Reklama

Słoneczna sobota, na zegarku 18.47, Gośka mniej więcej od 23 godzin leży w łóżku. Zakopała się pod kołdrą wczoraj, od razu po pracy. Kiedy się podniesie? Prawdopodobnie w poniedziałek rano. Będzie tak, jak co weekend od pół roku. Również od pół roku w dni powszednie wstaje czterdzieści minut wcześniej niż kiedyś, żeby włosy wyschły jej same. – Nie używam suszarki, bo kiedy tylko ją włączam, boję się, że nie usłyszę dzwonka telefonu. A przecież ON na pewno znowu zadzwoni – uśmiecha się Gośka.– Oszalałam na jego punkcie – dodaje. Mówi dokładnie to, co powtarzają niczym przykazanie tysiące innych kobiet. Kobiet uzależnionych od… kochania. I wbrew pozorom ten opis wcale nie jest przenośnią. Bo one rzeczywiście tracą kontrolę nad sobą i swoim życiem. – Jesteśmy dla siebie stworzeni, ja to wiem, on potrzebuje po prostu czasu, żeby zdać sobie z tego sprawę. Miłość wymaga cierpliwości, poza tym najważniejsze sprawy w życiu przychodzą z trudem. Rozumiem to i wytrwam. Jestem pewna, że warto – przekonuje Gośka. Wypowiadając te formułki, wygląda na pewną, spokojną i si lną. Dlaczego w takim razie od ponad pół roku – bo właśnie wtedy Przemek, naciskany przez nią wielokrotnie, rzucił od niechcenia: „Muszę nas sobie jeszcze przemyśleć”, i… przepadł – ona w zasadzie zawiesiła swoje życie. Do odwołania. Problem w tym, że Przemek wcale nie zamierza niczego odwoływać. Od dawna żyje już własną, nową rzeczywistością. Zresztą tak naprawdę nigdy nie żył ich wspólną. Gośka była po prostu mądra, ładna, niedostępna. Była dla niego wyzwaniem. A Przemek lubi wyzwania. Nie przepada sam za sobą, więc ciągle ma poczucie, że musi się sprawdzać. Z nią też się sprawdzał. Ciężko było ją uwieść, otworzyć, to tylko podnosiło mu dodatkowo poprzeczkę. W końcu się udało. Ot, cała filozofia. Misja skończona. Przemek od dawna zdobywa już kolejne szczyty, uwodząc inne kobiety. Ale raz na jakiś czas sprawdza, czy Gośka nadal pozostaje pod jego urokiem. To ważny element misji. Jeśli racjonalna i silna kobieta wpada w amok i znowu gotowa jest na wszystko z powodu jednego nic nieznaczącego (dla niego) SMS-a, znaczy, że „zabawa” trwa. Mniej więcej tak wygląda ta toksyczna gra. Każdy jego gest wprowadza ją na nowo w stan euforii. On potrzebuje pozytywnego wzmocnienia, więc ona mu je daje. Cierpi i… czeka. Przepełniona miłością i nadzieją, weekendy spędza w łóżku, nie spotyka się ze swoimi przyjaciółmi, na przemian chudnie i tyje, bo albo nerwowo się objada, albo potem za karę głodzi. Robi wyłącznie to, co musi, jak robot. Z jedną tylko różnicą – roboty nie płaczą. Ona – owszem, minimum raz dziennie.
Oznaką uzależnienia od miłości jest powtarzanie autodestrukcyjnych zachowań mimo świadomości ich konsekwencji.
Gośka mogłaby nie odebrać telefonu, nie odpisać na SMS, przerwać ten koszmar, przecież wie, czym taka interakcja się kończy. Zawsze tym samym: potwornym bólem. Nie robi tego. Bardzo podobnie działa mechanizm natręctw. Jednak nałóg od natręctwa różni się tym, że nałogowe zachowania przynoszą konkretną, wymierną korzyść – uruchamiając tak zwany mózgowy układ nagrody – sprawiają nam po prostu przyjemność. Dzieje się tak za każdym razem, kiedy na wyświet laczu telefonu pokazuje się napis: Przemek. Pod wpływem takiej euforii lęki, niezaspokojone potrzeby Gośki znowu schodzą na bardzo daleki plan. Alkoholik sięga po kolejny kieliszek właśnie dla tej jednej chwili. Dla tej samej, dla której ona przyciska klawisz: Odbierz. Czy mężczyzna naprawdę może stać się dla kobiety narkotykiem? Czy Gośka jest uzależniona od Przemka? Owszem.
Osoba wychowywana poprzez dawanie i wycofywanie miłości w dorosłym życiu wierzy, że na czyjeś uczucie musi sobie zasłużyć.
Fakt, w jaki sposób ta najważniejsza w życiu potrzeba – potrzeba bycia kochanym – była zaspokajana we wczesnym dzieciństwie, ma zasadniczy wpływ na podatność wpadania w uzależnienie od miłości w dorosłym życiu. Ściśle bowiem wiąże się ono z poczuciem własnej wartości. Mądra i dojrzała mi łość rodziców jest bezwarunkowa, akceptująca. Niedojrzała uczy dziecko, że rodzic kocha je, nagradzając jedynie określone zachowania, a innych nie akceptuje i w takich momentach swoją miłość wycofuje. Ono będzie robić więc wszystko, aby zachowania nagradzane powielać, to zrozumiałe – mówi Agata Giermakowska-Węgiełek, psycholog. Jeśli występuje konflikt między tym, jacy sami chcemy być, a tym, jakimi chcą nas widzieć rodzice, to pragnąc zasłużyć na ich miłość, musimy zrezygnować z siebie. I dokładnie to samo robi potem dorosła kobieta w związku. Rezygnuje z siebie, aby zasłużyć na miłość mężczyzny. Wychowywanie się w przekonaniu o niskiej wartości i w lęku o brak akceptacji determinuje jej decyzje. Każdy rodzaj lęku związanego z relacją partnerską: lęk przed samotnością, bliskością, przed zmianą czy utratą wolności, w podobny sposób zjada nas od środka i stopniowo wyniszcza. Albo odważymy się z nim skonfrontować, albo całe życie będziemy przed nim bezskutecznie uciekać. Takie uciekanie, czyli wypieranie lęku za pomocą wprowadzania się w stan specyficznego uniesienia, czyli dokładnie to, co robi Gośka, może prowadzić do uzależnienia. Obsesja kochania bierze się z usilnego poszukiwania kogoś, kto zrekompensuje braki miłości rodziców i ochroni od strachu przed samotnością. Ulegają jej przede wszystkim kobiety; co nie znaczy, że mężczyzn ten problem nie dotyczy. Dotyczy, jednak oni zamrożenie uczuć wdzieciństwie kompensują sobie zazwyczaj w inny sposób – uzależniają się od pracy, alkoholu czy traktowanego czysto instrumentalnie seksu.
Kobietę dotkniętą uzależnieniem od miłości charakteryzuje głównie obsesyjne wręcz pragnienie bycia potrzebną. Czuje się bowiem coś warta tylko wtedy, kiedy może się dla kogoś poświęcać. – Dziewczynki zachęcane są do bycia posłusznymi, uległymi, cichymi, spokojnymi – tłumaczy Agata Giermakowska. Chłopcy zdecydowanie częściej wychowywani są na liderów, wspierane są w nich tendencje do wyrażania własnego zdania, do dominacji. Jednym słowem: im pozwala się dorosnąć. Dziewczynkom – niekoniecznie. Mit miłości romantycznej taką postawę wspiera. Bo co to znaczy kochać romantycznie? Poświęcać się w imię uczucia.
Zmiana sposobu myślenia, zastąpienie złych mechanizmów kochania nowymi daje szansę na wyjście z nałogu.
– W grupie terapeutycznej , którą prowadzę, robiłam z kobietami analizę filmów o miłości – opowiada psycholog. Prosi łam dziewczyny, aby powiedziały, które z nich są najbliższe ich wyobrażeniu o miłości prawdziwej. Dziewięćdziesiąt procent wymienianych tytułów to te bez happy endu. Takie, w których kobieta walczy o bycie kochaną. Cierpienie wpisane jest więc we wzorzec wartościowego uczucia. Związek, który po prostu się zdarza, jest „niewypracowany” , według moich podopiecznych nie jest prawdziwą miłością – dodaje.
Kochać znaczy cierpieć. Wtedy miłość ma odpowiednią wagę. Filmem numer 1 okazał się tytuł: „Co się wydarzyło w Madison County”. Nic dodać, nic ująć. Nie trzeba zresztą zagłębiać się w kinematografię, wystarczy sięgnąć po bajki, którymi karmieni jesteśmy od kołyski: Kopciuszek, Królewna Śnieżka. To obraz kobiet zależnych. Ktoś je wybiera, ktoś je ratuje z wieży. Siedzą tam bezbronne, uległe. Co jest dla nich największą nagrodą? Miłość księcia! Na którą one zawsze się godzą. Czy książę im się podoba? Nieistotne. Są szczęśliwe, że on w ogóle się pojawia. To identyczna postawa jak ta, która charakteryzuje kobiety „kochające za bardzo”. Działamy na nasze dzieci podprogowo, od pierwszych lat ich życia, nie zdając sobie sprawy, jakie konsekwencje takie zachowanie za sobą niesie. – Podczas warsztatów w pierwszej kolejności staram się nakłonić kobiety do przejścia czegoś w rodzaju inicjacji, wprowadzenia w emocjonalnie dorosłe życie – mówi Agata Giermakowska. – To są mądre, wykształcone, odnoszące sukcesy kobiety z psychiką małych, posłusznych dziewczynek. Ważnym etapem jest uświadomienie im, że taki problem mają. Pokazanie, jak jego mechanizmy rozlewają się na całe ich życie, jak głęboko siedzą, skąd się biorą. Druga część to praca nad zmianą. Uczymy się kochać od nowa. Kochać mądrze.
Dzieje się to za pomocą zastępowania starych mechanizmów nowymi. Bo miłość nie musi, wręcz nie powinna oznaczać rezygnacji z siebie. Inaczej jest właśnie toksyczna.
Kobiety uzależnione od kochania wybierają bardzo charakterystyczny typ mężczyzny. Najczęściej jest to egocentryk bojący się bliskości, który z chęcią korzysta z uległości swojej partnerki. W takim toksycznym związku musi pojawić się więc nowy układ sił. Jeden mężczyzna go zaakceptuje, inny nie. Moment, kiedy kobieta zda sobie sprawę z tego, że jedyna osoba, na którą może wpłynąć, to ona sama, będzie ważnym krokiem. Uwolnienie się od myśli: „Moja miłość i poświęcenie go odmienią”, i zastąpienie jej hasłem: „On może zmienić się wyłącznie sam”, to kolejne zwycięstwo w walce z chorobą. Jeśli on to zrobi, widząc zdrowienie swojej partnerki – dobrze; jeśli nie – w takiej sytuacji „nauczyć się mądrej miłości” oznaczać będzie „przerwać złą relację”.
Wyjście z roli bezwolnej królewny, którą ratuje mało wyszukany książę, oznacza wzięcie na siebie odpowiedzialności za własne wybory. „Jestem wystarczająco dobra, by kochać mnie bezwarunkowo” – to od dzisiaj twoja mantra. Teraz zejdź z wieży i na podstawie swoich prawdziwych potrzeb napisz własną bajkę.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama