Reklama

Uwaga, kobieta się do mnie wprowadza, co mi grozi? - natknęłam się ostatnio na post spanikowanego internauty. Spoko, będziesz miał mniej czasu na kolegów i piwo, ale luz z praniem, sprzątaniem i gotowaniem - odpowiadali życzliwi. Moja babcia w latach 80. mawiała: "Kto zechce taką kobietę, co nie umie gotować?". Moja mama w latach 90. ubolewała, że nie nauczyła mnie cosobotniego rytuału porządków generalnych. Obu próbowałam tłumaczyć, że świat się zmienia i mój przyszły partner nie będzie ode mnie oczekiwał prowadzenia domu, oboje się tym zajmiemy. Dziś, po dziesięciu latach, moja uwaga wydaje się marzeniem ściętej głowy...

Reklama
Partnerstwo dla sprzątania

Wpisz hasło: "podział obowiązków" do internetowej wyszukiwarki, a dostaniesz listę stron, na których poradzą ci, jak połączyć obowiązki pracownika, żony i matki. Ani słowa o udziale mężczyzn w prowadzeniu domu. A przecież, gdyby sięgnąć do badań, wcale nie jest tak źle. Większość młodych mężczyzn (18-24-letnich) ankietowanych przez Pentor w zeszłym roku deklaruje, że ceni związki, w których pracujący partnerzy poświęcają tyle samo czasu na dom i rodzinę. Owszem, 90 procent mężczyzn, których spotkałam, na pierwszym spotkaniu deklaruje swoją postępowość - mówi Kasia, 32-letnia graficzka. Związek partnerski? Ależ oczywiście. Nie oczekuję od kobiety, żeby prała i sprzątała. Gotować to ja sam mogę, bo lubię. Niestety - niweczy mój optymizm Kasia - gdy przychodzi "godzina W", czyli wprowadzenia się pod wspólny dach, szybciutko okazuje się, że deklaracje nijak mają się do praktyki, a partnerstwo dla mężczyzny oznacza kobiecą tolerancję dla dużej ilości puszek po jego piwie, które ona musi wyrzucać. Zgadza się z nią większość czytelniczek Glamour, które wzięły udział w naszej sondzie (www.klubglamour.pl). Odpowiedzi: "Pomaga mi, ale muszę mu o tym przypominać" i "Gdyby mógł, to by nie robił nic" uzyskały najwięcej głosów.

Drugi etat w domu

Niestety, badania Pentora także potwierdzają te opinie. Mimo deklaracji o potrzebie partnerskiego związku, gotują głównie kobiety (72 proc.). One też opiekują się dziećmi i starszymi osobami. Poświęcają domowym obowiązkom osiem godzin tygodniowo więcej niż ich mężczyźni. Ci zaś wspaniałomyślnie wynoszą śmieci, dbają o ogrzewanie domu i dokładają się w połowie do rachunków. 6 proc. przyznaje, że w domu nie robi nic.
Deklaracje czy aspiracje?
Dr Danuta Duch-Krzystoszek, socjolog i współautorka książki "Nieodpłatna praca kobiet", mówi: Mężczyźni wykształceni, będący w związkach z aktywnymi kobietami, wiedzą, że one oczekują od nich współudziału w domowych obowiązkach. Mają świadomość, że staną się atrakcyjniejsi, jeśli powiedzą, że potrafią sami gotować. Niestety, ich deklaracje to raczej aspiracje. Większość zagadniętych przeze mnie znajomych odpowiadała, że mężczyźni pomagają im w domu. Gotują, robią zakupy, wyrzucają stare gazety itd. Jednak kiedy zapytać o szczegóły, odpowiedzi są wymijające. Niby on sprząta, ale generalne porządki robię ja, szoruję łazienkę - ja, podłogę - ja. On myje okna (dwa razy w roku), włącza pralkę. Ja wieszam, prasuję i układam ubrania w szafkach.

Nie ma jak u mamy

Krzysiu! Rosół na kuchence. Kasza na patelni, tylko zapal gaz. Ziemniaki w garnuszku. Trzeba pokroić ogórki w lodówce. Tort w pudełku po Ramie. Smacznego, cześć. Mama.
O wpływie nadopiekuńczych mam na ich synów można mówić godzinami. W domu mojego byłego chłopaka nikt nie parzył sobie herbaty, tylko informował, że woda się gotuje - mówi Jola, 35-letnia okulistka. Gdy tylko wyjeżdżałam, on szybko przenosił się do mamy, bo przecież "nie będzie na suchym prowiancie". Andrzej Wiśniewski, psychoterapeuta z Laboratorium Psychoedukacji: Chodzi o to, by mamy pozwoliły synom na samodzielność, a nie pracowały na to, żeby być niezastąpione i wspaniałe, bo w konsekwencji mężczyźni oczekują, że ich przyszłe żony będą im wiązały sznurowadła i przypominały, by wstali o 7 do pracy. Obsługa myli im się z miłością.

Nie dać się "wrobić w dom"

Najczęstsze argumenty, by wymigać się od roboty? Kobiety bardziej nadają się do domowych prac - twierdzi ponad połowa mężczyzn badanych przez autorki książki "Nieodpłatna praca kobiet". Każde z nas powinno robić to, co robi najlepiej - uważa 50 proc. Do arsenału uników należy tłumaczenie, że "jeszcze jest czysto, więc po co generalne porządki", odkładanie ich na jutro, znikanie z domu na czas prac albo spędzanie 6 godzin nad uszczelką w kranie, którą można zmienić w dziesięć minut.

Przez wychowanie do serca

Twoje nieuprasowane koszule mi nie przeszkadzają, jeśli tobie tak, to je uprasuj - odpowiada swojemu chłopakowi Alicja, 28-letnia specjalistka public relations. I dodaje: Dlaczego mam być bardziej obciążona obowiązkami domowymi, skoro oboje pracujemy po tyle samo godzin i jesteśmy tak samo zmęczeni? Mężczyźni mają jakąś dziwną wiarę, że porządek sam się robi, naczynia same zmywają, a kurz ulatnia - dodaje Alicja.

Nieszczęśliwa zosia samosia

Proszenie o pomoc w obowiązkach domowych, a więc o coś, co powinno być oczywiste i naturalne, większość kobiet odbiera jako uwłaczające - mówi dr Danuta Duch-Krzystoszek. Kobiety nie chcą być postrzegane jako wiecznie gderające. Dlatego 80 proc. woli samodzielnie zrobić coś w domu. Szybciej i bez psucia atmosfery - myślą. Na efekty takiego podejścia nie trzeba długo czekać. Wygodny mąż zajmuje się "ważnymi sprawami", a padająca na nos żona po przyjściu z pracy gotuje obiad, wstawia pranie, włącza dziecku bajkę i podejrzewa, że jako samotnej matce byłoby jej lżej. Zdaniem Andrzeja Wiśniewskiego, im szybciej określimy tę sytuację jako konfliktową i poszukamy rozwiązania, tym lepiej. Większość kobiet poświęca się i oczekuje pochwały, a jeśli ta nie przychodzi, czuje się nieszczęśliwa. Stąd już tylko krok do niskiej samooceny.?

I będę sprzątał aż do śmierci

Rok temu Hiszpanie wprowadzili do przysięgi małżeńskiej obietnicę równego podziału obowiązków. Czy umowa, która w Polsce wywołała falę kpiących komentarzy, to jedyny sposób, by uzmysłowić naszym partnerom, że nie jesteśmy ich sprzątaczkami? Może w ramach partnerskiej harmonii oni pogłębią relacje z dzieckiem i praniem, a my posmakujemy trochę zawodowego sukcesu i zrobionej przez nich kawy? Kiedy moja przyjaciółka wygłosiła elaborat na temat sprzątającego mężczyzny jej życia, nie wytrzymałam: Dość, powiedz mi, jak jest naprawdę?!. Zamilkła na chwilę i przyznała: Marzena, powiedzmy sobie szczerze, świat nie zmienił się aż tak bardzo. To jasne, że większość rzeczy jest na kobiecej głowie, a my wciąż czujemy się do nich bardziej zobowiązane.

Agnieszka Prawdzic, 30 lat, specjalistka public relations, i Michał Cichocki, 30 lat, barman (są razem od siedmiu miesięcy).

Michał: Co zrobiłem w zeszłym tygodniu? Kupiłem pralkę! Reszty nie pamiętam, ale na pewno sprzątałem i zmywałem. Ostatnio ja mam więcej czasu niż Agnieszka, więc regularnie odkurzam. Domowe obowiązki to nie kwestia predyspozycji czy umiejętności, ale chęci. Gdybym miał policzyć każde przetarcie blatu ścierką, to wyszłoby, że sprzątam dwie godziny tygodniowo. Wyrzucam śmieci. Agnieszka czasem zwraca mi uwagę, że coś jest nie tak ułożone, ale ogólnie to dla nas obojga nie jest najważniejsza sprawa na świecie.
Agnieszka: Mieszkamy ze sobą od niedawna, dlatego wszystko jest jeszcze w fazie tarcia. Nie ustalamy sztywnych reguł, ale wyraźnie komunikujemy, co komu się nie podoba. Ze względu na mały metraż musimy mieć porządek i to chyba ja częściej mówię Miśkowi, że powinien po sobie posprzątać, na co on odpowiada, że się stara. Trochę zmieniło się, od kiedy kupiliśmy wspólne mieszkanie, bo teraz ono jest naprawdę nasze i zupełnie inaczej podchodzi się do kwestii utrzymania porządku. Gdy mieszkaliśmy u mnie, większość obowiązków była na mojej głowie. Jak Michał raz na dwa tygodnie umył naczynia, to był bardzo z siebie zadowolony, a ja czułam się jak zmywarka. Przyznaję, że trochę go wychowuję, ale taka już moja trudna natura. Ogólnie mam wrażenie, że sprząta ten, kto jest mniej zmęczony. W tym tygodniu padło na mnie.

Olga Nejbauer, 29 lat, makijażystka, i Piotr Łaznowski, 32 lata, filmowiec (są razem od roku, oczekują dziecka).

Piotr: Co zrobiłem w zeszłym tygodniu? Parę razy ugotowałem obiad, sprawia mi to przyjemność. Ilość moich obowiązków zależy od tego, ile pracuję - kiedy jestem częściej w domu, robię więcej. Odkurzam i wyrzucam śmieci. Rzadko wrzucam pranie do pralki - to robi Ola. Nie cierpię wieszać, składać, chować do szafek itp. Nie boję się przyjścia na świat naszego dziecka. Mam już sześcioletniego syna i gdy był niemowlakiem, robiłem przy nim wszystko z prawdziwą przyjemnością. Tak w ogóle to mógłbym zostać kurą domową.
Olga: Nasze podejście do bałaganu nazwałabym spontanicznym. Sprząta ten, kto zauważy, że jest brudno. Zmywa ten, kto pierwszy się wkurzy, że zlew jest zawalony i tą pierwszą wcale nie zawsze jestem ja. Ja za to zawsze piorę i wyciągam pranie - on nie bardzo wie, jak to się robi. Nie kłócimy się o porządek, czasami tylko dochodzimy do wniosku, że nie można żyć w takim bałaganie, no i co będzie, gdy pojawi się dziecko. Piotr mówi: musimy zacząć sprzątać, ale i tak nic z tego nie wynika i porządek przywracamy zrywami.

Reklama

Anna Kędzierska, 26 lat, specjalistka ds. obsługi klienta, i Piotr Kędzierski, 29 lat, nauczyciel matematyki (są małżeństwem od ośmiu miesięcy).

Piotr Kędzierski: Co zrobiłem w ciągu ostatniego tygodnia? Wstawiłem pranie i nawet rozwiesiłem je. Nie miałem czasu zajmować się porządkami, bo pracowałem. Ale za to w weekend Ania była w pracy, a ja wysprzątałem całą łazienkę! I gotowaliśmy razem obiadek. Tzn. byłem pomocnikiem - myłem, ciąłem i przygotowywałem warzywa, a Ania je doprawiała i przyrządzała. I zmywałem później naczynia! Wydaje mi się, że raz zrobiłem kolację - kanapki z różnymi wzorkami. Specjalnie dla Ani z papryki układam zwierzątka, a z dżemu robię słoneczka, kwiatuszki lub serduszko. Moim zdaniem, tworzymy związek partnerski. Dzielimy się obowiązkami w zależności od tego, kto akurat pracuje, a kto ma czas wolny.
Ania Kędzierska: Na początku, jak każda para, docieraliśmy się - musiałam nauczyć Piotrka, jak segregować pranie i jak najmniej nabałaganić przy robieniu obiadu. Jednak on zawsze wykazywał inicjatywę i był chętny do pomocy, dlatego nie mieliśmy żadnego problemu z podziałem obowiązków. Wszystko zależy od tego, kto akurat pracuje i ma czas zająć się przyziemnymi sprawami. W ciągu ostatniego tygodnia Piotrek zrobił tyle, ile potrzeba. Wysprzątał łazienkę, zajął się praniem, pomagał mi przy obiedzie. Praktyka czyni mistrza, więc idzie mu coraz lepiej! Nie wstawia już białego prania z czerwonym...

Marzena Matuszak-Wendołowska
Reklama
Reklama
Reklama