Reklama

Mogłabyś rysować modę, sztukę, martwą naturę, a Ty masz o wiele bardziej interesującą pasję - obserwowanie ptaków i szkicowanie tych, które przykuły Twoją uwagę. Skąd u Ciebie takie hobby?

Reklama

Karolina Kijak: To moja pasja jeszcze z dzieciństwa. Wychowałam się w małej miejscowości Mieleszynek w województwie łódzkim. Mój rodzinny dom otoczony jest naturą - mamy tam las, stawy i rzekę Prosnę. Już od małego chodziłam na długie spacery z rodziną i zawsze to właśnie ptaki przykuwały moją uwagę. Wiele zmieniło się kiedy tata podarował mi pierwszą lornetkę - po raz pierwszy z bliska zobaczyłam jak ptaki są różnorodne, przepiękne. Wcześniej znałam tylko bliskie szkice ze szkolnego podręcznika do biologii. Od kiedy miałam swój punkt obserwacyjny, totalnie mnie porwało ich zachowanie, żywotność, kolory - przepadłam. Przyszedł też czas na spisywanie moich obserwacji (w sumie teraz, patrząc na fakt, ile z tych gatunków nie jest już spotykanych w mojej okolicy, są to notatki dość wartościowe). Czasem zamiast wyprawy z lornetką, wyglądam też przez okno, patrzę na drzewa, czatuję na jakieś ptaki do obserwacji (śmiech).

A skąd wiedziałaś, że to jest na przykład zimorodek? Ja sama jestem w stanie rozróżnić sikorkę, kosa i jeszcze kilka może gatunków…

W dzieciństwie dostałam od babci w prezencie mały przewodnik ptaków, taki prosty ze zdjęciami, nie z ilustracjami. Gdy wychodziłam gdzieś w teren podczas obserwacji, kartkowałam go ucząc się: „a to jest zimorodek to jest sójka”. Czasem zdarza się, że nie wiem jaki ptaszek przyleciał, ale jednak sporo okazów potrafię sklasyfikować. Moje notatki z dzieciństwa też się przydają, pozwalają dostrzec jak zmienia się środowisko - wielu gatunków już nie ma w okolicy mojego domu. Na stawie obok pływały kiedyś co najmniej trzy rodzaje kaczek, teraz jest tam tylko samotna kaczka krzyżówka.

Taka obserwacja ptaków wymaga wiele cierpliwości. Czy ta cecha przekłada się na Twoją pracę na co dzień?

Myślę, że tak. Cierpliwość przydaje mi się przy detalach w malowaniu akwarelą. Natomiast podczas spaceru wśród przyrody, wyciszenie się od codziennego natłoku zadań, pozwala wpadać innym pomysłom do głowy, projektom, obrazom - to taki podwójnie wartościowy dla mnie czas.

Nadal mieszkasz poza miastem?

Tak - miałam etap, w którym na studia architektoniczne wyjechałam do Wrocławia, tam też chwilę zostałam i pracowałam w biurze. Założyłam jednak rodzinę, pojawiły się dzieci i wróciliśmy z mężem do mojej rodzinnej miejscowości. Zależało nam bardzo, żeby maluchy wychowywały się wśród natury. I tak już zostało.

To tam pracujesz na co dzień?

Tak, pracownię mam w domu, jako wydzielone pomieszczenie i często pracujemy razem z mężem. On jest inżynierem, ja architektem, więc zaczęłam od zleceń architektonicznych. Z biegiem czasu równolegle też malowałam, sprzedawałam obrazy przez internet. Tych zleceń na ilustracje zaczęło pojawiać się coraz więcej, a mi po prostu sprawiały one coraz większą satysfakcję - i tak z roku na rok powoli wyciszam nieco architekturę i bardziej skłaniam się ku ilustracji.

Jak wygląda twój normalny dzień? Kiedy znajdujesz czas przy rodzinnym życiu na kreację? Jak sobie wykrawasz swoje momenty?

Myślę, że nie różnię się bardzo od innych ludzi z dziećmi. To one narzucają pewien rytm - wstają bardzo wcześnie. Odwozimy córkę do przedszkola i zaczynamy z mężem dzień pracy, która trwa regularnie do godzin po południowych. Potem odbieramy maluchy i zaczynam życie rodzinne, poświęcamy im mnóstwo czasu. Sama sobie narzucam, by do pory obiadowej zrealizować swoje najważniejsze zadania, bo wiem, że druga część dnia to czas dla mnie, dzieci i rodziny.

Często rano staram się też wyrwać na krótki spacer po lesie, po okolicy - czyści mi to głowę, relaksuje przed pracą. A jeśli jeszcze uda mi się dodatkowo zauważyć jakiegoś rzadkiego ptaka, mam dodatkową motywację i energię do tworzenia.

Musisz znaleźć też czas na prowadzenie konta na Instagramie, bo właśnie dzięki niemu szwedzka marka modowa H&M trafiła na Twoje rysunki.

Byłam bardzo ciekawa, gdzie firma mnie namierzyła. Gdy byłam w Szwecji spytałam i o to, dowiedziałam się, że od początku spodobał im się mój Instagram, szczególnie krótkie filmiki, które tworzę. W pewnym momencie swoje konto zaczęłam traktować jak portfolio, na początku pokazywałam gotowe rysunki, z czasem więcej rzeczy od kuchni - stąd filmiki z malowania pędzelkiem.

Oj zdecydowanie takie wideo zza kulis robi spore wrażenie.

O dziękuję, cieszę się. Ludzie są bardzo zainteresowani procesem powstawanie ilustracji. Gdy obserwują jak coś maluję - dopytują się, widzą, że coś tam sypię, używam różnych materiałów poza farbami. Ja chętnie odpowiadam na pytania, dzielę się swoją wiedzą. Poza stroną internetową, Facebookiem i Pinterestem, Instagram ma największy wpływ. Staram się go prowadzić w godzinach wieczornych, kiedy położę dzieci spać, odpowiadam na komentarze i rozmawiam z obserwatorami.

A jak wyglądały kulisy współpracy z H&M?

To bardzo banalna historia - po prostu pewnego dnia dostałam maila z propozycją. Teraz śmieję się, że pierwszą wiadomość potraktowałam z przymrużeniem oka, nie mogłam po prostu uwierzyć, że tak duża marka jest zainteresowana współpracą pod kątem zaprojektowania wzorów do całej kolekcji, na wzór tej z doświadczoną i uznaną ilustratorką Nathalie Lete. Pomyślałam - „Nie to niemożliwe, pewnie tworzą sobie listę zapasowych czy ewentualnych kandydatów”. Ale pojawił się kolejny mail… (śmiech).

Aż w końcu dałaś się namówić (śmiech).

Nie, nie chcę absolutnie żeby to tak zabrzmiało. Po prostu nie wierzyłam od razu, że takie zlecenie mogło trafić, nieznanej ilustratorce, która do malowania powróciła bardzo niedawno. Nie mam zgromadzonej dużej publiki, maluję głównie ptaki. A tutaj okazało się, że mam do narysowania wzory zwierząt lądowych i tych ze świata wodnego.

No właśnie, przecież to zupełnie inny rodzaj zwierząt.

Zgadza się i o to też spytałam będąc w Szwecji. H&M po analizie mojej techniki malowania i sposobu płynięcia farby stwierdził jednak, że skoro tak świetnie maluję ptaki, jestem w stanie stworzyć też geparda.

I żyrafę i rybki …

Tak właśnie. Zaufano mi, a ja postarałam się jak mogłam, żeby tego zaufania nie zawieść.

Dla H&M stworzyłaś wzory do wiosennej dziecięcej kolekcji. Czy fakt, że sama masz dzieci miało jakiś wpływ na całość wzorów, które powstały?

Miały duży wpływ. Odkąd urodziły mi się dzieci, siłą rzeczy zwracam uwagę na ubranka dziecięce - to była dla mnie podwójna radość, że moje wzory będą nosić nie tylko maluchy z całego świata, ale też moja córka i mój syn.

Pokazywałaś im obrazki?

Oczywiście.

Czyli tzw. pierwsi recenzenci to Twoja córka i syn.

Tak jak najbardziej. Grupę docelową miałam pod ręką - a recenzentka moja 4-letnia córka Maja nie zdradzała szczegółów współpracy (śmiech). Pokazywałam jej różne obrazki, obserwowałam reakcję - jeśli była czymś w rodzaju „wow mamo to mi się bardzo podoba”, wysyłałam tę wersję do H&M i faktycznie, ich odbiór też był pozytywny. Dzięki Mai wybierałam też kolory, mentalnie mnie inspirowała. Synek też, choć ma dopiero dwa lata i jeszcze nie aż tak wiele do powiedzenia.

Aktualnie w modzie panuje duży trend na ilustratorów - live drawing, okładki „Vogue” z ilustracjami zamiast zdjęć. Myślisz, że to jest właśnie ten czas?

