Reklama

W gruncie rzeczy leming tkwi w każdym z nas. W niestabilnych czasach to normalne, że inwestujemy w siebie, dbamy o karierę i szukamy bezpieczeństwa w pracy. A to, czy mieszkamy w wynajętym pokoju, czy właśnie wzięliśmy kredyt na nowe mieszkanie, ma dużo mniejsze znaczenie. Leminga poznamy nie po przedmiotach, ale po podejściu do życia. Zaradny, zawzięty i pewny swego.
MOJE ŻYCIE JEST PRZEWIDYWALNE I DLATEGO SZCZĘŚLIWE
Szymon Machnikowski. Porzucił niepewną pracę w mediach dla bezpiecznej korporacji. Dziś cieszy się stabilizacją.
Wszyscy jesteśmy lemingami – mówi Szymon. – Lemingów jest tyle, ile definicji. Dla jednych to karierowicz, dla innych mieszkaniec strzeżonego osiedla albo ktoś, kto żyje na kredyt. Dla mnie to po prostu ktoś normalny, kto ma w swoim życiu priorytety i potrafi do nich dążyć. Z założenia unikam wszelkich definicji. Kupuję meble w IKEA, piję kawę na mieście i mam pracę w korporacji. Jeśli mam opowiadać o swoim życiu, to na pewno mogę użyć słowa „wygodne”. Ale nie zawsze takie było. Szymon do Warszawy przyjechał z Łowicza. Od razu z myślą, żeby przebić się do branży modowej. Studiował więc dziennikarstwo, a po zajęciach jeździł na pokazy, relacje z nich publikował w branżowej prasie. Po latach pracy w mediach, produkowania sesji zdjęciowych i współpracy z najlepszymi fotografami przeszedł na drugą stronę. Dziś zajmuje się PR-em marki Levi’s. Nagle jego imprezowe, trochę szalone życie nabrało ogłady. Ze wsparciem rodziców kupił mieszkanie na kredyt, zaczął uprawiać sport i zdrowo się odżywiać. – Moje życie powoli zaczęło układać się w dość stereotypowy sposób. Można się z tego śmiać, ale ja po latach „wolnej amerykanki” cenię sobie bezpieczeństwo, jakie daje mi mój obecny status społeczny i nowa praca – tłumaczy. – Lubię swoje przewidywalne życie i małe rytuały. Dobre śniadanie rano, wizytę na bazarku w weekend i spotkania z przyjaciółmi po pracy, które czasem wymykają się spod kontroli – śmieje się. Szaleństwa mają jednak swoje granice.
Dla Szymona priorytetem jest praca. Od studiów inwestuje w siebie i dba o rozwój kariery. Do wszystkiego ma jednak zdrowy dystans. Przez lata nie miał samochodu. I choć teraz wie, że wygodniej się żyje, kiedy można wszędzie podjechać, nie miałby problemu, by sprzedać go z dnia na dzień. Podobnie wygląda sytuacja z mieszkaniem. Lubi je, bo jest nowe i urządzone zgodnie z jego gustem, ale kiedy musiał mieszkać w wynajętych, nie narzekał. Fakt, że kiedyś wiódł zupełnie inne życie, pomaga mu docenić to, które ma teraz. W nowym najbardziej podoba mu się swoboda w podejmowaniu decyzji. – Lubię to, że mogę jeść na mieście, kiedy mam na to ochotę. Nie dbam specjalnie o dobra materialne, ale mam kilka zasad, którymi się kieruję. Nigdy np. nie ściągam filmów z internetu. Cieszę się, że mogę sobie pozwolić na kupowanie płyt. I nie muszę przejmować się drobiazgami – deklaruje. Szymon swoje życie nazywa po prostu normalnym. W końcu karierę robi dziś każdy, mieszkanie też już nie jest luksusem, podobnie jak jadanie na mieście. Jedyne, co może różnić go od typowego zjadacza chleba, to determinacja.
Szymon jest pewny tego, co chce robić. Kocha modę i pracę na wysokich obrotach i raczej nic nie jest w stanie tego zmienić. Nie wyobraża też sobie życia bez telefonu. Niedzielna rundka obdzwaniania przyjaciół to jego rytuał. Podobnie jak „Wysokie Obcasy”, od których lektury zaczyna każdy weekend. Jedyne, co w jego poukładanym świecie czasem mu przeszkadza, to fakt, że jest trochę do tyłu z życiem prywatnym. – Podobno lemingi prowadzą życie stadne. Ja od lat toczę je w pojedynkę, może więc wcale lemingiem nie jestem, ale po prostu chłopakiem, któremu życie się układa – żartuje.
STAŁA PRACA TO DZISIAJ LUKSUS
Magda Sadowska. Pracuje w domu maklerskim i nauczyła się walczyć o swoje. Wszystko, co ma, zawdzięcza ciężkiej pracy.
– Mama nazywa mnie słoikiem, bo choć pochodzę z Warszawy, to zawsze w weekend wpadam do niej po jedzenie na cały tydzień. – śmieje się Magda. – Przyjaciele żartują, że jestem hip- sterem, bo lubię czasem wyjść na niszowy koncert. A ja? Sama nie wiem. Lubię swoją pracę, stawiam w życiu na karierę, więc spokojnie można nazwać mnie lemingiem – tłumaczy. Magda lubi podkreślać, że jest normalna. Drobna blondynka o swoim życiu opowiada z entuzjazmem. Na co dzień pracuje w Domu Maklerskim BOŚ, gdzie zajmuje się rynkiem walutowym. Żeby dostać wymarzone stanowisko, mu- siała przejść wieloetapową rekrutację. W efekcie została jedyną dziewczyną w swoim dziale. – Praca jest ciężka, bo pracujemy na zmiany. Zdarzają się tygodnie, że chodzę do pracy tylko w nocy. Ciężko złapać rytm, kiedy wstaje się o 14, a potem do 7 rano siedzi się w biurze.
Moja praca jest odpowiedzialna, daje mi też dużo satysfakcji – opowiada. Lubi stawiać sobie wysoko poprzeczkę i osiągać cele. Niedawno udało jej się zdać ważny egzamin. Przygotowywała się do niego przez półtora roku. Po zdaniu egzaminu obiecała sobie, że przebiegnie maraton. Trenowała do niego wraz z kolegami z pracy. – Jeżeli ktoś spojrzy na moje życie z boku, może mieć wrażenie, że jestem dziewczyną zaślubioną korporacji. Prawda jest taka, że po prostu lubię spędzać czas z ludźmi z mojej pracy. Chętnie się spotykamy. Nikt nie zmusza mnie do wyjazdów integracyjnych. Dla mnie to przyjemność – mówi Magda.
Poza pracą przyjemność sprawia jej też sport. Lubi aktywnie wypoczywać. Jeśli ma wolną chwilę, idzie do klubu fitness. Wysiłek fizyczny ją relaksuje. W sezonie letnim stara się codziennie jeździć do pracy na rowerze, chociaż kiedy zmiana zaczyna się o 23, bywa to trudne. Ma samochód, ale korzysta z niego tylko w weekendy, kiedy jedzie do swoich rodziców za miasto. W tygodniu mieszka z bratem w odziedziczonym mieszkaniu. Stać ją na wynajem czegoś własnego, ale dobrze jej tak, jak jest. – Gdyby ktoś się do mnie włamał, wyszedłby z pustymi rękami. Nie lubię otaczać się przedmiotami. Pieniądze staram się oszczędzać. Od zakupów zdecydowanie wolę egzotyczne podróże – opowiada. Coroczne wycieczki to luksus, którego Magda nie potrafi sobie odmówić. Codzienną drobną przyjemnością jest kawa. – To taki mój rytuał. Lubię napić się dobrej kawy i pozbierać myśli – mówi. Nigdy jednak nie wychodzi sama. – Przyjaciele są dla mnie bardzo ważni. Praca daje mi poczucie bezpieczeństwa, ale bez przyjaciół moje życie byłoby mniej wartościowe – dodaje.
Oczywiście nie można mieć wszystkiego. Magda zdaje sobie sprawę, że sposób życia, jaki wybrała, czasem ją ogranicza. Kuleje choćby jej życie prywatne. Dla chłopaka ma czas tylko w weekendy. Czasem bywa to trudne, ale zawsze stara się szukać w życiu pozytywów. – Do wszystkiego można się przyzwyczaić. Nie wyobrażam sobie, bym była żoną siedzącą w domu i gotującą obiadki. Po pierwsze, niezbyt wychodzi mi gotowanie, a po drugie, nie lubię bezczynności – żartuje. Z typowym lemingiem łączy ją jeszcze brak upodobań politycznych. Magda bez bicia przyznaje się, że polityka jej nie interesuje. Wypełnia swoje obywatelskie obowiązki, ale kiedy dyskusja schodzi na tematy dotyczące bieżących spraw państwa, milknie. – Jeśli sama miałabym się określić, powiedziałabym, że jestem dziewczyną, która ma po- układane w głowie. Wiem, czego chcę, i potrafię do tego dążyć. Fakt, że pracuję w korporacji czy jeżdżę na wczasy z biurem podróży, nie każdemu pasuje, ale mi jest z tym dobrze. Moje życie ma rytm, który sama mu nadałam – dodaje.
GRUNT TO ZŁAPAĆ DYSTANS
Masza i Konrad Grabowscy. Pobrali się, żeby wziąć kredyt. Lubią żyć wygodnie. Po latach szaleństw cieszą się swoją małą stabilizacją i bezpieczeństwem. Do twarzy im z normalnością.
– Mieszkanie na strzeżonym osiedlu, samochód, praca w korporacji, no i kredyt. Mamy wszystko, co prawdziwemu lemingowi potrzeba do szczęścia – śmieje się Masza. – No i jeszcze rasowego pieska – dodaje z przekorą jej mąż Konrad. Z pozoru Masza i Konrad wyglądają na parę zadowolonych z siebie lemingów. Żyją wygodnym życiem. Tygodnie spędzają w pracy, po ośmiu godzinach idą razem na siłownię, oczywiście z kartą członkowską, a w weekendy lubią zjeść na mieście. Jest im tak dobrze i bezpiecznie. – Słowo „leming” to jakiś dziwny twór. Ja bym nazwała to normalnością. Teraz panuje moda na brak stabilizacji. Wszystko, co wartościowe, jest na chwilę. Mieszkanie wynajmowane, praca dorywcza, a związki bez zobowiązań. Mnie taki układ nie interesuje – deklaruje Masza. – Miałem kiedyś życie z dnia na dzień, ale z niego wyrosłem – dopowiada Konrad. – Cieszę się, że mam swoje miejsce na ziemi, żonę, która na mnie czeka, i stałą pracę – mówi.
Masza i Konrad pobrali się dwa lata temu. Główną przyczyną zawarcia związku była chęć skorzystania z programu „Rodzina na swoim”. Męczyło ich już mieszkanie w małej kawalerce w Śródmieściu, więc zainwestowali w mieszkanie na warszawskiej Woli. – Trafiliśmy na nie przypadkiem. Nie wymagaliśmy, że musi być na strzeżonym osiedlu, ale cieszę się, że tak jest – mówi Masza. – Fajnie móc urządzać wszystko po swojemu. Moje życie jest komfortowe i nie widzę powodu, dla którego miałabym się go wstydzić. Jeżeli sytuacja by mnie do tego zmusiła, potrafiłabym zrezygnować z picia kawy na mieście czy karty na siłownię, ale dopóki nam się powodzi, nie rozumiem, dlaczego miałabym z tego nie korzystać.
– Słowo „leming” bardziej mnie śmieszy, niż straszy – zapewnia Konrad. – Dopóki dobrze się czuję w swoim życiu, można mnie nazywać, jak się komu podoba. Ostatnio modne stało się określenie „słoik”. Szczerze mówiąc, moja mama robi najlepsze weki na świecie i nie wiem, co musiałoby się stać, bym odwiedzając ją, nie zabrał ze sobą kilku słoiczków przecieru pomidorowego. Komuś się to nie podoba? Mało mnie to obchodzi. To raczej jego problem albo jego mamy, która być może nie potrafi gotować. W życiu Grabowskich kluczowy wydaje się dystans. Etykietki niespecjalnie ich obchodzą, bo uważają, że każdy żyje tak, jak lubi. – Jeżeli znudzi nam się praca od 9 do 17, zmienimy to. Na razie odpowiada nam taki rytm, bo daje poczucie bezpieczeństwa – opowiada Masza. Zamiast więc uciekać przed wygodnym standardem, starają się w pełni korzystać z życia, na jakie sobie zapracowali. Lubią drobne przyjemności, choćby sushi, które podobno jest pokarmem lemingów.
– Zawodowo jestem w najlepszym momencie swojego życia. Pracuję w agencji PR So what?. Choć biuro jest małe, to wyzwania wielkie. Jesteśmy młodym zespołem z ogromnym zapałem do pracy. Nie wyobrażam sobie życia bez niej – mówi. Konrad przez wiele lat wystrzegał się korporacji, ale potrafi docenić ten układ. – Pracuję osiem godzin dziennie i ani chwili dłużej. Kiedy wychodzę z biura, czuję się wolny. Korporacja niesie ze sobą wiele korzyści. I nie chodzi tylko o umowę o pracę czy poszanowanie praw pracownika, ale poczucie bezpieczeństwa. Ludziom się wydaje, że stała praca, kredyt czy nawet małżeństwo to zobowiązania, które zniewalają. Ja myślę wręcz odwrotnie. Może więc i jestem lemingiem, choć raczej z frakcji wywrotowej – żartuje.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama