każdy świadek myśli sobie: „Na pewno on/ona pomoże. Na pewno zrobi to ktoś inny”. Kiedy jesteśmy sami, czujemy, że czyjeś życie, bezpieczeństwo, dobrostan leżą w naszych rękach, to nas motywuje do działania. Na inną skalę, ale z tym samym zjawiskiem mamy do czynienia na co dzień, np. w tramwaju. Kiedy wsiada starsza osoba, zdarza się nam myśleć: „Jest nas tyle, na pewno ktoś inny ustąpi”. I okazuje się, że nie wstaje nikt.
7 z 7
Nie jesteśmy z natury altruistami. Ale jeśli już zdarzy się nam komuś pomóc, nasz mózg czuje się z tym dobrze.
Pomagamy, żeby poprawić swoje samopoczucie, widzieć się lepszym człowiekiem, zyskać czyjeś uznanie. Ale pomagamy także, bo… nasz mózg reaguje w takich momentach podobnie jak na widok bliskiego nam człowieka! Badacze z Oregonu rozdali studentkom po sto dolarów. Następnie podzielili je na dwie grupy – pierwszej powiedziano, że z ich pieniędzy zostanie odciągnięta pewna suma na cele charytatywne, a drugiej, że mogą dobrowolnie przeznaczyć jakąś kwotę dla takiej organizacji. Podczas podejmowania decyzji sprawdzano za pomocą obrazowania rezonansu magnetycznego, co się dzieje w głowach badanych. Okazało się, że oddawanie pieniędzy na cele dobroczynne powoduje aktywację jądra ogoniastego oraz półleżącego. Są to części układu mezolimbicznego, zwanego układem nagrody. Aktywuje się on np. podczas zażywania narkotyków czy patrzenia na bliskie nam osoby. Zaobserwowano, że większa była jego aktywność podczas dobrowolnych dotacji. Stwierdzono także, iż osoby, których układ nagrody działał aktywniej podczas odbierania pieniędzy, były mniej chętne do dzielenia się nimi – odczuwały mniej przyjemności z pozbywania się pieniędzy. Cóż, naukowcy nie są dla nas łaskawi w opisywaniu motywacji, które ponoć nami kierują. Ale nikt nie powie przecież: „Nie pomagaj, bo twoje intencje nie są kryształowe…”.