Reklama

Kiedyś wszystko było proste. On i ona poznali się, pokochali, a następnie brali ślub. Nawet gdy po latach związek przechodził kryzys, cyrograf potwierdzony powagą Kościoła przypominał, że małżeństwo to związek do końca życia. Dziś miłość nie wymaga obrączek czy wspólnego nazwiska, a decyzja o małżeństwie zwykle poprzedzona jest okresem wspólnego zamieszkiwania. Bo dla jednych wolny związek to sprawdzian, który ewentualnie kończy się przed ołtarzem, a dla innych to po prostu życie bez zobowiązań. Można powiedzieć, że związek bez ślubu to jak wynajęcie mieszkania z możliwością wykupienia go na własność, gdy oboje mają na to chęć. Z powodzeniem można się w nim rozgościć na dłużej. Gorzej, jeśli pewnego dnia jedno z nich poczuje chęć zmiany lokum, tym razem z innym współlokatorem.

Reklama
Ania: To ktoś więcej niż mąż

Mając już za sobą rozwód, nie chcemy przeżywać go po raz drugi. Ale jeśli wybieramy konkubinat, warto zabezpieczyć się wzajemnie na przyszłość. Ja i Marcin jesteśmy razem od 15 lat jak stare dobre małżeństwo. Nie mamy nic przeciwko formalnym związkom, ale nie potrafimy wytłumaczyć, dlaczego życie "na kartę rowerową" bardziej nam pasuje.
Poznaliśmy się, kiedy obydwoje mieliśmy za sobą nieudane związki. Najpierw pojawiła się przyjaźń, potem zostaliśmy parą. Kiedy Marcin musiał opuścić wynajmowany dom, zaproponowałam, żeby wprowadził się do mnie. Dziś trochę żałuję, że ominęły mnie takie romantyczne chwile, jak oświadczyny, zaręczyny itd., ale mój ukochany powtarza, że najważniejsze jest to, co się dzieje między nami. I ma rację. Już raz w życiu byłam panną młodą i nie udało się. Dziś pamiętam tylko kosmiczne awantury i wzajemne żale. Związek z Marcinem daje mi poczucie stałości, mimo że nie jest poświadczony na piśmie. Kochamy się, ale też szanujemy nawzajem. Choć w obliczu prawa jesteśmy dwojgiem obcych sobie ludzi, czuję, że nasza miłość wyznacza najlepsze zasady wspólnego życia. Dwa lata temu kupiliśmy większe mieszkanie. Zostało zapisane na Marcina, ponieważ w ogóle nie przyszło mi do głowy, że mógłby mnie oszukać. Ufamy sobie, i to jest najważniejsze.

Ewa: Małżeństwo to jest to!

Mieszkając oddzielnie, nie mamy szansy docierania się w codziennym życiu. A przecież tylko wtedy możemy sprawdzić, czy nasz związek jest naprawdę silny. Wojtek pracuje w tej samej firmie. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam go w bufecie, wiedziałam, że to mężczyzna mojego życia. On twierdzi, że na niego również spadło to jak grom z jasnego nieba. Kiedy wyjechaliśmy na staż do Londynu, od pierwszego dnia pobytu dzieliliśmy wspólny pokój. Jednak po powrocie każde z nas pojechało do siebie. Przez kolejne pół roku pomieszkiwaliśmy to u mnie, to u niego. Często rozmawialiśmy, że kiedyś pewnie trzeba będzie kupić większe mieszkanie. Ale na zajęcie się tą sprawą ciągle brakowało nam czasu. Fajnie jest być w narzeczeństwie, lecz oboje byliśmy się już zmęczeni brakiem stabilizacji. W końcu pojawiła się ciąża i przyspieszyła decyzję. Wzięliśmy ślub, sprzedaliśmy nasze kawalerki i kupiliśmy duże mieszkanie. Wiem, że decyzja o ślubie była słuszna. Jesteśmy bardzo szczęśliwi, a dziecko ma prawdziwy dom. Kasia jest już sporą dziewczynką, oboje z mężem pracujemy, dzielimy się wszystkimi domowymi obowiązkami. Myślimy też o drugim dziecku, bo nie ma to jak kilkoro dzieci. Tak było od zawsze, zarówno w mojej, jak i Wojtka rodzinie. Nawet kiedy się kłócimy, w końcu się godzimy, bo warto.

Olga: Kochanka to nie żona

Życie w wolnym związku może być, co prawda, sielanką, ale przyszłość niesie różne niespodzianki. Są sytuacje, gdy żona w separacji ma więcej praw niż konkubina. Przez wiele lat nie spotkałam mężczyzny, z którym chciałabym dzielić życie. Aż do chwili, gdy poznałam Tomka. Zamieszkaliśmy u niego. Zapewniał, że jestem dla niego najważniejsza. Pozostawał z żoną w separacji od kilku lat, ale nie myślał o rozwodzie, bo tak było prościej. Jego żona była zła, że znów się z kimś związał, a dzieci mnie nie akceptowały. Tomek okazał się jednak cudownym, kochającym partnerem, dostałam od niego obrączkę. Dla siebie byliśmy prawdziwym małżeństwem, a że bez papierka? Nie robiło to nam różnicy, aż do pewnego dnia. Tomek miał wypadek i nieprzytomny leżał w szpitalu. Nie mogłam go zobaczyć ani podjąć żadnej decyzji o leczeniu, bo... nie byłam jego żoną. A ona, owszem, przychodziła tam, rozmawiała z lekarzami, w dodatku nie pozwoliła im mnie wpuszczać. Na szczęście Tomek wyzdrowiał. Wrócił do naszego domu i niemal natychmiast podjął decyzję o rozwodzie. Oczywiście zaraz potem pobraliśmy się. Mogliśmy być szczęśliwi również w wolnym związku, bo więzy małżeńskie nie gwarantują wiecznej miłości. Okazało się jednak, że w ważnych życiowych sprawach lepiej wszystko załatwiać do końca. Tak na wszelki wypadek.

Reklama

SONDA

Kora i Kamil Sipowicz
Według mnie - mówi Kora - sprawdza się zarówno małżeństwo, jak i wolny związek. Cementuje je przede wszystkim miłość partnerów. Małżeństwo nie daje stuprocentowej gwarancji, że związek będzie udany. Znam pary, które żyją szczęśliwie bez ślubu przez wiele lat. Najlepszy przykład to my. Od 30 lat jesteśmy razem i nie widzę ani prawnej, ani religijnej potrzeby, by to zalegalizować, chyba podświadomie czuję do tego niechęć. Najważniejsza jest miłość
Ewa Klepacka-Gryz, psycholog
W ostatnich czasach sformalizowanie związku przestało mieć znaczenie. Bywa, że pary pobierają się tylko ze względu na rodziców albo dlatego, że dziecko jest już w drodze. I nie ma w tym nic złego. Najważniejsze jest, aby to, jaką formę przybierze związek, zaakceptowały obie strony. Ciągle jeszcze nikt nie wymyślił recepty na szczęście we dwoje. Na pewno nie jest nią ani małżeństwo, ani też konkubinat. Miłość nie da się bowiem zamknąć w ramki, przepisy czy cyrografy. I na szczęście! Bo chyba na tym właśnie polega jej tajemnica.

Reklama
Reklama
Reklama