Jestem w rozmiarze XXL
Czy miarą naszej wartości jest wygląd? Jak boli odstawanie od urodowej normy? – pytamy aktorki amatorki, które zagrały w „Grubasach”, pierwszym spektaklu o puszystych.
- Agnieszka Rakowska - Barciuk, Claudia
1 z 6
dusza1
Szefowa banku, psycholog, studentka, finansistka, feministka. Czasem słyszą o sobie: puszysta, przy kości, grubas. Każdego dnia konfrontują się z własną nieprzystawalnością do normy, którą dziś stanowi ciało szczupłe. – Otwieram gazetę, a tam zdjęcia niemiłosiernie chudych modelek. Od razu robi mi się przykro – mówi Katarzyna, dyrektor banku. – W przymierzalni odczuwam upokorzenie nie do opisania, gdy kolejna największa w sklepie bluzka i tak jest na mnie za mała – wyznaje Magda, psycholog. – Nie chodzę na basen, wstydzę się rozebrać – mówi Karolina, studentka. Właśnie o takich problemach, razem z innymi aktorami amatorami, odważnie i bez lukru opowiada spektakl „Grubasy”. Jego premiera odbyła się w Instytucie Teatralnym w Warszawie. Reżyserka Agnieszka Błońska i dramaturg Paweł Dobrowolski wyłonili w castingu dziewięcioro amatorów (siedem kobiet i dwóch mężczyzn). Szukali osób o różnych zawodach, wieku, doświadczeniach życiowych. Miało ich łączyć tylko to, że są otyli. – Zwykle nie myśli się o grubych, że są mniejszością społeczną. Ale ze względu na napiętnowanie, presję i odmienne traktowanie możemy ich tak nazwać – uważa reżyserka. – Chciałam pokazać ich świat. Byśmy zrozumieli, jak się czuje ktoś, kto nie mieści się w obecnym kanonie piękna.
2 z 6
dusza_katarzyna
Otyłość pozbawiła mnie zachwyconego wzroku mężczyzn, ale na szczęście nie zabrała inteligencji, poczucia humoru - Katarzyna Wróblewska, 133 kg Zazdroszczę ludziom, którym mało co smakuje. Mnie smakuje prawie wszystko, kocham biesiady – opowiada Katarzyna Wróblewska, dyrektor korporacyjna w warszawskim banku. Miłośniczka Czech, podróży i teatru. Poszła na casting, bo chciała poczuć się częścią przedstawienia. Poza tym nie ma problemu z mówieniem o swojej wadze, a jest to temat bolesny. Docinają nawet bliscy. – Czasem słyszę: „Nie masz ochoty trochę schudnąć?”. Mam wielką, ale podejmowałam już niezliczone próby i chyba się poddałam. Teraz wybieram gaciochy à la Bridget Jones – śmieje się. – Gdy zaczynałam pracę, na rynku był głód osób znających języki obce. Nie miało znaczenia, że jestem grubaską. Czy dziś byłoby tak samo? Chyba nie – ocenia. – Być innym nie jest fajnie, każda gruba zrobiłaby wszystko, żeby wyglądać jak modelka. Najchętniej podpisałaby jakiś pakt z diabłem. Ja też. Już wyciągam długopis. Nie ma takiego stanu, jak pogodzenie się z nadwagą. Należy za to posiąść umiejętność niemyślenia o własnym wyglądzie. W tym celu nie wolno dać się fotografować. Własne zdjęcia to koszmar. Inne bolączki? Są miejsca, w które „nie wchodzę”, np. samochodziki w wesołych miasteczkach. Unikam pokazywania nóg i ramion. A kupowanie ubrań i oglądanie pokazów mody to przykrość. Nie lubię swego ciała. Po lustro, małe!, sięgam tylko wtedy, gdy chcę pomalować rzęsy. Chyba zacznę unikać badań okresowych. Podczas ostatnich usłyszałam, że mam ważyć 10 kg mniej, gdy znów przyjdę. Nic nie obiecałam.
3 z 6
dusza-marta
W szkole podstawowej moim największym wrogiem była inna otyła dziewczyna. Komentarze bolały, ale były motywujące. Starałam się innym i sobie udowodnić, że naprawdę jestem dużo warta - Marta Ciepłucha, 96 kg Nie znam grubasa, którego nie martwiłyby dodatkowe kilogramy. Fałdki. Oponki. Kompleksy. A przecież miarą człowieka nie powinien być jego wygląd, lecz tysiąc cech, które nie mają związku z wagą. Tylko kto ma ochotę szukać ich pod zwałami tłuszczu? – zastanawia się Marta, finansistka. Zawsze była okrągła. Różnie tę jej krągłość odbierano. – Po studiach mieszkałam i pracowałam w Nigerii, gdzie uchodziłam za piękność. Mężczyźni doceniali moją figurę, tam im kobieta bardziej puszysta, tym atrakcyjniejsza. W Budapeszcie, gdzie spędziłam dwa lata, kobiety lubią pokazywać biust i pupę, także wielką, więc tam czułam się swobodnie. U nas mamy do czynienia z terrorem szczupłości. Rzadko która Polka jest dumna ze swych krągłości, częściej ogarnia ją wstyd. Temat diet pojawia się już na językach nastolatek, żaden chłopak nie będzie chciał się przecież pokazać z „pasztetem”. Co jest najgorsze w tuszy? To, że ogranicza. – Uwielbiam chodzić po górach, ale mój „bagaż” znacznie mnie spowalnia. W seksie niektóre pozycje są nieosiągalne. To w sumie nie jest złe, zwiększa kreatywność – mówi szczerze Marta. Życie prywatne? – Raz byłam zaręczona, wystarczy. Teraz spotykam się z mężczyznami dla samej przyjemności spotykania się. Na brak powodzenia nie narzekam. Jednak grube jest piękne.
4 z 6
dusza-jola
Gruby nie jest gorszy! Jest po prostu gruby. I co z tego? Czy każdy musi pasować do przyjętej przez większość normy urodowej? - Jola Gawęda, 82 kg Wkurza mnie, że wszystko jest dla chudych: ubrania, role, propozycje. Dyskryminacja! Dlatego, gdy usłyszałam o castingu dla grubasów, od razu się zgłosiłam – mówi Jola Gawęda, feministka. Pracuje w fundacji Feminoteka, która działa na rzecz kobiet. Jest obecna na każdej manifie. W punkowym zespole Dno gra na beczce po oleju. – Najczęściej koncertujemy na squatach, w małych klubach – mówi Jola. Ma kolczyk w nosie, tatuaże na ramionach, nogach i plecach. Zdarza się, że na ulicy ktoś zawoła: „gruba świnia”, „krowa”. – Mam to gdzieś. Słyszałam już wiele epitetów obraźliwych i głupich – przyznaje. – Na szczęście rodzice wychowali mnie w miłości do ciała. Tak je polubiłam, że zostałam naturystką. Choć kiedyś miałam go mniej. Przytyłam, gdy zachorowałam na niedoczynność tarczycy. Polubiłam swoją konkretną posturę. Szeroką buzię, okrągły brzuch, potężne nogi. Silne ręce. Taka teraz jestem. Wyjątkowo lubię swoje piersi i pupę. Brzydkich partii nie stwierdzam – mówi. – Nie boję się luster. W domu staję przed nimi nago, lubię ten widok! Bieliznę obciskającą założyłam raz, czułam się skrępowana i zduszona. Nigdy więcej. Nie muszę nikogo oszukiwać, a wolne ciało jest piękniejsze niż zamknięte w gorsetowym pancerzu – uważa. Najgorsze wspomnienie? – Kilka lat temu ginekolożka złapała mnie za brzuch: „W tym wieku taki tłuszcz?”. Wtedy się przejęłam, teraz myślę: beznadziejna!
5 z 6
dusza-magdalena
My, grubi, spędzamy godziny na zmniejszaniu siebie. Upychaniu ciała, by było go jak najmniej. Ubieraniu się tak, by choć trochę zniknęło - Magdalena Nimer, 95 kg Peszy mnie wzrok mężczyzn na mojej pupie czy piersiach. To mnie krępuje, jestem wstydliwa. Choć z drugiej strony to miłe, że się podobam. Mimo że jestem duża, czuję się piękna. Ale nie wszyscy tak uważają – mówi Magdalena Nimer, psycholog transportu. Kilka lat temu poznała chłopaka przez internet. Dobrze im się ze sobą mejlowało, postanowili się spotkać. – Gdy mnie zobaczył, usłyszałam: „Ze świnią się nie zadaję”. Chciałam zapaść się pod ziemię. Dziś jej największym problemem jest kupowanie ubrań. – Wchodzę do butiku, a tam chuda jak patyk ekspedientka mierzy mnie wzrokiem pełnym pogardy i lodowatym tonem informuje: „Dużej rozmiarówki nie prowadzimy” – opowiada Magda. – Nie cierpię też przymierzalni. Zakładam kolejną bluzkę i okazuje się, że też jest za ciasna. Dlaczego producenci ubrań lekceważą kobiety o figurze jak moja? – pyta. Wszyscy chcieliby ją odchudzić. Nie mówią wprost: schudnij . Radzą, by dbać o serce, cholesterol. Ostatnio usłyszała od kierowcy, który przyszedł na badania do jej gabinetu: „Pani ma taką ładną buzię. Wystarczy dieta i nawet mogłaby pani zostać modelką”. – Bezczelność. Nas, grubych, nie chroni żaden kodeks. Wszyscy mogą nam „nawrzucać”. Lekarz, do którego idziesz, zanim zapozna się z wynikami badań, już wie, że przyczyną twoich dolegliwości jest otyłość. Doradcy personalni przekonują, że nie masz co marzyć o nowej pracy, jeśli nie schudniesz. Fotele w kinach są za wąskie, pasy bezpieczeństwa w samolotach za krótkie. Do tego wszędzie wystawy sklepowe z chudymi manekinami. Są jak policzek, upomnienie. Czy tu da się żyć?
6 z 6
dusza-karolina
Ludzie myślą, że grubas to ktoś, kto nie umie się ograniczać, brakuje mu silnej woli, nie potrafi okiełznać zachcianek. Tylko tresowanie siebie do szczupłości budzi dziś szacunek - Karolina Zych, 118 kg Moje pierwsze „grube” wspomnienie? Miałam 10 lat, siedziałam na huśtawce. Jakiś obcy pan podszedł do mnie i powiedział, że powinnam pobiegać, to by mi się przydało. Poczułam, że coś jest ze mną nie tak. Inna nieprzyjemna historia? Spacer z koleżankami, czasy liceum. Nagle zatrzymuje się przy nas auto. Kierowca rzuca: „Dziewczyny, wsiadajcie, a tę grubą zostawcie”. Zabolało – opowiada Karolina, studentka pedagogiki. Dziewczyna wielu pasji: kolekcjonuje korale, kocha gotowanie i muzykę (udziela się w fanklubie T. Love), gra na gitarze, marzy o założeniu własnego zespołu. Co jest najgorsze w byciu grubym? – Wiele rzeczy jest nie dla mnie. Choćby antykoncepcja. Może i nie muszę z niej korzystać, ale dlaczego mój lekarz uważa, że kobiety ważące ponad 90 kilogramów nie powinny brać tabletek hormonalnych, lecz zabezpieczać się mechanicznie? Nie chodzę na basen, wstydzę się rozebrać. Unikam schodów, nie chcę dyszeć. Nie mogę nosić szpilek, choć bardzo bym chciała. Tusza zabrała mi też pewność siebie. A dopiero niedawno odzyskałam swą kobiecość. Zrozumiałam, że mam ją w głowie, a nie w wadze – mówi. Udział w spektaklu był dla niej wyzwaniem. – Musiałam się przełamać. Byłam zakompleksiona. A gdy reżyserka poprosiła, byśmy podali swą wagę, aż mnie zatkało. Tego nie wiedział nawet mój lekarz! Kolejnym stresem było rozebranie się na scenie. Gdy dowiedziałam się, że w jednej ze scen wystąpimy tylko w bieliźnie, stwierdziłam, że rezygnuję z udziału w sztuce. Reżyserka dała mi czas do namysłu. I przełamałam się. Efekty? Stałam się bardziej odważna, tak w życiu. Zaakceptowałam siebie: dostrzegłam, że mam świetny tyłek i piersi, a moja twarz jest wręcz urocza. Chciałabym tylko być mniej „miśkowata”.