Reklama

Reklama

Czy to była miłość od pierwszego wejrzenia?

Karolina: Kiedyś byłyśmy w relacjach z mężczyznami. Ja prawie wyszłam za mąż - byłam zaręczona, kiedy poznałam Anię

Ania: W naszym przypadku zadziałała magia „do trzech razy sztuka”, bo wcześniej spotkałyśmy się aż dwukrotnie. Za trzecim razem poczułyśmy, że jest między nami coś więcej niż koleżeństwo. Nie określamy siebie w żaden sposób. Ja kocham Karolinę, a ona mnie i to tyle.

Co sprawiło, że przyjaźń przerodziła się w miłość?

Zobacz także

A: To może zabrzmieć sztampowo, ale to osobowość i uśmiech Karoliny zwróciła moją uwagę. Najpierw to była przyjaźń, zauroczenie przyszło z czasem i przerodziło się w większe uczucie, chociaż na początku myśl, że kocham kobietę była dla mnie przerażająca. Nie wiedziałam, co z tym wszystkim zrobić. Czułam się jakbym okłamywała przyjaciela. Na początku chciałam to ukrywać, nawet przed sobą. Nie było łatwo.

Kiedy w Waszych głowach po raz pierwszy pojawiła się myśl o założeniu rodziny? Robiłyście listę za i przeciw?

K: W mojej głowie myśl o rodzinie pojawiła się już dawno temu, zawsze o tym marzyłam. Kiedy związałam się z Anią obawiałam się, że z tym marzeniem o dziecku będę musiała się pożegnać, ale po jakimś czasie postanowiłam jej powiedzieć o moim pragnieniu, by zostać matką. Na początku Ania była bardzo sceptycznie nastawiona.

A: Tak, to ja byłam tą osobą, która robiła listę „za i przeciw”. Na początku więcej było argumentów przeciwko założeniu rodziny. Przede wszystkim bałam się, że kiedy pojawi się dziecko, nasza relacja się zmieni i przestanie być taka, jaka jest, że zejdzie na drugi plan.

A: Argumentem, który definitywnie przesądził w moich rozważaniach, była bezwarunkowa miłość. Miłość, z którą człowiek się rodzi - miłość dziecka. Chciałam znów patrzeć na świat tak czysto i dostrzegać każdy drobiazg, delektować się watą cukrową, jeść lody po raz pierwszy, chodzić boso po trawie i skakać w kałużach. Te dziecięce oczy, które nie są świadome, jak wiele jest krzywdy na tym świecie, które cieszą się na widok ciastka i śmieją na widok mamy, która je podrzuca. Zatęskniłam za tym i świadomość, że mam przy sobie człowieka, który chce tę rodzinę ze mną założyć, dała mi skrzydła. Postanowiłam zaryzykować wszystko i wygrałam cudowną rodzinę!

A jak informację o tym, że chcecie stworzyć rodzinę przyjęła wasza rodzina i znajomi?

A: Nie rozmawiałyśmy z nikim o tym, że planujemy starać się o dziecko. Rodzina dowiedziała się o wszystkim po fakcie.

K: Dosłownie. O wszystkim powiedziałyśmy rodzinie i znajomym, gdy Ania była już w trzecim miesiącu ciąży. Reakcje wszystkich pozytywnie nas zaskoczyły.

Jak wyglądał dzień porodu? Jak byłyście traktowane w szpitalu?

A: Przed porodem pojechałyśmy do szpitala, by dowiedzieć się czy np. możemy być przez cały czas razem. Kiedy zaczęła się akcja porodowa, pani w rejestracji pytała kim jest dla mnie Karolina. Byłam tak obolała, że krzyknęłam „No jak to kim?! Żoną!” Pani chyba słyszała gorsze rzeczy, więc tylko pokiwała głową i odpowiedziała, że niestety system jej nie pozwala na wybranie takiej opcji i czy zgodzę się na sformułowanie „bliska osoba”. Zgodziłam się. Innej opcji nie miałam. Na KTG wejść razem nie mogłyśmy, ale mężowie/partnerzy innych pań też nie mogli, więc zbytnio się tym nie przejęłyśmy. Na sali porodowej byłyśmy razem. Karolina przez cały czas trzymała mnie za rękę, chociaż w przerwach pomiędzy skurczami po prostu spałyśmy. Później zostałam przewieziona na salę operacyjną, na której już nie mogłyśmy być razem, ale kiedy tylko Blanka z niej wyjechała pielęgniarka pokazała ją Karolinie, uśmiechnęła się i powiedziała „Zobacz ciocia, jaka ładna malutka”. Na co Karolina odpowiedziała, że nie jest ciocią tylko drugą mamą. Pani pielęgniarka nawet nie mrugnęła okiem: „Ooo, to gratulacje mama, zaraz się znowu zobaczycie”.

K: Nikt nie zadawał nam pytań, kim dla siebie jesteśmy. Podejrzewam, że brali nas za siostry. Ogólnie wszyscy byli bardzo mili, chociaż obie w tamtym momencie chciałyśmy już być tylko razem, w trójkę w domu.

Czy zdarzyły Wam się kiedykolwiek jakieś nieprzyjemne sytuacje zarówno przed jak i po pojawieniu się na świecie Waszej córeczki, Blanki?

K: Wprost nigdy, jedynie na Instagramie czasem pojawiają się nieprzyjemne wiadomości, ale to pojedyncze przypadki. Widocznie tak jest łatwiej – anonimowo, nie twarzą w twarz.

K: Najczęstsze pytanie, jakie się pojawia to „gdzie jest ojciec dziecka?”. Jeśli chodzi o wiadomości prywatne, to raz dostałyśmy taką wiadomość, która bardzo nas poruszyła. Ktoś napisał nam, żebyśmy oddały dziecko do domu dziecka, bo w takiej patologicznej rodzinie jak nasza, nic z tego dziecka dobrego nie wyrośnie. To było bardzo przykre.

Jakie pytania słyszycie najczęściej, gdy wychodzicie z Blanką np. na spacer?

A: Najczęściej jednak padają standardowe pytania w stylu „To chłopiec czy dziewczynka?”. Nikt na nas nie patrzy krzywo, bo przeważnie dwie kobiety na spacerze z dzieckiem to matka i siostra lub koleżanka, więc "nie siejemy zgorszenia".

Jaka jest według Was największa wartość rodziny? Czego nauczyło Was pojawienie się na świecie dziecka?

A i K: Miłość, przyjaźń, zaufanie i bezpieczeństwo. Blanka nauczyła nas wiele - chyba najbardziej uczy nas nieustannie pokory i cierpliwości, czerpania jak najwięcej z każdej chwili razem i oczywiście ogromu bezwarunkowej miłości.

Czy macie jakieś obawy względem przyszłości Waszego dziecka?

A: Cały szereg. Jak wszystkim rodzicom najbardziej zależy nam na zdrowiu, szczęściu i bezpieczeństwie naszego dziecka, ale mamy też obawy o to, że naszą córkę może spotkać wiele przykrości - wyśmiewanie i szykanowanie przez społeczeństwo. Chociaż każdy z nas był dzieckiem i wie, że w szkole każdy powód jest dobry, by zrobić z kogoś czarną owcę, zwłaszcza dziś. Wystarczy, że dziecko nie ma nowego iPhone ’a czy markowych butów.

Jesteście przygotowane na trudne sytuacje? Jak zamierzacie przygotować Blankę na życie w takiej Polsce jak dziś?

K: Planujemy od samego początku jej edukacji zapewnić fachową opiekę psychologa. Poza tym na pewno będziemy dużo rozmawiać i zawsze może liczyć na wsparcie z naszej strony oraz całej kochającej rodziny.

Czy myślałyście o tym, jak wytłumaczycie córce kwestię „dwóch mam”?

A: Na pewno rozmawiając i tłumacząc, że są różne modele rodzin, że każda jest inna i każda ma inne problemy. Poza tym Blanka jest z nami od narodzin - dla niej to będzie normalne, że ma dwie mamy.

Myślałyście o rodzeństwie dla Blanki?

A i K: Na razie cieszymy się urokami macierzyństwa. Blanka za chwilę skończy 7 miesięcy, ale patrząc na nią już teraz widzimy, jak bardzo towarzyska z niej dziewczynka, więc nasz dom na pewno będzie miał więcej niż jednego „czworonoga”.

Czy macie kontakt z innymi „tęczowymi rodzinami”?

A i K: Znamy kilka „tęczowych rodzin”. Często rozmawiamy online, bo niestety mieszkamy spory kawałek od siebie. Takie wsparcie osób, które muszą borykać się z podobnymi problemami jest bardzo ważne.

Jak wygląda sytuacja rodzin LGBT od strony formalnej?

A: Nie wygląda i w sumie to jej nie ma. Formalnie jesteśmy dla siebie obcymi osobami, nie mamy żadnych praw, nic nas nie łączy prawnie i nie ma żadnych dokumentów, które mogą te kwestie w jakikolwiek sposób zmienić.

Jakie określenia używane wobec osób LGBT, „tęczowych rodzin” bolą Was najbardziej?

A i K: Najbardziej bolesne to „tęczowa zaraza”, „ideologia”.

Czy kiedyś przytrafiła Wam się też jakaś mile zaskakująca reakcja?

K: Tak! Raz na klatce zaczepiła nas nasza sąsiadka - starsza Pani. Zagadała Karolinę i gdy zeszło na temat LGBT Pani powiedziała, że specjalnie dla nas głosowała w tych wyborach na Trzaskowskiego. Ostrzegła nas, kiedy wywiesiłyśmy tęczową flagę, że sąsiadom się to nie podoba i chcą wybić nam okna kamieniami. Takie drobne gesty, poczucie, że nie jesteśmy same przeciwko wszystkim, dają nam wiele otuchy i nadziei.

Czy oficjalnie – w pracy, wśród nowych znajomych itp. mówicie o sobie, o Waszej rodzinie otwarcie?

A: Tak, raczej nigdy nie kryjemy się ze swoją orientacją i tym, że jesteśmy razem.

K: U mnie w pracy wszyscy zareagowali bardzo pozytywnie na wiadomość o tym, że mam partnerkę i dziecko. Wszyscy to akceptują i naprawdę nikt nie ma z tym problemu, co bardzo mnie cieszy, bo gdy zaczynałam nową pracę, bardzo bałam się opinii ludzi.

Jak według Was wygląda życie „tęczowych rodzin” w Polsce? Czy trzymacie się za ręce w miejscach publicznych, okazujecie sobie czułości bez lęku o zaczepki itp.?

A: Czasami zdarza nam się okazywać sobie uczucia w miejscach publicznych, trzymamy się za rękę, dajemy sobie buziaki lub przytulamy się. Ale kontrolujemy, gdzie możemy to robić, bo w miejscach publicznych nie czujemy się zbyt komfortowo i bezpiecznie.

Co myślicie o coming out-ach osób publicznych?

A: Coming out-y osób publicznych są naszej społeczności dziś bardzo potrzebne, ponieważ otwierają ludziom oczy i uświadamiają im problemy, których nie znają, a które dotykają innych, i to boleśnie. Takie gesty są też wsparciem dla wielu młodych osób, które boją się wyjścia z przysłowiowej szafy. Pokazują im, że takich osób jak oni, jest więcej, że nie są sami.

Czy Wasz instagramowy profil to właśnie taka cegiełka, która ma przyczynić się do tego, by ludzie zrozumieli, że LGBT to nie złowroga „ideologia”, ale ludzie tacy sami jak wszyscy?

A: Na samym początku nasz profil na Instagramie @Rainbowfamily.pl miał pełnić funkcję naszego prywatnego pamiętnika, takiego tylko dla nas. Teraz dostał się on do szerszej grupy osób, która nas obserwuje i mamy wrażenie, że też docieramy do nowych osób, którym otwieramy oczy, na to, że rodziny LGBT istnieją w Polsce i że nie jesteśmy żadnymi dziwolągami, tylko normalnymi ludźmi i rodzinami takimi jak wszystkie.

Czego w obecnej sytuacji politycznej i narastającej nagonki w kraju, obawiacie się najbardziej?

A: Najbardziej obawiamy się o bezpieczeństwo naszej rodziny i tego, czy nie będziemy musiały wyjechać z kraju, by móc wychowywać dziecko i po prostu żyć spokojnie.

Reklama

K: Tak, rozważałyśmy wszystkie opcje, ale chcemy, by nasze dziecko wychowywało się w swojej ojczyźnie. Choć jeśli będzie działa nam się tu krzywda, to na pewno nie będziemy ryzykować.

Reklama
Reklama
Reklama