Reklama

Jak to jest z tym naszym seksem? Specjaliści zauważają, że zmienia się kobiece podejście do erotyki. Coraz więcej z nas uczy się mówić o niej bez oporów. Śmielej też eksperymentujemy i lepiej wiemy, po co w ogóle idziemy do łóżka. Wiele z nas tak daleko zaszło w tej emancypacji, że niemal przejęło męskie podejście i traktuje seks jak ćwiczenia służące rozładowaniu napięcia. Tyle seksuolodzy. Ale czy tocała prawda? Z powyższych opisów współczesna Polka może jawić się jako żądny wrażeń zwierzak seksualny, którego zainteresowanie orgazmami rośnie powoli, a szczyt potrzeb odczuwa w 43. roku życia. Z drugiej strony, coraz mniej mamy czasu na przyjemności, i dotyczy to nie tylko zapracowanych żon, ale nawet ludzi młodych. Mocniej wciąga nas gonitwa za zarobkiem niż wir uciech. Jednak przyznanie się do tego nie jest popularne. Żyjemy w epoce kultu zdrowia, młodości, a ochota na seks jest ich dowodem. Dziś nie wypada mówić, że się go nie lubi. Ile z nas przyzna głośno, że temat uważa za przereklamowany? Jest taki dowcip: dwóch facetów wychodzi z pubu. Jeden się martwi, że nieważne, jak cicho wejdzie do domu, żona się budzi i robi awanturę. Drugi go klepie po ramieniu: – Stary, ja zawsze wchodzę i wrzeszczę: „Mam ochotę na seks!...”. I ona wtedy udaje, że śpi. – Drogie panie, to jak to z nami jest?