Myślę, że jest czas. Zdjęcia też są niesamowite i piękne, warto coś przedstawić w świeży sposób w innej technice. To taka sinusoida - jeszcze kilkadziesiąt lat temu polscy ilustratorzy byli w światowej czołówce, rozchwytywani. Potem przyszedł czas na fotografię, a teraz wraca znowu rysunek. Kolejna sprawa to rozróżnienie ilustracji tradycyjnej od tej digitalowej.

Ty jesteś zwolenniczką tradycyjnej

Tak, choć często zachwycam się digitalową, ale nie potrafię jej tworzyć. Zawsze miałam słabość do papieru, do rzeczy w różnych fakturach w dotyku i do farb - lubię się pobrudzić, popracować manualnie. Na rynku jednak, wiadomo, dla każdego, kto ma swoje spojrzenie i pomysł, zawsze znajdzie się miejsce, bez względu na technikę.

Masz swoich ulubionych ilustratorów? Na których sobie czasami zerkasz i myślisz: „matko jakie to piękne” ?

Inspiruję się artystami tworzącymi w tradycyjnej technice, na przykład bardzo podobają mi się prace szwedzkich artystów, bo w Skandynawii przyroda odgrywa kolosalną rolę. Widać to w ilości genialnych twórców postaci zwierząt, pejzaży. Jednym z moich ulubionych ilustratorów jest Lars Jonsson, też maluje głównie ptaki, współtworzy ornitologiczne przewodniki.

Wspomnę także o profesorze Janie Sokołowskim, którym bardzo się inspiruję. Był zoologiem z wykształcenia, ale bardzo popularyzował wiedzę o ptakach. Lubił po godzinach rysować swoje ptaki, wydał szkicownik i zawsze przyświecał mu cel popularyzacji wiedzy o gatunkach. To taka moja gwiazda polarna.

Gdybyś miała stworzyć oś czasu z najbardziej wyjątkowymi chwilami i sukcesami Twojego życia, co byś na niej umieściła?

Nie jest to może komercyjny sukces, ale znalezienie pewnej równowagi, balansu w życiu. Przeprowadziłam się z rodziną z dużego miasta na wieś, uwolniłam od pędzącego życia i mam zupełnie inną perspektywę dnia. Pracuję z domu, sama narzucam sobie czasowe ramy, to była jedna z moich najlepszych decyzji. Ogromnie doceniam pomoc rodziców, bardzo ważnym oparciem jest mój mąż, dzielimy się zadaniami i razem staramy się znaleźć ten work life balance. Cała nasza rodzina działa razem jak zespół i jestem z tego powodu szczęśliwa.

Dla mnie Twoim sukcesem jest też fakt, że rysunki niosą ze sobą dodatkową wartość. Pokazujesz jak zmienia się środowisko - odbiorcom z całego świata. Pokazujesz, że przyrodę trzeba doceniać.

Chciałabym, by z takim przekazem właśnie do nich docierała.

Chcę zwracać uwagę na naturę, czasem wystarczyłoby z szumu medialnego niepotrzebnych newsów przemycić coś o tej sikorce, o tym rudziku, że dziś jeszcze są, ale niekoniecznie mogą być jutro. W mieście jesteśmy przyzwyczajeni do wróbli, gołębi, gawronów, ale wcale nie jest powiedziane, że za dwadzieścia lat nie wyjdziemy na puste place i nawet tych szarych gołębi będzie nam brakować. Zwierzęta są niezwykle ciekawe i różnorodne, warto, często i na wiele różnych sposobów pokazywać je, ich życie i ich wartość.

Myślę, że warto nawet do samej pasji „birdwatchingu” zachęcać dzieci i pokazywać ją od strony zupełnie innej jako wyzwanie, zabawa, która jednocześnie uwrażliwia na to co nas otacza i uczy.

Kiedy wielka premiera Twoich rysunków w kolekcji dziecięcej H&M?

Piątego marca.

Jak w związku z tym wyglądają Twoje najbliższe plany?

Reklama

Na pewno jestem strasznie ciekawa jakie będą reakcje dzieci, czy spodobają im się gepardy i żyrafy na koszulkach, a może podwodny świat? To dla nich tworzyłam całość i mam nadzieję, że będzie mi dane jak najwięcej tych dziecięcych emocji zobaczyć. Myślę też, że po tej przygodzie otworzę się na inne gatunki zwierząt, bo miałam straszną frajdę z malowania dzikich kotów, surykatek, krabów etc. - nabrałam ochoty i odwagi na więcej.

Reklama
Reklama
Reklama