Podział obowiązków? Te rzeczy wychodzą „w praniu” - O swoim małżeństwie opowiadają Ewa Gawryluk i Waldemar Błaszczyk
Ewa i Waldemar. Razem rodzili. Mają wspólny portfel, jedno konto e-mailowe. – Ewa ma intuicję, ja – wrodzony optymizm, ona – wyczucie przy podejmowaniu decyzji i dobre pomysł, a ja wiem, jak je zrealizować. Wszystko ze sobą uzgadniamy. Bo wspólne dziecko, wspólny dom, wspólne życie. Partnerstwo. Nie dlatego, że musimy liczyć się ze zdaniem drugiej osoby, ale dlatego, że chcemy. Robimy to, co uważamy za stosowne, bez oglądania się na tzw. role męskie i kobiece – mówi Waldemar Błaszczyk.
- Ida DawidowIcz, Claudia
Ich wcześniejsze związki były nieudane. Z tych doświadczeń wyciągnęli wnioski. – Wiedziałam, że szukam człowieka odpowiedzialnego – mówi Ewa. – Podział obowiązków? Nie można ustalić przepisu na życie: „Ty robisz to, ja tamto”. Nie można nic założyć z góry. Te rzeczy wychodzą „w praniu”.
Zdaniem Waldka w związek wchodzi się trochę po ciemku. – Tak naprawdę nikt nas nie uczy życia z partnerem. Zasada jest prosta: jedno musi się trochę nagiąć, i drugie też. W dograniu się pomagają miłość, wspólny cel. Ale i tak bycie razem to – nie oszukujmy się – niezwykle trudna umiejętność. Dlatego tyle par się rozstaje.
Nie wierzy w historie, w których partnerzy w „ochach” i „achach” zapewniają, że pasowali do siebie od początku i o nic się nie kłócą. – Jesteśmy z Ewą osobami rozsądnymi. Aby poznać się jak najlepiej, zamieszkaliśmy razem przed ślubem. Było ciężko, ale daliśmy radę. Potem podjęliśmy decyzję o ślubie – wspomina Waldemar. – Nie była to oczywiście kalkulacja, lecz miłość, chociaż świadoma – zaznacza Ewa. – Trzeba poznać i polubić wzajemnie swoje wady, bo one z wiekiem się wyostrzają. Należy zastanowić się, czy to nie zacznie nam przeszkadzać…
Waldek żartuje, że w ich domu uczucia i wrażliwość reprezentuje Ewa, a on zajmuje się zapisywaniem na kartkach co-kiedy-jak. – Wcale nie! – zaprzecza z uśmiechem Ewa. – Jest romantycznie wtedy, gdy ma być romantycznie.
Aktor przyznaje, że przy Ewie postawił sobie wysoko poprzeczkę. – Byłem młodszy, zawodowo nie tak doświadczony i znany jak Ewa. Wszyscy szeptali: „Ożenił się z nią, bo liczy, że mu załatwi role”. Początkowo więc nie chciałem nawet pracować w produkcjach, w których ona występowała. Teraz z tego się śmieję. Często faceci biorą dużo młodsze żony, zależne od mężów i finansowo, i emocjonalnie, są w nich wpatrzone, wielbią, a mężczyznom wtedy łatwiej młodej kobiecie zaimponować. Nie mówię, że to źle, ale wtedy trudniej być dla siebie równoprawnymi partnerami. To ważne, żeby darzyć się szacunkiem. Takie zależności z góry i na sztywno ustawiają ich rolę w związku. Ewa jest konkretna i wie, co w życiu ważne, nie zaimponuję jej byle czym, muszę się postarać, lubię jednak wyzwania. W naszym związku o swoje pozycje musieliśmy walczyliśmy. Nawzajem się nieco wychowywaliśmy – przyznaje Waldemar.
– Każdy związek na tym polega – dopowiada Ewa. – Jeśli chcemy uprawiać razem poletko życia, jedno musi zwracać uwagę na drugie.
Dziś to już wspomnienie, ale dużo tarć związanych było z codziennością. – Gdy urodziła się Marysia, nie mieliśmy pracy, nie było gdzie mieszkać i za co żyć. Dochodziło do kłótni. To była nasza próba przetrwania. Uwielbiamy córkę, ale wychowywanie dziecka – świadome! – jest ciężką fizyczną i psychiczną pracą. W tej kwestii osiągnęliśmy pełne porozumienie: chcieliśmy, aby Marysia była wychowywana przez nas, żeby wiedziała, jak matka i ojciec wyglądają – i to nie z gazet czy ekranu telewizora. Trzeba mieć dla dziecka czas – mówi Waldemar.
– Po narodzinach Marysi zrezygnowaliśmy z pracy w teatrze. Obydwoje. Rano próba, wieczorem spektakl. Ewa widziała dzieci kolegów, które codziennie ocierały się o garderobę, były non stop podrzucane babciom, opiekunkom. Wiedzieliśmy, że tak nie chcemy. Nawet wspólne wyjścia wieczorne, chociaż na godzinę, dwie, odpadały. Nie mieliśmy „pod ręką” dziadków, nasi rodzice mieszkają ponad 400 km stąd, a na nianie nie było nas stać.
Kiedy Ewy dostała pierwszą propozycję pracy w serialu „Chłop i baba”, półroczna Marysia była „na piersi”. Aktorka przyjęła rolę, a Waldek zapomniał o szukaniu pracy i zajął się dzieckiem. – Żona od rana do wieczora pracowała na planie, ja byłem blisko, żeby w przerwach między ujęciami mogła nakarmić dziecko. Nie było przyczepy, żeby w niej posiedzieć z małą, więc przez cztery tygodnie zdjęć – był październik czy listopad – codziennie spacerowałem z córką 3–4 godziny po lesie. To było lepsze niż zadymiona od papierosów chłopska chata. Teraz z perspektywy dojrzałego faceta wspominam to jako fajny okres, ale wtedy biłem się z myślami: „Kurczę, mężczyzna powinien pracować, zarabiać”.
Trzy lata wcześniej, w 1995 r., nakręcił swój pierwszy film „Autoportret z kochanką”. – Główna rola, nagroda publiczności i cisza. Będę szczery: opiekując się Marysią, miałem mieszane uczucia. Z jednej strony cieszyłem się, mogąc być z nią, a z drugiej martwiłem się, że nie mam pracy. Ale jeśli kocha się dziecko, pewne rzeczy łatwiej zrozumieć, zaakceptować.
Przy dziecku wymieniali się w zależności od napływania propozycji zawodowych, choć częściej z córką zostawał Waldek. Jemu praca zdarzała się o wiele rzadziej niż Ewie. I tak przez kilka lat. – Kiedy pierwszy raz sami wyjechaliśmy na wakacje, Marysia była 6-latką. Zostawiliśmy ją u dziadków. Pierwszy dzień tylko we dwoje zaczął się o 6 rano (pora budzenia Marysi), wytrzymaliśmy 15 minut, a potem... zadzwoniliśmy zapytać, co u dziecka.
Dziś Marysia jest gimnazjalistką, a oni się cieszą, że lata temu świadomie rezygnowali z wyjść i z niektórych propozycji zawodowych. Po to, żeby być z dzieckiem. – Widać, że Marysia jest nasza. Nie mamy z nią problemów. Jako rodzice mówimy jednym głosem – oświadcza Ewa. – Nawet jeżeli córka próbuje coś negocjować z jednym z nas, bo drugie się nie zgodziło. Jesteśmy zgodni i konsekwentni – potwierdza Waldek.
Ewa nie rozumie kobiet twierdzących, że muszą prosić kilkakrotnie męża, żeby zrobił to czy tamto. – Przecież skoro razem żyjemy, wszystko robimy razem. Nie zostawia się karteczek „zrób…, bo jak nie, to się pogniewam”. W związku robi się wszystko na bieżąco, bez czekania, aż sprawę załatwi partner. Obowiązki domowe nie są przypisane do płci. – Ona i Waldek śmieją się, słysząc męskie wyznanie: „Pomogę żonie odkurzać”. Przepraszam, a mężczyzna nie brudzi? – retorycznie pyta Ewa. – Owszem, gdybym miała obie ręce w gipsie, to Waldek pomalowałby mi rzęsy i wtedy mógłby powiedzieć: „pomogłem żonie”. Ale odkurzanie, gotowanie albo zakupy to obowiązki jednego i drugiego małżonka: przecież wspólnie jemy i wspólnie brudzimy.
– Są rzeczy, którymi zajmuje się żona, bo ma do tego głowę i ja w to się nie wtrącam. Ufam jej. I odwrotnie: jeśli jest coś, na czym ja znam się lepiej, Ewa zostawia to mnie – tłumaczy Waldek. Do niego więc należą sprawy urzędowe, budowlane i negocjacje zawodowe. Do Ewy – sprawy zdrowotne i żywienie rodziny.
– Lubię być „kurą domową”. Gotować, robić soki, piec, sprzątać. Nie uwłacza to mojej kobiecości – wyjaśnia Ewa. – Córka wie, co to jest obiad z trzech dań. Ciasto domowe, naleśniki. Gotuję zdrowo. Dom to mój konik od zawsze.
Uwielbiają urządzać dom, może dlatego tak często się przeprowadzają. – Żona decyduje o estetyce, ja o stronie technicznej. Wszystko ustalamy wspólnie. Dyskutujemy, co się podoba, a co nie. Zwyciężają bezpretensjonalne stylizacje, proste formy, jasne wnętrza.
Waldek ich dwa pierwsze mieszkania wykańczał własnoręcznie. – Nie było nas stać na ekipę. Przydało się doświadczenie, które zdobyłem jako nastolatek, pomagając tacie przy budowie domu. Dziś jestem tynkarzem, elektrykiem, hydraulikiem, murarzem i glazurnikiem, choć początki były trudne. Kiedy weszliśmy pierwszy raz do sklepu budowlanego nie bardzo wiedziałem, jakie kupić narzędzia. Ewa przejęła koszyk i w kilka minut wrzuciła do niego wszystko, co było potrzebne. Ma w sobie taki imperatyw. Nasze przeprowadzki to pomysły żony, ma do tego głowę i intuicję. Ledwo uda mi się odpocząć po jednym remoncie, Ewa zaczyna planować następną przeprowadzkę. Najpierw narzekam, bo wiem, ile będzie czekało mnie pracy pracy, ale potem dochodzę do wniosku, że miała rację, że było warto. Ona potrafi ze mną rozmawiać. Nie mówi „zrób to czy tamto...”, bo wtedy cierpiałaby moja męska ambicja, czułbym, że ktoś mi coś każe. Ewa subtelnie sugeruje: „Słuchaj, a może byśmy to tak…”. W końcu dochodzę do wniosku, że miała świetny pomysł. Z czasem zaczynam nawet wierzyć, że sam to wymyśliłem – żartuje Waldek. I dodaje: – Potrzebowaliśmy być ze sobą kilka lat, żeby pojąć, co się dzieje w związku, w którym ludzie są na dobre, ale też czasem i na złe.
Mimo wspólnych już 15. lat nadal lubią spędzać ze sobą każdą wolną chwilę. Zazwyczaj odpoczywają aktywnie. Ewa biega, Marysia jeździ konno, a Waldek przygotowuje się do zawodów triathlonowych. W ramach łączenia sportowych pasji rodzinnych odwiedzają mazurski Pałac i Folwark Galiny. – Są tam tereny do biegania i jazdy rowerem, i stawy, w których można popływać, i duża stadnina koni. Mnóstwo możliwości dla nas wszystkich! – opowiada Ewa, a Waldek dodaje: – Nikt z nas się nie nudzi i jesteśmy razem. Tak naprawdę to właśnie jest przepis na długie wspólne i szczęśliwe życie.
ZDJĘCIA: IBERIA MOTOR COMPANY SA-IMPORTER MARKI SEAT NA POLSKĘ, STYLIZACJA: G.BLOCH, MAKIJAŻ: A.JAŃCZYK, FRYZURY: D.GOŁASZEWSKA, ARANŻACJA: M.CIOCH, dziękujemy za wypożyczenie rekwizytów sklepom:FLO / For loversof...55-110 Prusice, ul.Polna 14tel.71 352 95 02 Duka Złote Tarasy 00-120 warszawa, ul Złota 59 tel. 22 222-01-06
Warto wiedzieć:
Ewa Gawryluk - Aktorka teatralna i filmowa. Występowała w warszawskim Teatrze Współczesnym. Od wielu sezonów gra Ewę w serialu „Na wspólnej”. Żona Waldemara Błaszczyka, mama 13-letniej Marysi.
Waldemar Błaszczyk - Aktor filmowy. Zadebiutował w „Autoportrecie z kochanką” u boku Katarzyny Figury. Od kilku sezonów gra w serialu „Na wspólnej”. Mąż Ewy Gawryluk, tata 13-letniej Marysi.
1 z 1
E.G._i_W.B._2_DSC_7424