Ubóstwo menstruacyjne w Polsce: "Pożyczam koleżankom podpaski, bo widzę, że używają skarpetek"
Ubóstwo menstruacyjne w Polsce to realny problem, o którym nareszcie zaczęliśmy mówić głośno. Problem mocno dotyka nastolatki w szkołach, które muszą pożyczać podpaski od koleżanek czy brać od swoich nauczycielek. Takich dziewczyn i kobiet, które nadal używają waty lub robią sobie w domu podpaski ze skarpetek jest wiele. Do tego dochodzi wstyd i upokorzenie. O poważnym problemie ubóstwa menstruacyjnego, z którym rząd nadal nic nie robi rozmawiamy z Emilią Kaczmarek, jedną z założycielek Akcji Menstruacji.
Pojęcie „ubóstwa menstruacyjnego” dzisiaj jest już znane w polskich mediach, ale jeszcze rok czy dwa lata temu mało kto o nim słyszał. Skąd wziął się pomysł, żeby nagłośnić ten problem w Polsce i jak narodziła się Akcja Menstruacja?
- Projekt Akcja Menstruacja narodził się półtora roku temu, kiedy wraz z koleżankami dostałam się do programu rozwojowego, w ramach którego musiałyśmy zorganizować projekt społeczny o dowolnej tematyce. Miałyśmy na to mało czasu, bo około 3-4 miesięcy. Poszukując pomysłu natknęłam się na post Pani Miesiączki o tym, jak kobiety w Nowym Jorku w kryzysie bezdomności radzą sobie podczas okresu. Dla mnie to było bardzo wstrząsające, ponieważ wtedy po raz pierwszy spotkałam się z tym problemem. Od razu pomyślałam, że na pewno występuje też w Polsce. Próbowałam dowiedzieć się czegoś o ubóstwie menstruacyjnym i byłam pewna, że znajdę jakieś statystyki dotyczące Polski, a znalazłam dosłownie trzy wzmianki o tym problemie w polskim Internecie, w tym tylko jeden dotyczący Polski, a raczej tego, że ten problem występuje.
W międzyczasie moja koleżanka przypomniała sobie, jak realizując inny projekt zostawiała podpaski w różnych instytucjach publicznych – my teraz też po części się tym zajmujemy - i po tym projekcie zostało jej trochę tych podpasek i zaniosła je do Domu Dziecka. W życiu nie widziała, żeby ktoś tak cieszył się z paczki podpasek jak dziewczyny w tamtym Domu Dziecka. I ten obraz z nią został. To był dla nas trop. Postanowiłyśmy, że chcemy rozwiązać ten problem bardziej długofalowo niż tylko organizując zbiórkę podpasek czy tamponów i przekazywać je organizacjom.
I wtedy zaczęłyście działać?
- Tak. Postanowiłyśmy, że zaopatrzymy polskie organizacje zajmujące się kobietami w kryzysie, w kubeczki menstruacyjne. W ciągu wakacji uzbierałyśmy na ten cel 15 tysięcy złotych i kupiłyśmy 1000 kubeczków i od tego się zaczęło. Media bardzo podchwyciły ten temat, ponieważ nikt wcześniej nie mówił o ubóstwie menstruacyjnym w Polsce. W każdym razie nie mogłyśmy tego tak zostawić, bo po tej pierwszej zbiórce zgłaszały się do nas kolejne osoby, kolejne organizacje. Poznawałyśmy nowe historie i nowe sytuacje, gdzie to ubóstwo menstruacyjne występuje. W międzyczasie nadarzyła się okazja, żeby działać w Kamerunie. Zorganizowałyśmy zbiórkę na zakup kubeczków dla Kamerunek i tam pojechało ich 250. Potem była Indonezja, skąd napisała do nas Polka mieszkająca tam już wiele lat, że przeczytała o nas, i że bardzo chciała zorganizować to u siebie. No więc zorganizowałyśmy zbiórkę, a ona kupiła pudełka, żeby można było zostawić w toaletach środki menstruacyjne. Działania przerwała jej pandemia.
Niesamowite dla mnie jest to, że to wszystko organizowałyście będąc w klasie maturalnej.
- Tak. Wszystkie byłyśmy w klasie maturalnej, więc było to dość odważne posunięcie. Co więcej wybuchła pandemia, przed nami matura, a my postanowiłyśmy założyć fundację, ponieważ zostało trochę pieniędzy z tych zbiórek. I rzeczywiście nam się to udało.
Jakie działania podejmujecie w ramach Akcji Menstruacji?
- Cały czas organizujemy zbiórkę podpasek i tamponów, które przekazujemy organizacjom, które się do nas zgłaszają. Początkowo same szukałyśmy instytucji, które pomagają kobietom i proponowałyśmy pomoc w postaci produktów menstruacyjnych. Teraz mamy listę organizacji, którym stale pomagamy.
Kolejnym pomysłem były szafki z produktami menstruacyjnymi w przestrzeni publicznej i obecnie jest ich kilkanaście, ale cały czas powstają nowe. Pandemia przerwała nam wdrażanie tego projektu do szkół. Z perspektywy czasu uważam, że wówczas to było potrzebne, ponieważ zdążyłyśmy sobie to wszystko zaplanować i zebrać pieniądze na ten cel.
Przeczytaj także: 40% kobiet rezygnuje z zakupu środków higienicznych na rzecz posiłku - jaką skalę ma ubóstwo menstruacyjne w Polsce?
W jakich miejscach pojawiają się organizowane przez Was punkty pomocy okresowej?
- W bardzo różnych. Na początku stawiałyśmy właśnie na takie miejsca jak Domy Kultury, czy jakieś inne miejsca związane z miastem, ale potem zauważyłyśmy, że one lepiej się sprawdzają na terenie organizacji, które już pomagają. Ponieważ potrzebujący od razu widzą, że tam jest taka opcja i nie trzeba do nich docierać i organizować jakiejś dodatkowej akcji informacyjnej w terenie, jak plakaty czy ulotki. Po prostu przychodzą na przykład po jedzenie i widzą, że są tam też podpaski i od razu mogą je sobie zabrać. Najlepiej działający punkt znajduje się w Warszawie w Sercu Miasta, to jest cudowna organizacja. Naprawdę kibicujemy im z całego serca. Ten punkt jest po prostu na ścianie na zewnątrz, także każdy anonimowo może skorzystać z pomocy, no i Serce Miasta regularnie dokłada tam podpaski, tampony. Ostatnio ktoś nam zasugerował, że powinnyśmy też tam dawać bieliznę, co nam nie przyszło do głowy. Rzeczywiście jest to też potrzebne, bo część kobiet w kryzysie bezdomności ma również z tym problem. Dlatego też następnym krokiem będzie dokładanie bielizny do tych punktów.
Chciałam porozmawiać również o akcji „Hej Dziewczyny” w polskich szkołach. Czy było zainteresowanie szkół, żeby włączyć się do akcji?
- 31 sierpnia ogłosiłyśmy zapisy. W ciągu dwóch dni zgłosiło się ponad 100 szkół. Musiałyśmy zamknąć zapisy, żeby w ogóle przeliczyć, czy nas stać na pomoc tylu placówkom. Potem ponownie otworzyłyśmy zapisy i zgłosiło się kolejne 100 szkół. Jesteśmy również w kontakcie z uczniami i nauczycielami, którzy zgłaszają placówki. My jako osoby bardzo młode, mamy takie poczucie, że chciałybyśmy aktywizować tę młodzież do działania. Więc w tym pierwszym rzucie, zgłosili się do nas prawie sami uczniowie i uczennice, którzy chcą działać u siebie. I to wygląda tak, że po zgłoszeniu szkoły, dostają od nas zaproszenie do rozmowy on-line. Podczas tej rozmowy my im tłumaczymy krok po kroku co się będzie działo, ustalamy z nimi plan działania. Część z tych osób jest bardzo zaangażowana społecznie. Na przykład nie chce naszej pomoc finansowej, nie chce dostawać od nas środków, tylko wskazówek, jak zorganizować to u siebie. Proszą o materiały graficzne, wzory plakatów na social media czy materiały do szkoły. No i oni sami sobie to praktycznie organizują, co dla nas też jest super, bo szkoła w pandemii wygląda troszeczkę inaczej.
Na co zwracacie uwagę podpowiadając osobom, które chcą zorganizować taką akcję w swojej szkole?
- Generalnie zwracamy uwagę na wszystkie istotne kwestie, takie jak na przykład, że pudełka powinny stać w toaletach, a nie u higienistki, ponieważ one są teraz parę dni w tygodniu, albo parę godzin dziennie. Poza tym dziewczyny muszą wtedy iść i prosić, co buduje taką barierę wstydu. Mówimy też o tym, że trzeba być uczulonym na osoby transseksualne, które się w szkołach pojawiają i one też mają okres, więc warto postawić na toalety koedukacyjne. Podpowiadamy, jak rozmawiać z uczniami, jak ich w ogóle wciągnąć w organizację tego. Miałyśmy dużo świetnych pomysłów, ale pandemia pokrzyżowała nam plany.
A tak jak patrzysz na mapę szkół, które się do Was zgłosiły, to jak to się rozkłada? Są to większe miejscowości, mniejsze miejscowości, szkoły w wioskach?
- Bardzo obawiałam się właśnie tego, że zgłoszą się do nas szkoły tylko z dużych ośrodków miejskich, bo tam ludzie mogli wcześniej dowiedzieć się o naszej akcji. I rzeczywiście w tych pierwszych zapisach zgłaszały się do nas osoby z dużych miast. Ale przy tej drugiej turze zaczęli się do nas zgłaszać ludzie z małych miejscowości. Pisało do nas również dużo nauczycieli, którzy sami organizowali w szkołach takie akcje z własnych pieniędzy i czy możemy im pomóc. Takie szkoły są dla nas priorytetem i tutaj nie liczy się kolejność zgłoszeń. Najpierw chcemy dotrzeć do tych szkół specjalnych, wiejskich, integracyjnych, które się do nas zgłosiły, a dopiero potem do tych większych liceów, które mają większe możliwości np. finansowania z Rady Rodziców.
Czy myślisz, że taki projekt ma szansę zaistnieć w szkołach długofalowo?
- Mam nadzieję, że pudełka z produktami menstruacyjnymi w szkolnych toaletach już zostaną na stałe.
Czy zgłaszają się do Was dziewczyny, które otwarcie mówią, że nie mają na środki menstruacyjne?
- Tak. Część z tych historii publikujemy na naszych social mediach. Ostatnio jest ich mniej, ponieważ my też wyszłyśmy z założenia, że kiedy ludzie się dzielą swoją historią, to nie zawsze chcą, żeby była ona upubliczniona. Nawet pod zmienionym imieniem czy anonimowo, co zawsze robimy. Szczególnie przy tej akcji „Hej dziewczyny” dostajemy wiadomości od dziewczyn w stylu: „Wiecie, to jest super, ponieważ ja regularnie pożyczam moim koleżankom podpaski, bo widzę, że używają skarpetek”. Albo pisze do nas nauczycielka, że z innymi nauczycielami robią zrzutkę na środki menstruacyjne i zawsze mają je w-fistki w szufladzie i dają potrzebującym dziewczynom, których nie stać na podpaski.
Bardzo dużo do nas pisze również kobiet związanych z branżą medyczną – położnych czy pielęgniarek, które mówią, że na ich oddziałach tych środków brakuje. Podobnie sytuacja wygląda w więzieniach. My organizujemy teraz zbiórkę środków w Warszawie, dla aresztu śledczego na Grochowie, bo tam kobietom na okres przysługuje 20 sztuk podpasek. Bez względu na to, ile mają ten okres, jak bardzo jest on intensywny, to jest po prostu 20 sztuk i koniec. Także to jest taki przydział z góry, co dla nas też jest niedopuszczalne. My zaproponowałyśmy kubeczki menstruacyjne zamiast podpasek. Chciałyśmy je w ogóle wysłać, że mamy taką możliwość, ale władze powiedziały, że absolutnie nie, bo będzie coś można przemycać w tych kubeczkach, więc nie mogłyśmy tego zrobić i zorganizowałyśmy coś innego.
Zobacz także: "Będziemy razem z córką świętować jej pierwszą miesiączkę". Dominika Kulczyk walczy z ubóstwem menstruacyjnym
Wspomniałaś o takich miejscach, gdzie to ubóstwo menstruacyjne jest najbardziej widoczne, czyli szpitale, areszty śledcze, szkoły. Mam wrażenie, że taka pomoc jest niekończącą się historią.
- Tak. Jak wynika z raportu przedstawionego przez Fundację Dominiki Kulczyk, aż 39 procent kobiet doświadcza ubóstwa menstruacyjnego. Z kolei z badań przeprowadzonych przez firmę Procter&Gamble wynika, że 1 na 6 dziewczynek opuściła szkołę z powodu braku dostępu do środków higienicznych. Te przykłady, które my pokazujemy bazują na historiach, które zbieramy, ponieważ od początku te historie są dla nas punktem wyjścia dla pomocy. Poznając nową historię, poznajemy nowy przypadek, gdzie to ubóstwo menstruacyjne może występować. Mamy poczucie, że jeszcze bardzo dużo jest przed nami do odkrycia. Ostatnio zgłosił się do nas oddział Szlachetnej Paczki z prośbą o wsparcie produktowe. Kiedy zaproponowałyśmy kubeczki, Pani nam powiedziała, że bardzo fajnie, ale że te kobiety, którym pomagają na co dzień, używają waty. Więc dla nich przejście od waty do kubeczka, to byłby skok milowy i lot w kosmos. Dla nas też to było zaskakujące, że w XXI wieku są miejsca, gdzie ta wata nadal występuje, chociaż my słyszałyśmy o tym tylko w opowieściach naszych babć.
W Polsce temat ubóstwa menstruacyjnego nie jest chętnie poruszanym tematem.
- Wolimy udawać, że on nie istnieje, a przecież większość Polski, to Polska powiatowa, w której rzeczywiście jest problem z dostępnością do wielu rzeczy. Naszym priorytetem jest więc docieranie do tych małych miejscowości.
Bardzo dużo też jest kobiet w Polsce dotkniętych przemocą ekonomiczną, o której się nie mówi i też nie wiemy, jaka jest skala tego problemu. Ta przemoc ekonomiczna wiąże się też z wydzielaniem pieniędzy na domowe wydatki, więc siłą rzeczy taka kobieta woli kupić dziecku coś do jedzenia niż sobie porządnej jakości podpaski, które po prostu będą jej dobrze służyć, a nie będą powodować wielkiego dyskomfortu. Tu jest wiele historii i poza tym jednym raportem to nie powstało nic takiego ogólnopolskiego i nie zapowiada się, żeby ze strony rządu coś takiego powstało. Czujemy więc, że póki co, ten problem jest w Polsce zwalczany siłą organizacji pozarządowych. Zobaczymy, co będzie dalej, bo o tym zaczyna się mówić głośno dopiero teraz, ale już widzimy zmiany na plus. Kiedy ktoś rok temu czytał w nagłówku „ubóstwo menstruacyjne”, to od razu była masa nieprzychylnych komentarzy. Myślę, że do końca życia będziemy pamiętać te pierwsze artykuły o nas, gdzie rzeczywiście fala hejtu i niezrozumienia lała się szerokim strumieniem, a teraz jest tego dużo mniej.
Menstruacja w Polsce wciąż jest tematem tabu. Dlaczego młode dziewczyny wstydzą się otwarcie mówić o miesiączce? Czy należy doszukiwać się przyczyny w wychowaniu, a może media i społeczeństwo najbardziej szkodzą przekazując nieprawdziwy obraz tego tematu?
- Myślę, że wychowanie ma znaczenie. Każdy dorastał w innych warunkach, miał inną rodzinę, inną sytuację, więc tutaj ciężko mi generalizować. Z tego jednak co widzę, to media nadal różnie podchodzą do tematu okresu. Coraz bardziej popularny jest trend naturalności, ale nadal w reklamach doświadczymy tylko niebieskiego płynu, białych rurek i fajerwerków.
Nie umiemy patrzeć na krew, nie umiemy sobie z nią radzić. Chociaż na ekranach TV, w filmach sensacyjnych krew leje się strumieniami, to czerwona krew na podpasce jest absolutnie niedopuszczalna. Mamy jeszcze do wykonania zmianę kulturową i ona nie wydarzy się w ciągu dwóch dni, tylko to jest proces na lata. Co mnie osobiście drażni, to jest to takie szczególne podkreślanie okresu. Bo jeżeli o okresie mówilibyśmy, jak o czymś normalnym, naturalnym, bez żadnego nacechowania, ani negatywnego, ani pozytywnego, to dużo prościej byłoby nam przejść nad tym do porządku dziennego, że on jest i każda z nas go przechodzi. A przez to, że albo robi się z tego wielkie święto i zażenowanej 12-latce, która źle się czuje, wręcza się kwiaty, tort i robi imprezę, a z drugiej strony krzyczy się na nią, że pobrudziła prześcieradło, to już na samym początku nie mamy neutralnego podejścia do tej menstruacji. Tylko jest to nacechowanie negatywne, bądź obarczone jakimś wstydem. Uważam, że najlepszą drogą do normalizacji jest neutralność i pokazywanie tego, jako normalnej części życia ale też nie epatowanie nim w każdym możliwym miejscu ze względu na te osoby umiarkowane.
Mocno wspieramy Wasze działania i zachęcamy każdego do wsparcia akcji.