Reklama

Utrata zbędnych kilogramów. Nabranie pewności siebie. Przespanie się z... intelektualistą. Właśnie to odmieniło miłosne życie naszych czytelniczek. Niech ich historie staną się inspiracją dla twojego życia erotycznego.
Gdy miałam dwadzieścia parę lat, zaczęłam występować w serialu „Moje życie intymne”. Serial miał kiepską dystrybucję, w zasadzie był wyświetlany tylko w mojej głowie. Muzykę do niego napisał Justin Timberlake, a budżet był ograniczony do pomadki, eyelinera i seksownej, chociaż potwornie niewygodnej bielizny. Uważałam, że dobry seks jest jak spektakl teatralny: pewne gesty muszą być udawane, fryzura musi być dobrze ułożona, usta pomalowane na czerwono. W stylu Dity von Teese. Do tego głośne jęki rozkoszy, wyuczone wcześniej po to, by brzmiały seksownie i wiarygodnie. Większość moich chłopaków była tym „spektaklem” zachwycona, ale nie Daniel. Gdy pierwszy raz krzyknęłam (oczywiście po swojemu) z rozkoszy, chwycił się za serce i powiedział: „O Jezu! Ale mnie przestraszyłaś! Co to było?”. Innym razem, w bardzo zaawansowanym momencie gry wstępnej, uciekłam z łóżka, bo poczułam, że muszę poprawić rozpadający się kok. I wtedy usłyszałam od Daniela: „Dość tego! Chcę się kochać z tobą, a nie z kimś, kogo udajesz”. Następnej nocy w sypialni pojawiłam się w swoim prawdziwym wydaniu. I doświadczyłam, czym jest cudowny seks. Intymny, bez udawania. Po raz pierwszy nie martwiłam się o to, czy nie rozmazała mi się szminka, a gorset nie przekrzywił. A co do Daniela i mnie: wszystko skończyło się happy endem. Jesteśmy po ślubie, a nasz seks jest lepszy niż kiedykolwiek. Czasem jednak odgrywam swoją rolę: upinam staromodnie włosy i nienaturalnie głośno krzyczę, kiedy szczytuję. Na szczęście on zdążył się już do tego przyzwyczaić.
Julia, 25 lat

Reklama

...straciłam na wadze

Do trzydziestki miałam seks, który smakował jak wczorajsza pizza: nawet kiepski wciąż był dość dobry, żeby się na niego skusić. To nie przypadek, że porównałam seks do pizzy. Na tamtym etapie życia odżywiałam się głównie potrawami z sera, mąki i takimi, które są zdecydowanie tłuste. Na szczęście regularnie biegałam, więc byłam dość szczupła. Kiedy miałam 34 lata, wprowadziłam się do Mężczyzny Mojego Życia, który lubił zjeść. I to solidnie. Na dodatek zaczęłam mieć problemy z kręgosłupem i przestałam ćwiczyć. Przytyłam z rozmiaru 36 do 40. Kilka miesięcy temu, po tym, jak kolejny raz nie znalazłam fajnych dżinsów w swoim rozmiarze, powiedziałam swojemu partnerowi: „Muszę lepiej się odżywiać i potrzebuję twojej pomocy”. W zamian za wsparcie obiecałam, że będziemy się częściej kochać. Zgodził się od razu. Zdrowe odżywianie okazało się być bardziej przyjemne niż sądziłam. Odkryłam też, że kiedy nie jada się codziennie w fast foodach, ma się więcej pieniędzy i energii. Teraz czuję się seksowna w ubraniach, a jeszcze bardziej bez nich. I mam ochotę częściej się kochać. To bilion razy lepsze niż pizza. Anna, 36 lat

...polubiłam swojego ciała

Nie jestem typem damy: lubię porządnie spocić się podczas tańca, a kiedy jestem szczęśliwa lub zła, zdarza mi się krzyknąć niecenzuralne słowo na „k” lub „p”. Ale jednego się zawsze wstydziłam: tego, jak pachnę, kiedy jestem w łóżku z mężczyzną. Przez długi czas próbowałam zabić naturalny zapach mojego ciała olejkami i dezodorantami, a kiedy mój partner miał ochotę na seks oralny, zaciskałam mocno uda ze strachu, że poczuje eau de naturale moich intymnych miejsc. Ta obsesja zdominowała moje życie erotyczne. Ale wystarczył jeden spontaniczny seks, żebym się jej pozbyła. On nie był typem artysty, który zawsze mnie kręcił. Spodobał mi się, ale jako kumpel. Nie na tyle, żebym chciała się z nim przespać. Kiedy więc zaproponował, że ugotuje dla mnie kolację w swoim domu, przyszłam z niewydepilowanymi pachami, w rozciągniętym dresie i kompletnie nieuperfumowana. Po kilku kieliszkach wina zaczęliśmy się całować, mimo że w naszych oddechach czuć było cebulę z sałatki. „Pachniesz cudownie, jak prawdziwa kobieta” – usłyszałam i, ku własnemu zaskoczeniu, poczułam się całkowicie wyzwolona. Po raz pierwszy w życiu odetchnęłam głęboko i dałam się ponieść chwili.
Małgorzta, 22 lata

