Reklama

Złota rybka postanowiła wyjechać na urlop i poprosiła krokodyla, aby ją w tym czasie zastąpił. Wróciła wypoczęta, zadowolona, i spytała, czy może ktoś przyszedł pod jej nieobecność z jakimś życzeniem. – Był tu taki jeden wędkarz, który chciał mieć penis aż do ziemi – odpowiada krokodyl. – I co, spełniłeś jego życzenie? – pyta rybka. – Tak. Odgryzłem mu nogi… Ten dowcip, przywołany przez Adama Millera, autora książki „Męska rzecz”, w pełni oddaje mit dużego członka, jaki funkcjonuje wśród silnej płci.

Reklama
Połowa mężczyzn marzy o większym rozmiarze, a tylko 6% kobiet chciałoby go powiększyć u partnera.

Być hojnie obdarzonym przez naturę to punkt męskiego honoru. Dla wielu mężczyzn staje się to wręcz obsesją. Badania przeprowadzone w 2005 roku przez amerykańskich uczonych wykazały, że połowa facetów jest niezadowolona ze swojego „rozmiaru”, chciałaby mieć większy „atut” w spodniach. Tymczasem kobiety wcale nie przywiązują tak dużej wagi do centymetrów. W przeciwieństwie do mężczyzn, którzy przeceniają rolę głębokiej penetracji i jednocześnie bagatelizują znaczenie gry wstępnej – kobiety wiedzą, że od intymnych gabarytów ważniejsze są umiejętności kochanka. Te same badania dowiodły, że 70 proc. kobiet jest bardzo zadowolonych z rozmiarów narządów płciowych swoich partnerów, a jedynie 6 proc. uważa, że mogłyby być trochę większe. Mało tego, raport opublikowany w „Journal of Urology” pokazał, iż posiadanie małego penisa wcale nie zmniejszało męskich szans na znalezienie partnerki. Wręcz przeciwnie – to właśnie słabiej wyposażeni panowie częściej pozostawali w długotrwałych związkach lub małżeńskim stanie.
Skąd zatem u tak wielu panów kompleks małego członka? Istnieje naukowa teoria, że troska o parametry narządów rozrodczych jest u mężczyzn zakodowana genetycznie: pierwotne kobiety wybierały podobno tych samców, którzy mieli większe przyrodzenie. Ale i współczesne stereotypy (w rodzaju: „wielkość członka decyduje o przyjemności odczuwanej przez kobiety”) robią swoje. Seksuolodzy zgodnie twierdzą, że wynika to w znacznym stopniu z nieznajomości kobiecej anatomii i fizjologii. Prof. Zbigniew Lew-Starowicz podkreśla, że pochwa jest na tyle elastyczna i rozciągliwa, że dostosuje się do każdego członka. Poza tym najwrażliwszą częścią żeńskich narządów płciowych jest łechtaczka i kilka pierwszych centymetrów pochwy, nie ma więc fizjologicznych przeszkód, by nawet niezbyt dorodny penis przyniósł kobiecie satysfakcję. Tak naprawdę tylko skrajne rozmiary prącia – XXS lub XXL – bywają problematyczne (pierwsze mogą dostarczać partnerce za słabych bodźców, drugie – powodować bolesność podczas stosunku). To jednak zwykle kwestia wyboru odpowiednich pozycji. Chłopcy już od małego porównują swoje atrybuty męskości. Jak przystało na płeć, która rywalizację ma we krwi, „konkurują” między sobą nawet w tej dziedzinie. Obserwują kolegów w szatni czy podczas prysznica po lekcjach WF-u. W zależności od efektu porównań rozmiar własnego członka staje się dla dorastających chłopców powodem dumy albo rozpaczy (niestety, dużo częściej). Tymczasem niepotrzebnie tak wielu z nich rwie sobie włosy z głowy, bo dopiero około 18.–19. roku życia penis również osiąga pełnoletność. I właśnie wówczas można mówić o jego faktycznej, ostatecznej wielkości (średnio 14–15 cm). Uczeni podkreślają, że do okresu dojrzewania wzrost prącia w ogóle jest bardzo słaby. 90 proc. chłopców rodzi się z organem płciowym o długości 2,4–5,5 cm (z tym, że wcześniaki mają zwykle mniejsze przyrodzenie, czego dowiedli naukowcy badający zależność między długością ciąży matki a wielkością organu płciowego noworodka). Przez pierwszych pięć lat prącie prawie wcale nie rośnie, a u 10–11-latka osiąga niewiele, bo tylko ok. 8 cm. Dopiero więc „pełnoletni” penis może być punktem odniesienia dla męskiej samooceny.

Mężczyźni dodają sobie centymetrów, a badacze odejmują.

W POPRZEK, A NIE WZDŁUŻ
Tyle się mówi o długości penisa, to ona jest głównym zmartwieniem mężczyzn. Tymczasem – jak pokazują badania Russella Eisenmana z Uniwersytetu w Texasie – 45 na 50 pytanych kobiet uważa, że istotny jest obwód członka, a nie jego długość.
Istnieje kilka badań dotyczących długości penisów. Najsłynniejsze z nich – przeprowadzone w 2001 roku przez LifeStyles Condoms w celu ustalenia optymalnych wielkości prezerwatyw – wykazały, że średnia długość penisa we wzwodzie to 14,9 cm. Co ciekawe, badania opierające się na pomiarach wykonanych przez mężczyzn, którzy samodzielnie mierzyli swoje seksualne atrybuty, sugerowały pokaźniejsze rozmiary niż badania przeprowadzone pod okiem specjalistów. Z psychologicznego punktu widzenia to całkiem zrozumiałe że mężczyźni ubarwiali wyniki – po prostu próbowali w ten sposób dowartościować swoje ego. Jednak Adam Miller w „Męskiej rzeczy” podchodzi do sprawy z humorem – twierdzi, że opowieści na temat wielkości członków przypominają jako żywo legendy wędkarskie. Mężczyźni często chwalą się rzekomymi rozmiarami swojej męskości niczym wędkarze, którzy twierdzą, że złowili taaaką rybę (i zbyt mocno rozsuwają ręce mające zobrazować gigantyczne trofeum).

Rekordy rozmiaru:
1 cm i 35 cm
ROZMIAR PENISA W SPOCZYNKU - centymetry
4,40 i mniej bardzo mały
4,50–5,90 mały
6–7,40 raczej mały
7,50–8,90 średni
9–10,40 raczej duży
10,50–11,90 duży
12 i więcej bardzo duży
MAŁY I DUŻY WE WZWODZIE - centymetry
10,90 i mniej bardzo mały 6
11–12,40 mały 15
12,50–13,90 raczej mały 18
14–15,40 średni 22
15,50–16,90 raczej duży 17
17–18,40 duży 14
18,50 i więcej bardzo duży 8
Średnia = 14,80
Średnia = 8,20
Reklama

Faktem jest, że zdarzają się mężczyźni wyjątkowo szczodrze obdarowani przez naturę. Oficjalnie uznanym posiadaczem największego członka na świecie jest Jonah Falcon z Nowego Jorku – obiekt jego dumy mierzy prawie 35 cm. Pomiaru dokonano w obecności kamer podczas kręcenia programu dokumentalnego pt. „The World’s Biggest Penis” („Największy penis świata”). Z drugiej strony, istnieją również mężczyźni, którzy rzeczywiście mają powody do niezadowolenia. Owi właściciele minipenisów mniej się palą do publicznego bicia rekordów – wiemy o nich raczej z literatury medycznej. Opisuje ona przykłady członków o długości nieprzekraczającej 1 cm. Nawet i mniejsze, ale to już są przypadki hipoplazji – niedorozwoju męskich organów płciowych w wyniku zaburzeń hormonalnych. A ile mierzy przeciętny członek? Przyjmuje się, że w stanie erekcji ma 14–15 cm, w stanie spoczynku zaś 7–8 cm. Z tym, że wielkość wiotkiego prącia jest mniej istotna, bo niekoniecznie ma ona związek z rozmiarem w czasie erekcji. Często im większy członek w zwisie, tym mniejszy jego przyrost we wzwodzie; z kolei niewielkie przyrodzenie w stanie spoczynku potrafi znacznie się wydłużyć. Potwierdza to badanie opublikowane w „Journal of Sex Research” autorstwa dwóch amerykańskich uczonych – Paula Jamisona i Paula Gebharda. Wynika z niego, że penisy dzielą się na dwie grupy: „rosnące” (które w czasie erekcji zwiększają rozmiar) i „tryskające” (które ulegają wzwodowi bez większych zmian w rozmiarze).
Tylko jedno jest pewne: o wielkości decydują geny
Między bajki należy włożyć popularne pogłoski, że rozmiar członka można przewidzieć na podstawie wielkości nosa, kciuka, stopy. Wykluczyła to w skrupulatnych badaniach dr Jyoti Shah z londyńskiego szpitala St Mary. Według uczonych nie ma też związku między budową ciała a centymetrami kryjącymi się w rozporku – postawny, wysoki facet może mieć tam maluszka. Także badania zależności rozmiaru prącia od rasy czy narodowości nie są całkiem miarodajne. Jedno, co jest pewne: o wielkości przyrodzenia decydują czynniki genetyczne. Jeśli więc mężczyzna ma „czym się pochwalić”, zawdzięcza to przodkom.

Reklama
Reklama
Reklama