Reklama

Poniedziałkowy wieczór. Marysia naciska, aby jej syn Staś położył się już spać. – Mamusiu, obiecywałaś, że pozwolisz mi dzisiaj pograć na komputerze dłużej – mówi z rozbrajającym uśmiechem jedenastoletni chłopiec. – Nie przypominam sobie, żebym coś takiego mówiła – odpowiada Marysia, szukając w pamięci tego zdarzenia. – Powiedziałam, że od czasu do czasu, w weekend, kiedy rano nie musisz wstawać do szkoły, będziesz mógł posiedzieć trochę dłużej – dodaje. – Ale proszę, mamo, pozwól mi tylko dzisiaj, wyjątkowo – próbuje wymusić spełnienie swojego życzenia Staś, bo już udało mu się w ogóle rozpocząć jakieś negocjacje.
Rozmowy tego typu toczą się każdego dnia, w każdym domu. Od momentu kiedy dziecko zaczyna mówić, a nawet wcześniej, niewerbalnie, próbuje walczyć o swoje. O swoje, czyli o to, na co w danym momencie ma akurat ochotę. Niezależnie, czy jest to dla niego dobre, czy nie, czy stanowi to jedynie chęć, czy rzeczywistą potrzebę. Tego dzieci do pewnego momentu nie rozróżniają. Mają jednak miliony sposobów, aby przekonać rodziców do swoich racji. Robią to najpierw naturalnie, wręcz instynktownie. Z czasem zaczynają działać rozmyślnie, nierzadko z wyrachowaniem, ponieważ uczą się, że różnego rodzaju manipulacje przynoszą oczekiwany skutek.
– Szczere i stanowcze „nie” jest często lepsze dla dziecka niż wymuszone „tak” – pisze w swojej książce pt. »„Nie” z miłości« Jesper Juul, duński terapeuta rodzinny i pedagog.
Mówienie „nie” dziecku to wielka sztuka. Chodzi bowiem o to, aby nie nadużywać tego słowa jako formy kontroli, powołując się na swoją oczywistą przewagę nad dzieckiem. Z drugiej strony umiejętność stawiania mądrych granic jest bardzo istotną cechą dobrego rodzica. Dom to miejsce, w którym każdy powinien nauczyć się, że takie granice istnieją. Ta wiedza sprzyja zdrowemu rozwojowi i późniejszemu odnalezieniu się w dorosłym życiu. Większość rodziców, przynajmniej na początku, kiedy dziecko jest jeszcze małe, najchętniej usunęłoby ten negatywnie brzmiący komunikat ze swojego słownika.
To zrozumiałe, komunikat „tak” uważamy powszechnie za symbol miłości, za przypieczętowanie jej. Między innymi dlatego tzw. bezstresowe wychowanie w pewnym momencie zrobiło prawdziwą furorę. Dziecko chwalone, niekarcone, nieograniczane, wychowywane w poczuciu wolności, miało – według entuzjastów tego nurtu – nabierać pewności siebie, samoakceptacji, miało nie znać granic swoich możliwości. A dzięki temu osiągać w życiu bardzo wiele. Dość szybko okazało się jednak, że nie jest to do końca dobre rozwiązanie. Bo dzieci zachęcone przez rodziców do beztroski zwyczajnie wchodzą im na głowę. Taka postawa rodzicielska nie spotyka się ani z wdzięcznością, ani z korzystaniem jedynie z dobrych stron wolności. Natychmiast odezwali się więc psychologowie, mówiąc, że ustalenie ram to rodzicielski obowiązek. A owe ustalenie ram nie uda się bez sprawnego używania słowa „nie”. Dlatego „nie” mówione z miłości stało się w ostatnich latach wyrazem troski i poczucia odpowiedzialności rodziców, którzy starają się świadomie budować jedną ze swoich najważniejszych ról – matki i ojca.
Niemowlak, kilkulatek i nastolatek. Zakazy dostosowane do wieku
0–18 MIESIĘCY
Małe dzieci nie mają żadnego problemu z mówieniem „nie” swoim rodzicom, jednak na przyjmowanie go są bardzo oporne. Kiedy są najedzone – plują, kiedy nie chcą leżeć w łóżeczku, będą krzyczeć tak długo, dopóki mama czy tata nie wezmą ich z powrotem na ręce. Rzeczywiście, rodzice dzieci w wieku do osiemnastu miesięcy muszą dość często zaspokajać ich potrzeby kosztem własnych. Nie znaczy to jednak, co wyraźnie podkreśla Jesper Juul, że powinni z nich zupełnie zrezygnować.
Umiejętność troszczenia się nie tylko o dziecko, ale także o siebie jest warunkiem utrzymania przywództwa rodzica. A to właśnie ono zapewnia naszemu dziecku jedną z najważniejszych potrzeb – poczucie bezpieczeństwa.
Psycholog opisuje sytuacje, kiedy rozmawiał z rodzicami, obok których w nosidełku leżały maleńkie dzieciaki. Gdy tylko te zaczynały wydawać ciche odgłosy, można było zaobserwować cały wachlarz rodzicielskich reakcji i bez problemu wyciągnąć wnioski. Są rodzice, którzy natychmiast wyjmują dziecko, biorą je na ręce, sprawdzają, czy malca nie trzeba przewinąć, nakarmić, inni podają smoczek, a są i tacy, którzy widząc, że nic złego się nie dzieje, kontynuują rozmowę, pokazując tym samym dziecku, że jest dla nich ważna. Jak przytacza terapeuta, w dziewięciu wypadkach na dziesięć właśnie ta ostatnia reakcja powodowała, że dziecko po chwili spokojnie zasypiało. Jesper Juul tłumaczy to w bardzo prosty sposób. Musimy pamiętać, że dzieci doskonale wyczuwają nastroje i uczucia rodziców, dzięki temu potrafią z nimi współdziałać.
Kiedy rodzic jest niepewny, zalękniony czy sfrustrowany, dzieci stają się niespokojne – dostają nerwowe i sprzeczne sygnały. Właśnie taka postawa rodzica bywa często przyczyną niemożności uśpienia niemowlaka czy przekazania go od czasu do czasu pod opiekę np. dziadków. Koło się więc zamyka, a w rodzicu, który czuje się niewolnikiem swojego rodzicielstwa, narasta frustracja.
18 MIESIĘCY–KILKA LAT
Twoje dziecko jest teraz przede wszystkim odkrywcą. Biega, mówi, chce sprawdzać, uczyć się. Znowu nasze „nie” ma tu ogromne znaczenie. Musi być jednoznacznym sygnałem powtarzanym konsekwentnie w tych samych sytuacjach. Błąd, jaki popełniamy, mówiąc „nie” dzieciom w tym wieku, to fakt, że nasze komunikaty nie są osobiste. Często zdarza się nam powiedzieć: „Mama prosi, żebyś tego nie robiła”, „Mama prosi, żebyś zostawiła jej okulary”. Wyobraźmy sobie, że ktoś dorosły zwraca się do nas w ten sposób. Wyobraź sobie, że kolega w pracy mówi do ciebie: „Musisz przyjść później, Tomek nie ma teraz dla ciebie czasu”. Czy taka komunikacja może być skuteczna? Około drugiego roku życia nasze dziecko zaczyna być coraz bardziej niezależne. Mamy z tym kłopot, podczas gdy powinniśmy się z tego cieszyć. Ten wiek niesłusznie nazywamy wiekiem przekory i czujemy się zepchnięci do obrony. Teraz mamy wrażenie, że „nie” musimy powtarzać bez przerwy. – Tymczasem dzieci w czasie swojego odkrywania świata potrzebują po prostu informacji zwrotnych – tłumaczy Jesper Juul. – „Nie” powtarzajmy, dbając o swoje granice, konsekwentnie w tych samych sytuacjach, bo nasze dziecko będzie próbowało łamać te same zakazy wielokrotnie. Jeśli my także będziemy się powtarzać i robić to w sposób zdecydowany, używając osobistych komunikatów („Odłóż moje okulary, nie chcę, żebyś się nimi bawił/a”), wówczas nasze dziecko szybciej będzie dochodzić do własnych wniosków, a tym samym z czasem zacznie postępować w inny sposób.
NASTOLATKI
Teraz nasze dziecko kieruje się znacznie częściej zasadami i wytycznymi swoich rówieśników niż nas, rodziców. Nie może to jednak oznaczać, że zupełnie tracimy wpływ na rozwój i sposób postępowania własnego dziecka. Naszą odpowiedzialność musimy jednak zacząć postrzegać w inny sposób. Duński terapeuta proponuje, aby przyjąć nową strategię. Teraz powinniśmy funkcjonować z naszymi dzieciakami jako „sparingpartnerzy”, czyli – jak tłumaczy Juul – partnerzy, którzy w celach treningowych stawiają dzieciom maksymalny opór, wyrządzając jednak jak najmniejszą szkodę. Bardzo ważnym powodem, dla którego rodzic nastolatka z całą mocą powinien używać słowa „nie”, czując, że jest ono na miejscu, jest fakt, iż w ten sposób pomaga dojrzewającemu człowiekowi zbudować wystarczająco silną integralność. A ta jest niezbędna, aby kiedyś, w dorosłym życiu, on sam umiał powiedzieć „nie”, jeśli sytuacja będzie tego wymagała.
Nie zgadzam się. Słowem, gestem i tonem głosu
Jeżeli chcemy, aby nasza relacja z dzieckiem opierała się na prawdziwej komunikacji, a nie była ciągłym ścieraniem się dwóch monologów, musimy pamiętać, że zarówno „tak”, jak i „nie” należy wypowiadać w odpowiedni sposób. Poza samym słowem bardzo ważne są ton głosu oraz mowa ciała. Te wszystkie trzy elementy powinny ze sobą współgrać. Kiedy zakazując czegoś, posługujemy się tzw. językiem przyjaźni, automatycznie osłabiamy zakaz. On tym samym wywiera na naszym odbiorcy niewłaściwe wrażenie. Każde dziecko, nawet to najmniejsze, wie, że komunikat nie idzie teraz w parze z naszymi uczuciami.
Jeśli więc mówimy „nie”, nasz ton pewinien być zdecydowany, kategoryczny i raczej chłodny. Rola rodzica to nie jest przestrzeń do używania zawsze i w każdej sytuacji uprzejmych, wyważonych zdań. Tych używać powinniśmy wobec osób, które nie należą do naszego ściśle zaufanego kręgu, np. w pracy, w sytuacjach zawodowych. – W naszej kulturze – tłumaczy Jesper Juul – zazwyczaj nie jesteśmy pociągani do odpowiedzialności za całą pozawerbalną część naszego przekazu. W życiu rodzinnym, w relacji między partnerami, w relacji rodzic-dziecko, odpowiadamy za całość przekazu, nawet wtedy, kiedy jest on niejasny czy sprzeczny. Warto o tym pamiętać.
Nie zawsze muszę ci wytłumaczyć, dlaczego mówię „nie”
Naszym dzieciom, im są starsze i bardziej rozumne, zdarza się „przyłapywać” nas i wytykać nam błędy. Ile razy każdy rodzic usłyszał: „Ale dlaczego nie? Musisz mi wytłumaczyć. Nie, bo nie się nie liczy”. W pierwszym momencie myślimy sobie: „No tak, ma rację”. – To nieprawda – przekonuje Jesper Juul. – Nie ma powodu, aby uważać, że zawsze każda nasza decyzja, także ta spontaniczna, wynikająca np. z głębokich przekonań, które wydają się nam oczywiste, musi być gotowym, klarownym wytłumaczeniem. Więcej, nasze starsze już dzieci doskonale wiedzą, że człowiek nie zawsze postępuje do końca racjonalnie, a tym bardziej nie zawsze musi mieć gotową odpowiedź na to, dlaczego sobie czegoś nie życzy. My także mamy od czasu do czasu takie prawo i nie ma powodu, abyśmy z niego nie korzystali – przekonuje terapeuta.
Odmawiam ci. Robię to z czystym sumieniem
Naszym zadaniem jest zaspokojenie potrzeb bliskości i bezpieczeństwa naszego dziecka. Odpowiadamy za to, aby je wykształcić. Dbamy, by nie było głodne, nie było mu zimno. Ale jest też cała pula zadań dodatkowych, czyli spełnianie jego życzeń. Wiadomo, że każdy kochający rodzic jest na nie otwarty, chce spełniać ich jak najwięcej. Z drugiej strony boimy się, aby naszych dzieci nie rozpieszczać. Jesper Juul uspokaja: dziecka nie da się rozpieścić, dając mu za dużo tego, czego ono naprawdę potrzebuje. Rozpieszczone są, według terapeuty, te dzieci, które nie potrafią zrozumieć i przyjąć słowa „nie”. Liczą, że każde życzenie, zachcianka, a nie potrzeba, będą natychmiast spełniane. Prezentują postawę roszczeniową. Jednak są to tylko te dzieci, które w toku wychowania zostają obdarzane przez rodziców zbyt dużą ilością tego, co nie jest im potrzebne. Ważna informacja dla każdego mądrego rodzica, o której prawdziwości zapewnia terapeuta: dzieci mogą dostawać to, na co mają chęć, i nie będzie to miało dla procesu wychowania złych konsekwencji tylko wtedy, kiedy rodzice nie próbują w ten sposób uniknąć konfliktu lub pokazać siebie lepszymi, bardziej kochanymi. Dla dobra naszych dzieci nie wolno nam poświęcać własnych granic oraz potrzeb.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama