Magdalena Louis: Polka w świecie zbrodni [WYWIAD]
Była tłumaczem w brytyjskim wymiarze sprawiedliwości i towarzyszyła polskim przestępcom od momentu zatrzymania do dnia ogłoszenia wyroku. Teraz Magdalena Louis postanowiła opisać w swojej książce historie ludzi, których spotkała na swojej drodze.
Magdalena Louis - kobieta, która postanowiła porzucić pracę menadżerki w brytyjskim klubie sportowym Ipswich Witches i rozpocząć pracę jako tłumacz w brytyjskim wymiarze sprawiedliwości. W trakcie swojej kilkuletniej pracy tłumacza, spotykała morderców, gwałcicieli, pedofilów, przemytników, handlarzy ludźmi i pospolitych złodziei. Stykała się z alkoholikami, mężami i ojcami, którzy katowali swoje żony i córki, a także z ofiarami tej okrutnej przemocy. Pracowała po obu stronach barykady: z policją tropiącą przestępców i z adwokatami, którzy później tych najgroźniejszych i tych pospolitych oskarżonych bronili przed sądem. Po latach trudnych doświadczeń zdecydowała się o tych ludziach i ich dramatach napisać książkę. W swojej książce "Chcę wierzyć w waszą niewinność", Magdalena Louis przeprowadza czytelnika przez miejsca zbrodni, cele, izby zatrzymań, i sale sądowe. Dzięki tej relacji naocznego świadka możemy zajrzeć do świata, którego istnienie przeraża, i poznać ludzi, którzy znaleźli się na samym dnie piekła.
Co pcha kobietę, która jest managerem w klubie sportowym, pracuje ze zwycięzcami do tego, żeby porzucić swoją pracę i zrobić tak gwałtowny zwrot, jak praca tłumacza dla brytyjskiego wymiaru sprawiedliwości?
Historia jest banalna. Wraz ze swoim rozwodem, rozwiodłam się ze sportem żużlowym. Przez 10 lat byłam promotorem klubu Ipswich Witches i ściągałam polskich zawodników do ligi brytyjskiej. Rozwód równał się z zakończeniem tej drogi zawodowej. Stałam na rozdrożu i nie wiedziałam, co mam zrobić. Nie pisałam wtedy książek, chciałam jednak zająć się czymś, co będzie sprawiało mi satysfakcję. Pewnego dnia moja córka wróciła ze szkoły i powiedziała, że nauczycielka namawia ją do zostania tłumaczem, ponieważ sądy bardzo potrzebują wykwalifikowanych tłumaczy języka polskiego. Tak więc ona przyniosła do domu ten pomysł. Zapisałam się na roczny kurs i uzyskałam kwalifikacje. Od pierwszego dnia telefon nie przestawał dzwonić, był rok 2007 i wielka emigracja Polaków na Wyspy Brytyjskie zaczynała się rozkręcać na dobre.
W swojej książce chce Pani pokazać czytelnikowi bohaterów z „ostatniego wagonu” pociągu społecznego. Czyli kogo?
To są różni bohaterowie. Chciałam przedstawić w swojej książce bohaterów uniwersalnych. W jednym rozdziale omawiam bezmyślne zabójstwo na koledze, w innym poruszam temat prostytucji, pedofilii, czy przemocy domowej. To są tematy, które dotyczą wszystkich ludzi w każdym kraju.
Czy po swoim pierwszym zleceniu, kiedy musiała Pani poinformować polską rodzinę o śmierci bliskiej osoby, nie miała Pani wątpliwości?
Kurs nie przygotowywał tak naprawdę do tego, jak będzie wyglądała ta praca. To było takie teoretyczne i dalekie od tego, z czym spotkałam się w mojej pracy. Trafiłam od razu w sprawy śmierci, sprawy brutalne, i właśnie wtedy zrozumiałam, że to nie będzie lekka praca. Z czasem zleceń było coraz więcej, kilka dziennie i były coraz trudniejsze. Do tej pory nigdy nie obcowałam z ludźmi , którzy mieli konflikt z prawem, znałam takie historie tylko z programów interwencyjnych. Tymczasem w swojej pracy z tymi ludźmi spędzałam godziny, w czasie przesłuchań, na sali rozpraw, bo w sądach nic nie dzieje się szybko. To nagle stał się mój świat. To było moje towarzystwo przez wiele lat.
Tłumacz w policji musi mieć chyba dużą odporność psychiczną. Nie sposób przecież przejść obojętnie obok takich okrucieństw. Jak sobie Pani z tym radziła? To musiało być bardzo trudne.
Tak to było trudne, ale z czasem stawało się łatwiejsze. Zastanawiam się, ile trwał ten mój pierwszy szok. Nie mogę sobie przypomnieć, kiedy zaczęłam podchodzić do spraw mniej emocjonalnie, aczkolwiek na pewne tematy, jak przemoc wobec kobiet nigdy się nie uodporniłam. Sprawy związane z przemocą wobec kobiet oddziaływały na mnie od początku do końca. Przychodziło mi z trudem spisywanie zeznań, opisywanie ran. Te kobiety miały jedną cechę wspólną: do końca tłumaczyły i kryły swoich oprawców. To pokazuje smutną prawdę: niektóre kobiety bez mężczyzn czują się bezradne. Niestety z przemocy wobec kobiet nie da się wyleczyć, mężczyźni, którzy raz to zrobili, będą to robić kolejne razy, to jest najbardziej powtarzalne przestępstwo ze wszystkich. Kobiety chroniąc swoich mężczyzn traciły swoje dzieci, ponieważ angielski system prawny chroni dzieci. Jeżeli sąd widzi, że kobieta nie jest w stanie zapewnić bezpieczeństwa dziecku, to sąd odbiera dzieci, i takie sytuacje też widziałam.
Czy bohaterowie w Pani książce to bohaterowie prawdziwi?
Wszyscy bohaterowie są prawdziwi i wszystkie sytuacje są prawdziwe, tylko musiałam tak poprzeplatać ich losy, żeby nikt nie mógł się tam do końca odnaleźć.
Czy będąc tłumaczem w sprawach o zabójstwo, człowiek jest w stanie spojrzeć w oczy mordercy?
Każdy mój przypadek był inny. Takich morderców, którzy zamordowali z zimną krwią spotkałam może dwóch. Zdecydowana większość to osoby, które były oskarżone o zabójstwo, którego dokonali w wyniku przypadku lub bezmyślności. To byli ludzie przerażeni tym, co się stało. Wszyscy zatrzymani i podejrzani traktują tłumacza jako przedstawiciela ambasady, który chce im pomóc. Pamiętam nawet jak jeden z oskarżonych rzucił się na mnie, płakał i nie chciał mnie puścić. Miał 21 lat i groziło mu 21 lat więzienia. Myślę, że byłam jego ostatnim kontaktem z wolnym światem.
Pisze Pani, że każdą z historii zabierała Pani do domu, ale kiedyś trzeba wyrzucić z siebie te emocje, oczyścić się, żeby nie zwariować. Jak sobie Pani z tym wszystkim radziła? Miała Pani swój sposób na odreagowanie tego?
Miałam dobrego partnera, który mnie wspierał. W ciągu tego czasu, kiedy pracowałam jako tłumacz, napisałam trzy książki i tym też sobie wynagradzałam traumę i oczyszczałam umysł. Niestety tłumacze nie mają pomocy psychologa, tak jak policjanci, czy kuratorzy sądowi, a szkoda.
Co zdecydowało o tym, że zostawiła Pani pracę?
Przyszedł taki moment, że zdecydowałam się po 23. latach wrócić do Polski. Po 6. latach pracy jako tłumacz, nie miałam poczucia, że coś się zmienia na lepsze. Każdy dzień był podobny. Ludzie nie przestawali mordować, katować kobiet, kraść, gwałcić. Miałam poczucie, że ta rzeka dalej płynie, a ja razem z nią i nic się nie naprawia, nic nie zmienia się na lepsze.
Dziękuję za rozmowę