Galerianki - margines czy zanidbane dzieci
– Co to jest miłość? – spytaliśmy jedną z bohaterek tego tekstu. Cisza. – A seks? – To różne czynności, za które można dostać nową bluzkę, buty… – Brzmi jak kwestia z filmu. A tak mówi nastolatka przesiadująca z koleżankami w galerii handlowej. Wypatrują panów, którzy coś im kupią za chwilę sam na sam. Kim są te dziewczęta? I gdzie są ich rodzice?
- Claudia
Nie mówią o sobie „prostytutki”. Jeśli już, to „galerianki”, od miejsc, gdzie czekają na chętnych. Rówieśnicy nazywają je pogardliwie „razówki” (gdy obliczają, ile razy trzeba się spotkać, by dostać np. telefon) czy „foteliki” (gdy ze sponsorami wsiadają do ich aut). Zjawisko nastolatek uprawiających seks wcale nie jest nowe, czego dowodzi choćby skandal z Romanem Polańskim i jego 13-letnią dziewczynką. Wywołany na nowo, po latach, przypomniał światu dwa problemy. Pierwszy: że nawet inteligentnym dorosłym ludziom może przyjść do głowy współżycie z dzieckiem. Drugi: że są dzieci, które na to się godzą, czasem same kuszą. Jak pokazują badania seksuologa Zbigniewa Izdebskiego, w ciągu ostatnich 10 lat podwoił się procent nieletnich rozpoczynających życie erotyczne. Obniża się też wiek ich inicjacji. I rośnie liczba tych, dla których seks staje się towarem wymiennym: za gadżety, za doładowanie komórki… Jest jeszcze i trzeci problem: co o tej „zaradności” pociech wiedzą ich rodzice? Może i pytają, co słychać w szkole. Ale już nie mają czasu się zastanowić, skąd córka ma nową komórkę, kozaki, torebkę.
Nie jestem prostytutką, przecież to ja wybieram
Ania z Warszawy
Wsłuchawce dziewczęcy, wręcz dziecięcy głos. – Nie mogę teraz rozmawiać. Niech pani zadzwoni o 21, wtedy wychodzę z domu – prosi Ania. Ma 15 lat, chodzi do III klasy warszawskiego gimnazjum. W ciągu ostatniego roku miała pięciu sponsorów. W zamian za prezenty, czasem też pieniądze, uprawiała z nimi seks. Nadal to robi. Zgadza się na rozmowę, ale tylko przez telefon. Dzwonię o umówionej godzinie. – Późno wychodzisz z domu, mama się zgadza? – pytam. Ania mówi: – Kiedyś się kłóciła, teraz nawet nie pyta, dokąd idę i kiedy wrócę.Mówię, że wychodzę . To wystarczy. – A kiedy wrócisz? – Nie wiem, może o pierwszej w nocy? – zastanawia się. – Nie zaśpisz do szkoły? – Na pewno zaśpię. Ale i tak uczyć mi się nie chce. Wszystko do bani – mówi. – Dlaczego? – dopytuję. – Bo mam głupi dom. Ojciec nas zostawił, gdy się urodziłam. Palant, nie mam zamiaru go szukać – w głosie Ani wzburzenie. – A jaka jest twoja mama? – Strasznie konserwatywna – w głosie ironia. – Wyjaśnić, co to znaczy? Proszę bardzo. Modli się bez przerwy, ciągle chodzi do kościoła. Żyje w jakimś innym świecie. Ciągle się złości, że źle się ubieram. Mówi, że wyzywająco. Powinnam chodzić ubrana jak zakonnica, a ja lubię krótkie spódniczki, oko pomalować. Pyta pani, o czym z nią ostatnio rozmawiałam? Ha, ha! Wcale z nią nie rozmawiam. Pracuje w jakimś urzędzie, od rana do wieczora. Mijamy się, no i dobrze. Nie cierpię jej. Jest okropna. Ciągle krzyczy. Raz mi wykrzyczała, że mnie nie kocha. Odpowiedziałam: „Ja ciebie też nie”. Brat to co innego: mądry i grzeczny. Jego to na pewno kocha. Ostatnio wyzwała mnie od dziwek, bo zaczęła się domyślać, co robię. Myślę, że mi zazdrości. Na nią żaden facet nie spojrzy, dlatego jest sama. – A jest coś, za co ją lubisz? – Nie. Wredna jest. Nie akceptuje mnie. Żadnych pieniędzy nie daje, więc postanowiłam poradzić sobie sama – tłumaczy. – Ale denerwuje mnie określenie „galerianka”. Byłam na tym filmie. Przerysowany jest. Mieć