Reklama

Skoro jest ci tak źle, to może odejdź?
Marzena, była menedżerka w firmie handlowej, wytrzymała aż dziewięć tygodni w toksycznej atmosferze, którą wokół niej stworzył szef. Robił to, aby zmobilizować ją do złożenia wypowiedzenia. – Zaczęło się niewinnie – wspomina Marzena. – Ni stąd, ni zowąd przestałam być zapraszana na spotkania menedżerów. Szef powiedział, że poruszane są tam tematy, które mnie nie dotyczą. To bzdura. Na tych spotkaniach zdawaliśmy raporty o pracy działów, omawiane były ważne projekty firmy. Uczestniczyłam w tym od lat.
Firma, w której pracowała Marzena, zatrudniała niecałe sto pięćdziesiąt osób. Nie była to klasyczna korporacja – moloch, w którym pracownik jest anonimowy, a mobbing częsty. – Szefowie nigdy nie obrażali mnie wprost, nie pozwalali sobie na prostackie komentarze – mówi Marzena. – Nie było podstaw, by zarzucić im mobbing. Ale przełożony nagle stracił serce do moich pomysłów. Od dwóch lat zachwycał się każdą prezentacją dla klienta, którą przeprowadzałam, a tu nagle zaczął czepiać się wszystkiego. – Dajmy te prezentacje Agnieszce, ona cię wesprze – powiedział w końcu. Odstawił mnie na boczny tor.
Marzena chciała bronić swojego miejsca w firmie. Ciężko na nie zapracowała. Od dwóch lat nie była na urlopie, nie narzekała na pracę w weekendy. Były wobec niej plany awansu, miała opinię pupilki prezesa, a tu taka zmiana kursu. Powiedziała szefowi, co o tym myśli. Pouczył ją, żeby nie snuła teorii spiskowych. – Na korytarzu udawał, że mnie nie widzi – wspomina Marzena. – Pracownicy przestali przychodzić do mnie po radę, w moim dziale dostałam zastępcę, który miał do powiedzenia więcej ode mnie. Z kluczowego menedżera stałam się zbędnym ogniwem. Mogłam całymi dniami grać w pasjansa na komputerze. To było nie do zniesienia.
Marzena zwolniła się dwa miesiące później. Na odchodne dostała bon na 500 zł do sieciowego sklepu z ubraniami. Następnego dnia na miejsce Marzeny przyszła nowa osoba. Podobno miała rekomendacje od przyjaciela prezesa. Wprawdzie trzeba było jej zapłacić więcej niż Marzenie, ale firma zaoszczędziła na odprawie: nie musiała jej płacić pracownikowi, bo zwolnił się sam.
Potrzebujesz relaksu? Piętro niżej jest SPA dla pracowników
Biuro ma kształt studni, pośrodku piękny plac z fontanną. Wokół stoją ławki, jest nawet kilka foteli ogrodowych wymoszczonych poduchami. Latem to miejsce relaksu, gdzie pracownicy mogą złapać oddech przed kolejnymi godzinami z nosem w komputerze. Wokół placu są restauracje, kawiarnie, siłownia z basenem, małe SPA, przedszkole. Na wszystko pracownicy mają karty rabatowe. W zależności od stanowiska – od 30 nawet do 70 proc.
Ewa trafiła do tego raju półtora roku temu. Udało się za trzecim razem. – Ta firma to było moje marzenie – uśmiecha się. Ewa jest analitykiem w dużej, prestiżowej firmie internetowej. W Polsce to tylko oddział wielkiej korporacji, ale i tak bardzo dba o pracowników. Wszyscy są namawiani, by zaaranżować sobie miejsce pracy tak, by czuć się dobrze, domowo. Ewa ma nad biurkiem kolaż zrobiony ze zdjęć z chłopakiem i przyjaciółmi. W szafie leżą ulubiony pled i poduszka. Jeśli jej się zachce spać, może sobie uciąć drzemkę w specjalnym „pokoju ciszy”. Jest przecież przyjemniej, gdy wtula się w domowe rzeczy. Pracuje średnio po trzynaście godzin dziennie.
– Czasem, gdy kończymy pilny projekt, robi się z tego nawet szesnaście i bywa, że nocujemy w pracy – śmieje się. – Ale tu jest jak w domu. Jeśli chcę zjeść coś dobrego, knajpy mam pod ręką. Do tego za pół ceny. Jeżeli chcę się spotkać z chłopakiem, mówię mu: „Wpadnij do mnie, pójdziemy na basen w firmie, później razem coś zjemy”. Spędzamy ze sobą dwie godziny i spokojnie mogę wracać na górę do pracy. Tak robi tu większość osób. Nawet ci, którzy mają dzieci. Nasze przedszkole jest czynne do dwudziestej.
Pieniądze to nie wszystko. Przecież robisz wielkie rzeczy
Liczyłam na tę podwyżkę. Należała mi się – mówi Agata. – Z samodzielnego stanowiska specjalisty miałam przejść na pozycję kierownika biura obsługi klienta. Do zarządzania grupa dwudziestu osób, do wdrożenia nowe procedury, mnóstwo wyzwań. Ale nie dostałam nawet grosza podwyżki. Podobno firmy nie było na to stać, lecz mogła mi zaoferować coś w zamian. Dobrą, przyjacielską atmosferę, wsparcie psychiczne od przełożonych i ambitne zadania, które po zrealizowaniu dawały takiego kopa energetycznego, że nie kupiłabym tego za żadne pieniądze.
Agata podpisała nową umowę. I nie czuła się oszukana. Dostała awans, wspięła się na kolejny szczebel drabiny w firmie. Oprócz satysfakcji z tego, że jest dobra i wyróżniona spośród wielu, dostała też coś bardzo cennego: władzę. – Nagle decydujesz o pracy tylu osób – zachwyca się. – A do tego motywujesz je, wpływasz na ich zachowania, stajesz się liderem, na którego patrzą i od niego się uczą – wylicza. Szefowa Agaty zainwestowała w kilka sesji coachingowych dla niej i kilku innych świeżo awansowanych menedżerów. Młodzi kierownicy dowiedzieli się tam, że robią rzeczy naprawdę ważne. Będąc czyimś szefem, inspirują innych, wpływają na ich dalszą karierę. Słowem – zmieniają świat na lepsze.
Z takim nastawieniem Agata pracuje już trzy lata. Nadal ją to kręci, a jej przełożona wciąż podsyła jej filmiki motywacyjne i chwali, że jest świetną menedżerką. Pensja wprawdzie nie drgnęła, chociaż firma się rozwija, ale cały czas rzuca Agacie nowe wyzwania, nie pozwala się nudzić. – Gdzie indziej może zarobiłabym więcej, ale z nudów porosłabym kurzem – przekonuje. – A tak robię coś ważnego, i to w przyjacielskiej atmosferze.
Bez ciebie bym przepadł. Jesteś filarem tej firmy
Olga biegnie po schodach na szóste piętro. Winda jak na złość nie działa. Mariusz – jej szef – cały czas dzwoni, poganiając, żeby wpuściła zespół do pracy. Pod drzwiami stoi zniecierpliwiony z pięciorgiem pracowników. Oprócz Olgi klucz do biura ma tylko on, a akurat tego dnia go zapomniał. Olga zwykle otwiera biuro, ale tym razem skoro świt musiała z drugiego końca miasta odebrać pocztę dla Mariusza i przekazać jego prawnikowi ważne dokumenty. Tak jest od sześciu lat.
Mariusz wyłowił Olgę na studenckich targach pracy. Rozkręcał wtedy swoją firmę informatyczną, potrzebował zaradnej asystentki. Olga od razu mu się spodobała: płynny angielski, do tego bardzo komunikatywna. Po kilku tygodniach okazało się, że również pracowita, zdyscyplinowana, pokorna, bez wygórowanych oczekiwań finansowych. Takich pracowników szukał do swojego start-upu. Od tego czasu Olga z asystentki biurowej stała się też wsparciem dla głównej księgowej, tłumaczką, koordynatorką stażystów, rekruterką, specjalistką od pisania projektów na pozyskanie funduszy unijnych.
– W zasadzie wszystko zostaje na mojej głowie, bo Mariusz ciągle jest poza biurem i załatwia swoje interesy – mówi. – Czasem mam dość, jestem zmęczona. Tkwię tu już sześć lat, w CV mam wpisaną jedną małą, prawie nikomu nieznaną firmę. Ale Mariusz bierze mnie na litość, mówi, że beze mnie ten biznes padnie, bo wiem o nim więcej niż on sam.
– Szef nazywa Olgę filarem firmy. Lubi mawiać, że są wspólnikami, choć Olga nie ma nawet procenta udziałów w biznesie. Wprawdzie co roku dostaje symboliczną podwyżkę, ale gdyby Olga rzeczywiście chciała teraz odejść, nie otrzyma nawet odprawy, bo cały czas zatrudniona jest na umowę zlecenie.
Dominika Lebda psycholog, coach i trener, Stowarzyszenie WIOSNA
DLACZEGO SZEFOWIE MANIPULUJĄ?
Dlatego, że boją się otwartego kontaktu i chcą uniknąć konfrontacji z pracownikiem, by mniejszym kosztem osiągnąć cele. Manipulują, bo nie dostrzegają perspektywy pracownika, nie chcą negocjować. Rozpoznanie, że jest się ofiarą sztuczek, nie jest proste, ale wsłuchujmy się we własne emocje. Jeśli czujemy się oszukani, nasze poczucie własnej wartości spada, trzeba bronić swoich granic, i opierając się na faktach, rozmawiać z szefem.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama