19-latek pisze klasówki za uczniów. Płacą mu rodzice! "Pieniądz nie śmierdzi. Odpowiedziałem na potrzebę rynku"
Nauczanie zdalne ujawnia kolejne absurdy. Nauczyciel z Trójmiasta, Paweł Lęcki opisuje historię studenta, który bez wyrzutów sumienia zarabia na pisaniu klasówek podczas trwania edukacji zdalnej. "Przecież to oni sobie psują proces nauczania, nie ja" - mówi 19 – latek.
- Gabriela Biega
Temat edukacji zdalnej budzi wśród Polaków duże kontrowersje. Są tacy, którzy uważają, że zmuszanie dzieci do uczestniczenia w lekcjach online to zupełny absurd, a zajęcia na platformach internetowych nie niosą za sobą nawet namiastki korzyści, ale są też i tacy, którzy uważają, że ich dzieci świetnie odnajdują się w takiej formie nauki - nie tracą czasu za głupoty i mogą zająć się tym, co ich naprawdę interesuje. Jak wygląda to w rzeczywistości? I czy lekcje online mogą mieć jakieś pozytywne aspekty?
19 – latek ubija targu na pisaniu klasówek
Nauczyciel z Trójmiasta, Paweł Lęcki, na bieżąco wchodzi w dyskusje na temat nauczania zdalnego w swoich mediach społecznościowych. Niedawno opublikował post, w którym opisał sytuację jednego ze studentów - Pewien 19-latek zarabia na pisaniu klasówek w ramach edukacji zdalnej. Pisze je dla tych rodziców, którzy potrzebują bardzo dobrych ocen swoich dzieci. Gdy proponuje korepetycje, to raczej ich nie chcą. (…) Zarówno rodzice, jak i nauczyciele nie przerobili podstawy programowej życia, a za to mają w głowie realizację podstaw programowych osiągnięć – pisze na swoim Facebooku nauczyciel. Co więcej, z wypowiedzi 19 – latka dla portalu Ofeminin usłyszymy, że nie ma on żadnych wyrzutów sumienia związanych z tym, co robi:
Pieniądz nie śmierdzi. Przecież to oni sobie psują proces nauczania, nie ja. Dla mnie to jest korzyść. Bez dojazdu, szybko. Ja po prostu dostosowałem się do sytuacji. Odpowiedziałem na potrzebę rynku.
Jak się okazuje, choć polska gospodarka ledwo zipie, na decyzjach rządu da się ukręcić niezły biznes, a studenci świetnie sobie z tym radzą – przecież jakoś muszą! Zastanawiające jest jednak pytanie, kiedy w całej historii polskiej edukacji doszliśmy do momentu, w którym oceny stały się ważniejsze niż jakikolwiek rozwój intelektualny dzieci? I, co gorsza, co doprowadziło do takiego myślenia rodziców?
Przeczytaj także: Koronawirus a nauczanie zdalne. Nauczyciele są oburzeni zachowaniem rodziców: "To oszustwo!"
System edukacji nie odpowiada na potrzeby uczniów
Oceny były, są i prawdopodobnie będą stale obecne w edukacji, podobnie jak kartkówki, sprawdziany i egzaminy – z tym faktem trzeba się pogodzić, koniec i kropka. Problemem jednak jest nie tyle fakt istnienia ocen, ale naszego podejścia do nich. Lęcki zauważa, że idea polskiego szkolnictwa sprowadza się do tego, żeby rodzice mogli pochwalić się wynikami swoich dzieci. Dzieci natomiast, aby spełnić ambicje rodziców, ściągają i kombinują na klasówkach, nie po to, żeby mieć z nich satysfakcję, ale po to, żeby mieli ją ich opiekunowie. W takim razie czemu tak naprawdę służą egzaminy? Póki co, wygląda na to, że mijają się trochę z celem.
Egzaminy też nie są złe same w sobie. Tylko w Polsce nie jesteśmy w stanie ustalić, czemu tak naprawdę mają służyć i co tak naprawdę sprawdzać. Edukacja zdalna może mieć sens, ale tylko wtedy, gdy uczniowie nie będą z niej znikać. Gdy uczeń jest w klasie stacjonarnie, to choćby rzeczywiście nic nie robił, to jednak siłą rzeczy trochę posłucha. Gdy jest na zdalnym, to czasem nie posłucha nic, gdyż przesunie się o milimetr w łóżku i zacznie grać w Fortnita. – zauważa Lęcki.
Zobacz także: Takiej długiej zimowej przerwy świątecznej w szkołach nikt się nie spodziewał: rodzice jednak nie są zadowoleni
Nauczanie zdalne może być efektywne
W czym więc tkwi problem nauczania zdalnego? W samej formie czy w całym systemie edukacji, który nie motywuje uczniów do jakiegokolwiek rozwoju?
Z wypowiedzi Łęckiego możemy wywnioskować, że edukacja zdalna sama w sobie nie jest zła. Wszystko zależy od podejścia. W pewnym sensie można to doświadczenie traktować jako sprawdzian relacji ucznia ze szkołą – jeśli dziecko wstydzi się włączyć kamerkę lub wypowiedzieć podczas lekcji, sytuacja chyba nie wygląda za dobrze, a fakt, że rodzice pozwalają na rozwijanie się biznesu polegającego na oszukiwaniu i demotywowaniu dzieci, jest tego doskonałym dowodem.
Zobacz również: Światowa Organizacja Zdrowia apeluje o otwarcie szkół: "Uczniowie powinni wracać do szkół"
Pewien 19-latek zarabia na pisaniu klasówek w ramach edukacji zdalnej. Pisze je dla tych rodziców, którzy potrzebują... Opublikowany przez Pawła Lęckiego Czwartek, 3 grudnia 2020