sponsora to nic złego – mówi beznamiętnie. – Jak to się zaczęło? Koleżanki mnie namówiły. One już to robiły. Miały ładne ciuchy, a ja przy nich jak sierotka. Pomyślałam: dobra, też spróbuję. Pierwszego sponsora miałam w drugiej klasie gimnazjum. Nie, nie byłam już dziewicą. Przedtem chodziłam z chłopakiem ze szkoły, z nim przeżyłam pierwszy raz. To był seks dla siebie, teraz jest dla zysku, czyli już niezbyt przyjemny, choć parę razy było miło. No tak, niektórych panów to nawet polubiłam. Podobali mi się. Z jednym kolację przy świecach jadłam. Pierwszy sponsor kupił mi eleganckie botki. Teraz żądam droższych rzeczy, ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, ile jestem warta. Czuję się ważna, przy nich potwierdzam swoją atrakcyjność. Tylko za pierwszym razem było dziwnie, taka byłam „wymiętolona”. Kąpałam się dwie godziny, żeby zmyć z siebie jego zapach . Teraz zamykam oczy i myślę o czymś innym. To ja ich wybieram. Zwracam uwagę, jaką mają komórkę, jakie buty. Czy są zadbani, ładni. Ze starymi nie chcę. Do 35 lat wchodzi w grę. Nieraz nawet nie znam ich imion. Jak to się odbywa? Podchodzę, uśmiecham się zalotnie, coś upuszczę na podłogę, on podnosi. Zaczynamy rozmawiać. Czasem sam pyta: „Pojedziemy gdzieś?”. Wtedy mówię, co za to chcę. Załatwiamy to od ręki: najpierw on coś kupuje, potem seks. Jakie prezenty dostaję? Perfumy, komórkę, nawet iPoda. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby powiedział: za dużo żądasz. Sponsorzy to moja kopalnia złota. Ostatnio jeden dał mi pieniądze. Super! Może kiedyś przejdę tylko na pieniądze? Czy wierzę w miłość? W domu jej nie zaznałam, ale ponoć istnieje. Po co mi ona?
Ja tego nie robię, ale moje koleżanki – tak
Magda, uczennica gimnazjum
Kinga, moja koleżanka z klasy, zwykle skromnie ubrana, nagle zaczęła przychodzić do szkoły w najmodniejszych ciuchach. Szpanowała nową komórką, markowymi butami – opowiada Magda, uczennica drugiej klasy gimnazjum. – Jej rodzice nie są zbyt bogaci, więc skąd to wszystko ma? Zaczęłam podejrzewać, że kradnie w sklepach. Któregoś dnia zebrałam się na odwagę i wprost zapytałam, czy obrabowała jakiś bank. Wtedy powiedziała, że ma swoje miejsce w galerii, więc nie musi się martwić o kasę. Nie wiedziałam, o co chodzi, zrobiłam wielkie oczy. Roześmiała się: ,,Chodzi o przyjemność!”. W weekend zabrała mnie do największej galerii w mieście. Snułyśmy się między butikami. Kinga bacznie lustrowała wzrokiem otoczenie. Tłumaczyła mi jak dziecku, że jej celem jest samotny, dobrze ubrany, dojrzały facet. Nie zaszkodzi podejść i zagadać, a nuż zechce wejść w układ? Usiadłyśmy w kawiarni, a ja nadal nie kapowałam. Szturchnęła mnie po chwili w łokieć: „Uważaj, będzie się działo”. Podszedł do nas jakiś mężczyzna, chyba po czterdziestce, który wcześniej nam się przyglądał. Zapytał grzecznie, czy nie potrzebujemy jakiegoś ciuszka. Kinga odpowiedziała z uśmiechem, że zawsze miło coś dostać. Wtedy on: „To co, pojedziemy do mnie?”. Pojechali. A dzień później pojawiła się w szkole w nowej kurtce. Dumna jak paw. Usłyszałam: „Byłoby fajnie iść do łóżka z kimś, kogo kocham, ale co ja bym z tego miała?”