Reklama

Jej blond włosy falują wokół twarzy. I te wielkie szare oczy... Ewa zwraca uwagę. – Marzyła mi się Warszawa – mówi. Nie zastanawiała się, na jakie pójdzie studia. Było jej wszystko jedno, byleby tylko wyrwać się z domu. – Trzymano mnie pod kloszem. Poza tym tam, skąd pochodzę, jest teraz 30-procentowy wskaźnik bezrobocia. Wybrała finanse, parę miesięcy temu zdobyła dyplom. Piotra poznała trzy lata temu w klubie, niedługo po swoich 22. urodzinach.
Dwa światy
– Nie mieliśmy wspólnych znajomych. Zaczęliśmy rozmawiać przy barze. Spodobał mi się, wydał interesujący – opowiada. – Początki były rockandrollowe, alkohol lał się strumieniami. Spotykaliśmy się na imprezach i wszędzie powtarzał się jeden scenariusz: on stawiał najlepsze drinki, a ja nie opuszczałam go na krok. Żyliśmy intensywnie. To, co nas połączyło, było szalone i długo z mojej strony niedojrzałe. Myślałam: zabawa. Traktowałam to jak przygodę. Pół roku trwała naprawdę ostra jazda, powroty o świcie, o mało co nie zawaliłam semestru na uczelni. Ale od tamtego pierwszego spotkania złapaliśmy wspólny flow. A ja nie jestem najłatwiejsza w kontaktach, raczej zamknięta w sobie. Piotr był pierwszą osobą po moim przyjeździe do Warszawy, przed którą się otworzyłam. Ale w końcu, z trybu nocno-imprezowego trzeba było przejść na dzienny (śmiech).
Wprowadzała się do niego i uciekała z hukiem. Sąsiedzi nie raz wzywali policję. – A ja w złości o piątej nad ranem pakowałam swoje skarby do walizeczki i trzaskałam drzwiami – mówi. – Ile razy? Chyba ze dwadzieścia w ciągu pierwszego pół roku. Ale wracałam, zawsze mnie jakoś udobruchał. To on zapłacił za jej wakacyjny wyjazd do szkoły językowej w Londynie, wcześniej pomógł sfinansować studia. Latem zabrał do Grecji, zimą zafundował instruktora na stoku. Dziś Ewa marzy o nurkowaniu. Jego znajomi jadą lada chwila do Egiptu. „To taka świetna okazja, żeby wybrać się razem” – przekonywała. Piotr jest architektem. I jest 17 lat starszy. – Muszę to powiedzieć: był moment, kiedy wstydziłam się, że tyle nas dzieli – Ewa ścisza głos. – Oszukałam rodziców. Odmłodziłam go. O ile? O 10 lat. W końcu pojechaliśmy do nich, był pachnący rosół na stole i domowa szarlotka. Rodzice mnie zaskoczyli. Nie mogłam przecież dłużej ukrywać, że mieszkam z czterdziestolatkiem. „Żyj, jak uważasz, jak czujesz” – usłyszałam. Od tamtej pory często się odwiedzamy, mama jest w Piotrku wręcz zakochana. Ja... chyba też (śmiech).
Sami na wyspie
Jakie są minusy ich związku? Ewa nie zastanawia się długo: – Nie mamy wspólnych znajomych. Są albo moi, albo jego. Ale powiem ci, że gdy zabieram Piotra na urodziny koleżanki, jest bez dwóch zdań najstarszy w towarzystwie, ale nikt tego nie czuje. Nigdy nie usłyszałam: „Ewka, z kim ty przyszłaś?”. Za to z jego znajomymi nie bardzo umiem złapać kontakt, ci ludzie są jak z odległej galaktyki. Jakieś „ą” i „ę”, a ja nie lubię napuszenia. No cóż, mamy z Piotrem taką własną wyspę, na której żyjemy. Wiele ich dzieli. Rodzice Ewy: tata ma małą firmę, prowadzi zakład elektryczny, mama, dziś już na rencie, pracowała w banku. Rodzice Piotra: ojciec uznany architekt mieszkający lata za granicą, z żoną przy boku. Syn dostał od nich piękny apartament na snobistycznej Saskiej Kępie. Ewa w Warszawie mieszkała w akademiku. – Piotrek był u mnie tylko parę razy. Przeszkadzało mu, że tam wszystko jest jak w tanim hostelu, że jem na śniadanie konserwy.
Przy nim wskoczyła na inny poziom. Nie jeden wyżej, ale parę. – I nie tylko o jakość życia chodzi, ale też poszerzanie horyzontów, poznawanie świata – przyznaje Ewa. – Moje muzyczne zainteresowania kończyły się niedawno na twórczości Rihanny. Odebrałam lekcje. Wiem kto, co, kiedy i jak grał. Znam trendy, nazwiska, kamienie milowe muzyki, najlepsze koncerty. Być może sama doszłabym do tego, ale za ile lat? Psychologowie są zgodni: starszy partner często jest dla młodszej kobiety autorytetem. Zapewnia lepszą przyszłość, dobra materialne, pozycję. Wnosi tak ważne dla niej doświadczenie życiowe, daje poczucie bezpieczeństwa. – Jestem z niego dumna – mówi Ewa. – Imponuje mi, że jest człowiekiem sukcesu. Od niedawna mamy wspólne konto. Jeszcze nie zarabiam, ale dwa tygodnie temu podpisałam pierwszą umowę. Dostałam pracę w banku! Znajomi komentowali ich relację dobitnie: „Taki wiek, to i chłopak oszalał”.
O takich związkach zwykło się mawiać: mężczyznę fascynuje młodość kobiety, a ją stan jego konta. Amerykański psycholog, David M. Buss, w swojej książce „Ewolucja pożądania. Jak ludzie dobierają się w pary?” przywołuje wyniki badań. Zapytał, co jest najważniejsze dla kobiet, gdy wiążą się ze starszym partnerem? 5 tysięcy z nich (z 37 krajów i różnych kultur) odpowiedziało: pieniądze i władza. Ewa podkreśla, że dla niej nie jest istotne, ile Piotr ma w portfelu. – Powiedział mi kiedyś: „Nie mamy ze sobą nic wspólnego poza tą miłością. Poza nią nic nas nie łączy” – opowiada i pyta: – A czy to mało? Widzę, że jest ze mną szczęśliwy. Często słyszę: „kocham cię”. Boję się tylko rozmów o ślubie. Nie oświadczył mi się, luźno rozmawialiśmy o przyszłości. Naprawdę, strasznie się tego boję. Co będzie, kiedy to ja dobiję 40? On będzie miał wtedy... 60? To wszystko jest dziś zbyt trudne.
Zdaniem psychologów związek taki jak ich będzie stawiał z pewnością więcej wyzwań. Ważne, by kobieta nie dała się zwieść iluzji wiecznej młodości partnera. Biologię trudno oszukać, a ona poczuje się rozczarowana. Zaakceptowanie odmiennych potrzeb i poglądów daje szansę na rozwój i szczęście we dwoje.
Zaopiekuj się mną
Buty bez sznurowadeł, postrzępione spodnie, obcięte niedbale tuż nad kostką, koszula... chyba od piżamy. Mama Olgi nie potrafiła ukryć zaskoczenia. Nie tak wyobrażała sobie przyszłego zięcia. Miał być prawnikiem z elegancką teczką. A ten co? Trzyma w ręku wiklinowy koszyk. Ale Olga od paru miesięcy nie mówiła o nikim innym. Ponaglana przez rodzinę zaprosiła ukochanego. Rozmowa podczas herbaty wyraźnie się nie kleiła. A kiedy wyszedł, rozpętało się piekło. Mama była w autentycznym szoku, krzyczała: „Ten facet jest chyba z dziesięć lat od ciebie starszy! Oczu nie masz, on chce cię wykorzystać. Tylko łóżko mu w głowie”. Nie zapomnę, jak zaciągnęła mnie za rękę do zaprzyjaźnionej z nami sąsiadki i we dwie próbowały mnie przekonać, że taki związek to życiowa pomyłka – opowiada Olga. Dziś już się z tego śmieje, ale wtedy musiała walczyć o uczucia.
