"Wszyscy jesteśmy przebodźcowani, zwłaszcza nasze dzieci. Chodzi o to, żeby odciąć się od wszystkiego" - rozmawiamy z Edytą Anyszką, która w swojej pracy wykorzystuje metodę Arno Sterna
Malownia to miejsce, gdzie każdy może się wyciszyć. Wyobraź sobie, że wchodzisz do pomieszczenia bez okien, dostajesz pędzel i farby i bez oporów możesz malować po ... ścianach. Tak, to dzieje się naprawdę. Edyta Anyszka stworzyła takie miejsce, do którego może przyjść każdy: "Miałam takie marzenie, żeby stworzyć miejsce, gdzie każdy będzie czuł się dobrze. Gdzie można przyprowadzić mamę, babcię, koleżankę i razem można spędzać czas, a jednocześnie być samym ze sobą.
Małgorzata Malinowska, kobieta.pl: Stworzyłaś wyjątkowe miejsce o nazwie „Malownia”, gdzie prowadzisz warsztaty metodą Arno Sterna. Już sama ta nazwa jest dla nas intrygująca. Co to za metoda i jakie były początki?
Edyta Anyszka, założycielka Malowni: Zaczęło się z potrzeby serca. Miałam takie marzenie, żeby stworzyć miejsce, gdzie każdy będzie czuł się dobrze. Gdzie można przyprowadzić mamę, babcię, koleżankę i razem można spędzać czas, a jednocześnie być samym ze sobą. Jako mama dwóch cudownych chłopaków zaczęłam inwestować w swój rozwój osobisty. Na jednym z warsztatów z malowania intuicyjnego Vedic Art, na które uczęszczałam, dowiedziałam się o metodzie Arno Sterna, czyli metodzie swobodnej zabawy malarskiej. W tej metodzie nie ma tematu, nie narzuca się niczego. Ekspresja jest wyrażana za pomocą farby i pędzla. Bardzo mnie to zaintrygowało.
Na czym polegają Twoje warsztaty według tej metody?
E. A.: Uczestnicy zajęć przychodzą do pracowni bez okien. Grupa najczęściej liczy 15 osób. Na środku stoi stół malarski z 18. farbami. Uczestnik dostaje kartkę papieru, którą przyczepiam we wskazanym przez uczestnika miejscu na ścianie. Szczególnie podoba się to dzieciom, które w końcu mogą malować (bez ograniczeń miejsca). W dzisiejszych czasach takie malowanie jest dużą umiejętnością. Wszyscy jesteśmy przebodźcowani, zwłaszcza nasze dzieci.
Często podczas zajęć pada pytanie: „Proszę Pani, a co ja mam namalować?” Tutaj nie ma określonej tematyki. Chodzi o to, żeby malować, co się chce. Najważniejsza jest regularność. Ponieważ podczas regularnych zajęć zaczyna się dziać coś prostego ale niezwykle ciekawego. Następuje powrót do naszej pamięci komórkowej, do naszych odczuć chociażby w życiu płodowym i właśnie dzięki tej swobodnej zabawie „wymalowujemy” emocje, które nas blokują w innych momentach życia, a my nie zdajemy sobie z tego sprawy. Ja prowadząc te zajęcia, nie interpretuję tych rysunków i nie oceniam. To daje swobodę uczestnikom zajęć. Wszystkie emocje, które w danym momencie przeżywają, swobodnie przenoszą na kartkę papieru. Pojawiają się charakterystyczne ślady i kształty. Co ciekawe podobne elementy pojawiają się u wszystkich uczestników. Mój mentor - Arno Stern nazywa to formulacją.
Fot. Magda Kieroń
Co to dokładnie oznacza?
E. A.: Formulacja to cały proces, który odbywa się podczas tych zajęć. Na początku maluje mózg, a później zaczyna malować nasza dusza i nasze potrzeby z wewnątrz. Osoby z certyfikatem, które przeszły cały kurs Arno wiedzą, co oznaczają kształty pojawiające się na kartkach papieru. Zaczyna się proces formulacji.
O jakich symbolach mowa?
E. A.: Na początku pojawiają się symbole pierwotne: kropki, kółka, później może pojawić się kształt zaokrąglony. Dalej kształty ościste, kształty z promieniami .Kolejnym etapem są kształty główne formulacji. Pojawienie się pierwszych kształtów pierwotnych świadczy o tym, że formulacja jest w nas i nie została zniszczona, tylko jest zachowana i trzeba to ocalić i wydobyć na zewnątrz. W miarę regularności, większej swobody i otwierania się uczestnika, jeśli rozum odpuści a zaczyna malować dusza, to powstają prawdziwe dzieła sztuki.