. Kinga chodzi do galerii średnio raz w tygodniu. Nigdy w weekendy, bo wtedy można spotkać kogoś ze szkoły albo sąsiadów. Najchętniej poluje w dzień. Nie boi się. Mówi: „Zawsze można powiedzieć, że się jest po lekcjach. Za to przecież nie zamykają”. Pomyślałam, że ona niczym się nie różni od prostytutki. Jej ulica jest po prostu pod dachem, a zapłatę, zamiast w gotówce, dostaje w formie rzeczowej. Dziwiło mnie, bo Kinga wcale się nie bała, że rodzice zapytają, skąd ma takie drogie rzeczy. Szybko mi wytłumaczyła, że oni się nią nie interesują. Kiedyś mama przeczytała jej pamiętnik. Kinga napisała w nim, że spała z Marcinem. On miał wtedy 21 lat, ona 14. Była afera? Jej matka nawet tego nie skomentowała! Jest mnóstwo dziewczyn, które po galeriach nie chodzą, ale myślą i postępują jak typowe galerianki. Bo nie o miejsce chodzi,ale o styl myślenia i działania. Niektóre sprzedają się na jednym z czatów popularnego portalu (tu pada jego nazwa). Nie wierzy pani? Wystarczy wpisać hasło: „doładowanie”. Zaraz pojawi się masa ofert: „Prześlę swoje seksowne zdjęcia w zamian za doładowanie mojej komórki”. Jak to działa? Zainteresowany musi zalogować się na czacie i „zachęcić”, czyli napisać na przykład: „Chcę fotki za kod”. Bez obaw, dziewczyny zgłoszą się błyskawicznie. Wystarczy wysłać im kod doładowania komórki, a one zrewanżują się e-mailem z pikantnymi fotkami. Niektóre oferują nawet krótkie filmiki pornograficzne ze swoim udziałem. Nienormalne.
Nie miałam pojęcia, czym się trudni moja córka
Małgorzata, mama 15-letniej Leny
Ciągle zadaję sobie pytanie, gdzie popełniłam błąd. Przecież córka miała wszystko: własny pokój, kieszonkowe, wakacje za granicą – mówi Małgorzata, matka Leny. Elegancka czterdziestodwulatka, agentka ubezpieczeniowa w dużej firmie. – Pochłonięta pracą przegapiłam moment, gdy córka przestała być dzieckiem – przyznaje. – Lena chodzi do dobrego gimnazjum, nigdy nie było z nią problemów. Ułożona, świetnie się uczy. Tylko zawsze była zamknięta w sobie. Wracała ze szkoły i od razu znikała w swoim pokoju. A na pytanie: „Jak było w szkole?”, miała zawsze tę samą odpowiedź: „Normalnie”. Gdy zaglądałam, udawała, że śpi. Myślałam: „Dojrzewa, ma chwiejny nastrój”. Na ostatniej wywiadówce wychowawczyni powiedziała: „W szkole jest poważny problem. Dziewczyny oddają się mężczyznom poznanym przez internet lub w galeriach handlowych za prezenty albo pieniądze”. Prosiła, by obserwować, jak córki wychodzą ubrane, czy nie przesadzają z makijażem. Lena tylko raz wyszła z łazienki z mocno pomalowanymi ustami. Kazałam jej to natychmiast zmyć – wspomina. – Wtedy, po tej wywiadówce, wróciłam zszokowana; przecież to dobre gimnazjum, a nie jakaś zawodówka. Byłam przekonana, że nas problem nie dotyczy. Takie rzeczy zdarzają się w rodzinach patologicznych. Ale co to znaczy? W każdej może być coś nie tak. Co u nas było nie tak? Mój mąż miał romans. Byłam tak zajęta walką o swoje małżeństwo, że nie zauważyłam, co dzieje się z córką. Nagle zaczęła mieć nowe ciuchy, których jej nie kupowałam. Twierdziła, że pożycza od koleżanek. Zaczęła mi robić wymówki, że jest najgorzej ubrana w klasie. „Mamy kryzys, musimy zacisnąć pasa” – mówiłam, gdy chciała kolejne markowe buty. Jak odkryłam, że ona to robi? To nie ja, to moja znajoma. Zadzwoniła: „Widziałam wczoraj Lenę, jakiś starszy mężczyzna trzymał rękę na jej pośladku, spacerowali po galerii handlowej”. Struchlałam. Wczoraj? Mówiła, że idzie pomagać dzieciom z domu dziecka. Opowiadała, że jest wolontariuszką. Byłam z niej dumna. Gdy wróciła do domu, napadłam na nią w drzwiach. Zaczęłam ją szarpać: „Co ty robisz?! Kto to był? Skąd masz te nowe kozaki?”. To był krzyk rozpaczy, bo przecież wiedziałam. Roześmiała się: „Sama mnie uczyłaś, że facet powinien płacić za kobietę”. Dziś, po roku systematycznych wizyt u psychologa, mogę mówić o tym w miarę spokojnie. Cała rodzina chodzi na terapię. Przed nami daleka droga.
Żal mi tych dziewczynek, pogubiły się w życiu
Katarzyna Rosłaniec – reżyserka filmu „Galerianki”
Zrobiłam ten film, bo temat autentycznie mnie poruszył. Nie chodzi wcale o to, że nastolatka godzi się przespać ze starszym facetem w zamian za prezent. Takie rzeczy miały miejsce zawsze. Mnie poruszyła łatwość, z jaką ona i jej koleżanki do tego podchodzą. Koleżanka mówi jej: „Musisz mieć sponsora”, ona odpowiada: „OK”. Nie wiedzą, że robią coś nie tak. Dla nich to sposób na życie dobry jak każdy inny. Takie czasy. Trzeba sobie radzić. Nastolatki traktują związki przedmiotowo, bez emocji, materialistycznie. Chodzą do łóżka z trzema chłopakami tygodniowo, dla zabawy, jak wypicie drinka – to już jest praktycznie na porządku dziennym. Miłość w naszych czasach nic nie znaczy. Jest jak jedzenie, picie, spanie. Dziewczyny z warszawskiej Pragi opowiadały mi, że rodzice wyjechali na trzy dni, a one „melanżują”. Ta miała wczoraj trzech facetów, tamta dwóch. Porównują, który fajniejszy. Bo wartość ocenia się po tym, kto ma jakie buty i jakiego faceta. Chciałam tym filmem otworzyć oczy wszystkim rodzicom, ponieważ to oni nas „lepią”. Jeśli tego nie robią, bo mają inne, ważniejsze zajęcia, wtedy samotne, niekochane córki postępują tak jak w moim filmie. Budują swój system wartości, czerpiąc od koleżanek, którym też nikt nie pokazał, co jest w życiu ważne. Podczas przygotowań do pracy nad filmem poznałam wiele galerianek. To fajne dziewczyny, zaradne, tylko się pogubiły. Nie dają sobie szansy na bycie dziećmi, na przeżywanie ważnych dla swego wieku chwil. Żal mi ich, one faktycznie czują, że nie mają wyboru i w nikim oparcia. Wiedzą, że mama ani tata ich nie przytuli, nie powie: „Popełniłaś błąd, ale będzie dobrze”. Mam szczęście, że mój rodzinny dom jest inny, pełen miłości. Jest w nim bezpieczeństwo i przyzwolenie na popełnianie błędów. Wiem, że nie zostanę odrzucona, tylko znajdę pomoc. Zawsze o wszystkim mogłam z rodzicami rozmawiać. Moje koleżanki po szkole mówiły: „Dzień dobry, co jest na obiad?”, i trzaskały drzwiami. Zero rozmów. Czy te dziewczynki będą w stanie kiedyś mieć normalne związki? Czy są szczęśliwe? Miłość nas napędza, uskrzydla, a one nie kochają. Pod warstwą cieni ukrywają oczy zagubionego dziecka. I myślą, że sobie radzą.
Teraz galeriankę rozpoznam na kilometr
Ania Karczmarczyk, licealistka, zagrała główną rolę w „Galeriankach”
Ania ma 18 lat, chodzi do liceum w Otwocku. Jej mama jest pielęgniarką, tata pracuje w drukarni. W „Galeriankach” zagrała Alicję, główną bohaterkę. – Moja mama po obejrzeniu filmu była zdruzgotana. Nie mogła wydusić z siebie słowa – opowiada Ania. – Wujek zaś kilka dni później zadzwonił do mnie: „Ten film to nie bujda. Naprawdę widziałem dziś w galerii handlowej taką dziewczynkę w akcji, zaczepiała starszych mężczyzn”. Ja sama też przedtem nie znałam tego świata, choć – jak wkrótce się okazało – był obok mnie. Bo gdy przeczytałam scenariusz, wszystko zaczęło mi się układać jak puzzle – przyznaje Ania. – Przypomniałam sobie rozmowę dwóch koleżanek. Jedną z nich zostawił chłopak: płakała, że to dramat. Pomyślałam: rozumiem, to musi boleć. Tylko, że jej nie chodziło o ten dramat, który ja miałam na myśli. Sęk w tym, że przed owym porzuceniem chłopak nie zdążył jej zabrać na zakupy. Szok! – mówi. – To naprawdę się dzieje, niestety. Koleżanka, która też grała w filmie, opowiadała, że zna takie dziewczyny ze swojej miejscowości. Spotykały się z facetami na seks, bo ci zapraszali je do knajpy. Zmieniały ich potem na tych z większymi portfelami. Teraz wszyscy dążą do pieniędzy, nieważne, jakimi sposobami. Liczy się, żeby wyglądać lepiej od koleżanek, mieć modne gadżety i ciuchy. Dziewczyny z biedniejszych rodzin chcą dorównać bogatszym koleżankom. Zyskują w ich oczach, choć same tracą szacunek dla własnego ciała. Dzieciaki nie są uczone odpowiednich wzorców, wartości. Młodzi nie potrafią już rozróżnić, co jest dobre, a co złe. Niektórych nikt tego nie nauczył.
Nastolatki „do kupienia” są wszędzie
Adam Bogoryja-Zakrzewski, autor pierwszych reportaży o galeriankach
Dziewczyny „do kupienia”, nazywane też „szlaufami” albo „razówkami”, są wszędzie tam, gdzie duże centra handlowe – uważa Adam Bogoryja-Zakrzewski, dziennikarz. W 2006 roku razem ze swą żoną Hanną opisał szerzące się wśród gimnazjalistek zjawisko prostytucji. – W zakładzie fryzjerskim usłyszałem, że znajoma szefowej ma syna rapera, który napisał piosenkę, oburzony tym, co robią jego rówieśniczki. Dla przykładu zwrotka: „Opowiem w sposób prosty/Rurki się pier.../ Choć im cycki nie urosły/ Po czternaście wiosen/ To się szerzy grono spore/Sypią się otworem/ By przejechać się merolem/”. Młody raper miał nadzieję, że gdy koleżanki posłuchają piosenki, wtedy się opamiętają. – Dotarłem wówczas do czterech takich dziewcząt. Jedna z nich poszła z nami do galerii, bezbłędnie wskazywała na „te” nastolatki. W ich spojrzeniu było coś prowokującego, wyzywającego, wręcz wulgarnego. Rozmawiałem z każdą z nich. Co je łączyło? Wszystkie miały trudną sytuację w domu. W jednym ojciec pił, matka miała kochanka. W innym ojca nie było wcale, tak samo jak bliskości z matką. Opowiadały, że sponsorzy wydają na nie średnio 300 zł tygodniowo. Nie uważały tego, co robią, za prostytucję. Mówiły, że bawią się mężczyzną, jego portfelem. I że to ciekawsze niż siedzenie z rówieśnikami na ławce przed blokiem. Jak potoczyły się ich losy? Jedna usunęła ciążę, nadal poluje na sponsorów. Druga próbuje wyjść na prostą, zdobyć zawód. Trzecia uciekła z domu. O czwartej słuch zaginął. Chciałbym za parę lat napisać ciąg dalszy ich historii, zobaczyć, jak żyją, jak wychowują swe dzieci.