"Czasy kiedy odczuwałyśmy presję na ślub by nie zostać starą panną, dawno już minęły. A jednak wciąż u niektórych kobiet jest ona bardzo silna" [OKIEM EKSPERTA]
Powody dla których wychodzimy za mąż są różne. Czasy gdzie presja wynikała z walki by nie zostać starą panną i zapewnić sobie status społeczny i gwarancję utrzymania, dawno już minęły. A jednak często presja by wziąć ślub u kobiet jest bardzo silna. Z czego to wynika?
- K. LEA JARMOŁOWICZ-TURCZYNOWICZ, PSYCHOTERAPEUTA, SOCJOLOG, SZEFOWA OŚRODKA CENTRUM
Zmasowane poszukiwania na portalach randkowych, częste spotkania, angażowanie przyjaciółek lub rodziny w organizowanie spotkań z wolnymi facetami. Misja założenia rodziny wzmacniana "tykaniem biologicznego zegara", przykłada się często do wywierania ogromnej presji, aby znaleźć partnera. Ślub wydaje się być jedynym gwarantem realizacji tych marzeń. I wszystko byłoby w porządku, jeśli także mężczyzna, którego spotykamy lub z którym jesteśmy, także tego pragnie. Niestety już na pierwszych spotkaniach presja ta negatywnie wpływa na relację. Zanim kogoś dobrze poznamy, zaczynamy oczekiwać deklaracji, że już "ciach prach" ma ktoś się nam oświadczyć, bo czasu mało. Małżeństwo to jest jakaś forma umowy, ale w ramach jej nie ma tylko listy praw i obowiązków, a towarzyszyć tej wspólnocie ma przede wszystkim chęć wspólnego spędzenia razem życia.
Lubimy myśleć, że bierzemy ślub z miłości, ale jeśli przez wiele tygodni czy miesięcy towarzyszy nam dużo presji, to znaczy że jest jakiś przymus w nas. A jak jest przymus - to znaczy, że więcej w tym jest lęku, a może wstydu niż miłości. W którymś momencie relacji w sposób naturalny dochodzimy do momentu, że związek partnerski przestaje nam wystarczać. I w porządku. Pragniemy ślubu, jako deklaracji formalnej bezpieczeństwa, że druga osoba tu i teraz obiecuje, że od dziś już razem, póki śmierć nas nie rozłączy. I to prawda, że małżeństwo jest takim świadectwem miłości. Bowiem związek małżeński to już nie tylko słowna obietnica. To przyrzeczenie zaangażowania, odpowiedzialności i poczucia wyłączności dla siebie. To naturalne, że po jakimś czasie poznawania siebie i upewniania się, że lubimy i kochamy drugiego człowieka, to taka deklaracja wspólnych celów życiowych jest naturalną koleją rzeczy. Ale jeżeli wizja ślubnego kobierca jest pogonią i przysłania szacunek i zrozumienie dla drugiej osoby, czego taka presja może być wyrazem - warto zatrzymać się i zastanowić, o co mi tak naprawdę chodzi.
Spróbujmy nazwać to co się z nami dzieje: czy to lęk przed samotnością, przed odrzuceniem ze strony partnera, którego wcale nie jesteśmy pewni, a może strach przed odrzuceniem ze strony rodziny, bo oni tego oczekują? Albo przed skandalem z powodu zajścia w ciążę? Nie powinniśmy decydować się na ślub ani posiadanie dzieci z partnerem, jeżeli mu nie ufamy, a na przykład staramy się go idealizować, bo już długo mieszkamy razem i robimy to za namową bliskich albo żeby dobrze wyglądało to przed koleżankami mężatkami. Sami powinniśmy dojść do przekonania, jak chcemy żyć.
O tym, jak żyjemy do 18. roku życia decydują rodzice, ale potem przecież my sami. Korzystajmy więc z dorosłości. Najpierw ja sama/sam decyduję, jak chcę żyć, a potem sprawdzam czy nasz partner/partnerka chce podobnie. I to niech będzie wstęp do decyzji o spędzeniu życia razem.
Brak deklaracji ze strony partnera nie musi wcale oznaczać, że on nie traktuje związku z nami poważnie. Możliwe, że to jedynie kwestia niezgrania czasowego albo braku komunikacji. Możliwe, że kiedy my myślimy o przyszłości, to nasz partner cieszy się tym, co ma w danej chwili. I to nie znaczy, że nie myśli o wspólnej przyszłości, ale np. jeszcze nie jest gotowy na dzieci. Ta presja może wywołać zupełnie inny skutek.
Mężczyźni często potrzebują więcej czasu na podjęcie takich dalekosiężnych decyzji. Dlatego istotna jest komunikacja. Bo w małżeństwie to NASZA WSPÓLNA WERSJA jest istotą satysfakcjonującej relacji. I to jak my chcemy, a nie nasi rodzice czy znajomi ma znaczenie. Bo to nie "społeczeństwo" będzie budziło się obok w łóżku, tylko właśnie ten fajny jeden wybrany człowiek. Poznajmy więc go najpierw, rozmawiajmy z nim, sprawdzajmy ile w nas jest pokrycia na to co on mówi, jak blisko nam w przekonaniach, a może to co powie uświadomi nam, że coś do czego dążymy także dla nas nie jest wcale najważniejsze? A bliskość i pewność jaką on nam daje, pozwala by się uwolnić z tych rodzinnych lub społecznych przekonań? Może właśnie wtedy ślub stanie się naturalnym krokiem, a pierścionek znajdzie się na naszym palcu szybciej niż myślimy. Zakochany mężczyzna doskonale wie, kiedy uklęknąć i poprosić nas o rękę. Dajmy mu szansę :)