„Jesteś niewystarczająco dobra, krzywdzisz swoje dziecko” – to spotyka większość mam. Dlaczego?
Zjawisko mom shaming zatacza coraz szersze kręgi; zamiast się wspierać i razem szukać dobrych rozwiązań mamy tendencje do umniejszania i podcinania skrzydeł innym matkom. Skąd to się bierze i jak nie poddać się nieuzasadnionej krytyce własnych kompetencji?
W dobie mediów społecznościowych by być ekspertem w jakiejś kwestii na dobrą sprawę wystarczy po prostu odpowiednio mocno chcieć. Zresztą są takie kwestie, które choć dotyczą nas wszystkich i na płaszczyźnie których wszyscy popełniany błędy, sprawiają wrażenie na tyle banalnych, że wielu rości sobie prawo do pouczania innych i występowania w roli mentora. Na przykład macierzyństwo: z założenia przyjmuje się, że każda kobieta stworzona jest do tego, by być matką, a wiedza na temat tego jak postępować z dzieckiem i radzić sobie z własnymi i jego emocjami jest czymś, z czym przychodzimy na świat.
Matki krytykują matki: zjawisko mom shaming - skąd się bierze?
Doświadczenia kobiet to potwierdzają: aż 95% z nich doświadczyło krytyki, pouczania, wyśmiewania a nawet hejtu lub dopuściło się takiego zachowanie wobec innych kobiet. Ciekawa jest zwłaszcza ta ostatnia kwestia – na „chłopski rozum” mogłoby się zdawać, że matki będą się wzajemnie wspierać i służyć sobie raczej pomocą i wsparciem, niż krytyką. Tymczasem jest jednak całkowicie odwrotnie: macierzyństwo zamiast być doświadczeniem łączącym przybiera formę rywalizacji, walki. I nie jest to odczucie jednostek, ale teza, która znajduje potwierdzenie w badaniach: naukowcy z Michigan dowiedli, ze ponad połowa matek dzieci w wieku do 5 lat zmaga się masową krytyką na każdym polu: od karmienia piersią, przez pielęgnacje dziecka, po jego wychowanie, a zjawisko „mom shaming” zatacza coraz szersze kręgi.
Ta mama doświadczyła okrutnego przypadku "mom shamingu"
Bliżej przyjrzała się mu przyjrzała się blogerka Iwona Kilińska (@jakuraniedomowa). W stworzonej przez nią ankiecie, którą opublikowała w sieci wzięło udział 200 matek, a wynik potwierdził najsmutniejsze przypuszczenia. Okazuje się, że wśród Polek piętnowanie matek jest zakrojone na podobną skalę, co globalnie: aż 95% z nich przyznało, że także doświadczyło negatywnego feedbacku od innych mam w odniesieniu do tego, jak sprawdzają się w tej roli.
Co ciekawe, to zjawisko, choć przybiera na sile, nie jest niczym nowym. Pojawiło się w Stanach Zjednoczonych w latach 50., gdy kobiety podzieliły się na te, które chcą realizować się zawodowo i te które rezygnują z pracy, by zająć się domem; łączenie tych dwóch obszarów było wówczas niemożliwe, wiec wybierając jedno automatycznie trzeba było pożegnać się z drugą opcją.
Mom shaming - matki krytykują za zbyt długie karmienie piersią
Miejsce największego hejtu jest oczywiście internet – co ciekawe, ale nie zaskakujące, w myśl wspomnianych wyżej prawidłowości najsurowsze komentatorki to kobiety, które same są matkami i które nie maja hamulców, by pod własnym imieniem i nazwiskiem jawnie krytykować koleżanki w podobnej sytuacji. Patrycja Sołtysik, mama która prowadzi otwarty profil na Instagramie, a prywatnie żona dziennikarza Andrzeja Sołtysika, skarży się w jednym z wywiadów, że prawie każde publikowane przez nią zdjęcie spotyka się z hejtem; od tych na których karmi 4-letniego syna, przez te ukazujące codzienne sytuacje, w których przy dłuższym spacerze sięga po wózek, czy wreszcie te przedstawiające całą rodzinę, a więc także jej partnera, o którym instagramowiczki piszą, że „mógłby być jej ojcem”.
Sam fakt bycia matką przestał być wystarczająco jednoczącym doświadczeniem, a brak autorytetów, do których można by się odnieść i z nich czerpać oraz zawodność metod wychowawczych poprzednich pokoleń sprawiają, że mimo „wrodzonych’ predyspozycji do spełniania się w tej roli wciąż błądzimy po omacku. I zamiast służyć sobie wsparciem, uciekamy się przede wszystkim to piętnowania błędów innych, jak gdyby to miało stać się źródłem naszej własnej siły.
Jest szansa na to, by sytuacja uległa zmianie, a macierzyństwo stało się źródłem siostrzanej siły i doświadczeniem, które jednoczy, a nie dzieli?