Casanova po kursie
Faceci chcą się doskonalić w uwodzeniu. Profesjonalnym! W Polsce działają szkoły uwodzenia i kursy podrywania, a ich adepci porozumiewają się na forach internetowych. Lepiej się dowiedz, o co w tym chodzi, by żaden świeżo upieczony podrywacz nie popsuł ci wymarzonych wakacji...
- Elżbieta Turlaj, Aleksandra Nowakowska, Naj
Niektórzy absolwenci kursów kończą je po to, żeby manipulować kobietami. A te – niestety – stają się pionkami w ich grze, jak było w przypadku Joli i Magdy. Obie zgodziły się nam o tym opowiedzieć, prosząc o anonimowość.
JOLA, 20 LAT PODERWANA W NADMORSKIM KLUBIE
Nad morze wyjechałam z przyjaciółką, Justyną. Wieczorem pobiegłyśmy do sopockiego klubu Sfinks. Zauważyłam tam chłopaka. Rozglądał się, jakby kogoś szukał, lecz kiedy złapał mój wzrok, podszedł do nas. – Mogę się dosiąść? – zapytał. – Jak widać, wszystkie miejsca zajęte – rzuciłam, ale on nie odchodził. – OK, krzesło musisz jednak zdobyć sam. Sądziłam, że będę się od niego opędzać, ale postawił krzesło obok Justyny. Poczułam się zlekceważona. Tymczasem on skupił się na niej. – W USA, gdzie mieszkam, najmodniejsza jest psychologia biznesu. Ale ja jestem odporny na mody i studiuję ekonomię – mówił. Nie odpowiedział, kiedy dorzuciłam swoje pięć groszy. Do tego unikał mojego wzroku! Wkurzona, wstałam i podeszłam do baru. Usiadłam tyłem do sali. Nagle poczułam na ramieniu dłoń. „Jak myślisz, kto częściej kłamie, kobiety czy mężczyźni?”. To był jego głos! Zarumieniłam się z zadowolenia: skoro mnie odnalazł, to jednak go interesuję. Uznałam, że jest inteligentny: ktoś inny wybrałby mniej oryginalny temat rozmowy… Nie pamiętam, co dokładnie odpowiedziałam. Pamiętam za to, że zrobiłam masę rzeczy, których zwykle nie robię. Nie znałam go, ale wyszłam z nim z klubu. Pozwoliłam mu się pocałować. I pierwsza zapytałam, czy spotkamy się jutro. – Zrobione – odpowiedział, a ja, o dziwo, odniosłam wrażenie, że stracił zainteresowanie moją osobą. Nazajutrz nie pojawił się w umówionym miejscu... W podłym nastroju wybrałam się z Justyną do Gdyni. Ledwie weszłyśmy tam do klubu, znów go zauważyłam: przy barze z blondynką. Podeszłam bliżej i... usłyszałam: „Jak myślisz, kto częściej kłamie, mężczyźni czy kobiety?”. Kiedy na moment odeszła, do mojego znajomego podszedł chłopak z dredami. – Zastosowałeś negi? – dopytywał. – Wystarczył dobry opener – odparł mój Casanova. Na drugi dzień wpisałam te słowa do internetowej przeglądarki i… wyskoczyła strona dla mężczyzn doskonalących się w uwodzeniu kobiet. Chłopak działał według podanych na niej reguł!
MISTRZ MANIPULACJI
Pierwsza, to zasada trzech sekund. „Tyle powinno zająć zlokalizowanie i podejście do obiektu”, czytałam. Kolejny krok to zainteresowanie jej koleżanki. Dlatego Casanova mnie nie zauważał! „Facet ma sprawiać wrażenie niedostępnego, wtedy staje się bardziej atrakcyjny”, radził internetowy mistrz. Ominęły mnie negi, czyli obniżanie samopoczucia dziewczyny przez krytykę. Gdy ona traci pewność siebie, podrywacz wyskakuje z openerem: zagajeniem rozmowy. Powinno być oryginalne, stąd tekst o kłamstwie. Pozostaje domknięcie: pocałunek albo seks. To coś w rodzaju strzału do bramki, potem podrywacz rusza na kolejne podboje. Zalała mnie fala wściekłości i upokorzenia... Trochę trwało, zanim mi przeszło.
MAGDA, 28 LAT OSZUKANA PRZEZ INTERNETOWEGO ŁOWCE
– Życzę ci, żebyś szybko spotkała kogoś, z kim będziesz szczęśliwa – powiedział mój były mąż po sprawie rozwodowej. Niestety czas mijał i nic... Pomyślałam: „Jeśli sama nie zacznę szukać, nikt mnie nie odnajdzie”. Najlepiej w internecie. „Wskocz do nas po miłość” – przeczytałam na popularnym portalu randkowym. Chciałam poznać faceta ok. 30-tki, z którym nie będę się nudzić. Wybrałam nick: Dzikamery28. Do tego kilka słów: „Jestem rozwiedziona. Poznam kogoś, kto pozwoli mi uwierzyć w miłość”. I zdjęcie.
TO BYŁ FACET MOICH MARZEŃ
Do wieczora miałam kilka wiadomości, ale ich autorzy wydawali się nieciekawi, więc ponownie ruszyłam do akcji. Ustawiłam kryteria i wyszukiwarka wypluła strony z anonsami trzydziestoparolatków z woj. mazowieckiego. Moją uwagę zwrócił Bad- Boy33. Stan cywilny: rozwiedziony. Pasuje! No i to nietypowe motto: „Miłość to udręka i ekstaza”. Napisałam. Odpowiedział niemal natychmiast i... przez kolejne dwie doby nie mogłam oderwać się od komputera. Wypytywał mnie o wszystko: od dzieciństwa, po szczegóły z nieudanego małżeństwa. Interesowało go, jak spędzaliśmy weekendy, wakacje, jakie filmy oglądaliśmy. No cóż, w moim małżeństwie nie było „nas”, tylko ja, małżonek i rosnąca między nami obcość. „Najgorsza w mężczyźnie jest przewidywalność i chłód emocjonalny”, pisał BadBoy33, a ja czułam, że wreszcie ktoś mnie rozumie!
Wkrótce zaczął pisać o sobie. „Uwielbiam szybką jazdę dobrym autem i samotną wspinaczkę w górach, ale równie dobrze czuję się w kuchni. Ostatnio zapisałem się na kurs gotowania. Jeśli zechcesz, możesz spróbować, czego się tam nauczyłem” – pisał w jednym e-mailu. W kolejnym wymieniał ulubione filmy, które mieliśmy oglądać razem. W następnym opisywał wizytę w domu dziecka, gdzie planował zostać wolontariuszem. Kiedy zaproponował spotkanie, zrozumiałam, że jestem na nie gotowa. Czułam, że jest moją zagubioną drugą połówką! Dlaczego nie zaprosić go do domu? Wyobrażałam sobie, że BadBoy33 jest postawny i wysoki, tymczasem okazał się niewielkim blondynem. Nie w moim typie, ale mi to nie przeszkadzało.
Rozumieliśmy się bez słów. No i jego sposób bycia! Przywitał mnie mocnym uściskiem dłoni. Od razu wszedł do pokoju i usiadł. Poczułam się bezpiecznie, zupełnie jakby do domu wrócił jego gospodarz... Nie pamiętam, o czym rozmawialiśmy. To były jakieś odpryski naszych rozmów e-mailowych o górach, planach na wakacje. Czułam, że spędzimy je razem. Kiedy zaczęliśmy o tym mówić, poczułam się wyluzowana, jak nigdy dotąd. W tej sytuacji seks był czymś naturalnym. W nocy zapytał, czy może skorzystać z internetu. Włączyłam laptop i wróciłam do łóżka. Kiedy się rano obudziłam, było puste… „Zadzwoni, umówiliśmy się na wyjazd za miasto”, pomyślałam, otwierając okno. „Ciekawe, jaka będzie pogoda?”.
BYŁAM OBIEKTEM DO ZALICZENIA
Postanowiłam sprawdzić w internecie. Laptop był włączony. BadBoy33 zostawił otwartą stronę www.uwo.pl i dział „Field reports, raporty z akcji z kobietami”. Nie wylogował się, więc weszłam w historię jego aktywności. I… zdębiałam. Tym razem występował jako ManKatowice33 i chwalił się przebiegiem naszej znajomości. Każdy z jej etapów nazywał angielskimi hasłami i opatrywał notami: od 1 do 10. Pierwszy wpis pojawił się po naszym wirtualnym spotkaniu: „Na warsztacie obiekt Dzikamery28. Attraction (z ang. przyciąganie) zbudowałem na osiem. Wyciągnąłem od obiektu opinię na temat jej małżeństwa i dzięki temu mogłem pokazać się od innej strony”. Następnego dnia: „Rapport (z ang. porozumienie) oceniam na 10. Już wiem, co lubi obiekt i staram się być facetem, o jakim marzy”. Ostatni wpis nosił tytuł: „Connection (z ang. kontakt) zaliczona na 10!”. Ta notka powstała tuż po seksie… Co gorsza, nie byłam jedynym obiektem opisywanym przez ManKatowice33.
ZNIKNĄŁ BEZ ŚLADU
Czułam, że muszę coś zrobić! Chciałam do niego wysłać e-mail, ale konto na portalu randkowym było nieaktywne. Usiłowałam wrócić do strony, którą zostawił otwartą, ale zamknęłam ją przez nieuwagę, a nie znałam hasła. Dzwoniłam, ale włączała się automatyczna sekretarka. Cóż, mogę mieć pretensje tylko do siebie. Nie powiedziałam o tym nikomu, zwłaszcza obecnemu facetowi. Poznałam go u znajomych. Wylogowałam się z portalu randkowego. W pewnym sensie spotkanie z uwodzicielem wyszło mi na dobre, ale nikomu nie życzę takiego upokorzenia…