...zaczęłam się szanować

Gdy pracowałam jako DJ w nocnym klubie, zaliczałam stosunki z przypadkowo poznawanymi chłopakami. Jak wiele dziewczyn, które marzą o spotkaniu wielkiej miłości, cierpiałam na niskie poczucie własnej wartości. Pewnego wieczoru poszłam na kawę z Adamem, którego znałam od dawna. Gdy przenieśliśmy się do mojego mieszkania, rzuciłam się na niego, a on odepchnął mnie, mówiąc: „Hej, nie tak szybko”. Byłam zaskoczona. Zaczęliśmy rozmawiać, potem całowaliśmy się i znów rozmawialiśmy. Nad ranem przeżyłam orgazm. Pierwszy orgazm w moim życiu, który był wynikiem połączenia umysłów, ciał i dusz. Pomyślałam: koniec z seksem bez zobowiązań. Bo seks jest najlepszy, kiedy idzie w parze z zaangażowaniem emocjonalnym. Katarzyna, 23 lata

... PRZESTAŁAM SYPIAĆ Z IDIOTAMI

Lata spędzone w konserwatywnym żeńskim liceum odreagowałam, sypiając na studiach z chłopakami, którzy nie przeczytali do końca chyba ani jednej książki. Aż kiedyś przespałam się z kimś takim jak ja: z intelektualistą w cienkich okularach i z nosem w książkach. Wtedy zrozumiałam, że rozrywkowi panowie może i są fajni na sobotnie wieczory, ale w niedzielę rano przyjemniej jest oglądać Discovery Channel z kimś, kto mnie podziwia i uwielbia.
Zuzanna, 23 lat

...pokazałam mu, co na mnie działa

Do niedawna nie przeżyłam orgazmu z mężczyzną. Za to potrafi łam go sobie zapewnić sama. Nie chciałam pokazać żadnemu z moich chłopaków, co i jak mają robić, bo bałam się ich urazić. No i bałam się, że ich przez to stracę. Przy moim obecnym mężczyźnie zaczęłam się tak stresować tym, że nie mam orgazmu, że załamałam się i opowiedziałam mu o wszystkim. Myślałam, że z tego powodu na pewno mnie rzuci, tymczasem on ucieszył się ze wskazówek. Mało tego, zaczął udoskonalać moją technikę. Dziś jesteśmy małżeństwem, a regularne orgazmy są naszą codziennością. Przez własną głupotę i strach nie dostałam ich od moich poprzednich partnerów. I to właśnie uważam za swoją największą życiową porażkę.
Ewa, 25 lat

Reklama

... kochałam się na trzeźwo

Moją przepustką do świata seksu było kilka drinków i chłopak równie pijany jak ja. Byłam wtedy nastolatką z tzw. dobrego domu, którą strasznie kręciło bycie „złą dziewczynką” – trochę na złość rodzicom. Później picie często prowadziło do seksu. Alkohol sprawiał, że czułam się seksowna. Pomagał zapomnieć o cellulicie na udach, za małych piersiach i za dużej pupie. Był też świetną wymówką, gdy budziłam się rano z kacem moralnym. Po raz pierwszy pomyślałam o seksie na trzeźwo podczas spotkań dla osób z problemem alkoholowym. Robert, który też walczył z uzależnieniem, wpadł mi w oko już na pierwszej sesji. Przez długi czas tylko flirtowaliśmy ze sobą. Wreszcie po kolejnej sesji z psychologiem zaproponował, że odprowadzi mnie do domu. Gdy staliśmy przed drzwiami mojego mieszkania, użyłam starego chwytu w stylu: „Mam w domu świetną książkę, którą musisz przeczytać”, żeby zaprosić go do środka. Najpierw siedzieliśmy na podłodze i rozmawialiśmy o swoich przeżyciach. Aż wreszcie stało się: zrobiliśmy to na trzeźwo. Czułam się, jakbym odkryła nowe terytorium. Byłam całkowicie świadoma tego, co robię i co się ze mną dzieje. Po raz pierwszy mój umysł nie był otumaniony przez alkohol. Za to byłam oszołomiona zapachem jego ciała, smakiem jego ust, dotykiem. To był mój najlepszy seks w życiu. Zrozumiałam, że czuję się bardziej zmysłowa, kiedy przestaję się ukrywać za drinkami. I taką siebie bardziej lubię.
Anita, 21 lat

Reklama
Reklama
Reklama