A jak rozpoznać, że już coś się zaczyna dziać?
E. A.: Trzeba być uważnym, zarówno na siebie jak i na dziecko. Dobrym przykładem jest, kiedy dziecko dostanie jakąś ocenę w szkole, która jest mu mało przyjazna. Wcześniej taka ocena powodowała, że dziecko zamykało się w sobie, było bardziej narażone na stres, nie chciało iść dalej, bo już zostało skrytykowane. Kiedy uczestniczy w zajęciach, najpierw uczy się ,później już czuje, że dla niego ta ocena negatywna nic mu nie robi, nie zniechęca go do kolejnego działania. Wie ,że może mocniej ,bardzie… i robi to dla siebie bez spełniania oczekiwań innych. W zgodzie ze sobą.
Jak da się wytłumaczyć, że dziecko lepiej znosi krytykę i porażkę?
E. A.: No właśnie dzięki temu, że nie jest poddawane ocenie. Kiedy dzieci uczęszczają na zajęcia w Malowni, to ich rysunki zostają w pracowni. Oczywiście często , zwłaszcza na początku, dzieci chcą je zabrać, żeby pokazać rodzicom czy dziadkom- tak są nauczone. Wtedy tłumaczę im, żeby je zostawiły właśnie dlatego. Pokazuje ,że jest inna droga, nie musza podlegać ocenie i komentarzom. Zauważyłam, że niezależnie od wieku, to dziecku wystarcza. Przy kolejnych zajęciach nie ma już takich pytań jest to po prostu norma. Kiedy później przychodzi gorsza ocena w szkole, to nie przejmują się nią. Warsztaty są dobrą przestrzenią do budowania poczucia własnej wartości i kierunku, że to „ja” jestem ważny, nie oczekiwania na zewnątrz.
Nie wierzę, że małe dzieci nie podejdą i nie zapytają: „Proszę Pani, ładne?”
E. A.: Oczywiście, to na początku jest to jedno ze standardowych pytań. Ja najczęściej odwracam uwagę dzieci i pytam, czy im się podoba rysunek. Dzieci czasami mówią, że im się podoba, a czasami, że nie. Wtedy ja upewniam je, że to co czują w danej chwili jest dobre - każda emocja.
Czy dostajesz od rodziców czy opiekunów informacje zwrotne, co dają dzieciom te zajęcia?
E. A.: Najbardziej było widać to na grupie ze szkoły specjalnej, kiedy dzieci przyjeżdżały przez cztery miesiące dwa razy na miesiąc. Efekty zauważałam nie tylko ja jako prowadząca ale i opiekunowie tych dzieci. Jedna z dziewczynek była na wózku i powiem, że błysk w jej oczach, kiedy widziała pracownię i przestrzeń gdzie szła malować, jest nie do opisania. Ta swoboda przekładała się na ich naukę w szkole i to, że chętniej robią różne nowe rzeczy. To duży krok naprzód.
Fot. Magda Kieroń
Komu szczególnie polecasz udział w warsztatach według metody Arno Sterna?
E. A.: Przede wszystkim dzieciom, które mają problemy z koncentracją i przebodźcowaniem. To są dwa aspekty, które najbardziej potrzebują pomocy i wspomagania w obecnym świecie. Chodzi o to, żeby jak najbardziej odciąć się od zewnętrznych bodźców i zewnętrznych warunków. Jest to ukierunkowane na to, żeby dziecko nauczyło się spokoju w sobie i koncentracji, mimo tego, co się dzieje dookoła nas. Stąd też to pomieszczenie bez okien i jak najmniejszy brak bodźców zewnętrznych.
Jak prowadzę zajęcia, to od razu widzę, na co dziecko ma ochotę i co mu w duszy gra, jakie emocje mu towarzyszą. Ale ja tego nie komentuję i nie interpretuję, bo jest to swobodna zabawa.
A jak obserwujesz dorosłych?
E. A.: Często słyszę zwłaszcza od kobiet - mężczyźni są bardziej powściągliwi, że takie swobodne malowanie pozwala im się wyciszyć. Kiedy wymalują coś, co im leży na sercu, to jest im lżej i samo to, że nie zabiera się rysunku do domu, to też dużo daje uczestnikom. Chce przekazać, poprzez swobodną zabawę malarską każdemu uczestnikowi, że w 4-ch ścianach Malowni może pozbyć się „ciężarów”, które go obciążają, a na które on nie ma wpływu.
Fot. Magda Kieroń