Chcę żyć po swojemu!
Dlaczego to się nie podoba? Niby każdy z nas ma prawo do wolności i bycia sobą. Ale gdy nasze poglądy i zachowanie choć trochę odbiegają od normy.
- Naj
My, Polacy, jesteśmy narodem mało tolerancyjnym i mamy tendencję do ingerowania w życie innych ludzi, zwłaszcza najbliższych. Panuje niepisana zasada - albo jesteś taka jak my, albo wyskakujesz poza nawias. Dlatego jeśli masz duszę rewolucjonistki i chcesz żyć inaczej niż wszyscy, prawdopodobnie w swoim środowisku uchodzisz za dziwolągaczy outsidera. Często spotykasz się z niezrozumieniem, złośliwymi żartami, otwartą krytyką i atakami. Ciągłe zarzuty - dlaczego nie jesteś taka jak inni, zawiedliśmy się na tobie, to się na pewno źle skończy - mogą doprowadzić do szału. Co robić? Kłaść uszy po sobie i dla świętego spokoju spełniać o-czekiwania innych? A może nieustannie tłumaczyć się, przekonywać do słuszności swoich decyzji albo też zerwać ze wszystkimi, którzy nie potrafią cię zaakceptować?
Nie zamierzam wyjść za mąż
Lubię facetów i w moim życiu nie brakuje romansów. Ale nie pociąga mnie małżeńskie stadło, nie potrzebuję pisemnej gwarancji dla związku. I nie wynika to z faktu, że jakiś mężczyzna mnie oszukał, ani z tego, że jestem feministką czy lesbijką. Po prostu w moich planach nie ma miejsca na małżeństwo. Ale moi bliscy nie mogą tego zrozumieć. Ilekroć odwiedzam rodziców, mama, nie kryjąc łez, biadoli: "Czy my doczekamy twojego ślubu? Czy postanowiłaś zostać starą panną?". Nawet przyjaciółki nie dają mi spokoju. Z ich rad w stylu: "Jak zaciągnąć faceta do ołtarza", stworzyłabym książkę. Najgorsze są święta i uroczystości rodzinne. Te współczujące spojrzenia i ostrzeżenia, że w moim wieku to już ostatni dzwonek. Na nic tłumaczenia, że ślub nie jest mi potrzebny, i żądania, by nie wtrącano się w moje życie. Ludzie i tak wiedzą swoje. Co i raz słyszę, że pewnie nikt mnie nie chce i dlatego jestem przeciwniczką małżeństwa.
Nie chcę mieć dzieci
Taką decyzję podjęliśmy wspólnie z mężem. Jest nam razem cudownie i nie chcemy niczego w naszym życiu zmieniać. Nie mam zamiaru pakować się w pieluchy i przecierane zupki. Mój instynkt macierzyński śpi i pewnie nigdy się nie obudzi. Niestety, w naszym kraju ciągle jeszcze pokutuje stereotyp matki Polki. Teściowie i moi rodzice od pierwszego dnia naszego małżeństwa dopytują się, kiedy zostaną dziadkami. Każde moje gorsze samopoczucie kwitują pytaniami: "A może ty jesteś w ciąży?". Koleżanki podsuwają mi telefony do specjalistów od bezpłodności i nie wierzą, że ten problem mnie nie dotyczy. Ostatnio unikam spotkań rodzinnych, bo kiedy zwróciłam uwagę siostrze, że za bardzo rozpuszcza swoje dzieciaki, cała rodzina na mnie wjechała: "Jak będziesz mieć swoje własne, to pogadamy". Dlaczego traktują mnie, jakbym była upośledzona, mniej wartościowa? Dość mam wysłuchiwania, że mąż zostawi mnie dla kobiety, która da mu dziecko, a ja na stare lata zostanę sama i nie będzie nikogo, kto mi poda szklankę wody. To jakiś koszmar. Zastanawiam się, czy nie zacząć kłamać, iż rzeczywiście mam problemy z zajściem w ciążę. Może wtedy dadzą mi święty spokój?
Spisałam intercyzę
Za miesiąc wychodzę za mąż. Obydwoje jesteśmy po trzydziestce, każde z nas ma dobrą pracę, własne mieszkanie, samochód i trochę oszczędności. Bardzo się kochamy, ale jesteśmy realistami i niejedno w życiu przeszliśmy. Dobrze wiemy, że pieniądze potrafią zniszczyć największe uczucie. Poza tym cenimy sobie niezależność. Dlatego postanowiliśmy spisać przedślubną intercyzę i zachować osobne konta w banku. Kilka dni temu podpisaliśmy stosowne dokumenty. Bez problemu podzieliliśmy się wydatkami związanymi ze ślubem i weselem. Miałam nadzieję, że cała reszta również ułoży się pomyślnie. Niestety, gdy teściowie dowiedzieli się o intercyzie, wybuchł rodzinny skandal. Pytali, czy na pewno kocham ich syna i po co nam małżeństwo, skoro już na wstępie dzielimy pieniądze na moje i jego. Próbowałam im wytłumaczyć, że w przyszłości chcemy uniknąć zbędnych problemów, a intercyza nie jest przygotowaniem do rozwodu. Nie chcieli mnie słuchać. Ich zdaniem bowiem jeśli ludzie się kochają, to chcą, by wszystko było wspólne. Zapowiedzieli, że nie przyjdą na ślub. Nie chcę już z nikim rozmawiać na ten temat. To moje życie i moja decyzja.
Jestem buddystką
Od roku nie jadam mięsa, każdego dnia medytuję, ćwiczę jogę, a ostatnio coraz częściej myślę o tym, by wyjechać na jakieś miesięczne odosobnienie do klasztoru buddyjskiego. To mój świadomy wybór. Dzięki diecie i technikom relaksacyjnym nauczyłam się radzić sobie ze stresem. Czuję się szczęśliwa i odpowiedzialna za swoje życie. Niestety, moja rodzina nie potrafi tego zaakceptować. Ojciec trzyma się ode mnie z daleka, bo podejrzewa, że trafiłam do jakiejś sekty. Mamie najbardziej przeszkadza mój wegetarianizm. Biadoli, że zagłodzę się na śmierć, i uparcie serwuje mi rosołek na kurczaku, no bo ile w nim tego mięsa. Ja odmawiam, ona się obraża i tak w kółko. Ostatnio, gdy przyjechałam ze swoim jedzeniem, dostała ataku histerii. Czasami czuję się jak trędowata. Znajomi przestali zapraszać mnie na imprezy, bo nie piję, nie palę i nie wiadomo, jakie mi przygotować potrawy. A ja przecież staram się nie robić nikomu kłopotów; tłumaczę, żeby mną się nie przejmowali. Chcę tylko żyć w zgodzie ze sobą. Czy to tak trudno zrozumieć? I czy ciągle muszę się z tego tłumaczyć? Nikomu niczego nie narzucam, nie jestem fanatyczką, która namawia do medytacji i niejedzenia mięsa. Dlaczego więc inni mówią mi, jak mam żyć? Dlaczego moje poglądy traktowane są jak jakieś fanaberie?!
Komentarz psychologa - Ewa Klepacka-Gryz
Jeśli twój styl życia wywołuje komentarze, lepiej nie tłumacz się, bo tym samym dajesz okazję do pytań, rad i szantażu emocjonalnego. Gdy jednak czujesz, że powinnaś wyjaśnić swoje poglądy, nie mnóż w nieskończoność argumentów, ale podawaj stale ten sam powód, np.: "Nie jem mięsa, bo sprzeciwiam się przemocy wobec zwierząt". Każdą próbę ingerencji kwituj bez agresji, ale krótko i stanowczo: "Taką podjęłam decyzję, wiem, co robię". Nie pozwalaj się sprowokować i nie daj się wpędzić w poczucie winy. Jasno stawiaj granicę: "To jest moje życie, jestem za nie odpowiedzialna". Otaczaj się ludźmi, którzy żyją podobnie jak ty - będzie ci łatwiej. Broń swego prawa do odmienności. Jeśli będziesz nieugięta i pewna swojej decyzji, w końcu świat da ci spokój.