Kochałam faceta, który kłamał
Dla niego cierpiałam z dziećmi niedostatek. Dla niego zadłużałam się u własnych rodziców. I dla niego zerwałam z najlepszą przyjaciółką. A potem zostałam sama, bo on kłamał.
- Naj
Od ponad dwudziestu lat byłyśmy z Moniką jak siostry. Zaprzyjaźniłyśmy się jeszcze w podstawówce. Siedziałyśmy w jednej ławce, potem poszłyśmy do tego samego ogólniaka. Przed maturą Monika poznała Pierra. Jego matka była Polką, ojciec Francuzem. Pierre studiował prawo w Krakowie. – Bożena, on jest boski! – opowiadała mi o nim. – Idziemy razem na bal maturalny! Od razu widać było, że jest zakochana po uszy. Ja na bal maturalny zaprosiłam Leszka, kolegę mojego starszego brata. Szczerze mówiąc... nie miałam innych kandydatów. Do tej pory żaden chłopak nie zwrócił na mnie uwagi. Ale Leszek wcale nie sprawiał wrażenia „ostatniej deski ratunku”. Dobrze tańczył, umiał znaleźć się w wśród moich rówieśników, przez całą noc czarował mnie zabawnymi historiami. Dwa dni po balu zaproponował randkę. Poszłam. A potem na następną i jeszcze kolejną. Nigdy nie byłam zbyt rozmowna, ale w jego towarzystwie dobrze się czułam. A kiedy jakiś czas później wylądowaliśmy w łóżku... Było wspaniale! W każdym razie tak sądzę, bo porównania nie miałam. Leszek był moim pierwszym mężczyzną. Już kilka tygodni później… Okazało się, że jestem w ciąży. Kiedy powiedziałam Leszkowi o dziecku, miał niewyraźną minę. – Co my teraz zrobimy? – jęknął. Rozpłakałam się. – No dobra już, dobra. Jakoś to będzie – zreflektował się.
Ślub
Na naszym ślubie Monika była świadkową. Niedługo później na świat przyszła Ania, a dwa lata później Piotruś. Kiedy ja wychowywałam dzieci, Monika studiowała pedagogikę. Po zrobieniu dyplomu, razem z Pierrem, wyjechali do Francji. Tam wzięli ślub, ona urodziła synka. Bardzo dobrze im się powodziło. W przeciwieństwie do nas... Kiedy starsza córeczka miała pięć lat, chciałam iść do pracy. Kuzynka otwierała kwiaciarnię. Proponowała dwa tysiące. Mama była na emeryturze, mogła zająć się dziećmi. Ale Leszek się nie zgodził. – Jestem mężczyzną i muszę utrzymać dom. Ty zajmuj się dziećmi – oświadczył. W pierwszej chwili byłam nawet z niego dumna. A potem przypomniało mi się, że częściej można go było spotkać z kolegami przy piwie niż w warsztacie samochodowym, który Leszek prowadził z moim bratem.
Zostaw mojego męża!
Któregoś dnia do Polski przyjechała Monika. Zwierzyłam się jej, że mamy kłopoty, bo warsztat Leszka cienko przędzie. – Czy nie lepiej, żeby wyjechał do Francji? Poproszę Pierra, żeby znalazł mu jakąś pracę. Zarobi i stęskniony wróci do żonki. Z radości aż uściskałam przyjaciółkę. – Dopóki Leszek nie uskłada na wynajem jakiegoś lokum, może mieszkać u nas – dodała Monika. Jakże cieszyłam się, że mam taką przyjaciółkę! Kilka miesięcy później Leszek wyjechał. Pierre znalazł mu pracę u kolegi, w warsztacie samochodowym. W przeliczeniu na złotówki mąż zarabiał ponad sześć tysięcy! To były duże pieniądze. – Na początek będę wam przysyłał połowę – powiedział. – Tu utrzymanie jest drogie, jedzenie i papierosy słono kosztują. Trochę byłam zaskoczona, bo Monika obiecała, że Leszek będzie stołował się z jej rodziną. Ale cóż, może zmieniła zdanie. I tak dużo dla nas robiła. Monika zadzwoniła do mnie kilka tygodni później… – Bożenko, twój mąż ma problemy w pracy – mówiła zaniepokojonym głosem. – Kolega Pierra skarży się, że ciągle się spóźnia, przychodzi po alkoholu. Kiedy zwróciłam mu uwagę, tylko machnął ręką. Pogadaj z nim. Zaskoczyła mnie. Do tej pory, zawsze kiedy rozmawiałam z mężem, sprawiał wrażenie zadowolonego z wyjazdu. – Nie chciałem cię martwić – przyznał, kiedy do niego zadzwoniłam. – Ani napuszczać cię na Monikę. Bo wiesz, kolega Pierra jest cwaniakiem, który chciał żebym pracował za darmo, ale to nic. Poradziłem sobie. Już mam nagraną inną robotę. Poznałem pewnego Polaka. Jest majstrem na budowie. Musisz tylko przemęczyć się ze dwa miesiące bez pieniędzy, bo zapłacą mi dopiero po skończonej pracy. Gorzej, że Monika... dość dziwnie mnie traktuje. Zaraz, co właściwie miało znaczyć: „Dziwnie”? Choć mąż bronił się przed tym, żeby to wyjaśnić, przycisnęłam go do muru. – Dwa dni temu nie było Pierra. Akurat wyszedłem z łazienki, patrzę, a ona chodzi po domu w samej bieliźnie. Poczułem się niezręcznie. Przecież to twoja przyjaciółka... – mąż był wyraźnie speszony. A to jędza! Próbowała uwieść mojego męża. Nie mogłam w to uwierzyć! Kiedy więc tydzień później zadzwoniła do mnie i zaczęła od słów: – Bożenko, mamy problem z Leszkiem, on znika na całe noce, nie pracuje, przychodzi pijany – zrozumiałam, że Leszek miał rację: Monika była wściekła, że nie wdał się z nią w romans i teraz chce się zemścić! – Poprosiliśmy go, żeby się od nas wyprowadził – kontynuowała Monika. – Twój mąż... – Jak śmiesz go oczerniać! – przerwałam jej. – Nigdy nie byłaś i nie jesteś moją przyjaciółką. Nie chcę cię znać! – wykrzyczałam do słuchawki i rozłączyłam się. Mąż zadzwonił do mnie wieczorem. Powiedział, że śpi na budowie. W jego głosie było tyle smutku, że aż się popłakałam. Żałowałam, że tyle musi wycierpieć, aby w przyszłości było nam lepiej.
Kłamstwa i kłamstewka
Dziś aż trudno mi uwierzyć, że tak łatwo nabierałam się na te wszystkie kłamstwa. Umiał pięknie i wzruszająco opowiadać o niewygodach, które dla nas znosił. A ja kupowałam te bajeczki. Cierpieliśmy z dziećmi niedostatek, pożyczałam pieniądze od rodziców i sąsiadów, żeby tylko Leszek urządził się w tej nieprzyjaznej dla niego Francji. A tymczasem, dwa miesiące po zerwaniu przyjaźni z Moniką... – Nie wracam do Polski – oświadczył mi przez telefon. – Mam tutaj kogoś. Ona jest w ciąży. A my... Nam przecież od dawna już się nie układało. Nawet nie zdążyłam zareagować na te szokujące słowa, bo... Odłożył słuchawkę. I wyłączył telefon. Od teściowej dowiedziałam się, że nie chce ze mną rozmawiać. Że mogę złożyć pozew o rozwód. On tego nie zrobi, bo jest bardzo zajęty. Przecież ma nową rodzinę! No i wciąż szuka pracy.
Wyciągnęła do mnie dłoń
Trzy miesiące po tym, jak Leszek mnie rzucił, do Polski przyjechała Monika. Odwiedziła mnie. Gdy zobaczyłam ją w drzwiach, zamarłam. To ona zrobiła pierwszy krok. – Wiem o wszystkim. Tak mi przykro... – przytuliła mnie. – Bożenko, nigdy nie zrobiłabym nic, co mogłoby przekreślić naszą przyjaźń. Jesteś dla mnie jak siostra. I dlatego... Mam propozycję. Pierre wyjechał na półroczny kontrakt do Anglii. Postanowiłam ten czas spędzić blisko rodziców, w Polsce. A żeby nie siedzieć bezczynnie... chcę otworzyć tu prywatne przedszkole z nauką języka francuskiego. – To pewny interes – przekonywała. – Mam trochę oszczędności, stać mnie na wynajęcie lokalu w centrum miasta. Jeśli mi pomożesz, a przecież masz świetną rękę do dzieci, odniesiemy sukces. – No dobrze, ale przecież po pół roku pewnie wrócisz do Francji, do Pierra? – No właśnie – uśmiechnęła się Monika. – Pomyślałam, że jak już przedszkole rozkręci działalność, a ty nabierzesz wprawy w jego prowadzeniu... Mogłabyś dalej kierować nim sama. Zatrudnisz na moje miejsce nauczycielkę, a spłacisz mnie dopiero wtedy, gdy interes zacznie przynosić dochód. Zaniemówiłam. A potem łzy pociekły mi po twarzy jak groch. Zdołałam wydusić: – Jesteś prawdziwą przyjaciółką. Wybacz, że kiedyś w ciebie zwątpiłam... Nie powiedziałam nic więcej. Monika nie pozwoliła. Mocno mnie objęła. Długo stałyśmy tak wtulone w siebie, a ja z każdą sekundą czułam, jak opuszcza mnie stres.