Nasza miłość zwyciężyła po 20 latach.
Długo nie wierzyli, że to jest prawdziwa miłość. - Dopiero teraz, po latach, potrafimy docenić, jak dobrze być razem - mówią 55-letni Alek i 45-letnia Joanna.
- Naj
On pierwszy głośno to powiedział: "Kocham cię". Ale Asia zbyła go wtedy milczeniem. Taki już ma charakter: nie lubi rzucać słów na wiatr, jest bardzo ostrożna. - Czekałam na chwilę, kiedy będę na sto procent pewna, że nie ma w tym żadnej przesady - śmieje się. - W końcu, po pewnym czasie, odważyłam się wysłać Alkowi e-mail po angielsku: "I love you". Tylko on wie, jak wiele znaczyła dla niej ta wiadomość. I jak bardzo była szczera.
Na co dzień Joanna rzadko przyznaje się do swoich emocji. - Odwrotnie niż ja - zauważa Alek. I dodaje: - Ale pasujemy do siebie jak dwie połówki jabłka. Jakie to szczęście, że się w końcu domówiliśmy! - wzdycha. - Jestem tak zafascynowany Asią, że wciąż chciałbym ją głaskać. Czasem nawet na ulicy udaje mi się skraść jej całusa. A w naszym wieku tak zachowywać się chyba nie wypada - mruga porozumiewawczo do partnerki.
Spotkali się ponad 20 lat temu w warszawskim Yacht Clubie. Asia Pajkowska studiowała ekonomię na SGPiS, a 35-letni Alek Nebelski pisał scenariusze do słuchowisk radiowych. Oboje mieli wówczas stałych partnerów i bardzo chcieli być wobec nich lojalni. Ukrywali swoje uczucia. Mimo wzajemnego zafascynowania próbowali narzucić sobie układ wyłącznie kumpelski. Może nawet by się to udało, gdyby nie niezwykłe zrządzenie losu. - W 1983 roku braliśmy udział w regatach i płynęliśmy na jednym jachcie - opowiada Joanna. - Gdy znaleźliśmy się w Cieśninie Kaletańskiej w pobliżu Wielkiej Brytanii, zerwał się sztorm. To był horror! Maszt złamał się w pół, a łódź przewróciła się do góry dnem. Wpadliśmy do zimnej wody. Alek był przy mnie, bardzo mi pomagał.
Oboje cudem uszliśmy z życiem. Rozbitków wyłowiła załoga statku turystycznego. - To dramatyczne wydarzenie bardzo nas zbliżyło - wspomina Alek. - Kiedy już doszliśmy do siebie, postanowiliśmy na razie nie wracać do Polski. Zatrzymaliśmy się w Anglii, zamieszkaliśmy na wsi. I... co tu kryć, przeżyliśmy romans, jakiego nie zapomina się do końca życia. - Byliśmy sobą tak zauroczeni, że czuliśmy się jak w bajce - opowiada Joasia. - Ale powrót do rzeczywistości był nieunikniony - dodaje Alek. - I choć bardzo bolało, powiedzieliśmy sobie, że to tylko przygoda - wchodzi mu w słowo ukochana. - Z perspektywy czasu łatwiej jest o tym mówić. Po powrocie do Polski rozstali się, ale nie na długo. Tak tęsknili, że znów zaczęli się spotykać. W tajemnicy przed światem...
Po jakimś czasie zwyciężył rozsądek. Dali za wygraną: wrócili do swoich partnerów. Byli przekonani, że to, co ich łączy, nie może być trwałe. To tylko fascynacja, która, wcześniej czy później, skończy się, przeminie.
W 1986 r. Alek ożenił się i wyjechał do Włoch, a potem do Australii. Pracował tam jako korespondent Polskiego Radia, przy- gotowywał programy dla Polonii w Sydney i pisał artykuły do lokalnej gazety. - Wiodło mi się nie najgorzej. Dorobiłem się domu i samochodu. Jednak na antypodach nie czułem się jak u siebie. Wciąż czegoś mi bardzo brakowało: dopiero teraz wiem, że Asi - przyznaje Alek. Joanna też nie pozostała w kraju. Wyjechała do Anglii, w której przeżyła tyle pięknych chwil. Żeby zarobić, imała się różnych zajęć. Pracowała na farmie w Devon, naprawiała łódki, pomagała kłaść dachy... Działała też w morskim pogotowiu ratunkowym. Nigdzie nie mogła zagrzać miejsca. Ciągnęło ją na morze. Poddała się swojej pasji żeglarskiej i wkrótce stała się sławna: samotnie przepłynęła Atlantyk! - Kiedyś przeczytałem w gazecie o tym, czego dokonała Polka, Joanna Pajkowska, i serce zaczęło mi walić jak młot. Powróciły najmilsze wspomnienia.
Nie mogłem się oprzeć i wysłałem do niej e-mail z gratulacjami z powodu żeglarskiego sukcesu. A potem... aż dwa lata czekałem na odpowiedź - śmieje się Alek. Od dawna uważał swoje małżeństwo za pomyłkę. Teraz odżyła w nim dawna namiętność.
W 2001 roku Alek rozwiódł się ze swoją żoną (nie mieli dzieci) i postanowił wrócić do ojczyzny. - Coś mnie ciągnęło do Warszawy. Może to była intuicja, że właśnie tam znów zobaczę Asię - wyznaje. Kiedy on szykował się do podróży z Australii do Polski, w tym samym czasie o wakacjach w kraju myślała Joanna. Spotkali się zupełnie przypadkowo. Asia po powrocie odnowiła wszystkie kontakty z bractwem spod żagli. Tego dnia była zaproszona na prywatkę połączoną ze śpiewaniem szant w Yacht Clubie. Alek nic o tym nie wiedział, ale też postanowił spotkać się z kumplami. - Kiedy tylko wszedłem do klubu, zobaczyłem Joannę. Od razu ją poznałem, bo wcale się nie zmieniła. Poczułem się tak, jakby czas cofnął się o te dwadzieścia lat! Nie byłem w stanie racjonalnie myśleć. Chwyciłem ją w ramiona i myślałem tylko o jednym: że już nigdy jej nie wypuszczę - wspomina. - Czyż to nie cudowne? Los ściągnął nas do Warszawy z dwóch krańców świata.
To było przeznaczenie! Asia początkowo podeszła do sprawy chłodno, ale ku mojej radości wciąż przesuwała termin wyjazdu do Devon. O tydzień, dwa, o miesiąc... Chyba nie była pewna, czy i tym razem nasz związek nie okaże się falstartem - ocenia Alek. - Stało się jednak inaczej. Jesteśmy ze sobą już drugi rok! Mówią, że są dla siebie stworzeni. Po latach spędzonych za granicą wylądowali w Polsce bez wielkich majątków, zdani przede wszystkim na życzliwość swoich rodzin i przyjaciół. Mieszkali kątem, każdego dnia w innym miejscu. - Nie zwracaliśmy uwagi na niewygody, choć ludzie w naszym wieku źle znoszą brak stabilizacji. Dla nas liczy się tylko miłość - podkreślają. Wciąż nie mogą się sobą nacieszyć. Razem podróżują po świecie. Asia zabrała Alka do Anglii, by zobaczył, gdzie mieszkała przez te wszystkie lata. Alek pokazał jej Australię. Razem też żeglują. Opłynęli już przylądek Horn i wybierają się w kolejny długi rejs. Z czego żyją? Ona zatrudnia się na jachtach turystycznych kursujących po Morzu Śródziemnym. On na razie... wydaje swoje oszczędności. Oboje nie myślą o małżeństwie, bo liczy się tylko uczucie. - Widać potrzeba nam było tych dwudziestu lat rozłąki - mówią - żeby na nowo odkryć, że się kochamy.