Reklama

Historii jest tyle, ile przeprowadzek. Trzeba mieć oko na umowę, właściciela i współlokatorów. Ogłoszenia, które znajdujemy w sieci, potrafią brzmieć bajecznie. Niestety rzeczywistość bywa okrutna. Piękny pokój okazuje się klitką. Do kwoty podanej w ogłoszeniu niedoliczony jest czynsz, a umowa została skonstruowana w taki sposób, że można ją wypowiedzieć w kilka dni. I nawet jeśli znajdziesz świetne lokum, problemem bywają współlokatorzy. Najlepiej szukać ich wśród znajomych znajomych, czyli na portalach społecznościowych. Można też wywiesić ogłoszenie na uczelni albo w pracy. Wtedy będziesz mieć pewność, że osoba pochodzi z podobnego środowiska i ma podobny tryb życia. Na castingu, czyli spotkaniu, które ma pomóc wyłonić najlepszego współlokatora, trzeba otwarcie pytać o wszystko Zarobki, związki i stosunek do porządków. Im więcej dowiesz się na wstępie, tym łatwiej będzie ci podjąć decyzję. Dlatego przed spotkaniem stwórz listę pytań, które zadasz każdemu kandydatowi. Jedni szukają domu, gdzie wszyscy wszystkim się dzielą. Inni wolą styl hotelowy, gdzie powrót w środku nocy z nowo poznaną dziewczyną jest jak najbardziej na miejscu. Tworzenie domu przypomina budowanie związku: bez porozumienia nie ma szans na poczucie bezpieczeństwa.
Michał: Tanie mieszkanie to ekologiczne mieszkanie
Michał na przeprowadzkę miał kilka godzin. Z dnia na dzień dostał prace w Warszawie. Na początku zatrzymał się u koleżanki. – Nie miałem oszczędności, wiec musiałem zamieszkać z nią w jednym pokoju. Lubiliśmy się jako znajomi, ale razem nie umieliśmy mieszkać. Szybko się wyniosłem – wspomina. Michał liczy się z pieniędzmi. – Pierwsze, na co zwracam uwagę przy wynajmie, to cena. W ogłoszeniach właściciele często próbują ją ukryć. Podają koszty wynajmu bez czynszu albo bez kaucji – żali się. Druga „obsesja” Michała to ekologia. – Nie mógłbym mieszkać z ludźmi, którzy nie szanują środowiska – deklaruje. – Poza tym zakręcanie wody czy segregowanie śmieci to oszczędność. Po co przepłacać za worki na śmieci, skoro można użyć starych toreb foliowych? Do życia trzeba podchodzić praktycznie – śmieje się. Z powodów ekologicznych postanowił zbudować sobie łózko z europalet. – Kiedy mówiłem o tym na castingach, ludzie szeroko otwierali szeroko oczy. Dziwi mnie to, bo zakładam, że każdy odpowiada za swoją przestrzeń – mówi.
Sam od innych nie wymaga zbyt wiele. – Zależy mi tylko na tym, żeby moi współlokatorzy mieli podobny tryb i styl życia do mojego. Kiedyś mieszkałem z koleżanką, która nie miała pracy. Regularnie pożyczała ode mnie pieniądze na czynsz. Któregoś dnia zniknęła z długiem, a ja zostałem na lodzie – mówi. Dlatego teraz szuka mieszkania z obcymi, bo ich problemami nie trzeba się przejmować. Kiedy jest źle, po prostu rozwiązuje się umowę i szuka dalej. Ofert najmu jest sporo, ale chętnych na atrakcyjne lokum jeszcze więcej, tu też można trafić na pułapki. – Często w ogłoszeniach znajdują się tylko zdjęcia pokoju. Podejrzliwie patrzę na takie oferty, bo w dobie aparatów cyfrowych zrobienie zdjęcia to żadna sztuka. Zawsze przed oglądaniem mieszkania dzwonię do właściciela i szczegółowo wypytuje o warunki, nawet o rodzaj ogrzewania, bo od tego zależy wysokość rachunków. Przeprowadzam też „śledztwo” na własną rękę. Za pomocą Google Street View oglądam okolice, patrzę też na odległość od metra – opowiada. Bardzo ważna jest również umowa. W końcu Michał szuka domu, a nie przygodnego łózka, które może stracić z dnia na dzien. Bo i takie historie słyszał.
Patrycja: Byle do kolejnej przeprowadzki
Trzy lata i siedem mieszkań. Patrycja jest rekordzistka. Jej historia zaczyna się w liceum, kiedy zamieszkała w internacie. Mieszkanie w jednym pokoju z druga osoba było trudne. – Dostosowywanie się do współlokatorów jest koszmarne – mówi. Zanim jednak to odkryła, kilka razy próbowała mieszkać we wspólnym pokoju. – Na początku zamieszkałam ze szwagierką mojego ówczesnego chłopaka. Nie polecam mieszkania z rodziną. Były ciągłe pretensje. Głównie dlatego, że ona była do tej sytuacji zmuszona. Po kilku miesiącach uczenia się w łazience, żeby nie robić hałasu, wyprowadziłam się do znajomych tancerzy – mówi. Początkowo wszystko układało się dobrze, dopóki koleżanka z pokoju nie związała się z kolega z pokoju obok. Para zamieszkała razem, a Patrycja musiała w jednym pokoju mieszkać z drugim współlokatorem. – To było krepujące. Spałam ubrana od stóp do głów. Nie chciałam stwarzać dwuznacznych sytuacji – opowiada.
Po roku zamieszkała ze swoim chłopakiem. I tu znowu problemy. Ich związek był wybuchowy. – Regularnie odwiedzał nas ochroniarz i prosił o spokój. Nie czułam się swobodnie – żali się. Kiedy latem ich związek się rozpadł, Patrycja wyjechała do rodzinnego domu. Postanowiła poszukać mieszkania przez Facebooka. Casting przeprowadziła wirtualnie. Szukała osób otwartych i zajętych studiami. Nie chciała mieć cudzych problemów na głowie. Nauczona doświadczeniem tym razem pytała tez o stosunek do porządków. – W poprzednich mieszkaniach zmywanie zawsze było problemem. Głupio było zwracać uwagę znajomym, ale złościło mnie ich podejście – śmieje się. W tym mieszkaniu nie była zbyt długo, bo w bloku obok zamieszkała jej przyjaciółka z siostrą. Między dziewczynami czuła się lepiej. Stworzyły komunę. W jednym pokoju spały, w drugim jadły i plotkowały. – Było trochę jak na koloniach. Bardzo intensywnie. Rozstałyśmy się w zgodzie. Pomysł się wypalił, a ja znów szukam mieszkania – dodaje
Ania: Pary i właściciele – dwie zmory współlokatora
– Nigdy więcej mieszkania z parą – deklaruje Ania. W jej historiach scenariusz lubi się powtarzać. Zamieszkuje z koleżankami. Potem któraś z nich się zakochuje i pod ich dachem ląduje chłopak. Niby zostaje tylko na noc, ale te noce lubią się przeciągać. Niestety miłość nie przekłada się na pieniądze. Ania jeszcze nigdy nie spotkała faceta, który by się dokładał. A przecież kąpie się, korzysta z prądu i światła jak reszta. Walczenie z para mija się jednak z celem. – Zakochane dziewczyny są ślepe – śmieje się. Druga mądrość, którą nauczyło ją wspólne mieszkanie, brzmi: unikaj właściciela.
– Moje pierwsze mieszkanie należało do koleżanki. Było nowe, wiec cały czas patrzyła mi na ręce – mówi. Po tym doświadczeniu zrozumiała, że musi mieszkać bez właściciela i z niezależną kuchnia. Nie była jeszcze pewna, czy lepiej mieć za współlokatorów obcych, czy jednak znajomych. Zdecydowała się na obcych i okazało się, że w takim mieszkaniu trudno poczuć się jak w domu. – Dziewczyny, wychodząc do pracy, zamykały pokoje na klucz. Każda miała wszystko własne. Nie można było nawet pożyczyć soli. Po roku mieszkania z ludźmi, którym mówiłam tylko „cześć” na korytarzu, wyprowadziłam się – opowiada.
Kolejne lokum znalazła na Gumtree. Poszła na casting i już została. – Nie miałam pracy, wiec decyzja była ryzykowna. Na castingu okazało się, że wszystkie mamy na imię Ania i jesteśmy zaskakująco do siebie podobne. Sztywna rozmowa o pracy i oczekiwaniach szybko przerodziła się w przyjacielską pogawędkę. – Choć dziewczyny były mi obce, od razu złapałyśmy kontakt. Nasze pokoje były otwarte. Razem jadłyśmy, plotkowałyśmy i uczyłyśmy się. Okazało się, że by poczuć się jak w domu, potrzebuje otwartych i przyjaznych ludzi. Nie chciałam już wynajmować łóżka, ale stworzyć prawdziwy dom, gdzie mam komu się wypłakać i z kim obejrzeć film. Jedni do szczęścia potrzebują przestrzeni, inni ludzi. Ja zdecydowanie należę do tych drugich. Jak widać, czasem warto uprzeć się przy swoim i szukać do skutku – puentuje.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama