Reklama

Zazwyczaj o trudach wychowania nastolatka rozmawiamy z fachowcami. Psychologowie pochylają się nad złożonością psychiki dojrzewającego człowieka. Potem dyskutują między sobą rodzice. Opowiadają o mękach życia pod jednym dachem z buzującymi hormonami swojego dziecka. Bardzo rzadko możliwość podzielenia się swoimi przemyśleniami, swoim punktem widzenia mają główni zainteresowani.
Tymczasem oni też mają swoje zdanie i zaskakująco mądre argumenty. Zapytani o metody wychowawcze rodziców, mówią szczerze i nad wyraz dojrzale. I dodają: „Macie z nami kłopot? Ale z wami też nie jest lekko”. W rozmowie z „Claudią” nie wytykają rodzicielskich błędów, ale opowiadają, które z metod wychowawczych swoich rodziców chcieliby przenieść w przyszłości na relację z własnymi dziećmi. Co ich boli, a za co nas cenią?
Rodzicu, przeczytaj! Zobacz siebie oczami własnego dziecka.

Reklama

Potrzebuję trochę więcej zaufania. Nie wykręcam numerów, więc uważam, że na to zasługuję.
Dominika, 17 lat

Jeśli sama będę kiedyś mamą, chciałabym być dla dziecka przyjacielem. Moje układy z rodzicami są w porządku. Nie rozumiemy się we wszystkim, nie zawsze podejmuję decyzje, które podobają się mamie i tacie, ale staram się też nie robić nic, co byłoby absolutnie wbrew ich woli, więc się dogadujemy. Mama zna moje koleżanki i kolegów, wie, z kim i dokąd zazwyczaj wychodzę, które z tych osób lubię. Ale często myślę, że tak naprawdę mnie nie zna. Niby dopytuje, co się u mnie dzieje, co się wydarzyło, co u kogo z moich znajomych słychać, komu idzie w szkole lepiej, komu gorzej, a kto się ostatnio zbłaźnił przed wszystkimi. Ale nie interesuje się za bardzo tym, co myślę. Nie ma pojęcia, co tak naprawdę sprawia mi przyjemność, a co mnie wkurza. Wie, że czegoś nie lubię, ale nie wie, dlaczego. Nigdy o to nie pytała, a ja też nie mówiłam.
Tym bardziej dzisiaj nie potrafię traktować jej jak powiernika. Mogłabym się do tego częściej zmuszać, czasem tak robię, ale to jest sztuczne, bez sensu. Chyba dlatego z każdym rokiem rozmawiam z mamą coraz rzadziej. Pewnie z tego powodu jest jej trochę przykro, ale nic nie potrafię na to poradzić. Nie jesteśmy przyjaciółkami.
Z tatą to jeszcze inna historia. Tata jest pomocnikiem w trudnych sytuacjach, zawiezie, przywiezie, można z nim podyskutować o ostatnich wydarzeniach politycznych. Tata po prostu zawsze jest.
Ale i tak zwykle, zanim poproszę któreś z nich o jakąkolwiek pomoc, zrobię wszystko, żeby móc to wykonać sama. Wiem, że mogę liczyć na rodziców, ale nie chcę nadużywać ich pomocy. Z moich myśli i kłopotów zwierzę się raczej przyjaciółce. Z rodzicami podzielę się nimi, kiedy to już naprawdę będzie konieczne.
Ze swoimi dziećmi chciałabym mieć układ bardziej kumpelski. Jeśli nie mają widzieć we mnie powiernika, któremu zwierzą się z każdego problemu, niech chociaż zobaczą we mnie kumpla, z którym można pogadać na każdy temat, żeby wyrobić sobie zdanie. Nie muszę być dla nich wzorem do naśladowania, ale mam nadzieję, że nigdy nie usłyszę: „Nie chcę być taka/taki jak mama”. Będę się starała z nimi dyskutować o złych i dobrych stronach ich decyzji. Mnie trochę tego brakuje. Potrzebuję więcej zaufania. Uważam, że na nie zasługuję. Nie wykręcam przecież rodzicom żadnych numerów.
Wydaje mi się, że mam zbyt dużo luzu. Czasami myślę, że swojemu dziecku nie pozwolę na tak wiele.
Agata, 17 lat

Moi rodzice są bardzo konsekwentni. Jeśli zawieramy jakiś układ – a tak bywa, bo od początku mieliśmy relację partnerską – stroną, która go łamie, jestem, niestety, ja. Oni zawsze dotrzymują słowa. Kiedy zawalam, muszę na ich zaufanie znowu zapracować, ale za każdym razem dostaję kolejną szansę. Jestem im za to wdzięczna. Mogę liczyć, że będą mnie kryć, jeśli jednak bez ich zgody posłużę się nimi, użyję jako wymówki – w takich sytuacjach konsekwencje muszę ponosić sama. Wtedy nigdy się za mnie nie tłumaczą. Zdarza mi się ich o to prosić, choć wiem, że postępują słusznie. To jest skuteczna droga uczenia się odpowiedzialności.
Czasami myślę sobie, że mam o wiele więcej swobody niż moi rówieśnicy. I nie jestem pewna, czy to jest do końca dobre. Co prawda, taka postawa moich rodziców powoduje, że nie kłamię, nie kombinuję, zwyczajnie nie mam tego nawyku, bo nigdy nie miałam potrzeby kłamania. I mam nadzieję, że ta cecha zostanie mi na całe życie. Kiedy widzę, co robią czasami moje koleżanki, żeby gdzieś wyjść, cieszę się, że ja nie muszę tak kręcić. Mój tata powtarza, że pamięta, jak był w moim wieku, więc nie chce mi siłą zakładać na szyję łańcucha.
Na co dzień, oczywiście, cieszę się tą swobodą, ale nie chciałabym, by moje dzieci, w moim obecnym wieku, korzystały z tych wszystkich przywilejów, z których ja już korzystam. Jak będę mamą, postaram się niektóre w ich życiu odsunąć w czasie…
W relacjach z rodzicami cenię sobie otwartość. Nigdy nie musiałam szukać odpowiedzi, dopytywać, radzić się starszych kolegów, bo rodzice w zasadzie wyprzedzają moje myśli. Odpowiadają na pytania, które dopiero rodzą się w mojej głowie.
Krzyczą za głupoty, ale nigdy nie zostawili mnie bez pomocy!
Przemek, 17 lat

Często z rodzicami się kłócimy. Tak naprawdę nie znoszę, kiedy się na siebie wydzieramy. Ojciec zaczyna krzyczeć z pozycji pana i władcy, więc ja zaczynam pyskować. Wcale mnie to nie bawi, chociaż moi rodzice powtarzają, że chyba sprawia mi to przyjemność. Nie sprawia, lecz irytuje mnie, kiedy przyczepiają się o bzdety. Przecież rozumiem, że można mieć mi za złe różne wyskoki, ale kiedy kolejny raz słyszę, jak ojciec wścieka się o mój bałagan w pokoju czy niepozmywaną natychmiast patelnię po jajecznicy, mam dość.
Jak sam będę ojcem, postaram sie rozgraniczać rzeczy ważne i głupoty, bo takie zachowanie to dla mnie wyłącznie próba okazywania władzy. Nic więcej.
Denerwuje mnie też ciągłe wypytywanie, co u mnie. Nie wiem, dlaczego moi rodzice nie widzą, że kiedy się na mnie nie naciska, to sam czasem przychodzę się wygadać. Ale mama „przepytująca” mnie albo, co jeszcze gorsze, moich znajomych, to jest dla mnie koszmar. Jednak czasem sobie myślę, że to wszystko nic, bo kiedy rzeczywiście mam kłopoty, moi rodzice zawsze wyciągają do mnie rękę. Mogę liczyć na ich pomoc w każdej sytuacji. To na pewno dam też swojemu dziecku.
Jestem bardzo dumna, że moi rodzice są oparciem nie tylko dla mnie, ale też dla moich znajomych.
Zuzka, 16 lat

Jednym z powodów moich bliskich kontaktów z rodzicami może być to, że jestem jedynaczką. Ale chyba nie tylko o to chodzi, ważna jest otwartość, niebudowanie niepotrzebnych murów, a raczej traktowanie dziecka jak partnera. U mnie tak właśnie jest. W zasadzie nigdy nie było między nami tematów tabu ani problemów z komunikacją. Ale taka zaleta ma też oczywiście drugą stronę – rodzice chcą uczestniczyć w moim życiu. I kiedy mam np. moment, że akurat nie chcę o sobie więcej mówić, oni dopytują. Zdarza się, że nie akceptują mojej skrytości. Długo muszę mówić: „nie”, żeby odpuścili. Ale wolę taką otwartość niż dom, w którym się nie rozmawia. A znam takie. Czuję też, że rodzice mi ufają, to jest fajne. Nie kusi mnie, żeby kręcić, oszukiwać. Jeśli coś zdarzy mi się nabroić, nie boję się o tym powiedzieć.
Czasami tylko przeszkadza mi trochę ich nadopiekuńczość, chociaż wiem, że wynika z troski o mnie. Moi rodzice się nie boją, że ja coś zrobię nie tak, raczej martwią się, że to mnie ktoś zrobi coś złego. Staram się ich rozumieć, bo czasem myślę o tym, że kiedy sama zostanę mamą, pewnie też będzie mnie kusiło, aby dmuchać na zimne. Jednak swojemu dziecku postaram się dawać trochę więcej swobody. Wiem już z własnego doświadczenia, że przestrogi, napominania nigdy nie robią takiego wrażenia jak to, kiedy człowiek sam się „poparzy”. Wydaje mi się, że w takich sytuacjach uczę się najwięcej. I jest jeszcze jedna rzecz, która bardzo imponuje mi w moich rodzicach – są opoką nie tylko dla mnie, ale również dla moich przyjaciół. Wiem, jak bardzo lubią oni spędzać czas razem z nami. Często wpadają, nawet bez uprzedzenia, właśnie nie do mnie, ale np. do mojej mamy, proszą o radę. Jestem wtedy dumna!
Moi rodzice nie dbają o to, żeby rodzeństwo traktować jednakowo.
Małgosia, 17 lat

Główny powód naszych wszystkich domowych konfliktów? Ścisłe kontrolowanie mnie przez rodziców. Przenosi się potem na inne rzeczy. Ale myślę, że to „nadzorowanie” dlatego przeszkadza mi aż tak bardzo, że czuję się pokrzywdzona. Mam rodzeństwo: młodszego brata i o dwa lata starszą siostrę. Uważam, że moi rodzice zupełnie inaczej traktują każde z nas.
Jeśli sama będę miała więcej dzieci, jedno wiem na pewno: zadbam o sprawiedliwość. Rodzice nie do końca mnie rozumieją, nie widzą, że kiedy dostaję od nich kredyt zaufania (a bardzo rzadko się to zdarza), nigdy ich nie zawodzę. Mimo to w żaden sposób mnie za to nie nagradzają. Nie traktują jak partnera, ale kogoś, kto zawsze po prostu musi się podporządkować. Wiem, że moim obowiązkiem jest słuchanie ich poleceń, ale moglibyśmy się dogadać, gdyby tylko oni wykazali chęć. Uważam, że znam umiar i sama wiem, co jest przekroczeniem granic.
Chciałabym, by moje dziecko czuło, że je rozumiem, aby była między nami mniejsza przepaść niż między mną a moimi rodzicami. Bo mam wrażenie, że to więcej niż różnice pokoleniowe. Znam przypadki, kiedy dwa pokolenia nadają na podobnych falach. To jest dla mnie duża wartość.

Reklama
Reklama
Reklama