Reklama

● Choć dobrze wiemy, jaką moc daje pozytywne myślenie, to często mówimy same do siebie przykre, niesprawiedliwe lub zniechęcające słowa, które negatywnie wpływają na nasze zachowanie. Także to związane z jedzeniem! Oto kilka przykładów myślowych sabotażystów, których naprawdę warto się wystrzegać!
1 MYŚLI PRZYZWALAJĄCE:
„Zjem tylko kawałeczek, w końcu miałam naprawdę ciężki dzień”, „Należy mi się…”, „Skoro zjadłam jedną kostkę czekolady, to zjem cały rządek, już trudno”. Takie myśli pojawiają się zazwyczaj w chwilach gorszego samopoczucia, trudności w pracy czy innym kryzysowym momencie. Jak na nie odpowiedzieć? Jak surowy rodzic: „Nie ma mowy!”.
2 MYŚLI KONTROLUJĄCE:
„Muszę za wszelką cenę zrealizować cel ”, „Trzeba w 100 proc. stosować się do zapisów diety”, „Nie można niczego przeoczyć ani pozwolić sobie na najmniejsze odstępstwo!”. Myśli kontrolujące są charakterystyczne dla wiecznie niezadowolonych ze swoich osiągnięć perfekcjonistów. Przez nie pojawiają się niepotrzebne stres i napięcie, które prędzej czy później najłatwiej będzie rozładować jedzeniem. Ten rodzaj myślenia sprawia, że po pojedynczej, często niewinnej wpadce rezygnujemy z diety, myśląc: „Dałam plamę, to nie ma sensu”. Staraj się zatem wystrzegać myślenia w kategoriach „wszystko albo nic”.
3 MYŚLI PODKOPUJĄCE PEWNOŚĆ SIEBIE:
„To nie ma sensu, nigdy mi się nie uda, ja po prostu nie potrafię schudnąć”, gdy nie chudniesz tak szybko, jak byś chciała. Takie myślenie często występuje, gdy jesteśmy zmęczone dietą fizycznie i psychicznie, a po początkowym entuzjazmie nie został nawet ślad. Jak z nim walczyć? Zadając samej sobie proste pytanie: „Czy to, co myślę, to prawda?”. Może nie chudniesz tyle, ile chciałabyś, ale chudniesz. A zatem potrafisz! Możesz też pomyśleć o jakimś trudnym życiowym wyzwaniu z przeszłości, któremu ostatecznie sprostałaś. Budowa domu, odchowanie bliźniaków czy cokolwiek innego, o czym swego czasu myślałaś: „Nie dam rady”. I co? Okazuje się, że jesteś silniejsza, niż sądzisz!
„Dobrze mi idzie” – chwal samą siebie jak najczęściej. Ułatwisz i uprzyjemnisz dietę
● Wbrew pozorom właśnie z tym mamy często problem. Dla przykładu krótkie ćwiczenie: spróbuj w ciągu pięciu minut wymienić pięć swoich sukcesów z ostatniego tygodnia. Trudno coś znaleźć? Bez zastanowienia zaś potrafimy wymienić porażki, błędy czy wpadki. To ćwiczenie pokazuje, że bardzo często nasza uwaga skoncentrowana jest na tym, co nam nie wychodzi albo czego nie potrafimy. Natomiast zupełnie nie zauważamy sytuacji, gdy robimy coś dobrze. To nawyk, którego uczymy się już od dzieciństwa: rodzice, nauczyciele zwracają na nas uwagę tylko wtedy, gdy jesteśmy niegrzeczni czy robimy błędy w dyktandzie. W ten sposób stajemy się wyczuleni na własne, najdrobniejsze nawet niedoskonałości. Sukcesy zaś, byśmy zechcieli je zauważyć, muszą być co najmniej na miarę wygranej szkolnej olimpiady. Tymczasem dostrzeganie tego, co nam się udaje, i umiejętność samonagradzania się jest bardzo ważna w skutecznym odchudzaniu. Podtrzymuje motywację i dodaje energii.
Jeśli udało ci się zwalczyć pokusę zjedzenia deseru, mimo niechęci poszłaś na basen albo kolejny dzień jadłaś w zgodzie z jadłospisem – przyznaj sobie za to jakąś małą, ale przyjemną nagrodę. Możesz zawczasu mieć przygotowaną listę, np. godzina z ulubioną książką czy magazynem, aromatyczna kąpiel, manikiur, kino z przyjaciółką. Im lista dłuższa, tym lepiej. Będzie z czego wybierać.
Nie chudniesz tak szybko, jak chciałaś? Miałaś wpadkę? Nie rezygnuj, tylko poszukaj rozwiązania problemu
● W każdej diecie pojawiają się zakręty. Widzisz, że chudnie ci twarz, zmniejszają się piersi, a biodra – jak były szerokie, tak nadal są? Pofolgowałaś sobie z wielkanocnymi mazurkami? Masz dwa wyjścia. Albo pozwolisz, by problemy stały się powodem czy wymówką do zarzucenia diety, albo zadasz sobie bardzo ważne pytanie: „No dobrze, co mogę zrobić, by tę kwestię rozwiązać?”. Bo problemy czy trudności w trakcie diety pojawią się na pewno. Ważne jest tylko, jak sobie z nimi poradzimy. Czy poprzestaniemy na poczuciu krzywdy i złoszczeniu się na siebie (bądź innych), czy spróbujemy np. poprosić instruktora na siłowni, by pokazał nam dodatkowe ćwiczenia na uda i biodra. Albo zastanowimy się, jak rozsądnie zmienić menu na następny tydzień, by przynajmniej w części „odpracować straty” poniesione podczas świątecznego obiadu.
Warto przede wszystkim radzić sobie z dietetycznymi wpadkami. Przeważnie to właśnie one są początkiem końca diety. W ślad za jednym kawałkiem ciasta często idzie myśl: „I tak dzień już stracony, to jeszcze spróbuję tego i tego” – i ręka ochoczo sięga po kolejne zakazane przysmaki . Po takiej uczcie najczęściej pojawiają się złość, poczucie winy i bezsensu. I… jeszcze większa ochota na jedzenie. Dlatego następnym razem spróbuj innego rozwiązania: gdy się zdarzy, że zjesz więcej lub coś, czego nie powinnaś, odpuść sobie samobiczowanie. Zamiast tego przyznaj: „No, trudno, stało się”, i jak najszybciej wróć do dietetycznego jadłospisu oraz zasad. Możesz również wymyślić sobie jakiś mały rytuał powrotu do diety, moment, od którego znowu zaczniesz jeść według zaleceń. Na przykład spacer, kąpiel czy chwila z filiżanką aromatycznej herbaty.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama