Klątwa wybrednej kobiety
Ocean możliwości to dar i przekleństwo zarazem. Najlepiej wiedzą o tym współczesne kobiety, zwłaszcza gdy przychodzi do wyboru tego jedynego. Jeśli kiedykolwiek byłaś niezdecydowana, ten tekst jest dla ciebie.
- glamour
Nie wiem sama, co mam robić! On chce, żebyśmy byli razem! – usłyszałam kiedyś od mojej przerażonej koleżanki, Agaty. On – to jej przyjaciel z czasów studiów, który od pięciu lat jest w niej zakochany po uszy i wreszcie odważył się zapytać, czy nie dałaby im szansy. Odkąd go znam, stawia się na każde zawołanie Agaty: gdy ona szuka towarzystwa na wyjście do kina, gdy leży z grypą i gdy nie ma czasu odebrać samochodu z warsztatu. Nie jest zabójczo przystojny, ale to wymarzony typ na męża: dobry, inteligentny, opiekuńczy, wrażliwy, z przyzwoitą pracą, pragnący założyć kiedyś rodzinę i mieć dzieci.
– Daj mu szansę, to fajny facet – doradziłam, ale nie zdążyłam rozwinąć myśli, kiedy usłyszałam: – Sama nie wiem... Może czeka na mnie ktoś lepszy? – zapytała.
Nadchodzi nowa generacja kobiet
Agata to klasyczny przykład wybrednej kobiety, tzw. „wybrzydzaczki”. Ten termin wymyśliły Amalia McGibbon, Lara Vogel i Claire A. Williams – autorki książki „The Choice Effect. Love and Commitment in an Age of Too Many Options” (z ang. „Efekt wyboru: miłość i zobowiązania w czasach zbyt wielu możliwości”). „Wybrzydzaczka” miała szczęście urodzić się w szczególnym czasie.
W porównaniu z kobietami z poprzednich pokoleń rozciąga się przed nią ocean możliwości. Może, ale nie musi, studiować i robić karierę zawodową, zamieszkać w dowolnym miejscu na świecie albo zostać tam, gdzie się urodziła. Może wreszcie wyjść za mąż, żyć w nieformalnym związku lub być singielką. Nawet, jeśli ma mało pieniędzy, życie niesie więcej możliwości niż śniło się jej babkom. – Obecny wiek sprawił, że mamy dwudziestoparoletnie kobiety, jakich nigdy przedtem nie widział świat – mówi Amalia McGibbon.
– Oczywiście, że od czasu emancypacji jest więcej możliwości, ale raz na jakiś czas sprawy przybierają zawrotne tempo. Jak przez ostatnie dwadzieścia lat. Współczesne dziewczyny urodziły się w czasach bez internetu czy poczty elektronicznej – przypomina McGibbon. Wystarczy sobie wyobrazić, jak bardzo te wynalazki zmieniły nasze studia, relacje czy pracę. Jakie dają... możliwości. „Wybrzydzaczka” mieszka w liberalnym, zachodniodemokratycznym kraju, gdzie – jak zauważa McGibbon – „nawet w biedniejszych miejscach są zapewnione podstawowe warunki do życia”. I chociaż pokolenie wybrednych ma kłopoty z dokonaniem wyboru w wielu życiowych kwestiach, to jednak najlepiej widać to na płaszczyźnie związków. – Młode kobiety są wychowane w przeświadczeniu, że cały świat jest w zasięgu ich ręki – mówi Amalia McGibbon. – W pewnym sensie czują presję, żeby wykorzystać wszystkie opcje, żeby dostać to, co najlepsze – dodaje. Chodzenie na randki z jak największą liczbą mężczyzn, zbieranie doświadczeń seksualnych, niezależność finansowa – każda z nas ma listę życiowych doświadczeń, które chce odhaczyć, zanim świadomie zdecyduje jak i z kim chce żyć.
A może jesteś jedną z nich?
