Reklama

Czasem myślę, że byłoby mi łatwiej, gdyby Konrad mnie po prostu zostawił. Gdyby któregoś dnia spojrzał mi w oczy i powiedział: „Renata, to koniec”. Może by bolało, ale byłoby uczciwe. Ale on nigdy nie powiedział nic takiego. Nadal nazywa mnie „kochanie”, całuje w czoło przed wyjściem do pracy, pyta, czy kupić mi wino, gdy wraca wieczorem. Tylko, że te wieczory zdarzają się coraz rzadziej.

Reklama

Od kiedy w jego biurze pojawiła się Alicja, coś się zmieniło. Na początku to były drobiazgi – krótsze rozmowy, mniej czułości, jakieś ukradkowe spojrzenia w telefon. Nie chciałam być jedną z tych kobiet, które podejrzewają męża o zdradę tylko dlatego, że spóźnił się godzinę z pracy. Ale gdy kilka razy znalazłam jego koszule pachnące damskimi perfumami, zaczęłam się niepokoić.

– Ktoś w biurze zmienia perfumy co tydzień? – rzuciłam niby żartem, ale Konrad tylko się zaśmiał i zmienił temat.

A potem zobaczyłam na jego koszuli ślad szminki. I wtedy coś we mnie pękło.

Moje pierwsze podejrzenie

Było późne popołudnie, gdy wrócił do domu. Siedziałam przy kuchennym stole, udając, że czytam swój magazyn, ale w rzeczywistości liczyłam sekundy do momentu, w którym wejdzie i powie mi coś, co pozwoli mi się uspokoić. Albo wprost przeciwnie – co sprawi, że już nie będę miała wątpliwości.

– Cześć, Reniu – rzucił jakby od niechcenia, rzucając klucze na komodę. – Padam na twarz. Strasznie długi dzień.

Obserwowałam go ukradkiem, gdy rozluźniał krawat i sięgał po butelkę wody. Był spokojny. Zbyt spokojny.

– Chcesz herbaty? – zapytałam, siląc się na normalny ton.

– Poproszę – odparł, opierając się o blat. – A ty co taka cicha?

Nie odpowiedziałam. Wzięłam jego marynarkę i odwiesiłam na krzesło, a wtedy zobaczyłam to. Maleńką smugę w kolorze wina, tuż przy kołnierzu jego białej koszuli.

Zaschło mi w gardle.

– Co to jest? – zapytałam, starając się brzmieć neutralnie, ale zdradził mnie drżący głos.

Konrad zmarszczył brwi i spojrzał na miejsce, które wskazywałam. Przez ułamek sekundy zobaczyłam w jego oczach coś, czego nie potrafiłam nazwać. Może było to zaskoczenie, może irytacja. Może strach.

– O rany – zaśmiał się lekko, wzruszając ramionami. – Pewnie od Alicji.

Alicji. Oczywiście.

– Alicji – powtórzyłam, jakbym próbowała oswoić to imię.

– No tak. Ona zawsze całuje na powitanie. Taki ma zwyczaj – dodał, jakby to wszystko było najnormalniejszą rzeczą na świecie. – Przesadzasz, serio.

Przesadzam. Oczywiście.

– Naprawdę? Bo nie przypominam sobie, żebyś wcześniej wracał do domu ze szminką na ubraniu – rzuciłam ostrzej, niż zamierzałam.

Konrad westchnął ciężko, jakby właśnie rozmawiał z dzieckiem, które uparcie nie chce zrozumieć, że nie może dostać kolejnej zabawki.

– Reniu, robisz z igły widły. To nic takiego. Po prostu przypadek.

Zacisnęłam palce na filiżance, czując, jak fala gorąca uderza mi do głowy. Przypadek. Jak wszystko ostatnio.

– Nie jestem głupia, Konrad – powiedziałam cicho.

Wtedy po raz pierwszy spojrzał mi prosto w oczy. Nie zobaczyłam w nich strachu. Ani wyrzutów sumienia. Tylko zmęczenie. Jakby bardziej męczyła go ta rozmowa niż fakt, że wrócił do domu z dowodem zdrady na koszuli.

Nie powiedziałam już nic więcej. Wzięłam jego koszulę i wrzuciłam do prania, jakbym mogła w ten sposób pozbyć się śladu, który już na zawsze miał zostać w mojej głowie.

Ale wtedy zaczęłam się przyglądać uważniej. I wiedziałam, że to dopiero początek.

Narodziny obsesji

Od tamtej rozmowy coś we mnie pękło. Zamiast odpuścić, jak może zrobiłaby rozsądna kobieta, zaczęłam obserwować Konrada. Każdy jego ruch, każde spojrzenie, każde słowo. Czułam się jak własny cień – zawsze o krok za nim, nigdy wystarczająco blisko, by go przyłapać, ale też nigdy na tyle daleko, by przestać myśleć.

Zaczęło się od drobiazgów. Koszula zostawiona w łazience pachniała damskimi perfumami. Telefon, który zawsze leżał na stole, nagle zaczął wędrować z nim wszędzie – do łazienki, na balkon, nawet do kuchni, gdy robił sobie herbatę. A wiadomości? Odczytywane szybko, ukradkiem, jakby bał się, że zobaczę.

Pewnego wieczoru siedziałam na kanapie, oglądając bezmyślnie telewizję, gdy jego telefon zawibrował. Odłożył go na stolik ekranem do dołu.

– Kto pisał? – zapytałam niby obojętnie, ale czułam, jak coś mnie ściska w żołądku.

– Alicja. Służbowe – odpowiedział bez zająknięcia.

Spojrzałam na zegar. 22:30.

– Służbowe o tej porze?

Jego szczęka lekko się napięła, ale nie odwrócił się do mnie.

– Tak, Reniu. Czasem praca nie kończy się o siedemnastej. – Wstał nagle, sięgnął po telefon i ruszył do łazienki.

Siedziałam bez ruchu, słysząc, jak zamyka drzwi na klucz. Myślał, że nie słyszę, jak tłumi głos, rozmawiając. Może naprawdę chodziło o pracę. A może nie. Tego wieczoru pierwszy raz przyszło mi do głowy, by go śledzić.

Nie zrobiłam tego. Jeszcze nie. Ale wiedziałam, że to kwestia czasu.

Odkryłam prawdę

Czekałam na moment, w którym Konrad powie, że znów musi zostać dłużej w pracy. Nie musiałam długo.

– Reniu, dzisiaj wrócę później. Projekt goni terminy, muszę dopiąć kilka rzeczy – rzucił swobodnie, zakładając płaszcz.

– Oczywiście – uśmiechnęłam się lekko. – Nie czekam z kolacją?

– Nie, zjedz beze mnie – pocałował mnie w czoło i zniknął za drzwiami.

Dziesięć minut później byłam już w aucie. Jechałam za nim, trzymając bezpieczny dystans. Czułam się jak bohaterka kiepskiego filmu, ale nie mogłam przestać. Musiałam wiedzieć.

Dotarliśmy pod biurowiec. Faktycznie wszedł do środka, a ja zaczęłam się wahać – może naprawdę pracował? Może przesadzałam? Może…
I wtedy zobaczyłam ją. Alicja. Stała na parkingu, oparta o swoje auto. Miała na sobie długi, beżowy płaszcz i czerwone szpilki. Odpaliła papierosa, patrząc w stronę wejścia.

Piętnaście minut później Konrad wyszedł. Nie był sam. Rozmawiali chwilę, po czym… on ją pocałował. Serce mi stanęło. Nie było w tym przypadku, nie było niezręczności. Przyciągnął ją do siebie pewnym gestem, jakby robił to setki razy. Patrzyłam, jak wsiadają razem do jej samochodu. Jak odjeżdżają. Jak w jednej chwili cały mój świat się rozpada.

Siedziałam w aucie, trzymając kierownicę tak mocno, że pobielały mi palce. Łzy nie płynęły. Byłam jak sparaliżowana.

Kiedy wrócił w nocy, czekałam.

– Byłeś w pracy? – zapytałam cicho.

– Tak – odpowiedział bez mrugnięcia okiem.

– Więc dlaczego widziałam cię wychodzącego z Alicją?

I wtedy zobaczyłam to w jego oczach. Nie strach. Nie żal. Przyłapaną na gorącym uczynku rezygnację.

Gorzka konfrontacja

W pokoju zapanowała gęsta cisza. Konrad stał naprzeciwko mnie, blady, z dłońmi opartymi na biodrach. Widziałam, jak coś kalkuluje w myślach, jak szuka odpowiednich słów.

– Renata… – zaczął, ale przerwałam mu natychmiast.

– Nie. Żadnych wymówek. Żadnych kłamstw. Widziałam was. – Mój głos drżał, ale nie pozwoliłam sobie na łzy.

Patrzył na mnie przez chwilę, po czym westchnął i opadł na krzesło.

– To nic nie znaczyło – rzucił w końcu, przeczesując dłonią włosy.

Prychnęłam. To nic nie znaczyło. Standardowa, żałosna linia obrony.

– Nic nie znaczyło?! Więc co? Przypadkiem wpadłeś jej w usta? – w moim głosie było więcej goryczy, niż zamierzałam. – Przysięgam, Konrad, jeśli masz zamiar mi wmawiać, że to było „chwilowe zauroczenie” albo „błąd”, to oszczędź mi tej farsy.

Podniósł głowę i spojrzał mi prosto w oczy.

– Nie chciałem cię zranić.

– A jednak to zrobiłeś.

Znowu cisza. Tym razem ciążyła mi jak betonowy blok na piersi.

– Ile to trwa? – zapytałam w końcu, ledwo słysząc swój własny głos.

Konrad przymknął oczy. Nie odpowiedział od razu.

– Kilka miesięcy.

Kilka miesięcy. Żyłam w kłamstwie przez kilka miesięcy. W jednej chwili dotarło do mnie, jak bardzo się oszukiwałam. Jak tłumaczyłam jego wieczne nadgodziny, ukradkowe wiadomości, zapach perfum na jego koszuli.

Podniosłam się powoli.

– Wynoś się.

– Renata, proszę…

– Wynoś się – powtórzyłam twardo.

Nie protestował. Może wiedział, że już nie ma czego ratować. Może nigdy nawet nie chciał ratować. Gdy zamknęły się za nim drzwi, w końcu pozwoliłam sobie na łzy. Ale były inne, niż się spodziewałam. Nie było w nich żalu. Była w nich złość.

Co dalej?

W domu było cicho. Przeraźliwie cicho. Brakowało mi nawet odgłosu kluczy Konrada rzucanych na komodę, jego kroków w przedpokoju, zapachu jego wody kolońskiej. Ale najbardziej brakowało mi… złudzeń.

Przez pierwsze dni krążyłam po mieszkaniu jak duch, wciąż spodziewając się, że nagle wróci, jakby to wszystko było tylko złym snem. Ale drzwi się nie otwierały. Nie dzwonił. Nie próbował mnie zatrzymać. A to bolało najbardziej.

Wreszcie przyszła kolej na złość. Na widok jego kubka w szafce z impetem wrzuciłam go do kosza. Jego koszule – te, które pachniały cudzymi perfumami – spakowałam do worka na śmieci. Złapałam obrączkę i przez chwilę ściskałam ją w palcach, czując jej znajomy ciężar. Potem cisnęłam ją w kąt szuflady. Już do mnie nie należała.

Alicja pewnie się cieszyła. Może nawet myślała, że wygrała. Że dostała mężczyznę, który był wart tych ukradkowych uśmiechów, tych szeptanych rozmów późnym wieczorem. Ale ja już wiedziałam, co ona odkryje później – że dostała faceta, który nie potrafił być lojalny.

Po tygodniu Konrad przysłał wiadomość: „Moglibyśmy porozmawiać?” Odpowiedziałam jednym słowem: „Nie.” Nie było już czego naprawiać. Nie było mnie, która go potrzebowała. Może jeszcze nie wiedziałam, jak ruszyć dalej. Ale wiedziałam jedno. Nie pozwolę już nikomu na takie traktowanie.

Byłam kobietą, która przetrwała

Minęły trzy miesiące. Nie wiedziałam, kiedy dokładnie przestałam budzić się z myślą o nim. Kiedy jego imię przestało palić mnie w gardło. Może wtedy, gdy poszłam na spacer i pierwszy raz od dawna poczułam, że oddycham pełną piersią. Może wtedy, gdy usiadłam w kawiarni sama i nie czułam się samotna.

Konrad próbował kilka razy się kontaktować. Dzwonił, pisał. Nie odpowiadałam. Co miałabym usłyszeć? Że przeprasza? Że mnie „nie chciał zranić”? Za późno.

Nigdy nie zapomnę tego momentu, gdy zobaczyłam ich razem. Nie dlatego, że bolało – bo bolało jak cholera – ale dlatego, że wtedy przestałam się oszukiwać.

Nie byłam już tą Renatą, która czekała w domu i przymykała oko na czerwone flagi. Nie byłam kobietą, która tłumaczyła ciche rozmowy, ukryte wiadomości, ślady szminki na koszuli. Byłam kobietą, która przetrwała zdradę i nadal stała na nogach.

Reklama

Renata, 45 lat

Reklama
Reklama
Reklama