Mama nie dawała za wygraną, kłóciły się coraz ostrzej, aż wychuchana dwudziestolatka, przykładna studentka, oczko w głowie, wykrzyczała: „Wyprowadzam się do Daniela. Zamieszkamy w jego pracowni na strychu”. – Mama nie pomyliła się co do jednego, dzieliło nas dokładnie 10 lat – mówi. – Po tym, jak zamknęłam za sobą drzwi, nie odzywała się do mnie przez bite trzy tygodnie. Myślałam, że zwariuję. Zwykle dzwoniłyśmy do siebie parę razy dziennie. Było mi jej okropnie brak, ale nie chciałam ustąpić. Mój tata nie brał w tym cyrku udziału. Zawsze żył obok.
Daniel, lat 30, grafik, pracuje od zlecenia do zlecenia. Długo patrzył na Olgę, jak na koleżankę swojej młodszej siostry. Wpadała do Zuzy, uczyły się razem. Na jego oczach z chichoczącego podlotka zmieniła się w kobietę. „No, mów, jak wyglądamy?” – nie zapomni, jak przed jakąś imprezą stanęły przed nim obie. Olga w niemożliwie krótkiej pomarańczowej mini. Pomyślał wtedy: „No, siostrze bym tak wyjść nie pozwolił” i równocześnie: „Co za nogi”. A potem myślał już tylko o niej. Dał jej w prezencie książkę. „Śmierć pięknych saren”, Oty Pavela. Gryzło go, że to opowieść z wojną w tle, ale ona była zachwycona.
On tu rządzi
Od tamtych chwil minęło parę lat. Są razem, nie pobrali się, ale dobrze im ze sobą. – Daniel jest moim pierwszym mężczyzną – Olga przyznaje, że różni ich życiowe doświadczenie. – Długo czułam się przy nim jak mała dziewczynka. Od początku mnie utrzymywał. Nie było mi z tym źle (śmieje się). Przejął stery w związku. Zabierał na wystawy, ciekawe wykłady, podsuwał książki. Był najtroskliwszy, gdy chorowałam. Olga miewa migreny, wtedy trzeba opiekować się nią jak dzieckiem. – Taki atak potrafi dosłownie zwalić z nóg – opowiada. – A to nie zawsze przyjemny widok, bywa, że wymiotuję, często kończę pod kroplówką w szpitalu. Wyobrażam sobie, że Daniel będzie kiedyś taki troskliwy dla naszej córki i jeszcze bardziej go kocham. Tylko mama nigdy nie zaakceptowała tego związku do końca. I on to czuje. Chciałabym, żebyśmy kiedyś usiedli przy jednym stole. Co na to wszystko ojciec? Olga marszczy nos. – Jego nigdy nie pytałam o zdanie. Pił, odkąd pamiętam. Dziś jest trzeźwiejącym alkoholikiem. Ja skończyłam terapię DDA. Tam od psychologa usłyszałam, że przyczyną wiązania się z dużo starszym partnerem mogą być nieprawidłowe relacje z ojcem, że takie kobiety w mężczyznach szukają przede wszystkim ojcowskiego ciepła, czułości, wsparcia, poczucia bezpieczeństwa. Nie zaprzeczam, od Daniela to właśnie dostaję.
Starszy mądrzejszy
– Dokładnie pamiętam, jak był ubrany – Sylwia mruży oczy. – Zobaczyłam go w obskurnym szpitalu, przy łóżku ciotki. Jasne dżinsy, czarna bluza. Patrzyłam ukradkiem na jego profil, lekko rude włosy. Miał taki ciepły uśmiech. Bardzo mi się spodobał. Nie miałam wtedy pojęcia, ile ma lat. Powiedział: „Ciociu, czemu ciocia ukrywała przed nami taką śliczną dziewczynę?”. On miał żonę. Zaprzyjaźnili się, dzieliły ich raptem dwie ulice, Sylwia bywała w domu u Artura i Poli. – To ona często do mnie dzwoniła, pytała: „Co robisz? Artur znów pracuje w nocy. Mam wino, pogadamy” – wspomina. Tak dowiedziała się, że żyją jak para kumpli, mówili o sobie: „białe małżeństwo”. Mijały lata. I w końcu dla całej trójki przestało być tajemnicą, że Sylwia jest z wzajemnością zakochana w Arturze. I ani „mąż” wpisany w papierach, ani 15 lat różnicy wieku tego nie zmieni.
– Myślałam: „Może powinnam bronić się przed tym uczuciem?”. Zaraz potem: „W imię czego mam się tak umartwiać? Kocham go i nie oddam”. Kiedy masz 27 lat, potrafisz odróżnić pożądanie od miłości – opowiada. – Wiedziałam, jaki to człowiek: wykształcony, mądry, wie, czego w życiu chce. A ja potrzebuję silnego mężczyzny i zawsze fascynowali mnie starsi, może dlatego, że byli mądrzejsi ode mnie.
Pani profesorowa
Mama Sylwii była zauroczeniem córki przerażona. – Uważała, że zachowałam się niegodnie. Nie mogła zrozumieć, po co mi kontakty ze sporo starszymi ludźmi. Rodzina Artura przyjęła mnie ciepło, aczkolwiek ze zdziwieniem. Mąż jego siostry wypalił: „A skąd ty takie młodziactwo wytrzasnąłeś?”. Ale byli nam życzliwi. Artur rozwiódł się z Polą. Do końca traktowali się ciepło, po przyjacielsku. Ale na ślub swojego eks z Sylwią Pola nie została zaproszona. – Chciałam zacząć nowe życie, bez jej cienia – tłumaczy. – Miałam wielkie plany. Mój mąż jest naukowcem po doktoracie. Planuję podobną karierę. Cieszyłam się, że będzie mnie ciągnął w górę, wspierał. Jemu za to podobało się, że tłumaczę artykuły, staram się o wyjazdy na konferencje. Jego coraz częściej zapraszają w roli eksperta – wylicza Sylwia.
David M. Buss, powołując się na badania przeprowadzone w Ameryce, wnioskuje: kobiety preferują starszych partnerów o wysokiej pozycji społecznej lub tych, którzy wykonują prestiżowy zawód. Bo to uniwersalny sygnał zasobności. – Przy Arturze będę się mogła spokojnie rozwijać – komentuje Sylwia. Od paru dni pakuje walizki. – Promotor mojego doktoratu powiedział, że droga do sukcesów naukowych prowadzi na Zachód. Chcesz coś osiągnąć? Wyjedź. Zawsze możesz wrócić – tłumaczy. Co prawda, to nie Sylwia, ale Artur dostał stypendium w Szwajcarii. Ona jednak też będzie się rozglądała. – Jestem pewna, że mój mąż osiągnie sukces i młodo zostanie profesorem.
Przed Genewą planują wakacje pod żaglami. Artur ma najwyższy stopień – jachtowego kapitana żeglugi wielkiej. Przed pierwszym wspólnym rejsem po morzu miałam straszną tremę. Bałam się słabości organizmu, ale pamiętam tylko, jak całowaliśmy się za łopoczącym bezanem. Sylwia cieszy się jak dziecko: – Będę panią profesorową zwyczajną, kapitanową wielką. Fajnie brzmi. Wspaniała perspektywa. Prof. Bogdan Wojciszke z Instytutu Psychologii PAN i Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej przyznaje, że młodsza żona to zjawisko typowe dla mężczyzn odnoszących sukcesy. Jednak nie ma gotowej recepty na związek. Ani reguł ściśle porządkujących uczucia. Psycholog Alina Henzel-Korzeniowska: – Różnica wieku nie ma znaczenia, jeśli ludzie kochają się i chcą być ze sobą. Takie relacje budzą kontrowersje. Często wydaje nam się, że którąś ze stron kieruje wyrachowanie. Przypinamy łatki. A to... tylko miłość.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama