Nie chcą chodzić do lekarzy
„Jesteś chory, powinieneś skonsultować się z lekarzem” – mówisz do ukochanego, który z gorączką leży w łóżku. „Co to, to nie!” – słyszysz.
- Andrzej Komorowski, Naj
Zagonić mężczyznę do lekarza to zadanie niewykonalne. Wie o tym każda kobieta, która choć raz próbowała zmierzyć się z tym problemem.
Niewazne, czy leży półprzytomny w łóżku z wysoką gorączką, ma bóle kamieni nerkowych czy częsty ból żołądka. Do lekarza z tym na pewno nie pójdzie, bo po co? Lekarze się przecież nie znają, lekarze mogą tylko zaszkodzić i jeszcze przepiszą nie to, co trzeba. On przecież dobrze zna historię swojej cioci, która tylko dzięki temu, że uciekła ze stołu operacyjnego po wypadku na ulicy, do dziś ma zdrową nogę i nigdy się na nią już nie skarżyła. A gdyby wtedy oddała się w ręce lekarzy, to na pewno nie byłoby tak różowo.
No i co ty, biedna kobieto, możesz odpowiedzieć na takie argumenty? Nic, możesz co najwyżej smarować go kamforą lub znosić jego jęki. Dlaczego, my panowie, tak bardzo nie lubimy lekarzy? Prawda jest o tyle wstydliwa, co oczywista: boimy się ich jak diabeł święconej wody. Bo a nuż coś się okaże? Pan doktor każe nam przeprowadzić badania i wyjdzie na to, że naprawdę jesteśmy poważnie chorzy? A wtedy na pewno umarlibyśmy ze strachu! Boimy się w ogóle pomyśleć o możliwości bycia chorym. To dla nas prawdziwy koniec świata.
Co możecie, miłe panie, z tym zrobić? Niektórzy po paru tygodniach waszych działań, gdy ból jednak nie ustępuje, dadzą się namówić na zrobienie badania cukru we krwi lub prostaty, skoro pięć razy w ciągu nocy biegają do łazienki. Innych nawet wołami się tam nie zagoni, ale oczywiście warto spróbować. Jak? Delikatnie podsuwając mądre artykuły w prasie, inicjując rozmowy o męskim zdrowiu lub opowiadając o sąsiedzie, którego lekarz błyskawicznie postawił na nogi, i zachęcając bez końca. Bo jak dobrze wiadomo, kropla drąży skałę.