Jak dobrze wybrać męża?
Żyjemy nowocześnie, szybko, ale dobieramy się w pary według zasad, jakie stosowały nasze prababki. Czy to gwarantuje nam szczęście?
- Edyta Urbaniak, Naj
Jesteśmy tolerancyjne, niezależne, zupełnie inne niż nasze rówieśniczki sto lat temu. Uważamy się za bardziej nowoczesne i wykształcone. Tymczasem szukamy mężów w podobny sposób jak nasze prababki. Kiedyś szlachcianka wychodziła za szlachcica, kobieta „z gminu” za chłopa, a panna z rodziny robotniczej za robotnika. Okazuje się, że dziś niewiele się zmieniło.
Nie chcemy mezaliansu
– Można powiedzieć, że także szukamy drugiej połówki wg pochodzenia, czyli w najbliższym środowisku – w sąsiedztwie, pracy, na uczelni czy szkoleniach zawodowych. Dopiero gdy tu nie znajdujemy partnera, rozglądamy się dalej, choćby za pośrednictwem internetu – mówi Andrzej Rutkowski, terapeuta pracujący z parami. Zwracamy uwagę na wykształcenie. Rzadko zdarza się, że żona ma tytuł magistra, a mąż ukończył tylko podstawówkę, lub odwrotnie. Wyniki badań pokazują, że 70–80 proc. małżonków różni maksymalnie jeden stopień poziomu wykształcenia, np. ona skończyła liceum, on zawodówkę, lub studia. Co się z tym wiąże, partnerzy wykonują potem podobną pracę – obydwoje są np. urzędnikami, lub nauczycielami, prowadzą swój sklep albo ona jest księgową, a on finansistą w jakiejś firmie. Kolejny czynnik – status materialny również jest nadal aktualny. Osoby bardzo majętne raczej nie łączą się w pary z ubogimi partnerami. – Co do religii, wprawdzie 75 proc. ślubów to śluby konkordatowe, jednak z obserwacji wynika, że powodem wielu z nich nie jest głęboka religijność, ale presja społeczna oraz sama oprawa uroczystości – piękniejsza niż w urzędzie stanu cywilnego – dodaje Rutkowski. Zatem dziś, podobnie jak sto lat temu, raczej unikamy mezaliansu, ale rozumiemy go nieco inaczej – nie wychodzimy za mąż za osobę, która ma dużo niższe wykształcenie czy jest o wiele mniej majętna od nas. Zwracamy bowiem uwagę, jak wypadniemy w oczach innych, nie chcemy być źle oceniane. Potwierdza to socjolog Robert Chrząstek i dodaje, że partnerzy o tej samej pozycji społecznej, statusie materialnym, aspiracjach, szybciej znajdują wspólny język, czyli tzw. kod kulturowy. – Jest on bardzo ważny w związkach – mówi Chrząstek.
Przeciwieństwa wcale się nie przyciągają
Stosując te zasady, nie potrafimy jednak uniknąć błędów. Ponad 20 tys. polskich małżeństw rocznie decyduje się na rozwód z powodu niezgodności charakterów męża lub żony. – Dzieje się tak, ponieważ na trwałość związku wpływają inne czynniki niż na wybór partnerów – wyjaśnia terapeuta Andrzej Rutkowski. Szansę, że związek przetrwa, zwiększają właśnie zgodność charakterów oraz temperamentów. Trudno dotrzeć się np. małżonkom, z których jedno jest towarzyskie, a drugie woli samotność, albo gdy mąż jest bardzo powolny, a żona ma tysiąc pomysłów na minutę. Są jednak pewne sfery, w których partnerzy muszą się różnić. – By związek był udany, jedna osoba powinna dominować, a druga mieć nieco uległy charakter. Podobnie ze stopniem samokrytycyzmu. Trudno porozumieć się partnerom, którzy są przekonani o swoich racjach, i nie chcą ustąpić – dodaje Rutkowski. Dlaczego prababki potrafiły zbudować trwały związek, a nam często się to nie udaje? Bo czasy się zmieniły. Wiek temu nawet jeśli małżonko-wie różnili się temperamentami, nie decydowali się na rozwód, a bywało, że miłość pojawiała się po latach trwania związku. Poza tym role w małżeństwie były ściśle określone. Niezależnie od pozycji czy statusu społecznego kobieta prowadziła dom i wychowywała dzieci. Dziś nam to nie wystarcza. Stałyśmy się niezależne, żyjemy pod presją robienia kariery, chcemy się rozwijać, bogacić. Podnosimy sobie także poprzeczkę w wychowywaniu dzieci. Chcemy zapewnić im lepsze życie i wykształcenie. Jednocześnie pragniemy być atrakcyjne, zadbane. Ale realizacja tego wszystkiego jest bardzo trudna. Przerasta i nas, i naszych mężów, wobec których również mamy coraz większe wymagania. Role w małżeństwie się przemieszały, czasem sami partnerzy nie wiedzą, czego tak naprawdę oczekują od nich drugie połówki. Dlatego dochodzi do nieporozumień, kryzysów. Żeby je pokonać, trzeba czasu oraz wytrwałości. I chociaż 70 proc. z nas deklaruje, że jeśli dwoje ludzi pobiera się z miłości, w miarę upływu czasu miłość się umacnia (CBOS), często brakuje nam cierpliwości, by czekać na to dojrzałe uczucie. Kiedy pojawiają się większe kłopoty małżeńskie, dochodzimy do wniosku, że jedynym ich rozwiązaniem jest rozstanie. Tym bardziej że rozwódki nie są już przez społeczeństwo napiętnowane. Może warto zatem brać przykład z prababek nie tylko przy wyborze partnera, ale też w codziennym życiu we dwoje, wykazując więcej wytrwałości, zrozumienia i pamiętając, że to rodzina jest prawdziwą wartością?