Reklama

W tym artykule:

  1. Drag Queen, czyli właściwie kto?
  2. „Don’t be a drag, just be a Queen”
  3. "Mogę robić to, co mi się podoba i nikt mnie za to nie ukaże"
Reklama

Drag Queen, czyli właściwie kto?

Drag Queen jest określeniem na postać sceniczną. Najczęściej przyjmuje się, że „drag” oznacza bycie w przebraniu przeciwnej płci, jest to jednak nieco nietrafione uogólnienie. Drag Queen mogą być zarówno cis mężczyźni, jak i osoby niebinarne, a nawet biologiczne kobiety (mówimy wtedy o Bio Queen), czy też wszystkie osoby identyfikujące się z płcią żeńską. Zjawisko to polega na stworzeniu scenicznej postaci, z którą identyfikuje się performer. Co ważne – choć postać ta może pojawiać się na scenie w różnych odsłonach i przebraniach, to zawsze otrzymuje jedno konkretne imię (czy może należałoby powiedzieć pseudonim sceniczny?) i tożsamość. Staje się ona jak gdyby alter ego performera.

Na potrzeby występu Drag Queens często sięgają po pewien konstrukt kobiecości, który niesie ze sobą konkretny zestaw znaczeń. Czy jest to zabieg czysto estetyczny? Jakie znaczenie ma w tym wszystkim podmiotowość performera? A wreszcie – czy jest to jedyna słuszna forma przedstawiania dragu? Aby znaleźć odpowiedzi na te pytania, porozmawiałam z zawodową Drag Queen – Airą, która opowiedziała nam, czym jest kobiecość dla performera.

„Don’t be a drag, just be a Queen”

Zastanówmy się, jak wygląda kobiecość w wydaniu Drag Queen. W większości wypadków koncentruje się ona na podkreśleniu stereotypowo kobiecych cech. Składają się na nią przede wszystkim pokaźne peruki, nienaturalnie długie paznokcie, mocny makijaż, którego głównym zadaniem jest sfeminizowanie męskich rysów twarzy performera. Sprawa nie jest jednak taka prosta. Zadaniem Drag Queen nie jest odtworzenie wizerunku kobiety, jaką spotyka się na ulicy. Często jakkolwiek pojmowana naturalność - to co uznawane jest za miarę dobrego aktorstwa - okazuje się być niepotrzebne lub wręcz przeszkadzać podczas występu performera w dragu. Dlaczego? Badacze tematu zgodni są co tezy, że występ Drag Queen nie ma na celu odtworzenia kobiecości, takiej, jaką odtwarzają na co dzień osoby utożsamiające się z płcią żeńską. Jest to przetworzenie konstruktu kobiecości z całym stereotypowo przypisanym mu bagażem znaczeń.

Jednak Aira podkreśla, że wcale nie musi to wyglądać w ten sposób. Zaznacza, że dla niej Drag koncentruje się przede wszystkim na poczuciu wolności i na artystycznej ekspresji. Rodzi się więc pytanie, gdzie leży granica między „hiperkobiecością” a dowolnością performera? Jaka jest definicja kobiecości, którą proponuje Aira? Okazuje się, że kobiecość staje się zjawiskiem oderwanym od kobiety jako takiej. Rozciąga się na osoby, zachowania i przedmioty, które nie muszą być kobietą, aby okazały się kobiece. Jednocześnie, jak podkreśla sam performer, w wielu przypadkach Drag Queens bazują na stereotypowo żeńskich atrybutach. Należy jednak podkreślić, że owa kobiecość, nie jest dla Drag Queen celem, a jedynie środkiem. No właśnie, środkiem do czego?

Kobiecość to dla mnie umiejętność bycia delikatnym i subtelnym. Coś, co jest kobiece, ma w sobie grację i piękno. To wcale nie musi być kobieta - może chodzi na przykład o obraz. To mogę być nawet ja bez dragu - uważam, że jestem bardzo kobiecy. Dzięki kobiecości ruchy są delikatniejsze, wszystko jest wymowne i pełne wyczucia. Dla mnie drag jest bezpłciowy - wszystko może nim być, jeśli tylko uznasz to za drag. Jest to wiele form sztuki. Jest też oczywiście drag kobiecy (to troszkę moja działka). Charakteryzuje się on tym, że tworzę iluzję kobiety. Nie należy tego mylić z cross-dresserami red. crossdressing polega na codziennym noszeniu ubrań i akcesoriów kojarzonych z płcią przeciwną. Staram się jak najbardziej przypominać kobietę. Rzecz jasna z pewnymi przerysowaniami - w końcu to teatr, to sztuka. Ta kobiecość w dragu polega na tym, że wydobywamy z kobiety nie 100 procent, a 150. Stąd bierze się to przerysowanie.

Co zdaje się szczególnie ciekawe, to napięcie, jakie tworzy się między poczuciem wolności performera, przy jednoczesnym wpisaniu ciała w schemat płciowości innej grupy. Z jednej strony, osoba będąca w dragu wyzwala się spod opresyjnego systemu każącego jej performować płeć nadaną przy narodzeniu, odwołując się do określenia zaproponowanego przez Judith Butler. Z drugiej zaś strony, jak zwraca na to uwagę Natalia Toporowska w swoim artykule „Fantazje o kobiecości i queerowanie dragu. Ciało w narracjach i występach polskich Drag Queens”, zakładając na siebie kostium, często sięga po utarte schematy proponowane drugiej z płci (pamiętamy, że prowadząc rozważania na temat patriarchalnej perspektywy, pozostajemy w schemacie dualistycznym). Czy w ten sposób rodzi się sytuacja, w której przekroczenie granic jednej formy, skutkuje nieuchronnie natychmiastowym wkroczeniem w drugą? Zapytałam o to Airę, która przyznała, że choć faktycznie – performerzy często sięgają po cechy stereotypowo kobiecie, to jednak postawienie sprawy w ten sposób byłoby uproszczeniem.

Drag może być przerysowany, jednak często sięgamy też po delikatniejsze formy. Dla mnie jest to czysta zabawa. Drag nie ma sztywnych granic. Jednego dnia jest to postać bardzo kobieca, w czerwonej sukience i czerwonej szmince. Drugiego - punkrockowa istota. Nie ograniczam się, jest to sztuka, która ma bardzo szerokie horyzonty. To wiele płaszczyzn, które składają się na jedno. Dla mnie to teatr, aktorstwo, taniec, makijaż, tworzenie osoby. Teoretycznie wiadomo - kiedy słyszymy hasło „Drag Queen”, mamy przed oczami kogoś, kto tworzy personę kobiety. Ma bujne włosy, makijaż, długie paznokcie, ale nie musi wcale tak być. Mamy wiele performerek dragowych, które też tworzą iluzję kobiety i ich postacie wcale nie mają przypominać schludnej, ułożonej damy. Wręcz przeciwnie - są to na przykład rockówy, z mega rozczochraną fryzurą i rozmazaną szminką. Ta granica ciągle musi się zacierać. To jest dowolność. Dragiem jest wszystko, co uznasz za drag. Może chodzić o sam makijaż, cześć twojego występu, może to być sposób, w jaki kreujesz swoją postać.

"Mogę robić to, co mi się podoba i nikt mnie za to nie ukaże"

Do rozważenia pozostaje jeszcze jedna kwestia – jakie pytania o binarny podział płci stawia balansująca na granicy dwóch światów Drag Queen przed swoją publicznością?

Przede wszystkim wiele osób myśli, że drag to mężczyzna przebierający się za kobietę, ale to tylko wierzchołek góry lodowej. Tak samo kobieta może tworzyć tę sztukę — bo to przecież sztuka. W to wchodzą i performerzy i cała historia bali red. w slangu Drag Queens bal jest określeniem na dużą imprezę, podczas której performerzy wcielają się swoje postacie i prezentują stroje. Niektórzy, będąc w dragu, używają innych zaimków. Zawsze warto o to zapytać, być otwartym na inne formy sztuki - totalnie bezpłciowe, pozbawione sztywnych granic.

Tak jak zaznacza to Aira, drag jest czymś o wiele więcej, niż tylko mężczyzną przebranym w strój kobiecy i czymś więcej niż tylko występem na scenie. Skoro mowa o postrzeganiu reguł płci przez performerów, nieodzowne zdaje się zwrócenie uwagi na jeszcze jedną kwestię. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że cała koncepcja została błędnie zinterpretowana przez osoby, które postać mężczyzny odgrywającego kobietę znają z innych źródeł. Zwłaszcza w Polsce ma to silne konotacje komediowe. Wspomnieć należy, chociażby o filmie z 1972 roku „Poszukiwany/poszukiwana”, gdzie główny bohater próbuje nadać sobie tyle sfeminizowanych cech, na ile tylko pozwalają mu surowe realia komunistycznej Polski. Wszyscy chyba kojarzą też stand-up w wykonaniu „Mariolki”, który zinterpretowany mógłby zostać jako pasmo deprecjonujących stereotypów.

Tymczasem Drag Queens stawiają społeczeństwo w obliczu pewnej nowej jakości. Przetworzona na potrzeby spektaklu kobiecość ma tyle oblicz, ilu jest performerów. Przywdzianie kostiumu 150-procentowej kobiety zaś spełnia cały szereg funkcji. Jest kreacją sceniczną i grą z konwencją. Jest też swoistym pstryczkiem w nos wymierzonym środowisku konserwatywnemu, które od kobiet oczekuje performowania swojej płci w ramach określonej estetyki. Zdaje się mówić „Przecież tym właśnie jest według was kobieta, wiec, na czym polega problem?” W czasie spektaklu osoba performera zrzuca sobie krępujące więzy oczekiwań społecznych. Jednocześnie jednak nie utrwala ona podobnych więzów, które obowiązują kobiety, zdaje się, że wręcz przeciwnie. Obnaża ich absurd i podważa ich uniwersalność. Dystansując się od wszechogarniającego punktu widzenia, stawia pytania o jego zasadność, stając się tym samym awangardą osobistej wolności. Wyłamanie się z obowiązującego konwenansu, zdaje się poszerzać przestrzeń psychiczną, którą wyznaczyliśmy w głowie dla swojej własnej osoby. Na tej carte blanche pojawia się zaś miejsce na artystyczną ekspresję.

Celem przetwarzania kobiecość przez Drag Queen mogłoby być indywidualne poczucie wolności performera. W mojej rozmowie z Airą na jaw wyszedł ciekawy sposób pojmowania swojej „dragowej persony”. Jest to rodzaj alter ego, swoisty przyjaciel, który będąc nami, pozostaje oddzielnym, a jednocześnie uwewnętrznionym bytem.

Dla mnie drag jest kwintesencją pewności siebie. Wykreowałem zupełnie nową osobę, od której dużo się nauczyłem. To ucieczka do świata, gdzie mogę być sobą i gdzie jestem odważniejszy - nauczyłem się z niego czerpać. Na początku zacząłem oglądać Drag Race i pomyślałem, że też mogę to zrobić. Nagle okazało się, że dzięki temu czuje się o wiele pewniej. Kiedy byłem w dragu, nie bałem się tego, co ktoś o mnie pomyśli, to ja byłem gwiazdą w moim świecie. Od mojej drag-persony podłapałem: “Możesz być, kim chcesz”. Kiedy stworzyłem Airę, dużo się od niej nauczyłem. W gimnazjum byłem bardzo skryty, ale zrozumiałem, że nie muszę ukrywać tego, kim jestem - mogę robić to, co mi się podoba i nikt mnie za to nie ukaże. Dzięki Airze trafiłem do środowiska, w którym jestem bezpieczny, mogę być sobą, nikt mnie nie oceni. To była ucieczka na bezpieczniejsze wody. Teoretycznie stwarzasz kogoś innego, ale jednocześnie wszystko dzieje się na płaszczyźnie, na której pozostajesz sobą.
Reklama

Reklama
Reklama
Reklama