Reklama

Pani Kowalska zaprosiła na kolację przyjaciółkę. Gdy dorośli byli przy stole, do pokoju wszedł nastoletni syn pani Kowalskiej. Miał na ręku brzydką kurzajkę. Przyjaciółka wykrzyknęła: – Mój Boże, jak mogliście tak zapuścić to dziecko! Przecież ta kurzajka jest ogromna! Pani Kowalska skrzywiła się, ale puściła sprawę mimo uszu. Chwilę później zaczęła wyganiać spać młodszego syna (a była późna godzina) i kategorycznie sprzeciwiła się, by ten „jeszcze tylko zrobił sobie herbatkę”. Na to znajoma znowu rzuciła: – Jaka ty straszna jesteś dla tego dziecka! Prawda była taka, że pani Kowalska już dwukrotnie próbowała usunąć kurzajkę z dłoni starszego syna, niestety, bez powodzenia. Natomiast młodszy syn po prostu miał w zwyczaju przeciągać w nieskończoność moment pójścia spać i w końcu trzeba było kategorycznie wysłać go do łóżka. Niesprawiedliwie potraktowana pani Kowalska, zirytowanym głosem, odrobinę za głośno powiedziała: – Zachowujesz się bardzo nieprzyjemnie! Najpierw mówisz, że jesteśmy niedbałymi rodzicami, potem – że źle traktujemy dziecko. Nie masz pojęcia, jak wygląda cała nasza sytuacja od środka!

Reklama
DOBRA I ZŁA KRYTYKA

– Nic dziwnego, że pani Kowalska nie przyjęła tak podanej krytyki – mówi psycholog Elżbieta Brodowska. – Uwagi przyjaciółki były negatywne i kompletnie nic nie wniosły, poza tym, że wywołały wzburzenie gospodyni. Wszystkie oceny w stylu: „Źle robisz, nie rób tak” działają na nas destrukcyjnie, podcinają nam skrzydła, zabierają dobrą energię. Nie wspierają nas. Psychologia dawno odkryła, że pomagają nam pozytywne reakcje, pochwały, dobre słowa. Tymczasem w podtekście tamtej wypowiedzi pobrzmiewa: „Nie troszczysz się o zdrowie dziecka, nie dasz pić spragnionemu maluchowi – jesteś złą, niedbałą matką”. Jeśli słyszymy takie rzeczy od osób bliskich: mamy, teściowej czy przyjaciółki, czyli tych, z których zdaniem się liczymy – bardzo nas bolą. Zwłaszcza gdy są niesprawiedliwe i dotyczą tak delikatnych kwestii jak: wychowywanie dzieci, stosunki z mężem czy prowadzenie domu. I nasze święte prawo protestować, gdy czujemy się skrzywdzone. To nieprawda, że osobom bliskim wolno powiedzieć więcej. Bliskość nie polega na tym, że dokopujemy sobie bez ograniczeń – to przede wszystkim miłość, przyjaźń, zrozumienie. Gdy jesteśmy z kimś zaprzyjaźnione, nie spodziewamy się przecież, że zwróci się on przeciwko nam. A tak mogą być odczytywane bezproduktywne krytyczne uwagi. Przyjaciółka czy teściowa mogą sobie pozwolić na uwagi w tonie krytycznym, ale dobra, serdeczna krytyka to taka, która zawiera troskę o osobę, której zwraca się uwagę. Przyjaciółka, widząc kurzajkę na ręku dziecka, powinna zapytać: „Czego próbowaliście, żeby dolegliwość wyleczyć? Dlaczego odmówiliście dziecku prawa do zrobienia herbaty?” – bo w tych pytaniach widać szczerą troskę.

STAWIAJ GRANICE OD POCZATKU

Bywa że na początku znajomości, przyjaźni puszczamy krytyczne uwagi mimo uszu. Bo nie chcemy do siebie zrazić (na przykład teściowej), zyskać opinii „niemiłej”. I gdy nowa mama mówi: „Dlaczego powiesiłaś te okropne firanki, przecież przez nie światło nie przechodzi”, uśmiechasz się przepraszająco. Błąd! Czy to w rodzinie, czy w przyjaźni dobre zasady należy wprowadzać od razu. Można powiedzieć: „Tak mama uważa? Moim zdaniem są doskonałe!”. Gdyby mimo to teściowa nalegała, można z uśmiechem zakończyć sprawę: „Widocznie w kwestii firanek mamy inne upodobania”. W większości przypadków taka uwaga wypowiedziana sympatycznym tonem zamyka sprawę. – Jestem zdania, że odważne formułowanie swoich racji zawsze się opłaca – mówi Elżbieta Brodowska. – Gdyby pani Kowalska na początku znajomości z przyjaciółką przeciwstawiła się jej krytykanckim zapędom, ta prawdopodobnie nie odważyłaby się tak bezwzględnie formułować swoich opinii. Z opisu sytuacji wynika jednak, że pani Kowalskia po prostu „wybuchła”, bo na wcześniejszych etapach znajomości nie wytyczyła przyjaciółce granic. Moc takiego wybuchu nie zawsze jest adekwatna do sytuacji, a reakcje nieadekwatne zyskują nam opinię osób dziwacznych, histerycznych.

DORADCA ZBYT IDEALNY
Reklama

A może być i tak, że mama albo przyjaciółka swoje uwagi wygłaszają w sposób nienaganny. Angażują się całym sercem w to, by pomóc nam w rozwiązaniu problemów. Niby wszystko jest podszyte życzliwością, a my mimo to nie chcemy, aby bliskie osoby wtrącały się w nasze sprawy. I do tego mamy święte prawo. To my jesteśmy najbardziej zainteresowane pomyślnym rozwiązaniem własnych problemów. Pomaganie na siłę zwykle bywa drażniące. I w takiej sytuacji można po prostu powiedzieć: „Dziękuję ci, kochana. Wiem, że chcesz dla mnie dobrze, ale ja nie mam ochoty już rozmawiać na ten temat. Jestem ci wdzięczna za troskę, ale poradzę sobie sama”. W przyjaźni, w układach rodzinnych częściej niż „ekspertów” od rozwiązywania problemów lub wydawania ocen potrzebujemy kogoś, kto nas po prostu wysłucha i zrozumie.

Reklama
Reklama
Reklama