Reklama

Reklama

Od szwalni rodziców do własnej marki modowej

„Chcę, aby nasze klientki miały świadomość, iż nasze projekty szyjemy lokalnie, a ja jestem od początku do końca procesu powstawania ubrań” – mówi Natalia Orłowska, założycielka Le Songe. Temat marek zrównoważonych nie jest jej obcy. Dzieciństwo spędziła w szwalni rodziców i to oni zaszczepili w niej fascynację do mody. Mimo tego nie planowała pójścia ich śladem, a karierę zaczynała od pracy w korporacji. Wszystko zmieniło się w 2016 roku, kiedy zauważyła lukę w rynku i ją wykorzystała. Jak wyglądały początki jej marki? Czy nie bała się przeciwstawienia fast fashion?

Julia Lubecka: Własna marka modowa wymaga nie tylko pomysłu, ale także determinacji i chęci do działania. Czy pamiętasz moment, w którym postanowiłaś postawić wszystko na jedną kartę i założyć własną działalność?

Natalia Orłowska: Pamiętam doskonale. Podczas pracy w korporacji ciągle myślałam, aby stworzyć coś swojego. Ta myśl bardzo długo była ze mną i coraz intensywniej zaczęłam myśleć o swojej marce. Późniejsze losy korporacyjne tylko wzmocniły te myśl i utwierdziły w przekonaniu, że to jest najlepszy moment na swoją działalność.

Moda od zawsze była twoją pasją?

Tak, już będąc małą dziewczynką stawiałam pierwsze kroki jako modelka w ówczesnej firmie rodziców. To na mnie poprawiane były wszystkie kroje do nowych kolekcji. Ten czas mocno we mnie został, stąd moje zamiłowanie do tworzenia. Rodzice zaszczepili we mnie fascynację modą, która przerodziła się ostatecznie w Le Songe.

Dlaczego akurat homewear? Twoja marka powstawała w czasach, kiedy ubrania „domowe” nie były jeszcze tak bardzo popularne. To zmieniło się całkowicie dopiero w ciągu ostatnich kilku lat.

Myśląc o swojej marce modowej i zastanawiając się, w jakim kierunku iść - zauważyłam niszę na rynku, którą chciałam zapełnić. Zrobiłam to świadomie i od samego początku stawiałam na tego typu projekty. Zauważyłam, że aktualnie moda homewear stała się dla innych marek kołem napędowym, jako efekt uboczny pandemii.

Wiem, że od początku działalności zależało ci na modzie odpowiedzialnej, dlatego zdecydowałaś, że twoje produkty będą szyte w lokalnych szwalniach. Na stronie twojej marki z łatwością można znaleźć informacje na temat tego, gdzie i jak powstaje każda kolekcja. Dlaczego już od powstania Le Songe położyłaś taki nacisk na transparentność i modę zrównoważoną?

Temat mody odpowiedzialnej i szycia w lokalnych szwalniach znam „od podszewki”. Wychowałam się w marce modowej rodziców, gdzie wszystko począwszy od etapu projektowania, a skończywszy na sprzedaży w sklepie stacjonarnym było przemyślane. Mam tu na myśli poszanowanie pracowników, wybór najlepszych materiałów, a także czuwanie nad całym procesem produkcji. Chcę, aby nasze klientki miały świadomość, iż nasze projekty szyjemy lokalnie, a ja jestem od początku do końca procesu powstawania ubrań.

Jak dokładnie twoja marka wpisuje się w zrównoważony rozwój?

Myślę właśnie, że na tle innych marek wyróżnia nas fakt, iż czuwamy nad procesem odszywania każdej sztuki. W większości przypadków, marki zlecają to zadanie szwalni. Co więcej nie wiedzą ile pieniędzy, które płacą za szycie, faktycznie trafia do wynagrodzenia osoby, której to talent i ciężka praca jest niezbędny do powstania danej rzeczy. W naszej szwalni dbamy, aby nasi pracownicy odbierali rzetelne wynagrodzenie za swoją pracę. Ponadto dokładamy wszelkich starań, aby produkt, który trafi do klienta, był starannie zapakowany i każdy konsument czuł się wyjątkowo rozpakowując go. Co więcej całkowicie zrezygnowaliśmy z plastiku w opakowaniach. Nie szyjemy masowo, aby uniknąć nadprodukcji. Początkowo odszywamy niewielkie ilości, a następnie na bieżąco, zgodnie z zamówieniami uzupełniamy stany magazynowe.

Mówi się, że w dzisiejszych czasach w związku z kryzysem klimatycznym, zrównoważony rozwój marek modowych to już konieczność. Wiele firm dalej nastawionych jest jednak na fast fashion, ponieważ oznacza to dla nich szybszy zysk, mniejszym kosztem. Czy kiedy myślisz o marce Le Songe jesteś dumna, że poszłaś swoją drogą?

Tak i nie zmieniłabym tej drogi. Nie jesteśmy marką mocno osadzoną w trendach, a bardziej w ponadczasowości. Stawiamy na jakość materiałów i uniwersalne kroje. Odbiegamy od pojęcia mody fast fashion, co wydaje mi się widać od początku działalności Le Songe.

Jakie były największe wyzwania przy zakładaniu marki nastawionej na modę odpowiedzialną? Wiele osób boi się pracy, jaka wiążę się z firmą produkującą ubrania w sposób bardziej ekologiczny i etyczny. Jakiej rady udzieliłabyś takim osobom? Zapytam wprost: czy marka z modą odpowiedzialną się opłaca?

Najbardziej opłaca się być zgodnym z samym sobą. Jeżeli Ty, jako pomysłodawca i osoba odpowiedzialna za markę będziesz ją tworzył zgodnie ze swoim poglądem na życie - wyjdzie to samoistnie. Chcąc dbać o naszą planetę, być świadomym i odpowiedzialnym przedsiębiorcą automatycznie powoduje, iż koszty schodzą na drugi plan. Odbiór klientów będzie pozytywny i zrozumieją wyższą cenę, ponieważ są śwadomi, że za modę odpowiedzialną trzeba zapłacić trochę więcej.

Mówisz, że wszystkie kolekcje Le Songe są wyszywane w Polsce. Praca w szwalni to jednak w naszym kraju, i zresztą nie tylko, temat tabu. Rzadko mówi się o tym, jak traktowani są tam pracownicy. Okazuje się, że często są to nadgodziny, brak umów i zwolnień lekarskich. Marka zrównoważona to jednak także taka, która sprawiedliwie traktuje swoich pracowników. Czy przy wyborze szwalni myślałaś również o tym, jak traktowani są tam szwacze i szwaczki?

Początkowo zakładając Le Songe – nie mieliśmy szwalni. Miałam natomiast duży back up kontaktowy, jeżeli chodzi o doświadczenie, od moich rodziców. To sprawiło, że znalazłam bardzo dobre miejsce do współpracy, z którym jesteśmy związani do dziś. Wiem, jak traktowani są pracownicy, ponieważ regularnie się z nimi widuję. Chyba nie skłamię, mówiąc, iż jest to rzadkością w 99% polskich markach. Rosnący brand, nie jest w stanie dopilnować całego procesu, a często, wręcz – nie chce, ponieważ wymaga to dużej ilości poświęconego czasu. Niestety, nie raz miałam spięcia z twórcami marek o przysłowiowe „pięć złotych” za uszycie sukienki. Trzeba mieć świadomość, że u mnie szyją polscy rzemieślnicy i nie ma wyzysku pracowników.

Jak wygląda typowy dzień pracy w szwalni?

Oj to by było warte nakręcenia… (śmiech). To zależy od produkcji, która jest aktualnie „na tapecie”. Ciężko opisać szczegółowo zadania każdej z osób odpowiedzialnych za konkretne procesy, ponieważ mamy krojownie, szwaczki, osoby prasujące i na wykańczalni: dziurkowanie, guzikowanie oraz pakowanie. Każdy ma swoją „misję”, a każda z nich jest bardzo ważna i niezbędna do finalnego powstania projektu. Ja natomiast najczęściej w swojej pracy na szwalni muszę „rozkminić” najbliższą produkcję z krojczym, ewentualnie główną krawcową. I ustalić z Panią Bogusią – odpowiedzialną za wykończenie, „jak pakujemy” daną produkcję.

Ostatnie pytanie – twoja marka jest wyjątkowa również z tego względu, że jest prowadzona przez kobietę. 19 listopada obchodzimy Światowy Dzień Przedsiębiorczości Kobiet. Jest to święto potrzebne, ponieważ kobiet w zarządach polskich firm jest cały czas o połowę mniej niż mężczyzn. Jak myślisz, dlaczego różnica jest aż tak duża? Jaką radę dałabyś kobietom, które myślą o założeniu firmy, ale boją się, coś je powstrzymuje?

Reklama

Po pierwsze - większa wiara w swoje możliwości, to my same siebie hamujemy. Wszystko jest w naszych głowach. Jeżeli znasz się na tym co chcesz robić, masz pomysł i lubisz to robić, to zacznij działać i nie oglądaj się za siebie. Ciężko mi powiedzieć, dlaczego różnica jest tak duża, ja zauważam jednak, że coraz więcej kobiet ma swoje biznesy, patrząc nawet po moich klientkach na szwalni. Jesteśmy coraz pewniejsze siebie i uważam, że mamy w sobie wiele determinacji.

Reklama
Reklama
Reklama