Reklama

Kolejny koszmarny dzień. W pracy bieganina i gigantyczny stres. Jak zwykle. Może byłoby łatwiej, gdyby wreszcie udało się wyspać. Bo to kolejna noc, którą Anka w zasadzie w całości przesiedziała na kuchennym blacie. To jednak lepsze niż jej ostatnie sny. W nich zawsze w roli głównej pojawia się Tomek. Ten sam, który zostawił ją ponad pół roku temu. Bez powodu.
W każdym razie ona tego powodu nie zna. Ma wiele do powiedzenia Tomkowi, lecz nie było okazji do rozmowy. On o to zadbał. Po prostu zniknął. Poza wielkim żalem Anka od kilku dni ma pewien nowy zwyczaj, który ewidentnie dobrze na nią działa. Na stole leży zeszyt. – Kiedy mam ochotę wybrać numer i powiedzieć Tomkowi, co myślę, biorę długopis i piszę do niego list – opowiada Anka. – Piszę wszystko, co czuję. Szczerze, bez owijania w bawełnę. Oczywiście robię to z zamiarem wysłania, ale kiedy kończę, czuję taką ulgę, że z tą kolejną zapisaną kartką nie muszę już nic dalej robić. Po prostu jest mi zdecydowanie lepiej, jakby pękał narastający wrzód – tłumaczy. Ance nikt tego nie polecał ani nie nakazywał . To była intuicja. Podpowiedziała jej, że taka praktyka przyniesie ukojenie.
Demony da się „zapisać”. Robili to już Egipcjanie, robiła to Virginia Woolf.
O pisaniu terapeutycznym w zasadzie się nie mówi. Niewiele z nas o nim słyszało, chociaż to metoda, którą posługujemy się dość często w codziennym życiu. Właśnie podświadomie.
Pisanie jako forma radzenia sobie z emocjami ma bardzo długą historię. – W zasadzie tę metodę stosowano już cztery tysiące lat temu w Egipcie – mówi dr Marcin Fabjański, trener technik rozwoju osobistego. – Mamy to wpisane w geny. We wszystkich kulturach znajdziemy rozmaite formy terapii poprzez sztukę. W tych, które oswoiły język pisany, wykorzystywano do tego celu właśnie słowo. Wierzono, że ma ono wielką siłę i może zmieniać rzeczywistość. To dlatego Egipcjanie kreślili imiona swoich wrogów, przeciwników wojennych, na glinianych tabliczkach, a potem je rozbijali. Byli przekonani, że jeśli zostanie zniszczone imię, jednocześnie osłabi to samego wroga, z którym przyszło im się zmierzyć. Współcześnie dowodem na to, jak silną potrzebą jest dla człowieka pisanie, są fakty zamieszczone w biografiach wielu pisarzy. Czytamy w nich, że tacy twórcy, jak Virginia Woolf, Henry Miller czy Ernest Hemingway, pisali nie dlatego, że było to ich pasją – w każdym razie nie przede wszystkim z tego powodu – ale głównie dlatego, że stało się to dla nich koniecznością. Prywatną, codzienną autoterapią, bez której trudno byłoby im żyć czy wręcz w ogóle nie potrafiliby funkcjonować.
Virginia Woolf mówiła wprost , że to właśnie pisanie ratowało ją każdego dnia, że było dla niej tym, czym dla innych ludzi jest psychoanaliza. – Tak się utrwaliło w naszej kulturze, że pisanie jest jedną z podstawowych umiejętności, jakich uczymy się w szkole. Jednak przez tradycyjną edukację zostało ono bardzo mocno wypaczone – mówi Marcin Fabjański. – Położono nacisk na to, aby pisać zgodnie z pewnymi regułami, zasadami poprawności, ale całkowicie zignorowano terapeutyczny aspekt pisania.
Kiedy w polskiej szkole omawia się dzieła wielkich pisarzy, zawsze rozpatruje się je albo w kontekście patriotyzmu, albo walorów języka, a nigdy nie porusza się kwestii, dlaczego autor w ogóle wziął pióro do ręki, i jak to wpłynęło na jego życie. A przecież, jeśli przyjrzeć się biografiom tych ludzi, dostrzeżemy, że czynność pisania wpływała na ich życie w sposób bardzo znaczący. Anka nie bez powodu sięgnęła po zeszyt – tłumaczy Marcin Fabjański. – To dla niej rodzaj autoterapii. Takie demony przeszłości można przelać na papier i poczuć ulgę. Nie namawiam do tego, aby pisanie zastąpiło ewentualne, konieczne spotkanie z psychologiem czy środki farmakologiczne, ale zachęcam do wyrzucania z siebie toksycznych emocji także taką drogą. Jest skuteczna. Naukowcy potwierdzają to w sposób jednoznaczny.
Im częściej, więcej i bardziej szczerze będziesz pisać, tym rzadziej będziesz musiała odwiedzać lekarza.
Pionierem badań nad pisaniem terapeutycznym był prof. James Pennebaker. W swoim pierwszym eksperymencie poprosił on grupę studentów, a w kolejnych badaniach tysiące osób (w różnym wieku, z różnym wykształceniem i rozmaitymi schorzeniami) o to, aby przez kilka kolejnych dni pisały. Miały wykonywać tę czynność przez dwadzieścia minut bez przerwy. W każdym z eksperymentów badani podzieleni zostali na dwie grupy. Pierwsza miała pisać o najgłębszych myślach i uczuciach, o istotnych dla siebie problemach, relacjach z bliskimi, o swoich miłościach, porażkach. Dodatkowo poproszeni zostali, aby pisząc, nie stosowali żadnych zasad ortograficznych, interpunkcyjnych czy stylistycznych. Druga grupa miała pisać cokolwiek. Nie dostała żadnych wskazówek dotyczących tematu swoich „prac”. Co się okazało? Osoby z pierwszej grupy (te, które dostały konkretne wskazówki) po pewnym czasie dziękowały za udział w eksperymencie. Okazało się, że ludzie wyrzucający z siebie emocje poprzez pisanie znacznie rzadziej niż uczestnicy z drugiej grupy (ci, którzy mogli pisać cokolwiek) chodzili w następnych miesiącach do lekarza. Wzmocnili swój układ odpornościowy, obniżyli częstotliwość bicia serca i poziom stresu. To nie wszystko. W dłuższej perspektywie odnotowali poprawę nastroju, studenci zaczęli otrzymywać wyższe oceny na uczelni, a ci, którzy nie mieli pracy, zdobyli ją szybciej niż bezrobotni z drugiej grupy badanych. – Taki rodzaj pisania to coś na kształt „dzienniczka uczuć”, polecanego przez psychologów jako część składowa terapii – mówi Marcin Fabjański. – Chociaż przecież wszyscy wiemy, że pisanie pamiętników jest bardzo starą tradycją. Badania Pennebakera pokazały tylko niepodważalny efekt takich działań. Bo ludzie od zawsze intuicyjnie wyczuwali, jaką moc niesie za sobą słowo zapisane – dodaje.
Zabawa słowem pozwoli ci rozwiązać problem, poukładać myśli, usprawnić komunikację
Oto trzy konkretne ćwiczenia, które każdy z nas może zrobić w domu. I sprawdzić, że kartka oraz ołówek naprawdę mogą mieć moc sprawczą.
● WYCISZENIE, UPORZĄDKOWANIE I USPOKOJENIE MYŚLI
Weź kartkę. Najlepiej zrób to rano, zaraz po przebudzeniu (jeśli nie masz takiej możliwości, może być to również wieczór). Pisz na niej automatycznie, mechanicznie. Najlepiej ołówkiem. Bez odrywania ręki przez piętnaście minut. Nie skupiaj się na porządkowaniu tego, co piszesz. Może to być niespójne, nielogiczne. Pisz wszystko, co przychodzi ci do głowy. Przeciętnie w tym czasie powinnaś zapisać mniej więcej dwie strony papieru podaniowego. Powtarzaj tę czynność codziennie. To niezastąpiona higiena dla twojej psychiki.
● USPRAWNIENIE KOMUNIKACJI, ZE WSPÓŁPRACOWNIKAMI, PARTNEREM, RODZINĄ
Możesz zrobić to ćwiczenie w domu, w sobotni poranek z rodziną, albo w pracy, w trakcie przerwy obiadowej. Wyjdźcie z pomieszczenia, w którym przebywacie. Rozdzielcie się. Możecie przemieszczać się po mieszkaniu, biurze albo wyjść na zewnątrz. Ważne tylko, aby droga, którą przemierzać będzie każde z was, była oswojona, aby były to pomieszczenia, ścieżki, którymi chadzacie często. Otwórzcie się na wszystkie bodźce, z którymi się zetkniecie, a na które zazwyczaj nie zwracacie uwagi. Słuchajcie, patrzcie, wąchajcie, smakujcie. Uruchomcie wszystkie zmysły. Każde spostrzeżenie zapisujcie na kartce. Niech to będą krótkie zdania czy równoważniki zdań. Zapisujcie je pod sobą w odstępach. Po kilkunastu minutach wróćcie do jednego pomieszczenia. Potnijcie swoje zapisane kartki na paski. Na każdym z nich ma być jedno spostrzeżenie. Teraz wszystkie wasze paski połóżcie na podłodze, przemieszajcie je i postarajcie się z poszczególnych wersów ułożyć jedną spójną opowieść albo wiersz.
● ZNALEZIENIE ROZWIĄZANIA KONKRETNEGO PROBLEMU
Usiądź wygodnie. Sama. Niech nikt ci nie przeszkadza. Weź do ręki kartkę i napisz na niej swój problem. Nazwij go. Teraz pod spodem zapisz wszystkie swoje myśli, które wokół niego krążą. Przywołaj wszystkie emocje, których doświadczasz w związku z tym konkretnym kłopotem. Opisuj je. Szczerze, nawet jeśli będą agresywne, ostre. Kiedy skończysz, wprowadź siebie w stan rozluźnienia. To znaczy wyłącz myśli. Ma dyrygować tobą ciało, twoja fizyczność. Postaraj się poczuć ciężar każdej kończyny. Najpierw całej ręki, potem dłoni i każdego palca. Poczuj, że twoje stopy dotykają podłogi. Możesz się położyć na niej. Pozostań tak kilka minut. Kiedy poczujesz, że twoje wszystkie myśli już zupełnie odeszły, weź kolejną kartkę. Znowu napisz na niej ten sam problem. A pod spodem wszystko, co teraz przychodzi ci do głowy w związku z nim. Będziesz zaskoczona, bo tym razem – zamiast złych emocji, z których kompletnie nic nie wynika – twoja ręka sama pisać będzie możliwe scenariusze dla rozwiązania problemu.
Marcin Fabjański doktor filozofii , dziennikarz i pisarz. Trener technik rozwoju osobistego. Autor książki „Stoicyzm uliczny”.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama