Reklama

Odświętny haftowany obrus na stole, w całym domu pachnie wigilijnymi potrawami, siankiem i świerkowym drzewkiem, na niebie migoce pierwsza gwiazdka, cała rodzina w komplecie z radością w sercach i na twarzach… – a ty nie masz siły cieszyć się tą magiczną chwilą. Przy wieczerzy prawie podpierasz się nosem o stół, niemal zasypiasz na siedząco. Nic dziwnego, skoro całe święta przygotowałaś w zasadzie sama. Najpierw uczestniczyłaś w zakupowym szaleństwie i targałaś wypchane po brzegi siaty. Potem spędziłaś wiele godzin w kuchni, żeby przygotować rodzinie świąteczne rarytasy. I jeszcze biegałaś w pocie czoła z odkurzaczem, by dom lśnił czystością. Nawet obrus na świątecznym stole musiał być wygładzony twoją ręką. Podobnie jest zresztą przez cały rok. Dwoisz się i troisz, by połączyć pracę zawodową z prowadzeniem domu i dbaniem o potrzeby najbliższych. Robisz kilka rzeczy jednocześnie, żeby ogarnąć cały ten młyn. Wirujesz ciągle jak pralka na najwyższych obrotach. Nie zauważasz, że bierzesz za dużo na swoje barki, pracujesz ponad siły?

Reklama

■ Czemu jesteś Zosią Samosią?

Pragniesz być idealną żoną, mamą, panią domu… Powtarzasz sobie: „Wszystko musi być perfekcyjne. A kto zrobi to lepiej niż ja?”. Jesteś spokojniejsza, jeśli sama dopilnujesz każdej rzeczy. Wydaje ci się wtedy, że kontrolujesz sytuację: kapusta z grzybami na pewno jest miękka i dobrze przyprawiona, okna i lustra naprawdę lśnią itd. Chcesz wszystko robić sama, ponieważ od tego zależy także twoje poczucie własnej wartości. Czujesz się ważna i potrzebna, jeżeli własnoręcznie wykonasz gigantyczną pracę, którą z powodzeniem można by rozdzielić na kilka osób. Lubisz myśleć: „Ja tego dokonałam. Beze mnie nic by się nie udało”. Dzięki temu wydajesz się sobie niezastąpiona.

■ Zmień myślenie

Jeśli uważasz, że sama wszystko zrobisz najlepiej, spróbuj wykonać bilans zysków i strat. Wtedy się okaże, że – owszem – masz perfekcyjnie wysprzątane mieszkanie, stół ugina się od jedzenia tak pysznego, że palce lizać, cała rodzina nie może wyjść z podziwu, jak tego dokonałaś, ale ty jesteś wykończona, zrezygnowana, no i jakoś dziwnie rozdrażniona, podenerwowana. To naturalne, bo kiedy padasz ze zmęczenia, to byle drobiazg (źle odstawiona solniczka czy zbyt głośno grający telewizor) potrafi wyprowadzić cię z równowagi, doprowadzić do szału. Powarkujesz więc na męża i dzieci, pomstujesz w duchu: „I po co to wszystko? Niech te święta już się skończą! A miało być tak cudownie…”. Czy o taką przemęczoną, udręczoną mamę i żonę chodzi twoim bliskim? Może trudno ci w to uwierzyć, ale oni woleliby oglądać twój uśmiech, niż mieć wszystko podane pod nos.

■ Deleguj obowiązki

Masz jeszcze opory przed zrezygnowaniem z części zadań? Powtarzaj sobie, że umiejętność korzystania z pomocy jest tak naprawdę wyrazem odpowiedzialności za rodzinę. Musisz racjonalnie gospodarować swymi siłami, by móc jak najdłużej opiekować się bliskimi, dbać o nich. Do tej pory myślałaś, że poświęcanie się dla rodziny to wyraz twojej miłości, tymczasem doprowadzając się do wyczerpania, wcale nie działasz dla jej dobra. Bo z każdym takim morderczym dniem twoje życiowe akumulatory coraz bardziej się wyładowują, spada efektywność działania, ubywa energii, gaśnie radość życia. Ten nadludzki wysiłek wcześniej czy później możesz przypłacić zdrowiem. Tak więc na dłuższą metę bardziej przysłużysz się bliskim, jeśli nauczysz się przekazywać im część obowiązków – nie tylko od święta, ale i na co dzień.

■ Skup się na najważniejszym

Na dobry początek ustal priorytety. Zdecyduj, co jest superważne i musi być zrobione z najwyższym pietyzmem, popisowo, np. ugotowanie ulubionego bigosu męża; zapastowanie i wypolerowanie na błysk parkietu, bo teściowa na pewno nie omieszka wystawić mu oceny. Tym zajmij się osobiście, skoro rzeczywiście do swoich umiejętności masz największe zaufanie. Natomiast sprawy mniej istotne (np. przygotowanie sałatki, posprzątanie łazienki itd.) zostaw innym, godząc się z góry, że wykonają je nieco mniej perfekcyjnie lub inaczej niż ty. Naprawdę nic się nie stanie, jeśli córka pokroi warzywa w trochę za dużą kostkę, a mąż przeoczy jeden zaciek na wannie. Nie wszystko musi być zrobione super, bezbłędnie, najlepiej na świecie – niektóre rzeczy mogą być wykonane wystarczająco dobrze. Dlatego fajnie by było, gdybyś przeprowadziła ze sobą przyjacielską rozmowę. Wytłumaczyła sobie, że warto czasem trochę odpuścić, w pewnych sprawach obniżyć poprzeczkę.

■ Mów wprost

Załóżmy, że udało ci się zmienić myślenie. Dojrzałaś do tego, by przekazać część zadań w inne ręce; dopuszczasz wreszcie taką możliwość. Brawo! Ale jest jeszcze ta druga strona – bliscy, którzy mają cię odciążyć (a jeszcze o tym nie wiedzą). Do tej pory wolałaś wszystko robić sama, nie licz więc, że tak po prostu się domyślą, iż tym razem oczekujesz wsparcia. Że syn nagle powie: „Daj, mamuś, ja rozwieszę to pranie”, a mąż nieproszony pójdzie wytrzepać dywan. Będziesz musiała im to powiedzieć wprost, dać wyraźny sygnał, że liczysz na ich zaangażowanie. Na początku prawdopodobnie nie będą zachwyceni. Powiedzmy sobie szczerze – dotychczasowa sytuacja była dla nich wygodna. Mogli poświęcać się swoim sprawom, przyjemnym rzeczom, bo ty zajmowałaś się całą resztą. Nie dziw się więc, że teraz nie rwą się zbytnio do pracy, trochę marudzą, może nawet próbują się wymigiwać. Spokojnie: na pewno dość szybko przyzwyczają się do nowego podziału obowiązków i chętnie będą ci pomagać (a może przy okazji docenią, ile dla nich robisz). Musisz tylko zaprosić ich do współpracy, wdrożyć, poinformować o swoich oczekiwaniach. Zbierz ich wszystkich i powiedz spokojnie, bez pretensji w głosie czy cierpiętniczej miny: „Słuchajcie, kochani, sama nie dam rady tego wszystkiego ogarnąć. Dobrze by było, gdybyście mi pomogli” albo „Moi drodzy, chciałam was prosić o wsparcie, bo jestem już zmęczona”. Dla ciebie najprawdopodobniej to też będzie wyzwanie, ponieważ osoby z syndromem siłaczki często nie potrafią powiedzieć, że potrzebują pomocy. Zwyczajnie poprosić – niby takie proste, a takie trudne. Jednak musisz się na to zdobyć – bez tego ani rusz.

■ Pozwól wybierać

Konieczność włączenia się w domowe obowiązki będzie dla bliskich bardziej strawna, jeśli dasz im jakiś wybór. Zamiast wyznaczać konkretne zadania konkretnym osobom, wymień po prostu rzeczy, które są do zrobienia, i pozwól, by każdy sam zdecydował, czym się zajmie. Młodsza córka woli ścierać kurz, niż siekać cebulę? Proszę bardzo. Starsza za to ma zacięcie artystyczne i chętnie poupina firanki. Jej wybór. Jeśli twoi pomocnicy będą mieli poczucie jakiegokolwiek wpływu na sytuację, z większą ochotą i motywacją zabiorą się do działania. Oczywiście nie zawsze jest tak, że każdy robi to, co lubi (ty przecież też nie przepadasz za gotowaniem, a dbasz o brzuchy domowników). W miarę możliwości pozwalaj więc innym decydować, w czym ci pomogą.

■ Nie oceniaj

Jeśli już pozwoliłaś bliskim cię wyręczyć, to zapomnij o byciu kontrolerem jakości. Nie stój im nad głową i nie sprawdzaj, czy dobrze robią. Pohamuj się przed pokazywaniem palcem i pouczaniem: „O, tu jeszcze jest plama”, „Źle trzymasz trzepaczkę. W ten sposób nie ubijesz piany” itp. Pamiętaj: nikt nie lubi działać pod dyktando i wysłuchiwać narzekania na swoją niedokładność. Jeszcze gorsze, co możesz zrobić, to poprawiać po innych. Jeżeli poprosiłaś córkę o wytarcie kurzu, to nie biegaj potem ze ściereczką w poszukiwaniu smug, które pozostawiła na fornirowanych powierzchniach. Zrobiła to najlepiej jak umiała i będzie jej przykro, gdy zakwestionujesz jej pracę. Poza tym to demotywujące. Córka może się zniechęcić i następnym razem nie doczekasz się pomocy. Dużo więcej osiągniesz, nagradzając swoich domowych pomocników. Nie chodzi tu o jakieś wielkie wyrazy wdzięczności, ale o drobne gesty. Mężowi możesz dać całusa i szepnąć, że świetnie się spisał; córkę pogładzić po włosach i powiedzieć z uśmiechem „dziękuję”, a syna pochwalić za dobrze wykonaną pracę.

Reklama

■ Zamów na zewnątrz

Warto nie tylko wdrożyć do pomocy domowników, ale i część prac zlecić poza domem. Na przykład powierzyć upieczenie ciast i zrobienie pierogów sąsiadce, która przed świętami chętnie dorobi, bo ma skromną rentę. Albo wynająć studentkę do umycia okien i gruntowniejszych porządków. Możesz ratować się w ten sposób nie tylko w okresie świąt, ale i na co dzień, np. zamawiając catering na imieniny męża czy oddając ubrania do pralni. To niby żadne odkrycie, ale często nie bierzemy tej możliwości pod uwagę, gdyż z góry zakładamy: będzie drogo i byle jak. Tymczasem te usługi wcale nie muszą być gorszej jakości niż praca twoich własnych rąk. Wystarczy, że popytasz znajomych, znajdziesz kogoś sprawdzonego, z polecenia. Podobnie z kosztami – mogą okazać się niewiele większe, jeśli dokładnie zliczysz ceny wszystkich produktów, środków, prądu itd., których ty sama byś użyła. Zapłacisz tylko za robociznę. A czas i odrobina wytchnienia, jakie dzięki temu zyskasz, są bezcenne. Dobrze by było, gdybyś umiała to przyjąć. Nie miej wyrzutów sumienia, że płacisz za coś, co mogłabyś zrobić sama, albo zaprzęgasz do pracy swoich bliskich. Nie namawiamy cię przecież do tego, byś nagle stała się wolnym ptakiem, który unika obowiązków, ale żebyś choć na chwilę pozwoliła komuś innemu przejąć ster i złapała oddech. Powinnaś oszczędzać siły, jeśli chcesz dalej przychylać nieba tym, których kochasz.

Reklama
Reklama
Reklama