Po czym łatwo poznać, że masz problem z podejmowaniem decyzji? W twoim iPodzie jest 40 tys. piosenek, ale nigdy nie możesz zdecydować, której posłuchać? Twoja szafa pęka w szwach, ale nie podobają ci się twoje ubrania? Wciąż zapisujesz się na kursy, które nie mają ze sobą nic wspólnego? Analizujesz, w jakich innych branżach możesz robić karierę? Na spotkaniach rodzinnych zbywasz milczeniem pytania o to, kiedy się ustatkujesz?
Nawet, jeśli odpowiedziałaś „tak”, nie przejmuj się. Podobne dylematy przeżywa wiele kobiet. Również te piękne, sławne i bogate. Sarah Jessica Parker przyznała, że dokonała w życiu wielu niewłaściwych wyborów, ale cieszy się, bo dzięki temu podejmuje teraz lepsze decyzje. A Madonna wyznała: – Dziewczyny z mojego pokolenia zachęcano do tego, żeby brały życie za jaja, były superniezależne, podążały za marzeniami i kopały tyłki tym, którzy stają nam na drodze.
Małżeństwo? Jeszcze nie teraz
Przyjrzyj się choćby temu, jak zmieniają się statystyki związków w Polsce. Pobieramy się w późniejszym wieku niż dwadzieścia lat temu. Na początku lat 90. aż 73 proc. panien młodych miało mniej niż 25 lat. W 2007 roku tylko 46 proc. Najczęściej wychodzimy za mąż w wieku 25-29 lat, a nie 23, jak dwie dekady temu. To oznacza, że mamy więcej partnerów seksualnych i możemy „pomieszkać” z partnerem przez ok. dwa lata, zanim zdecydujemy się na ślub. W dodatku jesteśmy lepiej wykształcone. Według danych GUS za 2007 rok co trzecia panna młoda ma wykształcenie wyższe. Dwadzieścia lat temu udział ten wynosił tylko 4 proc. Dzieci też rodzimy później niż nasze mamy i babcie. Pierwsze – średnio w wieku 25-29 lat.
Dla porównania w latach 90. pierwsze dziecko Polki rodziły między 20 a 24 rokiem życia. – Teraz jest nadzwyczajny czas dla kobiet – przyznaje dr Helen Fisher, jedna z najbardziej znanych antropolożek, która zajmuje się zagadnieniami miłości, małżeństw i rozwodów. – Po raz pierwszy od wieków zbliżamy się do sytuacji, w której będziemy mieć taką samą władzę ekonomiczną, społeczną i seksualną jak mężczyźni. Niestety, ta mnogość wyborów jest tak samo przywilejem, jak przekleństwem, bo chcemy mieć wszystko, a to nie zawsze jest możliwe.
Dużo wyborów to trudny wybór
Psychologowie twierdzą, że „wybrzydzaczki” są zafascynowane możliwościami i nie wyobrażają sobie, że miałyby z którejś nie skorzystać. To sytuacja jak z wiersza Fredry: „Osiołkowi w żłoby dano”. Mając do wyboru owies i siano, nie potrafimy się zdecydować, bo i jedno nas kusi, i drugie. W końcu zostajemy z niczym. – Nie ma nic gorszego niż zrezygnować z czegoś, by po czasie dojść do wniosku, że tak naprawdę tego chciałyśmy – ostrzega Amalia McGibbon.
Agata, koleżanka, której historię opisałam na początku, mówi, że się z tym zgadza. Chłopak, któremu nie dała szansy, spotkał miłość swojego życia i dziś jest zaręczony. Spodziewa się dziecka, właśnie wprowadził się z rodziną do pięknego domu pod Warszawą. Agata cały czas jest sama. – Wtedy wydawało mi się, że postępuję właściwie – mówi. – Ale przyznaję, że coraz częściej zastanawiam się, czy dobrze zrobiłam.
I... nie mam pojęcia. Nie potrafię się też pozbyć myśli, że miałabym teraz to, czego najbardziej pragnę: męża, dziecko, dom.
Szczęście czeka za rogiem
Pytanie: „a co, jeśli?” będzie nas dręczyło na każdym etapie życia. Wizja, że gdzieś czeka lepsza okazja i że jesteśmy paniami swojego losu prawdopodobnie nigdy nas nie opuści. Ale warto miarkować apetyty, bo psycholog Barry Schwartz, autor książki „Paradoks wyboru” mówi, że w ostatnim pokoleniu odnotowano znaczy wzrost zachorowań na depresję kliniczną.
– Ogromny wpływ na to mają nasze oczekiwania. Są tak wyśrubowane, że często nie udaje się ich spełnić, a my wtedy uważamy się za przegranych. Jeśli chodzi o sprawy miłosne, panuje przekonanie, że „liczą się tylko najlepsi”, co oznacza, że odrzucamy wielu potencjalnych partnerów. Jesteśmy głęboko przekonani, że zaraz za rogiem spotkamy kogoś dużo bardziej interesującego, przystojnego, mądrzejszego czy też zaradnego życiowo.
Kiedy wyjdziesz za mąż?
Gdy zapytałam koleżanek singielek, czy nie boją się, że z powodu swojej wybredności będą zawsze same, zgodnie odpowiedziały: nie. – Nie przeraża mnie życie bez faceta – odpowiedziała jedna z nich. – Wizja trwania w związku z kimś, do kogo nie czuję nic poza sympatią jest koszmarem. Bez sensu jest być razem tylko po to, by wyrwać się z samotności, a rodzice przestali pytać: „Kiedy wreszcie wyjdziesz za mąż? Zaraz skończysz trzydziestkę. Nie ma już czasu na wybrzydzanie”. Druga z koleżanek dodała: – Pamiętasz scenę z filmu „Francuski pocałunek”? Meg Ryan odtrąca męża, który ją zdradził i mówi, że „jeszcze nie wie, z kim chce być, ale już wie z kim nie chce być na pewno”.
Wybredne singielki też tak mają. Może nie do końca wiedzą, jakiego mężczyzny szukają, ale wiedzą jakiego nie szukają. Ja bywam samotna. Północ w Sylwestra czy Walentynki to nie są moje ulubione święta. Brakuje mi seksu i tęsknię za codzienną bliskością, ale jestem dumna, że nie zafundowałam sobie związku z nieodpowiednim partnerem. Ci wszyscy mężczyźni, których świadomie nie wybrałam powinni być mi wdzięczni, bo w ten sposób zaoszczędziłam sobie i im czasu oraz nerwów.
Słuchaj swojej intuicji
Jak w takim razie znaleźć faceta, z którym będziemy „żyły długo i szczęśliwie”? Trzeba podjąć decyzję! Łatwo powiedzieć? Suzy Welsh, była redaktor naczelna „Harvard Business Review”, w książce „10-10-10” proponuje sensowną metodę. Radzi, by stając przed wyborem, rozważyć jego konsekwencje w perspektywie 10 minut, 10 miesięcy i 10 lat. Co będzie, jeśli zaczniesz się spotykać z kimś, kto nie jest ucieleśnieniem twoich marzeń?
Za 10 minut nic się nie zmieni, za 10 miesięcy – może czasami będzie żenująco, a czasami całkiem fajnie...
Za 10 lat? Gdy i ty będziesz o tyle lat starsza? Co wtedy będzie się liczyć najbardziej? Dr Helen Fisher podpowiada, by nauczyć się znajdować powód, dla którego warto powiedzieć: „tak”, inaczej skończymy jak fredrowski osiołek, który w końcu umarł z głodu. Jeśli więc poznałaś faceta, który poza tym, że ma fatalną fryzurę i źle się ubiera (to można zmienić!), jest całkiem fajny, nie przekreślaj go od razu. Gorzej, jeśli ty sympatyzujesz z ekologami, a on z zachwytem spogląda na partie prawicowe. – Zawsze będziemy miały tysiąc możliwości i nie ma sposobu, żebyśmy kiedykolwiek były pewne, czy dobrze zrobiłyśmy – podsumowuje krótko Amalia McGibbon. – Przestań żałować i żyj! Wydaje mi się, że to całkiem rozsądny... wybór.