Reklama
Bawię się seksem, często zmieniam kochanków - Mariola, 23 lata

Pytasz, jaki jest mój seks? Przypadkowy i spontaniczny. Jeszcze nie jestem zainteresowana stałym związkiem. Robię tyle rzeczy naraz: studiuję, pracuję, udzielam się w ruchu feministycznym, dużo podróżuję. W ciągu dnia nie mam czasu na lunch, co dopiero na poważny związek. Raz taki zaliczyłam – opowiada Mariola z Warszawy. Atrakcyjna, ambitna i ciągle w biegu. – Trzy lata chodziłam z chłopakiem. W łóżku był grzeczny, rutynowy. Rozstaliśmy się. Teraz lubię się bawić. Ale szanuję się, nie sypiam z kim popadnie. To są zwykle sprawdzeni mężczyźni, znajomi znajomych. Tacy, z którymi jest o czym porozmawiać po fakcie – zastrzega. – Swój pierwszy raz przeżyłam w wieku 16 lat, na wakacjach. Byłam przygotowana, że nie będzie przyjemny. Chciałam go odbębnić. Wcześniej mama, przeczuwając, co się szykuje, zabrała mnie do swojej pani ginekolog. Ta zbadała mnie, powiedziała, jakie środki antykoncepcyjne są odpowiednie dla młodej dziewczyny. Życie seksualne rozpoczęłam uświadomiona. Ostatnio policzyłam swoich kochanków. Piętnastu. Jacy byli? Różne bywają kryteria oceniania. Moje są takie: jaki orgazm funduje mężczyzna albo jaką prowadzi grę wstępną. Niestety, rzadko można mieć na dobrym poziomie jednocześnie jedno i drugie. Kiedyś myślałam, że w moim łóżku będzie idealnie jak na filmach, ale przestałam na to liczyć. Szczerze mówiąc, mężczyźni stają się coraz bardziej leniwi. Głównie potrafią dużo gadać. Trudno im wyjść poza schemat: minuta pieszczot i już chcą przejść do meritum. Są niecierpliwi, zestresowani pracą albo tym, że rośnie im rata kredytu. Szukają rozładowania, a nie – jak ja – ekscytującej zabawy. Lubię seks żwawy, nieco brutalny, i koniecznie żeby partner dominował. Mnie wystarczy, że w pracy mam stanowisko kierownicze. W łóżku chcę być podwładną. Tyle że rasowy facet to dziś rarytas. Niestety... Dbam o siebie. Zawsze mam wydepilowaną strefę bikini, lubię ładną bieliznę. Sama też muszę zadbać o to, czego potrzebuję. Na Allegro zamówiłam kajdanki. Gdy proszę, by mnie partner przykuł do łóżka, atmosfera od razu się podkręca. Ale czasem mam ochotę kochać się po bożemu. Lub zmysłowo. Wtedy zasłaniam sobie i jemu oczy. Jak to działa na wyobraźnię! Lubię, gdy toczy się gra – mówi. – W ciągu ostatnich trzech miesięcy kochałam się osiem razy. Za każdym razem z innym mężczyzną. Wszyscy byli średni. Orgazm miałam raptem dwa razy. Niektóre zbliżenia wolałabym wymazać z pamięci. Przykład? Kilka drinków, muzyka, sprzyjająca atmosfera i niepohamowana ochota na szybki seks z kolegą brata. Bez pocałunków, bez przytulania. Chciałam po prostu poczuć go w sobie, jak wchodzi, jak się porusza. Na chęciach się skończyło. Wylądowaliśmy w łóżku. W pozycji, która pasowała do wszystkiego, tylko nie do szybkiego numerka: on na mnie. Legł jak kłoda. Nie pomogła nawet zmiana pozycji, bo gdy usiadłam na nim, po dwóch ruchach o mało nie skończył. Rozkosz z takim facetem? Niemożliwa. Są też tacy, którzy pchają się do środka, nie wiedząc, gdzie w ogóle jest wejście, dziurawią moje udo albo pośladek. Zgroza! Lubię mówić o seksie, choć polskie słownictwo jest wulgarne, ginekologiczne albo infantylne. Mieszkałam we Francji i Włoszech, tam mają język do opisania wrażeń! A mężczyźni są z klasą. Nawet po przypadkowym seksie umieją się zachować, dziękują, a nasi – uciekają.W łóżku chcę być podwładną. Tyle że rasowy facet to dziś rarytas. Niestety... Dbam o siebie. Zawsze mam wydepilowaną strefę bikini, lubię ładną bieliznę. Sama też muszę zadbać o to, czego potrzebuję. Na Allegro zamówiłam kajdanki. Gdy proszę, by mnie partner przykuł do łóżka, atmosfera od razu się podkręca. Ale czasem mam ochotę kochać się po bożemu. Lub zmysłowo. Wtedy zasłaniam sobie i jemu oczy. Jak to działa na wyobraźnię! Lubię, gdy toczy się gra – mówi. – W ciągu ostatnich trzech miesięcy kochałam się osiem razy. Za każdym razem z innym mężczyzną. Wszyscy byli średni. Orgazm miałam raptem dwa razy. Niektóre zbliżenia wolałabym wymazać z pamięci. Przykład? Kilka drinków, muzyka, sprzyjająca atmosfera i niepohamowana ochota na szybki seks z kolegą brata. Bez pocałunków, bez przytulania. Chciałam po prostu poczuć go w sobie, jak wchodzi, jak się porusza. Na chęciach się skończyło. Wylądowaliśmy w łóżku. W pozycji, która pasowała do wszystkiego, tylko nie do szybkiego numerka: on na mnie. Legł jak kłoda. Nie pomogła nawet zmiana pozycji, bo gdy usiadłam na nim, po dwóch ruchach o mało nie skończył. Rozkosz z takim facetem? Niemożliwa. Są też tacy, którzy pchają się do środka, nie wiedząc, gdzie w ogóle jest wejście, dziurawią moje udo albo pośladek. Zgroza! Lubię mówić o seksie, choć polskie słownictwo jest wulgarne, ginekologiczne albo infantylne. Mieszkałam we Francji i Włoszech, tam mają język do opisania wrażeń! A mężczyźni są z klasą. Nawet po przypadkowym seksie umieją się zachować, dziękują, a nasi – uciekają.

Lubię w łóżku nowości i eksperymenty, mam ochotę na igraszki z dwoma mężczyznami naraz - Sylwia, 26 lat

O nie, swojej sypialni nie pokażę! Nie jest taka, o jakiej marzę. Ta wymarzona będzie cała w bieli, z ciemną podłogą i donicami orchidei w każdym kącie – mówi Sylwia. Ma 26 lat, zajmuje się marketingiem w dużej warszawskiej firmie. Robert, jej chłopak, prowadzi własne przedsiębiorstwo. Są razem od 3 lat. – To najlepszy partner, jakiego miałam. Seks z nim to sto procent przyjemności. Po raz pierwszy nie muszę udawać orgazmu. Tak mnie rozpala, że jeszcze długo po zbliżeniu drżą mi uda – przyznaje. Dlaczego więc na rozmowę umawia się, gdy Roberta nie ma w domu? – Niech lepiej nie słyszy, jak go wychwalam. Jeszcze spuchnie z dumy. Słowo honoru: on nigdy nie zawodzi. Nawet gdy jest zmęczony po pracy czy po imprezie. Wystarczy, że go leciutko popieszczę, już jest w pełnej gotowości. I długo w niej pozostaje :) To ja jestem trudniejsza w „obsłudze”. Nie „dochodzę” tak szybko. Trzeba mi poświęcić trochę uwagi. Robert wie, że mam wrażliwe plecy i szyję. Ale piersi pozwalam dotykać, dopiero, kiedy jestem podniecona albo już w trakcie stosunku. Wcześniej każde muśnięcie dłonią czy ustami drażni mnie, nawet boli. Za to lubię czuć jego oddech przy uchu. Największą przyjemność przeżywam, gdy pieści moją łechtaczkę. Sam stosunek jest ważny o tyle, że traktuję go jako maksymalną bliskość z partnerem. Zanim poznałam Roberta, seks „pochwowy” odczuwałam jedynie jako miłe tarcie. Dopiero przy nim czuję coś więcej. Ale nie wiem, czy to już orgazm, czy jeszcze nie. Bo nie mam porównania – śmieje się. – Kochamy się kilka razy w tygodniu. Nie chcę częściej, byśmy się sobą nie znudzili. Lubię seks w wannie, przy świecach. Ale pomysły typu płatki róż na pościeli wydają mi się banalne. A igraszki na plaży – przereklamowane. Piasek wchodzi gdzie nie powinien, komary gryzą. Wolę coś solidniejszego, na przykład pozycję sześć na dziewięć, gdy sprawiamy sobie przyjemność jednocześnie. Chyba lubimy ryzyko, bo się nie zabezpieczamy, choć wiemy, że nie czas na dziecko. Ale ja nie mogę brać tabletek hormonalnych, a prezerwatywy nas zniechęcają. Czasem zerkamw kalendarzyk i sprawdzam, czy mam dni płodne. Wtedy konieczny jest stosunek przerywany. Otwarcie rozmawiamy o swoich potrzebach. Oboje bardzo lubimy seks oralny i analny, ogromną przyjemność sprawia nam wzajemne zaspokajanie się. Nie ma rzeczy, której bym nie zrobiła. Oczywiście, w granicach normalności; poza nią jest np. siusianie na siebie. Podobno niektórych to podnieca. Mnie bardziej elektryzuje myśl o seksie w trójkącie, z dwoma mężczyznami. Mówiłam o tym Robertowi. Może kiedyś się zgodzi? Raz byliśmy zdecydowani, by zaprosić do naszej sypialni pewną dziewczynę. Poznaliśmy jąna imprezie. By podkręcić atmosferę i rozpalić Roberta, zaczęłam się z nią całować. Lecz gdy zobaczyłam, jak na nią patrzy, wystraszyłam się konkurencji. Nikomu nie oddam takiego kochanka!

Ostatnio brakuje mi seksu - Magda, 31 lat

Czy na pewno jestem odpowiednią osobą do tego wywiadu? Miałam tylko jednego mężczyznę, to co ja wiem? – zastanawia się Magda. Ma 31 lat, męża i dwójkę dzieci. Mieszka pod Kielcami, pracuje w banku, mąż jest zawodowym kierowcą. – Natalka, chodź, włączę ci bajkę – mówi do czteroletniej córki. – Syn o trzeciej przyjdzie ze szkoły, musimy zdążyć. Niech pani pyta, a ja w tym czasie rozwieszę pranie – mówi i znika na balkonie. – Kto mnie uczył seksu? Mąż. Pół roku mnie zdobywał, aż zgodziłam się stracić z nim cnotę. U mnie w domu, pod nieobecność rodziców. Bałam się tego pierwszego razu. Niepotrzebnie. Miło go wspominam. Trzy godziny nie wychodziliśmy z łóżka. Po ślubie? Też było nam dobrze. Najmilsze wspomnienie? Gdy kupiliśmy samochód. Mąż mówi: „Chodź do garażu, zobacz, jaki jest piękny”. Poszłam, a on wtedy: „Trzeba sprawdzić, jakie ma zawieszenie”. Seks w aucie znałam tylko z filmów, fajnie było przeżyć go naprawdę – przyznaje. – Potem, gdy na świat przyszły dzieci, pojawiły się też pierwsze problemy. Mąż zaczął narzekać, że jestem „luźna” i wcale mnie „nie czuje”. Może faktycznie po porodzie pochwa staje się mniej ciasna? Już nie każda pozycja była dla nas odpowiednia. Ale dawaliśmy radę, bo wciąż mieliśmy na siebie ochotę. Tylko denerwowało mnie, że w trakcie stosunku nie mogę sobie pokrzyczeć, bo w pokoju obok śpią dzieci. Starał mi się to wynagrodzić. W każdą rocznicę naszego ślubu zabierał mnie do hotelu. Kolacja przy świecach, potem seks. Wreszcie mogłam sobie jęczeć do woli – opowiada. – Nauczyłam się przejmować inicjatywę, zachęcać go do igraszek. Jak? Mam swoją sprawdzoną metodę. Działa. Zaczynam od pieszczot: głaszczę i całuję po brzuchu, potem schodzę w dół, drażnię okolice wie pani, czego. Na koniec wkładam go sobie do ust. Gdy mam okres i wiadomo, że z seksu nici, doprowadzam go do wytrysku, w inne dni – rozbudzam męża tak, że natychmiast się na mnie rzuca. Gdzie się tego nauczyłam? Samo przyszło, trochę filmów sobie pooglądałam i odważyłam się. Tylko na seks analny się nie zgodziłam. Spróbowałam raz. Boli i jest okropnie – ocenia Magda. – Wszystko było dobrze, dopóki mąż nie wyjechał za granicę. Rok go nie było. Gdy wrócił, stał się zupełnie innym człowiekiem. Oziębłym, nastawionym na siebie. Jakby mnie nie zauważał. Kochamy się teraz rzadko. Coraz częściej myślę, że może on kogoś ma. Nasz seks stał się upokarzający: szybki, nerwowy, mechaniczny. Chciałabym więcej bliskości, mniej pośpiechu. Jak dawniej. Tyle że dawniej mąż nie miał problemów z potencją, a teraz mu się to zdarza. Wtedy odwraca się do mnie plecami, a ja płaczę w poduszkę. Martwię się, że to moja wina. Odkąd trochę przytyłam, może go już tak nie podniecam?

Nie mam ochoty na seks. Jest męczący, nudny, powtarzalny, niewygodny... - Ewa, 36 lat

Zwykle kochamy się, kiedy mąż zaczyna sięo to upominać. Ostatnio – w soboty po śniadaniu. Rozbudzony kawą, wykąpany, nastawia naszym kilkulatkom bajki i ciągnie mnie do sypialni. Zgadzam się, bo wiem, że to potrwa krótko. Myk, i po sprawie. Sześć minut? Ja jestem zaspokojona na pół roku. Mąż nie – wzdycha Ewa. Dentystka, w związku od 12 lat. – Na początku lubiłam to. Próbowaliśmy zabawnych prezerwatyw, chińskich kulek z sex-shopu, nagrywaliśmy się na wideo. Potem tyle było nerwów, gdzie jest ta taśma, że więcej nie próbowaliśmy. Dziś nawet nie chcę siebie oglądać. Po dwóch karmieniach mam piersi jak z „National Geographic”. Kocham męża, jesteśmy fajną parą w życiu, ale w łóżku... Męczy mnie to całe tarzanie się po pościeli. Mąż jest ciężki, sapie, ślini się. Mówiłam mu, że całowanie w ucho mnie nie podnieca, ale on z uporem maniaka wkłada mi tam mokry język. Często na samym początku udaję orgazm, by się pospieszył. Od lat nasze zbliżenia są takie same. Pozycja klasyczna i od tyłu, bo wtedy nie muszę się ruszać. Mąż czasem szepcze: a odwróć się, a wstań, a usiądź. Ja tak nie umiem, wypadam z rytmu. Nie zgadzam się, gdy prosi o miłość francuską. Najchętniej w ogóle odpuściłabym sobie to wszystko. No, może raz na miesiąc, dla rozładowania napięcia. Im mąż chce częściej, tym ja bardziej unikam. Czekam w salonie, aż zaśnie, narzekam na złe samopoczucie. Zapraszam gości, byśmy wieczorem nie byli sami. A okres trwa u mnie dwa tygodnie. Gdy dla świętego spokoju zgadzam się mu ulżyć, to często wyobrażam sobie, że jest dowódcą w wojsku. Albo premierem. Jest taki żart: o czym myśli kobieta podczas seksu, patrząc w sufit? Kochanka: „Kocha, nie kocha?”; prostytutka: „Zapłaci, nie zapłaci?”. A żona: „Odmalować, nie odmalować?”. To o mnie! Ja układam w myślach listę potrzebnych zakupów, planuję obiad. I cieszę się: na trochę będę miała spokój.

Nagość mnie krępuje - Jagoda, 31 lat

Mnie peszy ta sfera – zaznacza Jagoda. Wraz z mężem, pierwszą miłością, prowadzi kwiaciarnię. – Choć jestem mężatką od 6 lat, nie umiałabym zasygnalizować Pawłowi, że mam na „to” ochotę – opowiada. – Zawsze czekam, aż on się do mnie przysunie i zacznie zdejmować ze mnie piżamę. Nie wyobrażam sobie, bym ja miała przejąć inicjatywę. Długo wstydziłam się nawet zdradzić mu, że jest mi przyjemnie. Ale i dziś, gdy się kochamy, nie patrzę mężowi w oczy. Pochodzę z religijnej rodziny, gdzie o tych sprawach mówiło się z lekkim obrzydzeniem. Długo pachniały mi siarką. Do dziś omijam w pismach artykuły o erotyce, peszy mnie nagość w filmach. Nie dołączam się do zwierzeń koleżanek. Noce z mężem są piękne, bo łączy nas miłość. Na początku małżeństwa nie mogliśmy się od siebie odlepić. Kochaliśmy się często, choć pierwszy orgazm miałam z rok po urodzeniu synka. Wcześniej przyjemność sprawiała mi sama bliskość. Nie wiedziałam, że jest coś jeszcze. Dzisiaj robimy „to” raz, dwa razy w miesiącu, na początku i końcu cyklu. Nie potrzebuję więcej. Co naturalne, mąż nie pociąga mnie jak kiedyś. Po tylu latach znam jego skórę, jej zapach. Wiem, jak się na mnie ułoży. Zawsze oddycha mi w ucho, całuje piersi, masuje uda. Czasami nie mam na to ochoty. Jestem zmęczona, a po wszystkim on zaraz zasypia. Ja muszę wstać i iść się umyć. Na szczęście umiemy kochać się tak, by było jak najkrócej, a z ulgą dla obojga. Choć ja nie zawsze szczytuję. Wtedy udaję. Ale nigdy mu nie odmawiam, choć gdy poprosił, żebym pocałowała go „tam”, nie przemogłam się. Poza wszystkim jestem wrażliwa na zapachy. Nie rozmawiamy o tych sprawach. Kiedyś nasze intymne miejsca nazwaliśmy „ona” i „kubuś”. Tak zostało. Nie oglądamy się bez ubrań, nie wchodzimy sobie do łazienki. I dobrze. Choć czasem – przyznaję – śni mi się szalony seks...

Kiedyś obowiązek, teraz – wreszcie sama radość - Renata, 46 lat

Miałam 19 lat, gdy straciłam dziewictwo. Z chłopakiem, który potem został moim mężem. Po fakcie pomyślałam: a gdzie ta słynna przyjemność? – wspomina Renata. Ma 46 lat, prowadzi pod Warszawą sklep spożywczy. – Nasz seks? Mąż prawie co wieczór sięgał po mnie w łóżku i błyskawicznie się zaspokajał. Ale mnie – nie. Obojętne mu było, czy leżę na wznak, czy na boku... Gbybym wisiała pod sufitem, też robiłby swoje. Ja? Nigdy nic nie czułam. Potrzebowałam, żeby wcześniej mnie popieścił, przytulił. Raz odważyłam się powiedzieć, że chcę inaczej. Usłyszałam, że naczytałam się książek i marzę o księciu z bajki. I że żona jest po to, żeby dawać. Romantycznie jak diabli. Dwanaście lat się męczyłam, udawałam orgazm, żeby szybciej skończył. Dopiero teraz, po czterdziestce, miewam je naprawdę. Rozkwitłam, odkąd po rozwodzie z mężem poznałam Janusza. To był przypadek. Szukałam nowych dostawców do sklepu. Odpowiedział na moje ogłoszenie. Spodobał mi się jego charakter: dobry, opiekuńczy. Odkąd jesteśmy razem, pod sukienką nie noszę majtek. Żeby mógł mnie tam dotykać, kiedy chce. Boże, jakie to podniecające! Mam też kabaretki z dziurką w kroku. Robi się ze mnie prawdziwa tygrysica – śmieje się. – Wie pani, mężczyzna nie musi mieć wyglądu amanta. Liczy się to, że w łóżku najpierw myśli o kobiecie, a potem o sobie. Tak jak Janusz. Wie, że długo się rozgrzewam, nie żałuje czasu na grę wstępną. Ustami pieści moje piersi. Mam duże, a to go podnieca. Gdy przychodzi nam ochota na siebie, wysyłamy sygnały. On całuje mnie za uchem, ja jestem mniej subtelna: łapię go za pupę. – Nie mieszkamy razem. Na randki umawiamy się u mnie. Warunki mam średnie: mieszkam z mamą, która wymaga opieki. Najbardziej lubię kochać się na wyjeździe. Super było w latarni w Krynicy Morskiej. Zwykle ochotę mamy w dzień, bo miło na siebie patrzeć. Kiedyś dostałam od Janusza wibrator. Podniecało go obserwowanie, jak się nim pobudzam. Ale dla mnie wibrator to sztuczny twór; na szczęście się zepsuł. Miałam też kulki do pochwy, ale wcale się nie sprawdziły. Nie ma to jak naturalne sposoby. Uwielbiam, gdy Janusz ustami pieści moją muszelkę (tak ją nazywa). Zwykle wtedy już szczytuję. Wówczas wchodzi we mnie swoją maczugą (tak nazywam jego penis) i on też osiąga orgazm. Dopasowani jesteśmy. – Wstydzę się powiedzieć, co wykrzykuję podczas zbliżeń. To zbyt wulgarne. Pozycje? Lubię od tyłu albo gdy siadam na nim. Oczywiście, że jestem aktywna. Pieszczę go ręką, ale nigdy nie doprowadzam do finału. Jak widzę spermę, mam odruch wymiotny. Do buzi nigdy nie wezmę. No, może kiedyś...

Odkrywam, że może być miło - Barbara, 48 lat
Reklama

Wspomnienie sprzed dwóch lat. W mieszkaniu Basi dzwoni telefon. Przyjaciółka chce porozmawiać, bo ma problem: „Słuchaj, mój stary zgłupiał. Ciągle chce się kochać. Chyba bierze viagrę. Wy też tak macie?”. – Pytanie obróciłam w żart. Zapewniłam, że nam z mężem seks też „idzie” dobrze. Ale to nie była prawda. Nie układało się nam w łóżku – opowiada Barbara, prawniczka z Łodzi. Męża poznała na studiach. W akademiku, gdzie mieszkał, miał opinię niezłego kozaka, znawcy ars amandi. – Nie potrafiłam tego docenić. Mimo swoich dwudziestu lat psychicznie wciąż byłam niewinnym dziewczęciem, któremu wystarczały pocałunki i delikatne pieszczoty. Krępowało mnie, gdy pakował głowę między moje nogi, lizał mnie „tam” albo rzucał po łóżku jak worek kartofli, by wypróbować kolejne pozycje. Zamiast poddać się chwili, myślałam: „Co tu się dzieje? To zwierzęce, prymitywne”. Po takiej gimnastyce czułam się wymęczona: z okropnymi „malinkami” na szyi, podrapanana policzkach od jego zarostu, ale rzadko zaspokojona – opowiada. – Dziś już wiem, że mamy z mężem różne temperamenty. On chce mieć w łóżku wampa, który robi striptiz i „laskę”. Ja marzę o romantycznych zbliżeniach przy świecach. Seks to dla mnie bliskość, czułość, głos, zapach, przytulenie. Dwa różne światy. Czy do pogodzenia? Może tak. Ale... Dla mnie grą wstępną jest wszystko to, co dzieje się między nami w ciągu dnia. Czekam na komplement, miłe słowo. Co dostaję? Krytykę. To źle, tamto niedobrze. Po czymś takim nie byłam w nastroju wskoczyć do łóżka. Mąż tego nie rozumiał. Dla niego seks to seks, a życie to życie. Gdy mówiłam, że dziś nie mam ochoty (bo rano była wielka kłótnia), zarzucał mi oziębłość. Faktycznie, kochaliśmy się od wielkiego dzwonu. Radził z przekąsem: „Może pójdziesz do klasztoru?”. Bolało, ale nie potrafiłam o tym rozmawiać. Gdy dorastałam, nie było internetu ani pism o seksie. Kiedyś usłyszałam kłótnię rodziców. Ojciec powiedział matce, że potrafi tylko rozłożyć nogi. Może to mnie zablokowało? Nie wiem. Ale wiem: nie jestem oziębła. Przekonałam się, gdy spróbowałam masturbacji. Zamknęłam się w łazience, stanęłam naga przed lustrem i zaczęłam się pieścić. Zrobiło mi się przyjemnie, jak nigdy. Odetchnęłam: „Ze mną wszystko w porządku”. Wstrząs? Gdy mąż mnie zdradził. Zapewne nie pierwszy raz, ale wtedy odkryłam, że chodzi do agencji towarzyskiej. Poczułam i złość, i strach. Przecież go kocham. Postanowiłam pokazać, że potrafię być świetną kochanką. Nakupowałam sobie książek i gazet typu: „Udany seks, poradnik doskonały”. Szafkę w sypialni zapełniłam stringami i przezroczystymi koszulkami. Tej nocy – pierwszy raz w życiu! – sama zainicjowałam seks, ubrana w owe stringi i koszulkę. Gdy mąż zobaczył mnie w negliżu, roześmiał się: „I o to chodzi!”. Potem starał się być czuły i delikatny, tak jak lubię. Nawet było miło. Jak jest teraz? Uczymy się naszych światów. Jednak można...

Życie seksualne Polek w liczbach
91% z nas uważa seks za naturalną potrzebę człowieka
71% rozmawia o seksie z partnerem
68% prowadzi aktywne życie intymne
68% bez skrępowania zwierza się z łóżkowych spraw przyjaciółkom
67% pierwszy raz przeżyło, mając 18 lat lub więcej
50% z nas akceptuje swoją seksualność i nie wstydzi się tego, jak wygląda
42% najczęściej kocha się w pozycji klasycznej i nie inicjuje innych pozycji
41% ma jednego partnera w życiu i większość wierzy, że będzie z nim zawsze
39% z nas chętnie uprawia miłość francuską
Reklama
Reklama
Reklama