Reklama

Milczenie jest złotem, choć czasem ciąży jak ołów. Zwłaszcza gdy dowiedzieliśmy się czegoś, co nam nie pozwala spać. Co wtedy zrobić: wyrzucić z siebie tykający niczym bomba sekret, czy zdusić w sobie, bo uwolniony miałby wielką siłę rażenia? Z jednej strony nasza etyka nakazuje hołdować prawdzie i na niej budować relacje. Z drugiej mądrość codzienna mówi, by nie wtykać nosa w nie swoje sprawy… Dylemat ten dobrze poznały bohaterki naszego artykułu. Początkowo każda chciała zachować dyskrecję. Jak tłumaczy psycholog Violetta Nowacka: nie jest przyjemnie mówić rzeczy przykre. Poza tym intuicyjnie czujemy, że ich przekazanie może kłaść się cieniem na wzajemne relacje. Nie od dzisiaj nikt nie lubi posłańców złych wiadomości. Ale z czasem ciśnienie tajemnicy rozpiera. Niełatwo żyć z sekretem, który dotyczy naszych bliskich. Przy każdym spotkaniu wraca i puka z tyłu głowy albo przyczaja się na końcu języka. A my chcemy być lojalni i szczerzy. „Jak zareaguje przyjaciółka, gdy się dowie, że ja od początku o wszystkim wiedziałam”, martwiła się jedna z opisanych pań. Czytając jej rozterki, dochodzimy do wniosku, że dobrze jest za dużo o innych nie wiedzieć…

Reklama
Nie powiedziałam przyjaciółce, że jej mąż ma kochankę. Nie chcę się wtrącać i... jej zranić.
Lilianna, 45 lat

Zobaczyłam ich na ulicy. W pierwszej chwili pomyślałam: „Pewnie to jego koleżanka z pracy”. Ale potem zauważyłam ich w kawiarni. Ona coś opowiadała z ożywieniem, on dotykał jej rąk. Nie wypada żonatemu mężczyźnie tak siedzieć w kawiarni z obcą kobietą. Zwłaszcza młodą i ładną. Atrakcyjniejszą od Marii, mojej przyjaciółki – mówi Lilianna. Gdy po raz trzeci zobaczyła go z tamtą dziewczyną, już nie miała wątpliwości. Jechali samochodem, Lilianna zrównała się z nimi na pasach. – Gorąco zrobiło mi się na ich widok. On pewnie trzymał ją za kolano, bo prowadził jedną ręką. Ona głaskała go po karku. Klasyka gatunku. Gdy zmieniły się światła, nie miałam sił ruszyć. W pierwszym odruchu postanowiłam: muszę jak najszybciej powiedzieć Marii! Zamiast jechać do domu, skręciłam do niej. Ale z każdym kilometrem coraz bardziej dopadały mnie wątpliwości. To będzie dla niej szok. Czy mam prawo rozwalać jej życie taką wiadomością? Tadeusz jest dla niej dobrym mężem, świetnym ojcem dla synów. Jej zdaniem miał same zalety, no, może był trochę wybuchowy. Pewnego razu dorzuciła: „Chyba lubi kobiety”. Dziś już wiedziałam: faktycznie. Kiedyś i mnie podrywał, ale to było po alkoholu, więc wyrzuciłam zdarzenie z głowy. Oczywiście nie powiedziałam o niczym Marysi. Przecież to byłby koniec naszej przyjaźni – uważa. – Jechałam i myślałam: powiedzieć czy nie? Jeszcze przed jej domem tłumaczyłam sobie: znam życie, czasem kobiety się domyślają, że są zdradzane, ale wolą nie wiedzieć tego na pewno. Powiem jej i mnie znienawidzi. Zawróciłam – wspomina. – Potem? Zaczęłam unikać przyjaciółki. Ale spotkałyśmy się na imieninach znajomych. Z koleżankami zaczęłyśmy żartobliwie roztrząsać, co lepsze: wiedzieć, że mąż zdradza, czy lepiej nie? Maria żachnęła się, że jej to nie dotyczy. „Ty głupia…” – miałam na końcu języka. Ale ochłonęłam. Czego ja oczekiwałabym na jej miejscu? Chciałabym wiedzieć czy wolałabym żyć w nieświadomości? Wybrałabym to ostatnie – twierdzi. – No i lepiej nie wtykać nosa w nie swoje sprawy. Dziś małżonkowie się pokłócą, jutro pogodzą. Uznałam więc, że powinnam milczeć, dla własnego dobra. Skąd mogę mieć pewność, że Marysia mi uwierzy? Może pomyśli, że chcę ją skłócić z mężem? Nie zamierzam stracić przyjaciółki – zastrzega.
– Oczywiście, że zastanawiałam się, jak pomóc Marii bez siania zamętu. Może dać Tadeuszowi do zrozumienia, że o wszystkim wiem? Uznałam to za dobry pomysł. I wtedy… on do mnie zadzwonił. Poprosił: „Nie mów Marysi. To był incydent”. Bezczelność! Zagroziłam, że jeśli się nie opamięta, nie może liczyć na moją dyskrecję – opowiada Lilianna. – Miałam nadzieję, że zakończył ten romans. Niestety. Wczoraj znów ich widziałam. Krew się we mnie burzy.

Ukryłam przed policją, że sąsiad robi nieuczciwe interesy
Ewelina, 36 lat

Wyjadę, nie mogę patrzeć na to, co dzieje się za moim płotem – mówi Ewelina. Mieszka w małym mieście na południu Polski. Działka, na której stoi jej rodzinny dom, graniczy z warsztatem samochodowym. Kilka miesięcy temu Ewelina odkryła, że jego właściciel oszukuje swych klientów. – To był przypadek. Czytałam książkę w ogrodowej altance. Choć stoi tuż przy płocie sąsiada, jest niewidoczna z tamtej posesji, bo zasłania ją żywopłot. Usłyszałam pana Romana, właściciela warsztatu. Podniesionym głosem mówił: „Jak to nie wiesz, co robić? Włóż do mazdy te stare części. A klienta skasuj jak za nowe. Jak zwykle”. Tamten odpowiedział, że tego nie zrobi, bo nie zamierza iść do więzienia. Dobrze wie, że są kradzione. „To trefny towar. Pan zleca te kradzieże, a potem płaci złodziejom”. Szok. Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Sąsiad był dla mnie uczciwym człowiekiem. Kimś o wielkim sercu. Przed laty bardzo pomógł mojej rodzinie. Gdyby nie on, moja mama już by nie żyła – podkreśla. – Ojciec stracił pracę, mama zachorowała na nerki. Nie stać nas było na leki. Uratował nas pan Roman. Sam zaoferował pomoc. Przez wiele miesięcy finansował kosztowne leczenie mamy. Nie zgodził się, żebyśmy oddali mu dług. Powiedział: „Trzeba sobie pomagać. Może kiedyś ja będę w potrzebie? Wtedy wy mnie uratujecie”. Mam go teraz wydać? Niemożliwe.

Zdradziłam największy sekret swojej przyjaciółki
Iwona, 40 lat

Nie zdziwię się, gdy usłyszę od Kasi: „Żałuję, że cię poznałam”. Powierzyła mi swój największy sekret. Obiecałam, że nikomu nie powiem. A ja w chwili słabości wypaplałam wszystko mężowi – mówi Iwona. Jaki to sekret? – Ojciec Kasi molestował ją od trzeciego roku życia. Myślała, że tak musi być, bo to jej tata. – Nie zapomnę, jak mi powiedziała: „Ojciec przychodził do mnie w nocy, gdy matka już spała. Byłam przerażona. Gryzłam ze strachu kołdrę, bałam się ruszyć. A przy śniadaniu on jak gdyby nigdy nic mówił: »Podaj chleb«, »Pospiesz się do szkoły «. Wieczorem zaś przypominał: »Tylko nie mów nikomu, co my tu robimy. To nasz sekret«. Rozumiesz? Mówił »my«. Wciągał mnie w ten koszmar, jakbym sama decydowała, że chcę to z nim robić! Nie musiał mnie nawet prosić o milczenie. I tak bym nikomu nie powiedziała. Wstydziłam się, czułam się winna”, opowiadała mi. Kasia dorosła, skończyła studia, wyszła za mąż. I szybko się rozwiodła. Była nieszczęśliwa, samotna. Tajemnica z dzieciństwa ciążyła jak kamień. Nawet gdy ojciec zmarł, miała zasznurowane usta. Przyznała, że dopiero gdy mnie poznała, poczuła, że chce wyrzucić z siebie ból. Tak jak ja. Umiałam otwarcie opowiadać o swoim dzieciństwie: miałam ojca alkoholika. Któregoś dnia powierzyła mi swój sekret. A ja, poruszona, opowiedziałam wszystko mężowi. Zapewnił, że nie puści pary z ust – wspomina. – Zaprosiliśmy kiedyś Kasię na grilla. Sączyliśmy wino. Mąż trochę przeholował. W pewnej chwili wypalił: „Kaśka, ten twój ojciec to był skur… Jak mógł ci coś takiego zrobić?”. Przyjaciółka spojrzała na mnie: „Iwona, to koniec. Jak mogłaś?!”. Wybiegła. Do dziś się do mnie nie odzywa, nie odbiera telefonów, nie odpisuje na e-maile. Chcę ją przeprosić. Nie daje mi jednak szansy. Może kiedyś?

Przez mój długi język brat zerwał zaręczyny
Barbara, 30 lat

Rozrywkowa dziewczyna – Barbara opowiada o byłej narzeczonej brata. – Marcin był nią zauroczony. Gdy pokazał mi jej zdjęcie, pomyślałam: „Jaki ten świat mały, przecież to ta rozrywkowa Agata!”. Stwierdziłam: trudno, nie mam prawa wybierać mu żony, najważniejsze, by był szczęśliwy. Nie wiadomo zresztą, czy to coś poważnego. On taki młody… Młody, ale zakochany po uszy. Pewnej niedzieli w domu rodziców obwieścił dumnie, że chce się ożenić. Dzień później w centrum handlowym wpadłam na znajomą. Nie mogła uwierzyć, że Marcin jest z Agatą. Zaciągnęła mnie na kawę. „A wiesz, że ona była w ciąży z naszym kolegą? On chciał się żenić, ona sprawę załatwiła u lekarza. Może nawet niejedną. Miała największe i – ha ha – najczęstsze doświadczenie erotyczne z nas wszystkich. Zamiast posagu wniesie sporo radości Marcinowi do sypialni” – zaśmiała się, a ja siedziałam jak oniemiała. Czy Marcin to wiedział? Mój delikatny, idealistyczny, gorąco wierzący brat?
Postanowiłam nie mówić mu o niczym. Nie dawało mi to jednak spokoju. Kiedyś ktoś opowiadał o dziewczynie, która usunęła ciążę. Brat był oburzony: morderstwo! Czyli nic nie wiedział o przeszłości Agaty. Gryzłam się, że żyje w kłamstwie, kiedyś się może dowiedzieć, może lepiej przed ślubem? I stało się. Raz wpadł do mnie, by zmontować szafkę z Ikei. Potem bawił się z moim synkiem. Rozmarzył się: „Jak ja będę miał takiego szkraba…”. Rzuciłam: „Jeżeli Agata, po tej aborcji, będzie mogła mieć dzieci”. Nigdy nie zapomnę twarzy Marcina. Odpłynęła z niej krew. Nic nie powiedział. Zabrał kurtkę i wyszedł. Nie odzywał się do mnie przez kilka tygodni. Od rodziców się dowiedziałam, że zerwał z Agatą – wspomina. – Wiem, że do mnie ma żal, choć stara się utrzymywać poprawne relacje. Czuję się podle – przyznaje. – Oni oboje cierpią. Może do siebie wrócą? Chyba nawet tego chcę. Męczą mnie wyrzuty sumienia. Ostatnio spotkałam Agatę w kinie, odwróciła głowę. Co narobiłam? Więcej złego niż dobrego.

Nie wiem, czy mam uprzedzić koleżankę o zwolnieniu z pracy
Anna, 31 lat

Anna i Renata, przyjaciółki od dziecka. Razem w liceum, razem na studiach. Po magisterce obie wyjechały z rodzinnego Poznania do stolicy. Ania znalazła pracę w agencji reklamowej, pół roku później ściągnęła do niej przyjaciółkę. – Od dwóch lat zajmujemy w firmie wspólny pokój, nasze biurka stoją na wprost siebie. Obie jesteśmy asystentkami kierowników działów – mówi. Dwa miesiące temu szef wezwał Annę na rozmowę. Usłyszała: „Renata będzie zwolniona. Przejmiesz część jej obowiązków, dostaniesz podwyżkę. Mówię ci to w zaufaniu. Liczę, że jej nie uprzedzisz”. – Pierwsza myśl: honorowo odejdę z firmy razem z przyjaciółką – opowiada Ania. – Tylko co dalej? Mam kredyt na mieszkanie, kto będzie spłacał raty? Poza tym, czy Renacie przyda się na coś moje poświęcenie? Chyba bardziej jej pomogę jako osoba zarabiająca niż jako bezrobotna? Mijają dni, a ja wciąż nie wiem, jak mam się zachować. Powiedzieć jej czy umyć ręce, udać zaskoczoną? Ciągle biję się z myślami. Mój chłopak ma mnie dość. Codziennie wieczorem serwuję mu ten sam temat: pytam, co mam zrobić. On też nie wie – mówi. – Boję się powiedzieć Renacie o zwolnieniu. Zażąda, żebym odeszła razem z nią. Jeśli tego nie zrobię, zerwie ze mną kontakt. Jestem pewna – przyznaje Anna. – Czuję, że powinnam być wobec niej lojalna, uprzedzić ją. Tylko co wtedy? Pewnie poszłaby na zwolnienie lekarskie. Nieciekawy wariant. W firmie zaczną się podchody, szukanie winnego. Będę miała nieprzyjemności. Na razie trzymam twarz. Wierz mi, to niełatwe. Nie mogę jej patrzeć w oczy. Renata niczego się jeszcze nie domyśla. Ale jak długo? – zastanawia się Anna. – Boję się tego, co się zdarzy, gdy do Renaty dotrze, że wiedziałam o zwolnieniu, ale ukrywałam przed nią prawdę. Nigdy mi tego nie wybaczy. Chyba słusznie?

Ukrywam przed siostrą, że jest śmiertelnie chora
Joanna, 52 lata

Nawet księdzu na spowiedzi nie powiedziałam. To Bóg będzie mnie rozliczał, czy dobrze robię, ukrywając przed siostrą, że nie ma szans na wyzdrowienie. Nie mogę jej powiedzieć! To by ją zabiło – mówi Joanna. Jej młodsza siostra Zosia, mama 3-letniej Oli i 15-letniego Kuby, ma raka płuc, z przerzutami do mózgu. Lekarz ocenia, że zostały jej dwa, trzy miesiące życia. – Chciał jej powiedzieć prawdę. Ubłagałam go, by tego nie robił. Dla jej dobra. Zosia wie tylko, że ma raka płuc, ale szybko wykrytego, więc rokowania są świetne. Przeszła chemioterapię. Źle ją zniosła. Z ulgą przyjęła wiadomość, że nie ma potrzeby kolejnej chemii. Uznała, że to dobry znak. Prawda jest taka, że chemia już nie działa. Dlaczego uważam, że lepiej nie mówić jej prawdy? Znam swoją siostrę. Jest delikatna, taka wiadomość by ją załamała. A ja chcę, by walczyła. Liczę na cud. Codziennie modlę się o jej wyzdrowienie. Wierzę, że to możliwe. Zdarzają się takie przypadki. W walce z chorobą psychika jest najważniejsza. Zosia, nie znając swego stanu, mobilizuje się i dzielnie walczy. Gdyby wiedziała, że nie ma szans, poddałaby się – uważa jej siostra. – Bardzo mi ciężko okłamywać ją i całą jej rodzinę. Mąż Zosi jest nieporadny życiowo, więc to ja kontaktuję się z lekarzem w sprawie jego żony. A on wierzy we wszystko, co mówię. Czasem mam wrażenie, że syn Zosi czegoś się domyśla. Widzę lęk w jego oczach. Ale o nic nie pyta. Joannie najtrudniej powstrzymać łzy, gdy siostra opowiada o swoich planach. W listopadzie chce pojechać do Egiptu. – A ja wiem, że może tego nie doczekać – mówi. – Boję się, co dalej. Tak bym chciała, żeby wyzdrowiała. Bardzo w to wierzę.

Mój syn nie wie, że został adoptowany
Jolanta, 37 lat
Reklama

Kilka dni temu przeczytałam na forum zwierzenia rodziny, która adoptowała chłopca – opowiada Jolanta. – Napisali: „Powoli przygotowujemy się do powiedzenia naszemu synowi prawdy”. Pozazdrościłam im odwagi. Sto razy rozważaliśmy z mężem, czy powiedzieć Mateuszowi, że jest adoptowany. Wciąż jednak się wahamy – przyznaje. Wspomina: – Po kilku latach nieskutecznych starań, by zajść w ciążę, pomyślałam o adopcji. Długo nie mogłam przekonać do niej męża. Bał się, czy potrafi pokochać obcego człowieka. Rozumiałam wprawdzie jego obawy, ale chęć bycia matką była silniejsza. Po prostu musiałam mieć dziecko. Mąż w końcu się zgodził. Formalności trwały około roku. Mateusz przyszedł do nas, gdy miał dwa latka. Teraz ma dwanaście. Jest cudownym synem: mądrym, dobrym, pogodnym. Świetnie się uczy. Na koniec roku zawsze ma świadectwo z czerwonym paskiem. I jest do nas taki podobny: nosi fryzurę jak mąż, śmieje się i rusza zupełnie jak ja. W rodzinie wszyscy powtarzają, że to cały dziadek. Wrósł w nas całkowicie. Nie wstydzę się adopcji. Ale nie wiem, jak o niej rozmawiać, by go nie zranić. Rodzice mnie uczyli: nie kłam bez potrzeby. Ale jest potrzeba! Chcę dziecku oszczędzić wstrząsu. Wiem, to nie ułatwi mu życia. Nie odmienię tego, co już się stało. Jeszcze chyba nie umiałabym pomóc mu pogodzić się z tym. Boję się, że moje ukochane dziecko odwróci się ode mnie, zbuntuje się, przecież nie jestem jego prawdziwą matką. Ale chyba najbardziej przeraża mnie, że może zacząć tęsknić za biologicznymi rodzicami. Że będzie ich szukać, potem poznawać, żebrać o uczucie z ich strony… I nie chcę, żeby cierpiał przez świadomość, że ktoś go nie chciał, porzucił. Że tak naprawdę nosi geny, czy ja wiem, marginesu? Teraz, gdy nie zna prawdy, nie ma problemu. To my z mężem jesteśmy jego światem. Jolanta wzdycha, że ciężko jej żyć z kłamstwem. – Sama jestem wściekła, gdy ktoś mnie okłamuje. Uczę syna prawdomówności. Niedawno nie chciał się przyznać, że wymienił się na telefon z kolegą. Zbeształam go. „Kto raz skłamie, temu się nie wierzy”, powtórzyłam w gniewie sentencję mojej mamy. I zaraz zabolało mnie serce, bo przecież sama od lat go oszukuję! Zmieniam temat, kiedy pyta, jaki był, gdy się urodził. Udaję, że nie wiem, gdzie podział się album z jego pierwszymi zdjęciami. I drżę ze strachu, że znajdzie się ktoś „życzliwy”, kto mu otworzy oczy, iż jest z domu dziecka. Zdarza się, że żałuję, iż od początku nie oswajaliśmy go z prawdą. Mogłam mu powiedzieć, że urodziła go dla nas nieznana kobieta. Że inny brzuch go nosił, ale to nasze serca pokochały. Ale wtedy nie wiedziałam, że są takie ładne zdania. Mąż mnie uspokaja: „Powiemy mu we właściwym czasie”. Tylko, kiedy to jest? Dzieci zawsze wydają się nam za małe na rozmowy o trudnych sprawach. A może to my, dorośli, jesteśmy za mali na trudne sprawy? Czasem przed snem przyrzekam sobie, że przygotuję się do tej rozmowy. Pójdę po poradę do psychologa. Może sama zacznę szukać jego rodziców? Odnajdę ich, w kopercie podam mu ich adres. Może rozmowę o nich zaczniemy przy jakiejś odświętnej okazji, w dniu jego urodzin? Piętnastych? Wyobrażam sobie ten moment i zawsze się boję, co nastąpi potem. Adoptowana córka mojej kuzynki nie uniosła ciężaru takiej wiadomości, uciekła z domu. Odtąd były z nią same problemy, do dziś nie mają dobrych relacji. Kiedyś oglądałam film, w którym bohater, podobny do Mateusza, znienawidził przybranych rodziców, że go okłamywali. Wciąż się waham: powiedzieć mu prawdę? Może poczekam do pełnoletności. Do skończenia studiów. Albo aż będzie miał własne dzieci. Lub nigdy mu tego nie powiem. Bo i po co mu taka wiedza? Tylko namiesza mu w głowie.

Reklama
Reklama
Reklama